„Lepiej jest podróżować z nadzieją niż przybyć do celu” – tak twierdził Robert Louis Stevenson. Szkocki pisarz, autor między innymi „Wyspy skarbów”, wiedział, co mówi, często bowiem czas spędzony w trasie okazuje się przyjemniejszy od samego pobytu. Parę razy przekonali się o tym nasi piłkarze, których los rzucał do odległych krajów. Oto dziesięć meczów rozegranych przez reprezentację Polski tam, gdzie nie dotarł niejeden obieżyświat.
Był uważany za jednego z najlepszych polskich napastników lat 90. W ekstraklasie rozegrał 281 meczów i zdobył 103 bramki. Był królem strzelców rozgrywek, sięgnął też po krajowy puchar. Skutecznością imponował jednak tylko w barwach chorzowskiego Ruchu, którego do dziś pozostaje legendą. Wychowanek bytomskiej Polonii w 1999 roku przeniósł się poza Górny Śląsk i trafił do Legii Warszawa. W stolicy się nie sprawdził, czym sprawił ogromny zawód tamtejszej publiczności (31 spotkań i 9 goli we wszystkich rozgrywkach). Po niecałym roku spędzonym na Łazienkowskiej 3 wrócił do ukochanego Ruchu i znów odzyskał skuteczność. Kariery – podobnie jak w Legii – Śrutwa nie zrobił również w reprezentacji, w której rozegrał zaledwie 5 spotkań towarzyskich.
To były trudne początki, bo nikt nie znał jeszcze zasad, nie było bramek, a ważniejsze od piłki nożnej było wówczas żonglowanie maczugami i ustawianie ludzkich piramid. W dodatku pogoda storpedowała pierwotne plany, a niewiele brakowało, by również 14 lipca 1894 nie pozwoliła na rozegranie meczu. We Lwowie się to jednak udało i właśnie 131 lat temu Włodzimierz Chomicki strzelił pierwszego udokumentowanego gola na ziemiach polskich.
Pięć tytułów mistrza Polski i trzy krajowe puchary. Więcej meczów we włoskiej Serie A niż w polskiej ekstraklasie i mistrzostwo wywalczone w barwach Napoli. Występy w reprezentacji Polski w kolejnych kategoriach wiekowych i w końcu blisko 60 spotkań w kadrze A, w tym udziały w mistrzostwach świata i mistrzostwach Europy. Taki dorobek musi budzić uznanie. Bartosz Bereszyński, który obchodzi właśnie 33. urodziny, ma za sobą jednak trudny sportowo rok i wciąż nie wiadomo, gdzie zobaczymy go w kolejnym sezonie.
- To dobry trener tylko... nie ma wyników - zdanie Kazimierza Górskiego, to już klasyka gatunku. Ale o Leo Beenhakkerze nie można tego powiedzieć. Holender był świetnym szkoleniowcem, który zdecydowanie miał wyniki, również z reprezentacją Polski. W końcu to pod jego wodzą biało-czerwoni po raz pierwszy awansowali do finałów mistrzostw Europy i to jeszcze wtedy, gdy grało w nich 16 drużyn, a nie tak jak obecnie 24. Ponadto, to w trakcie kadencji, zmarłego 10 kwietnia 2025 roku Beenhakkera, biało-czerwoni rozegrali swój najlepszy mecz w XXI wieku z drużyną z absolutnego topu. Mowa oczywiście o zwycięstwie 2:1 nad Portugalią w el. ME (11 października 2006 roku) na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Warto zatem przypomnieć, w ujęciu statystycznym, ponad 3-letnią kadencję „don Leo”, która trwała od 11 lipca 2006 do 9 września 2009 roku.
Gdyby zapytać dziś kibica Broni Radom, kto był najsłynniejszym wychowankiem tego klubu grającym w reprezentacji Polski, odpowiedź byłaby jedna – Kazimierz Przybyś. Ale trzeba pamiętać, że 15 meczów w koszulce z orzełkiem na piersi rozegrał nie jako zawodnik radomskiej drużyny, lecz łódzkiego Widzewa. Dziś to piłkarz nieco zapomniany, pozostający na uboczu, dlatego warto przybliżyć młodszym kibicom jego sylwetkę.