Vadis Odjidja-Ofoe na kolanach. Belg fetuje zdobycie bramki w starciu z Realem.Vadis Odjidja-Ofoe na kolanach. Belg fetuje zdobycie bramki w starciu z Realem.
Kroniki„Złota 10-ka” - polskie kluby w europejskich pucharach
„Złota 10-ka” - polskie kluby w europejskich pucharach
Autor: Rafał Byrski
Data dodania: 30.07.2025
FOT. CYFRASPORTFOT. CYFRASPORT

"Polska! Górnik! Brawo! Brawo! Proszę państwa, a więc sprawiedliwości stało się zadość! Kochani chłopcy, macie jednak szczęście!”, ,„Idzie środkiem Kowalczyk, ale tam dośrodkowanie do Cyzia, jest Kowalczyk! Gool!”, "Gdzie jest ta Legia? W Lidze Mistrzów!", „Panie sędzio, 92. minuta gry. Nie było przerw, nie było kontuzji, dlaczego pan nie przerywa tego spotkania?! No dlaczego pan nie gwiżdże?! Panie Turek, niech pan tu kończy to spotkanie”, „Dzisiaj Poznań na pewno wcześnie – po takim wyniku, po takim meczu – nie położy się spać. Piękny wieczór przy Bułgarskiej”. 

Te cytaty znanych komentatorów: Jana Ciszewskiego, Andrzeja Szeląga, Dariusza Szpakowskiego, Tomasza Zimocha i Mateusza Borka przeszły do historii polskiego futbolu. Ale nie trafiłyby „pod strzechy” i nie zachowały się w pamięci kibiców, gdyby nie dotyczyły słynnych meczów naszych klubów w rywalizacji z najlepszymi drużynami Starego Kontynentu. Wybraliśmy „złotą dziesiątkę” takich spotkań, a listę ułożyliśmy chronologicznie. Zaczynamy od meczu, w którym piłkarskiej Europie „przedstawił się” jeden z najlepszych graczy mundialu 1974.     

1.  AS Saint-Étienne - Legia Warszawa 0:1,  26 listopada 1969 

„Pogodna jesień nadal trwa, nie zmącił jej nawet pierwszy w tym roku śnieg. W środę 26 listopada mistrz naszego kraju Legia Warszawa i zdobywca Pucharu Polski Górnik Zabrze przypieczętowały swój awans w Pucharze Europy i Pucharze Zdobywców Pucharów. Dzień ten przejdzie do historii naszych drużyn klubowych” – można było przeczytać na pierwszej stronie „Przeglądu Sportowego”. I tak rzeczywiście było. Piłkarze ze stolicy udział w najbardziej prestiżowych rozgrywkach - Pucharze Europy (poprzedniku Ligi Mistrzów), zakończyli dopiero w półfinale. A po drodze wyeliminowali rumuński UT Arad (2:1 i aż 8:0 w rewanżu, choć do przerwy był bezbramkowy remis), AS Saint-Étienne i Galatasaray Stambuł (1:1, 2:0, wszystkie gole tureckiemu klubowi strzelił 35-letni wówczas Lucjan Brychczy). Najcenniejszym „skalpem” było jednak wyeliminowanie mistrza Francji. Po skromnej wygranej w Warszawie (2:1), Legia nie była faworytem w rewanżu, ale poradziła sobie śpiewająco. Gospodarzy „dobił” mało wówczas znany w Europie Kazimierz Deyna. W 85. minucie „Kaka”, przymierzył w okienko i przesądził o sensacyjnym zwycięstwie Legii. W półfinale Wojskowi nie dali rady Feyenoordowi Rotterdam (0:0, 0:2), ale przynajmniej mieli satysfakcję, że przegrali z późniejszym triumfatorem tych rozgrywek. W finale Feyenoord pokonał bowiem 2:1 Celtic Glasgow.  

0:1 Gol K. Deyny, asysta J. Żmijewskiego
2. AS Roma - Górnik Zabrze 1:1, losowanie dla Górnika, 22 kwietnia 1970

To był najbardziej pamiętny „serial” w historii występów polskich klubów w europejskich pucharach. W Pucharze Zdobywców Pucharów (sezon 1969/70) Górnik szedł jak burza. Po wyeliminowaniu Olympiakosu Pireus (2:2, 5:0), Glasgow Rangers (dwa razy po 3:1) oraz Lewskiego Sofia (2:3, 2:1) klub ze Śląska trafił na Romę, którą prowadził słynny szkoleniowiec Helenio Herrera (na zdjęciu). To był taki „Jose Mourinho lat 60-tych”. Za sukcesami Herrery szły bowiem w parze charyzma, osobowość oraz pewność siebie, często przechodzącą w pychę. A pycha często kroczy przed upadkiem. I udowodnili to Górnicy z Zabrze. Ze stolicy Włoch przywieźli cenny remis (1:1), rewanż na Stadionie Śląskim także zakończył się wynikiem nierozstrzygniętym, choć już po dogrywce (2:2). Przy takim wyniku o losach rywalizacji rozstrzygał wówczas, zgodnie z regulaminem, trzeci mecz na neutralnym boisku. Spotkanie w Strasburgu także nie wyłoniło zwycięzcy (1:1), choć obie drużyny dostały od… miejscowego elektryka chwilę nieplanowanej przerwy, bo z powodu awarii oświetlenia nad stadionem zapadły ciemności. Wtedy o serii rzutów karnych nikt jeszcze nie myślał, a zwycięzcę wyłonił... rzut monetą. Na szczęście „sprawiedliwości stało się zadość” do wielkiego finału w Wiedniu awansował Górnik. Niestety na słynnym Praterze przegrał 1:2 z Manchesterem City. To do dziś jedyny finał z udziałem polskiego klubu w europejskich pucharach. Niedosyt jednak pozostał, bo zespół z Zabrza, był naprawdę blisko jeszcze większego sukcesu. 

Skrót meczu
3. Liverpool FC - Widzew Łódź 3:2, 16 marca 1983

Trzynaście lat później o polskim klubie znowu było głośno. Piłkarze z włókienniczego miasta zostali rewelację Pucharu Europy, choć grali już bez największej gwiazdy. Zbigniew Boniek przed sezonem 1982/83 przeszedł bowiem do Juventusu Turyn, ale „Zibi” i „Juve” w tej „widzewskiej historii” odegrają jeszcze ważne role. Ale zanim do tego doszło Widzew w drodze do półfinału wyeliminował maltański Hibernians (4:1, 3:1), stoczył dramatyczny bój z Rapidem Wiedeń (1:2, 5:3) i miał się pożegnać z rozgrywkami po meczach z Liverpoolem. Nikt bowiem nie dawał szans łodzianom w starciu ze słynnym angielskim klubem. Ale już w Łodzi doszło do sensacji. Mimo, że kilku piłkarzy Widzewa walczyło nie tylko z rywalami, ale także grypą, gospodarze wygrali 2:0, a drugą bramkę, strzałem głową, zdobył najmniejszy na boisku (tylko 167 centymetrów wzrostu) Wiesław Wraga. - Na Anfield Road odrobimy straty - zapewniali piłkarze Liverpoolu. Nic z tych rzeczy. Gospodarze strzelili wprawdzie pierwszego gola, gdy Phil Neal wykorzystał rzut karny, ale także z „jedenastki” wyrównał jeszcze przed przerwą Mirosław Tłokiński. To jednak nie koniec. Na początku drugiej połowy szkoleniową kontrę Widzewa wykończył Włodzimierz Smolarek i sensacja stała się faktem. Trafienia Iana Rusha i Davida Hodgsona były tylko na „otarcie łez”. Piłkarze Widzewa wrócili do Polski nie tylko z awansem i uznaniem kibiców Liverpoolu (którzy tuż po meczu zgotowali im owację na stojąco), ale także w nakryciach głowy otrzymanych od ... policjantów. Angielscy stróże prawa również docenili klasę klubu z „polskiego Manchesteru”. W półfinale Widzew nie dał już rady „Bońkowemu” Juventusowi (0:2, 2:2), ale i tak powtórzył najlepsze osiągnięcie Legii sprzed 13 lat w Pucharze Europy. 

Kibice na Anfield oklaskują piłkarzy Widzewa
4. Lech Poznań - FC Barcelona 1:1, karne 4:5, 9 listopada 1988 

Wywalczyć awans do ćwierćfinału Pucharu Zdobywców Pucharów i... kupić konia. To dwa cele przyświecały słynnemu Johanowi Cruyffowi przed rewanżem w Poznaniu. Słynny Holender był wtedy szkoleniowcem Barcy, która wcale nie była pewna promocji do kolejnej rundy. Na Camp Nou tylko zremisowała z Kolejorzem (1:1). W związku z tym, że piłkarze Dumy Katalonii przylecieli do stolicy Wielkopolski dwa dni przed meczem, Cruyff miał jeszcze trochę czasu, by zainteresować się nabyciem wierzchowca. Do transakcji jednak nie doszło, bo jak wieść gminna niesie, holenderski gwiazdor nie porozumiał się finansowo z właścicielem stadniny. Na boisku też było pod górę, bo goście przegrywali po golu Jerzego Kruszczyńskiego z karnego. Do remisu doprowadził Robert Fernandez, ale dogrywka nie przyniosła rozstrzygnięcia. Doszło do rzutów karnych, w której Lech mógł postawić pieczątkę na awansie, ale piłka po strzale Damiana Łukasika zamiast w siatce wylądowała na poprzeczce bramki Andoniego Zubizaretty. Pozostał smutek i żal, bo żaden polski klub nie był tak blisko wyeliminowania słynnej Barcy. A Duma Katalonii wygrała w tamtym sezonie te prestiżowe rozgrywki, po 2:0 w finale z Sampdorią Genua.  

Rzuty karne
5. Sampdoria Genua - Legia Warszawa 2:2, 20 marca 1991

Genua to miasto Krzysztofa Kolumba i… Wojciecha Kowalczyka. To właśnie z tego portu słynny włoski podróżnik wyruszył w wielki świat. A piłkarska podróż „Kowala” do poważnej kariery także rozpoczęła się w pięknym mieście nad Morzem Liguryjskim. Kolumb urodził się w Genui, a Kowalczyk właśnie tam „urodził się dla piłki”. Było to w meczu Sampdorii z Legią w ćwierćfinale Pucharu Zdobywców Pucharów. W Warszawie Wojskowi niespodziewanie wygrali po golu Dariusza Czykiera. A przecież Sampdoria, to był wtedy jeden z najlepszych europejskich klubów. W poprzednim sezonie w cuglach wygrała Puchar Zdobywców Pucharów, po 2:0 w finale z Anderlechtem Bruksela. Legia po przylocie do Włoch została skoszarowana w Rapallo. To w tym mieście, w 1922 roku, ministrowie dwóch spraw zagranicznych Związku Sowieckiego i Rzeszy Niemieckiej podpisali umowę, która regulowała relacje polityczne obu państw. Umowa w Rapallo była podwaliną pod późniejszą militarną potęgę naszych potężnych sąsiadów. A Legia potęgę pokazała na boisku. Już w 19. minucie chłopak z Bródna udowodnił, że nadaje się do czegoś więcej, niż tylko do noszenia sprzętu za starszymi kolegami. Osiem minut po przerwie „Kowal” uderzył po raz drugi. A komentarz sprawozdawcy TVP Andrzeja Szeląga przy tym golu: „Idzie środkiem Kowalczyk, ale tam dośrodkowanie do Cyzia, jest Kowalczyk! Gool!” – trafił do czołówki kultowego dzisiaj magazynu „GOL”. Takiej przewagi Legia już nie mogła wypuścić z rąk. Co prawda Gianluca Vialli i Roberto Mancini doprowadzili do remisu, a na dwie minuty przed końcem Maciej Szczęsny zobaczył czerwoną kartkę, ale 2:2 premiowało klub ze stolicy. No i obrońca Marek Jóźwiak, który po wyrzuceniu Szczęsnego musiał wejść do bramki na ostatnie minuty, gola nie wpuścił. Legia sensacyjnie awansowała do półfinału, gdzie nie dała już rady późniejszemu triumfatorowi - Manchesterowi United (1:3, 1:1). A Sampdoria w cuglach zdobyła mistrzostwo Włoch. Rok później zagrała w finale Pucharu Europy, gdzie przegrała 0:1 po dogrywce z Barceloną.   

Skrót meczu
6. IFK Goeteborg - Legia Warszawa 1:2, 23 sierpnia 1995

Do czterech razy sztuka. Za czwartym podejściem mistrzowie Polski w końcu sforsowali bramy piłkarskiego raju. I zrobili to w konfrontacji, w której nie byli faworytami. Szwedzki futbol zawsze miał dobrą markę, a reprezentacja tego kraju rok wcześniej zajęła 3. miejsce w mistrzostwach świata w Stanach Zjednoczonych. Błyszczał tam m.in. bramkarz Thomas Ravelli, który był jedną z gwiazd klubu z Goeteborga. W stolicy gol Jerzego Podbrożnego z karnego dał jednak Legii skromną wygraną. Rewanż przyniósł zdecydowanie więcej emocji. Było odrobienie strat przez gospodarzy, były czerwone kartki, nieuznany gol i w końcu skuteczność warszawian w ostatnich minutach, po golach Leszka Pisza i Jacka Bednarza. Była też wielka radość kibiców ze stolicy, którzy licznie stawili się w Goeteborgu aby wspierać swoich ulubieńców. I co najważniejsze zarówno oni, jak i piłkarze Pawła Janasa wiedzieli, że to dopiero początek pięknej przygody pod nazwą Liga Mistrzów. Legia skończyła ją w sezonie 1995/96 dopiero w ćwierćfinale po przegranej z Panathinaikosem Ateny (0:0, 0:3). To wciąż najlepszy wynik polskiej drużyny w tych najbardziej prestiżowych rozgrywkach klubowych na Starym Kontynencie. 

Gdzie jest ta Legia? W Lidze Mistrzów!
7. Broendby Kopenhaga - Widzew Łódź 3:2, 21 sierpnia 1996

To był niestety jednorazowy „wystrzał”, ale zdarzyło się, że rok po roku polski klub grał w Lidze Mistrzów. W ślady Legii poszedł bowiem Widzew. Zespół prowadzony przez Franciszka Smudę, podobnie jak Wojskowi, również trafił na rywala z północnej Europy. Broendby to z pewnością nie był rywal z najwyższej półki, ale szansę obu klubów oceniano „fifty - fifty”. Spotkanie w Łodzi potwierdziło te prognozy. Widzew wygrał (2:1), ale skromna zaliczka przed rewanżem, budziła obawy. I tak było. W Danii gospodarze przez 50. minut grali jak z nut. A Widzew wręcz przeciwnie. Broendby prowadziło 3:0, czyli z nawiązkę odrobiło straty z Łodzi. Ale wtedy Widzew pokazał, że pojęcie „remontady” nie musi kojarzyć się tylko z Hiszpanią. Najpierw Marek Citko, a dwie minuty przed końcem Paweł Wojtala trafili do siatki zbyt pewnych siebie gospodarzy. A później było liczenie upływających sekund i słuchanie w radiu pamiętnego komentarza Tomasza Zimocha. Wreszcie „Pan Turek” gwizdnął po raz ostatni. Widzew, udział w Lidze Mistrzów, zakończył wprawdzie na fazie grupowej, ale przynajmniej miał satysfakcję, że zremisował (2:2) z Borussią Dortmund, która później w finale pewnie pokonała Juventus Turyn (3:1).   

Skrót meczu
8. Schalke 04 Gelsenkirchen - Wisła Kraków 1:4, 10 grudnia 2002

Ten serial okazał się kultowy, nie tylko dla kibiców Białej Gwiazdy. W Pucharze UEFA (w sezonie 2002/03) zespół prowadzony przez Henryka Kasperczaka pokonywał jedną przeszkodę za drugą. A z każdą rundą stopień trudności był coraz większy. Zaczęło się od „rozgrzewki” z Glentoran FC z Irlandii Północnej (2:0, 4:0), później Wisła „rozjechała” wicemistrza Słowenii NK Primorje (2:0, 6:1) i... zaczęły się schody. Kolejnym rywalem była Parma, której Wisła nie dała rady cztery lata wcześniej, także w Pucharze UEFA (1:1, 1:2). Ale teraz przyszedł czas na rewanż. Po nikłej porażce we Włoszech (1:2) sprawa awansu była otwarta. Goście wprawdzie strzelili gola już w 6. minucie, ale pościg Wisły okazał się skuteczny choć trwał 120 minut i zakończył się dogrywką. Po efektownym 4:1 w kolejnej rundzie czekała już drużyna Schalke 04 Gelsenkirchen z Tomaszem Hajto. Przed rewanżem w Niemczech w korzystniejszej sytuacji byli gospodarze, którzy spod Wawelu wywieźli remis (1:1). Ale w rewanżu Biała Gwiazda zagrała koncertowo, bo jak inaczej ocenić wygraną 4:1? 

- Ten sukces to taka mała Biała Gwiazda polskiego futbolu. Oby świeciła nam jak najdłużej - powiedział po meczu uszczęśliwiony Kasperczak. Wisła awansowała do 3. rundy i była naprawdę blisko sprawienia kolejnej sensacji. Lazio Rzym to wówczas drużyna pełna gwiazd (Fernando Couto, Sinisa Mihajlović, Diego Simeone, Dino Baggio, Enrico Chiesa), ale Biała Gwiazda wcale nie była w tej konfrontacji „mała”. Po szalonym meczu w Rzymie (3:3), rewanż na zmrożonym boisku w Krakowie rozpoczęła od gola Marcina Kuźby, ale dwa kolejne ciosy zadali goście. Piękna przygoda Wisły dobiegła końca.  

Skrót meczu
9. Lech Poznań - Manchester City 3:1, 4 listopada 2010 

To był pamiętny dzień głównie dla tych, którzy walczą z... bezsennością. Bo po wygranej z takim rywalem nie wypada kłaść się spać. Trzeba świętować. Ale gdy Kolejorz poznał rywali w fazie grupowej Ligi Europy, wydawało się, że emocje skończyły się już po losowaniu. Juventus Turyn i Manchester City miały być poza zasięgiem Lecha. Tylko austriacki Salzburg wydawał się słabszy, ale do fazy pucharowej mogły awansować tylko dwa zespoły. Lech rozpoczął rozgrywki z przytupem, bo po hat-tricku Artjomsa Rudnevsa zremisował (3:3) w Turynie. Później przyszło planowe zwycięstwo nad Salzburgiem (2:0) i... planowa porażka w Manchesterze (1:3). Na rewanż z City przyszło ponad 40 tysięcy kibiców. I był to dla nich magiczny wieczór. A debiutujący w roli trenera Lecha José Mari Bakero, który dzień wcześniej zastąpił Jacka Zielińskiego, nie mógł wymarzyć sobie lepszej premiery. Kolejorz rozstrzygnął spotkanie w samej końcówce, gdy do siatki trafili Manuel Arboleda i Mateusz Możdżeń. Bramka zdobyta przez 19-latka była wyjątkowej urody. A piłkarzy ta wygrana poniosła do drugiego miejsca w grupie (za Manchesterem, ale przed Juve i Salzburgiem). I tylko szkoda, że przygoda z Ligą Europy skończyła się na pierwszej przeszkodzie w fazie pucharowej, bo portugalska Braga z pewnością była do przejścia.  

Skrót meczu
10. Legia Warszawa - Real Madryt 3:3, 2 listopada 2016

Zamiast święta zrobiła się... stypa. Po 21 latach Legia znowu zagrała w fazie grupowej Ligi Mistrzów i choć na początku poniosła trzy porażki z rzędu (0:6 z Borussią Dortmund, 0:2 ze Sportingiem Lizbona i 1:5 z Realem Madryt), to wizyta Królewskich w Warszawie mogła i powinna być świętem futbolu. Tak się jednak nie stało, bo UEFA zamknęła stadion przy Łazienkowskiej po zamieszkach, jakie chuligani wszczęli podczas meczu z Borussią. Z tego powodu jeden z najlepszych w historii występów polskich klubów w europejskich pucharach można było zobaczyć tylko w telewizji. Od gwiazd w składzie Realu kręciło się w głowie (Raphael Varane, Toni Kroos, Cristiano Ronaldo, Gareth Bale, Karim Benzema, Alvaro Morata). Ale to Legia prowadziła do 85. minuty i to Legia strzeliła najpiękniejszego gola (Vadis Odjidja-Ofoe). Może gdyby na stadionie byli kibice, to ich doping poniósłby Legię do historycznej wygranej? Tego już się niestety nie dowiemy. A Wojskowi po remisie z Realem, porażce w Dortmundzie (4:8) i wygranej ze Sportingiem (1:0) zajęli 3. miejsce w grupie i dzięki temu wiosną zagrali w fazie pucharowej Ligi Europy. 

Skrót meczu