Podobno ważniejsze od tego jak się zaczyna jest to, jak się kończy. Jednak w przypadku nowego selekcjonera reprezentacji Polski można powiedzieć, że oba aspekty są co najmniej tak samo ważne. Jan Urban przejął bowiem drużynę narodową w trakcie trwających eliminacji mistrzostw świata i aby myśleć o wywalczeniu awansu na mundial 2026, po prostu musi punktować. Jedno oczko wywalczone na trudnym terenie w Rotterdamie, w ostatecznym rozrachunku, może okazać się niezwykle cenne.
Od 2000 roku jedynym selekcjonerem reprezentacji Polski, któremu udało się zwyciężyć w swoim pierwszym meczu w nowej roli był… Michał Probierz. Poprzednik obecnego szkoleniowca biało-czerwonych miał jednak nieco łatwiejsze zadanie, bo debiutował na Wyspach Owczych. Ciesząc się z remisu naszych piłkarzy 1:1 w Holandii na początek pracy Jana Urbana przypominamy, jak wypadała kadra w inauguracyjnych spotkaniach pod wodzą kolejnych trenerów.
Były szkoleniowiec m.in. Legii i Polonii Warszawa, a także członek sztabu kadry za czasów Antoniego Piechniczka, przejął reprezentację pierwszego dnia 2000 roku. I choć do historii przeszedł jako ten, który po 16 latach przełamał niemoc biało-czerwonych w walce o awans do najważniejszych imprez (wprowadził naszą drużynę narodową do mistrzostw świata 2002 w Korei Południowej i Japonii), na pierwszą wygraną w roli selekcjonera musiał czekać aż do siódmego spotkania! Jego debiut przypadł na okres trwającej w Polsce przerwy zimowej, kiedy prowadzona przez niego drużyna udała się na towarzyskie starcie do Kartageny. Trudno się dziwić, że w sytuacji, w której zgody na powołanie swoich piłkarzy nie wyraziły kluby z Niemiec, Francji i Holandii, będący w trakcie sezonu faworyzowani Hiszpanie nie pozostawili gościom złudzeń. Wygrali pewnie 3:0.
Zaledwie w pięciu spotkaniach reprezentację Polski jako selekcjoner prowadził Zbigniew Boniek. Były reprezentant kraju i wiceprezes PZPN objął drużynę narodową na starcie walki o przepustki na Euro 2004 w Portugalii. Zanim jednak nadeszła m.in. wstydliwa porażka z Łotwą 0:1 w Warszawie, „Zibi” zadebiutował w towarzyskim spotkaniu z Belgią w Szczecinie. Stadion Pogoni wypełnił się po brzegi, a blisko 20 tysięcy kibiców wierzyło, że po nieudanym azjatyckim mundialu, zobaczą odmienioną polską drużynę. Jednak mimo dobrego początku i szybkiego prowadzenia po golu Macieja Żurawskiego, mecz zakończył się remisem 1:1, który tylko potwierdził, jak dużo pracy czekało nowy sztab kadry. Jak pokazała nieodległa przyszłość – ta przygoda zakończyła się jednak bardzo szybko.
Jako piłkarz wrócił z medalem za zajęcie trzeciego miejsca z mundialu w Hiszpanii w 1982 roku. Wywalczył również dwa Puchary Polski z Legią Warszawa. Już jako trener, klub ze stolicy doprowadził do dwóch tytułów mistrzowskich i ćwierćfinału Ligi Mistrzów. W końcu Paweł Janas stanął przed zadaniem poprowadzenia drużyny narodowej. Celem jaki postawiły przed nim władze federacji nie był jednak sukces w trwających eliminacjach Euro 2004, a wywalczenie biletów na mundial do Niemiec dwa lata później (co się ostatecznie udało). Pierwszy mecz „Janosika” w nowej roli przypadł w lutym 2003 roku, kiedy to w Splicie bezbramkowo zremisowaliśmy z ekipą Chorwacji.
Dla wielu kibiców reprezentacji Polski to był prawdziwy szok. Niektórzy uważali, że ta kandydatura nie może przynieść naszej drużynie niczego dobrego, jednak prezes PZPN Michał Listkiewicz po mundialu w 2006 roku postanowił powierzyć nasz zespół – pierwszy raz od dziesięcioleci – obcokrajowcowi. Holender z sukcesami na ławce Ajaksu Amsterdam, Feyenoordu Rotterdam czy Realu Madryt, miał był tym, który w końcu otworzy przed Polakami bramy mistrzostw Europy. I ten cel udało mu się zrealizować. Zaczął jednak od falstartu. Wyprawa do Odense w sierpniu 2006 roku zakończyła się przegraną 0:2. Leo Beenhakker nie załamywał się jednak, bo jak sam przyznał: „po dwóch treningach nie da się zbudować zespołu”.
Awans na Euro w Austrii i Szwajcarii przedłużył przygodę selekcjonera z kraju tulipanów z naszą reprezentacją, jednak słabe wyniki w kolejnych miesiącach sprawiły, że pożegnał się z nią jeszcze w trakcie eliminacji mundialu w RPA, zaplanowanego na 2010 rok. Na dwa mecze zespół przejął trener tymczasowy, ale od początku było wiadomo, że Stefan Majewski nie będzie kontynuował swojej misji. Tę – zgodnie z oczekiwaniami kibiców i dziennikarzy – przed Euro 2012 w Polsce i Ukrainie powierzono Franciszkowi Smudzie. Co warte podkreślenia, „Franz” od nominacji w październiku 2009 roku, aż do pamiętnych mistrzostw Europy, był skazany wyłącznie na rywalizację w meczach towarzyskich, z których pierwszy odbył się na Stadionie Wojska Polskiego w Warszawie. I zgodnie już z pewną tradycją, znów nie przyniósł zwycięstwa w debiucie selekcjonera. Biało-czerwoni ulegli Rumunii 0:1, a po meczu co złośliwsi obserwatorzy twierdzili, że tego wieczoru gorsza od naszych piłkarzy była tylko… murawa na stołecznym obiekcie.
Kolejny ulubieniec publiczności, choć jego wybór z pewnością nie był tak oczywisty jak poprzednika. Tak bowiem jak Franciszek Smuda pracował w wielu czołowych polskich klubach, osiągając sukcesy m.in. z Widzewem Łódź, Wisłą Kraków czy Lechem Poznań, a prowadząc również Legię Warszawa czy Zagłębie Lubin, Waldemar Fornalik był „królem” głównie na Śląsku (co zresztą kibice Ruchu Chorzów chętnie eksponowali na jednej z klubowych flag). Na swoim koncie nie miał jednak ani jednego mistrzostwa, a jego najlepszym wynikiem było drugie miejsce w lidze z „Niebieskimi” w sezonie 2011/12. Ostatecznie to jemu prezes Grzegorz Lato powierzył prowadzenie drużyny narodowej w eliminacjach MŚ 2014 w Brazylii, do których przygotowania rozpoczęły się już w sierpniu 2012 roku w Tallinie. I, mówiąc delikatnie, nie była to najbardziej udana premiera szkoleniowca. Nasi piłkarze po bardzo słabym meczu ulegli Estonii 0:1.
Blisko pięcioletnie rządy w sztabie reprezentacji Polski legendy krakowskiej Wisły, zostały zapamiętane jako „złoty” okres naszej drużyny narodowej. Osiągnięcia Adama Nawałki z biało-czerwonymi są bowiem niepodważalne: awans do dwóch wielkich turniejów – mistrzostw Europy we Francji i mistrzostw świata w Rosji, a także świetny turniej finałowy Euro nad Sekwaną, gdzie w 2016 roku biało-czerwoni otarli się o strefę medalową. Być może niewielu kibiców jednak pamięta, jak rozpoczynała się przygoda byłego trenera zabrzańskiego Górnika z kadrą. W listopadzie 2013 roku na Stadion Miejski we Wrocławiu przyjechali sąsiedzi ze Słowacji, którzy pewnie zwyciężyli 2:0. Nowego selekcjonera i jego piłkarzy opuszczających murawę żegnały więc gwizdy i buczenie ponad 40-tysięcznej publiczności. Na zaufanie kibiców musieli dopiero zapracować.
Selekcjonerem, który od 2000 roku pozostawił najlepsze wrażenie po swoim debiucie, był według wielu opinii kapitan drużyny wicemistrzów olimpijskich z Barcelony z 1992 roku. A, paradoksalnie, to właśnie Brzęczek miał przed swoim pierwszym meczem w nowej roli najtrudniejsze zadanie. Przede wszystkim dlatego, że od razu rywalizował w meczu o stawkę w nowo powstałych rozgrywkach Ligi Narodów UEFA. A biorąc pod uwagę wysoką pozycję w rankingu biało-czerwoni znaleźli się w gronie najlepszych ekip kontynentu i na „dzień dobry” udali się do Bolonii na mecz z Włochami. Spotkanie dość zaskakująco zakończyło się podziałem punktów (1:1), a trzeba zauważyć, że przy odrobinie szczęścia nasi piłkarze mogli pokusić się nawet o sprawienie jeszcze większej niespodzianki.
Brzęczek zrealizował postawiony przed nim cel. Wprowadził reprezentację Polski do Euro 2020. Ale w nietypowych okolicznościach, w trakcie pandemii koronawirusa, kiedy mecze odbywały się na pustych stadionach, a piłkarze raz po raz znajdowali się w kwarantannie, coraz głośniej zaczęto narzekać na postawę naszej drużyny w obliczu przełożonego o rok turnieju. W związku z tym prezes PZPN Zbigniew Boniek zdecydował się na niekonwencjonalny ruch i przed turniejem finałowym zdymisjonował selekcjonera, zespół powierzając Portugalczykowi Paulo Sousie. Zanim jednak były gracz m.in. Juventusu Turyn, Borussii Dortmund czy Interu Mediolan pojechał z biało-czerwonymi na turniej… rozpoczął eliminacje kolejnego mundialu. W Budapeszcie po szalonym meczu z Węgrami, Polacy – mimo, że przegrywali już 0:2 – zremisowali 3:3, a po końcowym gwizdku dużo mówiło się o ofensywnej i bezkompromisowej grze naszych piłkarzy.
Tak jak Jerzy Brzęczek został pozbawiony szansy poprowadzenia reprezentacji Polski w mistrzostwach Europy, tak Paulo Sousa sam – sensacyjnie – zrezygnował z pracy z naszą kadrą na ostatniej prostej walki o wyjazd na mundial do Kataru. Po zajęciu drugiego miejsca w grupie, Polaków czekały bowiem baraże, które ostatecznie (po wykluczeniu z rywalizacji Rosji) sprowadziły się do decydującego starcia ze Szwedami w Chorzowie. Wtedy na ławce gospodarzy siedział już trener powszechnie znany z wyjątkowej umiejętności realizacji postawionych celów. Zanim jednak „zadaniowiec” Czesław Michniewicz poprowadził biało-czerwonych do zwycięstwa nad Szwecją 2:0, w swoim debiucie – na Hampden Park w Glasgow zremisował towarzysko ze Szkocją 1:1.
Z dużej chmury… mały deszcz. Po Czesławie Michniewiczu (który na mundialu w Katarze doprowadził Polskę do 1/8 finału) nad Wisłą pojawił się selekcjoner z tzw. „światowego topu”. Portugalczyk Fernando Santos kojarzył się przede wszystkim z wywalczeniem z reprezentacją swojego kraju mistrzostwa Europy w 2016 roku, a także prowadzenia m.in. drużyny narodowej Grecji, FC Porto czy Benfiki. To pod jego wodzą nasi piłkarze znów mieli prezentować ofensywny, przyjemny dla oka i przede wszystkim skuteczny futbol. Ostatecznie jego kadencja okazała się dużym rozczarowaniem, a trenerski bilans na ławce biało-czerwonych zamknął się w trzech wygranych u siebie i trzech wyjazdowych porażkach. Już debiut 68-latka w Pradze zwiastował pewne problemy. Na otwarcie eliminacji Euro 2024 nasza drużyna uległa Czechom 1:3, dwa gole tracąc w ciągu zaledwie trzech pierwszych minut!
Podobnie jak Jan Urban, jego poprzednik rozpoczynał przygodę z reprezentacją Polski w trakcie trwających już eliminacji. Celem Michała Probierza był awans do niemieckiego Euro 2024, a jego realizację rozpoczął na dalekich Wyspach Owczych. I choć zdecydowanie niżej notowany rywal nie powinien budzić większego niepokoju, biorąc pod uwagę wcześniejszy dorobek punktowy biało-czerwonych w walce o wyjazd na turniej za naszą zachodnią granicę, nie można go było zlekceważyć. Tym bardziej, że goście musieli sobie radzić bez kapitana i najlepszego zawodnika – Roberta Lewandowskiego. Ostatecznie nasza drużyna wygrała 2:0 po trafieniach Sebastiana Szymańskiego i Adama Buksy. Michał Probierz przerwał więc trwającą długich 26 lat niemoc polskich piłkarzy w selekcjonerskich debiutach.
► W zestawieniu nie uwzględniamy pełniącego funkcję selekcjonera tymczasowo Stefana Majewskiego.