grzegorz latogrzegorz lato
KronikiKryształowy król
Kryształowy król
Autor: Krzysztof Jaśniok
Data dodania: 12.08.2021

Trzy razy zagrał na mistrzostwach świata i przywiózł z nich dwa medale. Dwukrotnie stanął na olimpijskim podium, najpierw na jego najwyższym stopniu, potem o schodek niżej. Jako pierwszy Polak został królem strzelców mundialu, a później jako pierwszy wśród wielkich piłkarzy znad Wisły – prezesem PZPN. Poznajcie Grzegorza Latę. Człowieka, który ścigał się z wiatrem.

A – jak Agnieszka Cegielska. Zaczniemy trochę nietypowo, bo co może łączyć słynnego futbolistę z popularną prezenterką pogody? Ano to, że oboje urodzili się w Malborku. Podobnie jak posłanka Małgorzata Ostrowska, reżyserka Katarzyna Rosłaniec i Miss Polonia z 2011 roku Marcelina Zawadzka. W mieście Krzyżaków spędził jednak tylko kilka pierwszych lat życia. Wraz z rodzicami wkrótce przeniósł się do Mielca, gdzie jego tata dostał pracę w zakładach lotniczych.


B – jak Baran Bolek. Choć na imię ma Grzegorz, w czasie kariery koledzy mówili na niego Bolek. Wcale nie dlatego, że jego postać kojarzyła im się z bohaterem popularnej kreskówki. Po prostu na drugie ma Bolesław, a Bolek to zdrobnienie od tego imienia. A Baran? To jego znak zodiaku. Osoby, które przyszły na świat na początku astrologicznej wiosny, są ambitne, odważne, aktywne i chętnie uczą się nowych rzeczy. Ale też niesłychanie uparte, więc trudno je przekonać do zmiany zdania. Wykapany Grzegorz Lato!


C – jak czerwona koszulka. Jak sam twierdzi, najważniejsza akcja, w której wziął udział, to ta z meczu na Wembley przeciw Anglii (1:1) w eliminacjach mistrzostw świata 1974. Zaliczył wtedy asystę przy golu dla biało-czerwonych, ale – co ciekawe – po latach przyznał się, że nie miał pojęcia, do kogo zaadresował podanie: „Powiem szczerze, że Gadochy nie widziałem. Wiem, że przeleciał i pociągnął obu stoperów, wtedy dostrzegłem tylko czerwoną koszulkę w środku i posłałem tam piłkę. To był Domarski. Okazało się później, że wybrałem najlepsze rozwiązanie, jakie w tej sytuacji było. Padła bramka” – wspominał w książce „Strzał w dziesiątkę”.

0:1 J. Domarski, asysta G. Lato

D – jak Dania. Rywal, przeciwko któremu rozegrał swój pierwszy mecz z orłem na piersi. Stało się to w maju 1970 roku w Łodzi w starciu drużyn do lat 23, a szansę debiutu dał mu prowadzący wtedy kadrę młodzieżową Kazimierz Górski. Spotkanie zakończyło się remisem 1:1. Trudno uwierzyć, ale tkwiący w nim potencjał dostrzeżono dopiero, gdy zaczął trzecią dekadę życia. Wcześniej ani razu nie został powołany do reprezentacji Polski juniorów.


E – jak Eerste klasse. Czyli po flamandzku „najwyższa klasa”. Nie chodzi tu jednak o poziom sportowy, jaki prezentował przez całą karierę, a o nazwę rozgrywek ligowych w Belgii, gdzie podpisał swój pierwszy zagraniczny kontrakt. W 1981 roku został zawodnikiem KSC Lokeren – klubu, którego barwy przywdziewała już inna legenda polskiej piłki Włodzimierz Lubański. Ten tak przedstawił drużynie nowego kolegę: „Przed wami człowiek, który mógłby startować na igrzyskach w sprincie na 100 metrów. Nikt go nie dogoni, więc nawet nie próbujcie się z nim ścigać”. W Eerste klasse Lato wystąpił w 64 meczach, zdobywając 12 bramek.


F – jak fizyka. Obok wychowania… fizycznego jego ulubiony przedmiot w podstawówce. Przyszły piłkarz jednak nie należał do prymusów, o czym w książce Marka Bobakowskiego wspomina jeden ze szkolnych kolegów Laty: „W jego dzienniczku nie pojawiało się zbyt wiele piątek. Z drugiej strony nie miał też problemów z promocją do następnych klas. Ot, przeciętniak. Wolał przedmioty ścisłe, głównie matematykę i fizykę, niż humanistyczne. Cierpiał męki zwłaszcza na lekcjach języka polskiego. Miał problemy głównie z ortografią”.


G – jak glaca. Czyli pozbawione włosów miejsce na czubku głowy. Lato zaczął łysieć dosyć wcześnie i przez lata osobliwa fryzura wyróżniała go wśród innych zawodników. W 2010 roku przypomniał sobie o niej portal goal.com, który sporządził ranking 10 największych łysych gwiazd w historii futbolu. Polski skrzydłowy zajął w nim zaszczytne dziewiąte miejsce. Zwyciężył oczywiście Zinédine Zidane. Drugie miejsce zajął Bobby Charlton, a trzecie Alfredo Di Stéfano.

Grzegorz Lato (16) w szarży na peruwiańską bramkę.Grzegorz Lato (16) w szarży na peruwiańską bramkę.
FOT. EAST NEWS

„Polski skrzydłowy miał niewiele włosów na głowie, ale w starciach z nim też wyłysiało wielu, próbując dorównać jego nadzwyczajnej szybkości” – tak swój wybór uzasadniła redakcja portalu goal.com.

H – jak Hamburg. Miejsce debiutu Laty w reprezentacji Polski seniorów. Hamburg to miasto portowe, więc od razu został rzucony na głęboką wodę. Biało-czerwoni rozegrali tam swój ostatni mecz w eliminacjach Euro 1972, a ich przeciwnikiem była drużyna RFN, w składzie z takimi gwiazdami, jak Franz Beckenbauer, Gerd Müller czy Wolfgang Overath. Padł bezbramkowy remis. Trzy lata później doszło do rewanżu – już na mistrzostwach świata. Niemcy wygrali wtedy 1:0, a potem sięgnęli po tytuł najlepszej ekipy globu.


I – jak ironia. Jeden z bardziej znanych dialogów, jakie nasz bohater odbył z dziennikarzami, zdarzył się, gdy Lato był już prezesem PZPN, i wyglądał mniej więcej tak. Pytanie: „Panie Grzegorzu, czy pana zdaniem reprezentacja Polski z 1974 roku pokonałaby naszą współczesną drużynę narodową?”. Odpowiedź: „Oczywiście”. „A ile?”. „1:0”. „Tak skromnie?”. „No tak. Proszę pamiętać, że większość z nas jest już po sześćdziesiątce”. Ironiczne poczucie humoru to zawsze był jego znak firmowy.


J – jak Jędryka. Był reżyser o tym nazwisku, Stanisław, który w latach 60. nakręcił świetny film o młodych pasjonatach piłki „Do przerwy 0:1”, ale nie o niego tu chodzi. W życiu Laty wielką rolę odegrał Konrad Jędryka – trener młodzieży w mieleckiej Stali. Przyszły król strzelców mundialu trafił pod jego skrzydła, gdy miał szesnaście lat. W 1968 roku razem świętowali zdobycie brązowego medalu mistrzostw Polski juniorów. „Gdyby nie on, nigdy nie wyrósłbym na reprezentanta kraju” – wspominał w jednym z wywiadów.


K – jak kryształowy król. Na mistrzostwach świata w RFN Lato zdobył siedem bramek – najwięcej ze wszystkich uczestników turnieju. Organizatorzy zapomnieli jednak uhonorować go podczas ceremonii zamknięcia mundialu. Niemiły zgrzyt postanowili naprawić kibice z Mielca, którzy złożyli się na specjalny prezent dla swojego bohatera. Przed jednym z meczów zaprosili go na środek murawy i włożyli mu na głowę… kryształową koronę z napisem: „Dla króla strzelców X Mistrzostw Świata – dar mieszkańców miasta”. Lepszą nagrodę trudno sobie wymarzyć.

Grzegorz LatoGrzegorz Lato
FOT. EAST NEWS

Po powrocie z mundialu 1974 kibice witali go jak króla. Nic dziwnego, w końcu w RFN sięgnął po koronę najlepszego strzelca mistrzostw świata.

L – jak Ludowa Drużyna. Czyli po hiszpańsku El Equipo del Pueblo. Tak nazywają swój zespół kibice meksykańskiego klubu Atlante, którego koszulkę Lato przywdziewał w latach 1982-1984. To była dla niego już piłkarska emerytura, ale zdążył jeszcze osiągnąć kolejny sukces: zdobył z kolegami Puchar Mistrzów CONCACAF. Rok później zakończył karierę. Nie dlatego, że tak chciał. Musiał, bo doznał skomplikowanej kontuzji ścięgna Achillesa.


Ł – jak łowca. A ściślej rzecz biorąc: wędkarz. Na ryby lubił jeździć już jako młody chłopak, a gdy trafił do narodowej kadry, znalazł w niej kompana do wspólnych wypadów – Andrzeja Szarmacha. Swojej pasji oddaje się do dziś, o czym kilka lat temu opowiedział Sebastianowi Staszewskiemu z Polsatu Sport: „Mam dwa stawy u znajomego i tam sobie łowię. Ostatnio pięknego lina złapałem. I szczupaka. I wspaniałego okonia!” – chwalił się dziennikarzowi.


M – jak mama. To na niej spoczął trud wychowania przyszłego mistrza futbolu, bo ojca stracił, kiedy miał dziewięć lat. W koszmarnych okolicznościach: jego tata zmarł kilka dni po tym, gdy poślizgnął się na kałuży oleju i uderzył głową w krawężnik. Mama nie tylko ukształtowała go jako człowieka, ale też zaprowadziła na pierwszy trening. Była jego najwierniejszym kibicem. Niestety, jej także nie było dane długie życie. Jako dwudziestolatek Lato został sierotą.


N – jak nSport. Wywiad, jakiego udzielił reporterowi tej stacji, odbił się szerokim echem. Został przeprowadzony w Mariborze, krótko po przegranym przez Polaków w fatalnym stylu spotkaniu eliminacji mistrzostw świata 2010 ze Słowenią (0:3). Lato był wtedy prezesem PZPN i komentując przed kamerą występ biało-czerwonych nagle wypalił: „To był ostatni mecz Leo Beenhakkera w roli selekcjonera”. W tym czasie holenderski trener stał kilka metrów za jego plecami, rozmawiając z dziennikarzem innej stacji. O tym, że został zwolniony, dowiedział się kilka minut później od postronnych osób. Nie tak to powinno wyglądać.

Grzegorz Lato i Leo BeenhakkerGrzegorz Lato i Leo Beenhakker
FOT. PAP

„Kolego, mam cię na oku” – zdaje się mówić Grzegorz Lato. Leo Beenhakkera na selekcjonera reprezentacji wybrał Michał Listkiewicz. Jego następca na fotelu PZPN zwolnił Holendra po kompromitującej porażce ze Słowenią. 

O – jak olimpijczyk. Na igrzyska pojechał dwa razy i wrócił z nich z dwoma medalami: złotym i srebrnym. W Monachium jego występ był symboliczny: pojawił się na boisku tylko na 45 minut, zmieniając w meczu z Danią (1:1) Joachima Marxa. W Montrealu zagrał już we wszystkich pięciu meczach. Strzelił trzy gole, w tym jednego w przegranym przez Polaków 1:3 finale z NRD.


P – jak polityk. W tej roli próbował się sprawdzić na początku XXI wieku. W 2001 roku został wybrany do senatu z listy Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Zgłosił się do pracy w Komisji Emigracji i Polaków za Granicą oraz Komisji Nauki, Edukacji i Sportu. Nie był specjalnie aktywny. W ciągu całej kadencji miał zaledwie… trzy wystąpienia. Nie uszło to uwadze wyborców.  W kolejnych latach bez powodzenia kandydował do Parlamentu Europejskiego i dwukrotnie do Sejmu.


R – jak rajd przez pół boiska. O tym, jak trudno go dogonić, dobitnie przekonali się Brazylijczycy (0:1) w meczu o trzecie miejsce mistrzostw świata w RFN. Lato tak opowiadał o tej sytuacji w książce „Sportowe asy”: „Zygmunt Maszczyk zabrał piłkę na naszej połowie i przerzucił do mnie. Wraz ze Zdzisławem Kapką ruszyliśmy do przodu. Brazylijczycy liczyli chyba, że wyłożę mu piłkę. Jednak zgubiłem mojego obrońcę i rozpoczęła się szalona gonitwa”.  Nasz skrzydłowy uciekał rywalom przez ponad 50 metrów, a potem plasowanym strzałem pokonał bramkarza. Ach, cóż to był za gol!

1:0 Gol G. Laty, asysta Z. Maszczyka

S – jak szybkobiegacz. „Grę mielczanina określa się jako prostą i szybką, dynamiczną i skuteczną. Absorbuje rywali, bo każdy moment pozostawienia bez opieki szybkiego napastnika i skutecznego strzelca grozi nieobliczalnymi konsekwencjami. Stąd stałe zagrożenie, nieustanny niepokój w szeregach defensywy rywali, nieustanna troska, aby do minimum ograniczyć pole działania” – zachwycali się nim Andrzej Gowarzewski i Grzegorz Stański w książce „Wielcy piłkarze, sławne kluby”. Nic dodać, nic ująć.


T – jak trener z Toronto. Do Kanady przeniósł się, gdy skończył grać w piłkę w Meksyku. Wtedy po raz pierwszy spróbował swoich sił jako trener – wspólnie z byłym zawodnikiem Wisły Kraków, Tadeuszem Polakiem, prowadził zespół North York Rockets. Do Polski wrócił na początku lat 90. i kontynuował karierę szkoleniowca w Stali Mielec, Olimpii Poznań, Amice Wronki i łódzkim Widzewie. Przez krótki czas pracował nawet w Grecji, trenując zespół Kavali. Bez większych sukcesów. W tej roli zdecydowanie się nie sprawdził.


U – jak urwisy kochane. Czyli jego rodzinna czeladka. Żonę Zdzisławę poznał w technikum. Też lubiła sport. Jeździła na nartach, biegała, grała w tenisa i koszykówkę. Urodziło im się dwoje dzieci. Paweł, choć podobno miał smykałkę do futbolu, nie poszedł w ślady ojca i nie został piłkarzem. Studiował na uniwersytecie w Toronto, potem wiele lat pracował w Kanadzie, teraz mieszka w Warszawie. Córka Magda została w Mielcu. Senior Lato ma pięcioro wnucząt: cztery dziewczynki i chłopca.


W – jak wytrawny strateg. Tak mówiono o nim po mistrzostwach świata w Hiszpanii, na których z szybkobiegacza zmienił się w reżysera gry. Nie miał już siły śmigać po skrzydle, ale obsługiwał kolegów kapitalnymi podaniami, jak Zbigniewa Bońka przy trzecim golu w meczu z Belgią (3:0). Wytrawnym strategiem okazał się też w 2008 roku, gdy przekonał delegatów do wyboru go na stanowisko prezesa PZPN. Jego kontrkandydatami byli wtedy właśnie Zibi i Zdzisław Kręcina. To za jego kadencji Polska po raz pierwszy zorganizowała piłkarski turniej rangi mistrzowskiej. Wraz z Ukrainą byliśmy gospodarzami Euro 2012.

Michał ListkiewiczMichał Listkiewicz
FOT. CYFRASPORT

Dwaj przyjaciele z boiska, a potem prezesi PZPN: od prawej Grzegorz Lato i Zbigniew Boniek. Po lewej ich poprzednik na stanowisku szefa piłkarskiej centrali Michał Listkiewicz.

Z – jak ziemianin. Pisane z małej litery, bo chodzi o właściciela posiadłości. Lato stał się nim na emeryturze. „W Mielcu mam już tylko pokój, bo oddałem mieszkanie córce. A my z żoną przenieśliśmy się w Bieszczady, a w zasadzie na Pogórze Dynowskie, 22 kilometry za Przemyślem. Dom jest z trzech stron otoczony lasem, a z okien mamy piękny widok na San” – mówił w kwietniu 2022 roku w wywiadzie dla portalu nowiny24.pl. I o to właśnie chodzi. Czasami warto rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady.