Nazwisko Koźmiński jest dobrze znane w Polskim Związku Piłki Nożnej. Przed laty funkcję rzecznika prasowego i członka prezydium zarządu futbolowej centrali pełnił Zbigniew Koźmiński. W ślady ojca poszedł jego syn Marek, który w 2012 roku rozpoczął pracę w PZPN-ie, ale jako wiceprezes ds. zagranicznych. Wychowanek krakowskiego Hutnika największą karierę zrobił we Włoszech (Udinese, Brescia, Ancona). I to właśnie dobra gra na Półwyspie Apenińskim otworzyła lewemu obrońcy (bądź pomocnikowi) drogę do reprezentacji Polski, w której wystąpił 45-krotnie.
Propozycja była kusząca. Kto nie chciałby polecieć do Meksyku w środku polskiej zimy? I to jeszcze na rok przed mundialem, który miał odbyć się właśnie w Kraju Azteków. Na dodatek gościnni gospodarze gwaratanowali solidny zastrzyk gotówki dla PZPN za przylot trzeciej drużyny świata. Tak, tak. Właśnie w tej roli kadra Antoniego Piechniczka była witana w kraju organizatora zbliżającego się mundialu. Ale tournée biało-czerwonych rozpoczęło się jak z sennego koszmaru. 5 lutego 1985 roku nasi piłkarze przegrali z Meksykiem 0:5. Klęska w Queretaro była tym bardziej przykra, że można jej było uniknąć. Okoliczności tej porażki, a później jej tłumaczenia przeszły do historii. Ale po kolei.
Nigdy nie było mu dane zadebiutować w pierwszej reprezentacji Polski, ale w dorobku ma medal z imprezy najwyższej rangi. Był bowiem w drużynie Janusza Wójcika, która na igrzyskach olimpijskich w Barcelonie sięgnęła po srebro. Dziś bardziej kojarzą go kibice w Belgii niż w Polsce, bo zagranicą spędził już prawie 30 lat, zdobywając popularność zresztą nie tylko jako piłkarz, lecz także jako… radny. 4 lutego urodziny obchodzi Mirosław Waligóra. W tym roku z tortu zdmuchnie 53 świeczki.
Przed mistrzostwami świata 2018 za jego szybki powrót do zdrowia trzymała kciuki cała piłkarska Polska. Nie zdążył się wykurować i pojawił się na boisku dopiero pod koniec meczu z Kolumbią, gdy biało-czerwoni stracili w turnieju już pięć bramek. Dwa lata wcześniej podczas Euro to w dużej mierze dzięki niemu w fazie grupowej nasz zespół zagrał na zero z tyłu. 3 lutego 35. urodziny obchodzi Kamil Glik – od kilkunastu lat filar polskiej defensywy, który podczas mistrzostw świata w Katarze przekroczył magiczną barierę 100 spotkań w koszulce z orłem na piersi.
W połowie lat 80. rekordy popularności w polskich kinach biła komedia „Och, Karol!”. Jej przystojny bohater, dodajmy – młody żonkoś – ma taki dar przyciągania płci pięknej, że raz po raz wplątuje się w kolejny romans, z coraz większym trudem realizując potrzeby każdej z kobiet, co ostatecznie kończy się dla niego katastrofą. Nie wiemy, czy piłkarz Torino dostał imię na cześć filmowego amanta, ale jedno jest pewne: potrafił rozkochać swoją grą kibiców wielu drużyn. Za to wierność klubowym barwom i nie tylko to jego znak firmowy. 2 lutego urodziny obchodzi Karol Linetty. Mąż, ojciec i wizytówka piłkarskiej Akademii poznańskiego Lecha.
Przez reprezentację Polski przewinęło się przez lata wielu piłkarzy. Trudno dokładnie zliczyć, ilu ich tak naprawdę było (to już zadanie dla statystycznych pasjonatów). Jednych zawodników pamiętamy doskonale, drugich mniej, a trzecich wcale. Ale to normalna kolej rzeczy. Warto więc odświeżyć pamięć kibiców i przypomnieć im o trochę zapomnianych graczach. Jednym z nich jest Radosław Kałużny, mający na koncie 41 występów w koszulce z orzełkiem i dwukrotny mistrz Polski z Wisłą Kraków.