jan domarski jan domarski
Kroniki28 października 1946
28 października 1946
Autor: Krzysztof Jaśniok
Data dodania: 27.10.2023

Znaleźć się we właściwym czasie, we właściwym miejscu i w tej najważniejszej akcji. Jemu się to udało. Z zaledwie dwóch goli, które strzelił, grając w koszulce z orłem na piersi, ten jeden przeszedł do historii i nic go już z niej nie wymaże. Jan Domarski, bohater meczu na Wembley, świętuje 77. urodziny.

Z Anglikami pewnie by nie zagrał, gdyby nie kontuzja Włodzimierza Lubańskiego. Znakomity napastnik doznał jej w pierwszym starciu z Synami Albionu, wiosną 1973 roku w Chorzowie, i potem przez wiele miesięcy wracał do zdrowia. Pech jednego – jak to w życiu – okazał się szczęściem drugiego. Selekcjoner Kazimierz Górski miał do dyspozycji dwóch wartościowych zmienników: młodego snajpera zabrskiego Górnika Andrzeja Szarmacha i starszego o cztery lata zawodnika Stali Mielec. Postanowił na Domarskiego. Nie dlatego, że imponował wysoką formą albo był bardziej doświadczony. Po prostu pasował mu do stylu gry i ustawienia drużyny, które po raz pierwszy przetestował latem – w towarzyskim meczu z Bułgarią w Warnie (2:0).

Wobec braku Lubańskiego skłaniałem się do powierzenia pozycji środkowego napastnika Domarskiemu, który miałby wówczas za jednego z partnerów w ataku Grzegorza Lato. Z tego układu wynikała dalsza konsekwencja w odniesieniu do ustawienia w środkowej linii, w której widziałem Kasperczaka w towarzystwie Deyny i Ćmikiewicza. Jedenastkę kończył zgodnie z numeracją Robert Gadocha.

DALSZA KONSEKWENCJA
Kazimierz Górski „Z ławki trenera”; Wydawnictwo Sport i Turystyka, Warszawa 1981
Bohaterowie z Wembley.Bohaterowie z Wembley.

Bohaterowie z Wembley – Kazimierz Górski, a nad nim od lewej: Jerzy Gorgoń, Jan Domarski i Jan Tomaszewski. Ze strzelca gola koledzy żartowali: „Jasiu, dobrze, że piłka ci zeszła”. Może i trafienie nie było czyste, ale najważniejsze, że Peter Shilton musiał po nim sięgnąć do siatki.

WYNIK CO DO JOTY

 

Dokładnie ta sama szóstka piłkarzy ofensywnych wybiegła na murawę miesiąc później, w kluczowym starciu z Walią w eliminacjach mistrzostw świata. Trzech z nich grało na co dzień w warszawskiej Legii, trzech w mieleckiej Stali. Górski nie filozofował, patrzył na futbol najprościej jak się dało. Uznał, że zawodnikom z czołowych polskich drużyn, którzy spędzają ze sobą mnóstwo czasu i znają się jak łyse konie, nie warto narzucać skomplikowanych założeń taktycznych. Niech grają między sobą w trójkątach, na pamięć, jak w klubie. Skoro w lidze przynosi to świetny efekt, może sprawdzi się też w reprezentacji? Pomysł okazał się genialny. Zwłaszcza że te „trójce” nie przeszkadzały sobie w kreowaniu akcji, a czasem potrafiły ze sobą fenomenalnie współpracować. Z takiej kooperacji wzięły się dwie z trzech bramek w meczu z Walią. Ostatnia była wspólnym dziełem dwóch mielczan: Laty i Domarskiego, który wówczas strzelił swojego pierwszego gola w drużynie narodowej.

3:0 J. Domarski po podaniu G. Laty

Tydzień przed meczem w Londynie biało-czerwoni rozegrali towarzyskie spotkanie w Rotterdamie z Holandią. Trener Tysiąclecia był konsekwentny. W pomocy znów wyszli Ćmikiewicz, Kasperczak i Deyna, a w ataku Lato, Domarski i Gadocha. Starcie z jedną z najlepszych drużyn świata, mającą w składzie Johana Cruyffa, Pieta Keizera i Ruuda Krola, zakończyło się remisem 1:1. Gola dla Polski strzelił „Kaka”. „Powtórzcie ten wynik na Wembley!” – krzyczeli kibice witający chłopców Górskiego na lotnisku Okęcie. Kto mógł wtedy przypuszczać, że to życzenie spełni się co do joty?

Jan DomarskiJan Domarski
FOT. EAST NEWS

Jan Domarski opuszcza murawę po wspaniałym występie na Wembley. Nie wymienił się wówczas koszulką z żadnym z Anglików, ale bezcenna pamiątka przepadła. Wszystko przez kiepską jakość produktów przemysłu tekstylnego wczesnej epoki Edwarda Gierka.

CO SIĘ STAŁO Z KOSZULKĄ?

 

O meczu z 17 października 1973 roku napisano już wszystko, więc nie będziemy powtarzać tych opowieści. Warto jednak zwrócić uwagę na jeden szczegół. Akcję, która przyniosła Polakom gola, zaczął Kasperczak, odbierając piłkę Clarke’owi. Natychmiast wypuścił w bój Latę, który pomknął tam, gdzie nikt się go nie spodziewał – lewym skrzydłem. Lato ograł Huntera i widząc, że Gadocha ściągnął na siebie dwóch angielskich obrońców, podał do nieobstawionego Domarskiego. Ten strzelił i komentujący spotkanie Jan Ciszewski wreszcie mógł zakrzyknąć: „Gol! Gol! Proszę państwa, sensacja na Wembley!”. Ta szarża trwała dokładnie trzynaście i pół sekundy, a wzięło w niej czynny udział trzech zawodników: wszyscy ze Stali Mielec! Genialny plan Trenera Tysiąclecia się sprawdził.

0:1 J. Domarski, asysta G. Lato

„Omne trinum perfectum”, czyli jak mawiali starożytni Rzymianie „wszystko, co potrójne, jest doskonałe”. Biało-czerwoni zagrali w Londynie w tym samym składzie formacji ofensywnej co w trzech wcześniejszych meczach. Trójka piłkarzy z Warszawy spisała się wyśmienicie, trójka z Mielca jeszcze lepiej. Doskonałe za to nie okazały się stroje naszych zawodników, o czym dowiedzieliśmy się wiele lat po premierze… filmu „Wesele” Wojciecha Smarzowskiego (tego z 2004 roku). Jest tam scena, w której jeden z bohaterów, wujek Mundek (grany przez Jerzego Rogalskiego), zdejmuje białą koszulę, by pochwalić się, że pod nią ma oryginalną koszulkę Domarskiego z meczu na Wembley. Owszem, to tylko filmowa fantazja, ale gdy strzelec pamiętnego gola wreszcie zobaczył tę scenkę, dopiero wtedy wyszło na jaw, co naprawdę się stało z bezcenną pamiątką.

Bardzo mnie to rozśmieszyło. Niestety, nawet gdybym naprawdę chciał komuś zrobić prezent, to nic by z tego nie wyszło, bo ja tę swoją koszulkę wyprałem i ona już się nie nadawała do użytku. Raz, że się skurczyła, dwa, że orzeł na niej naprawdę płakał. Sam się najlepiej przekonałem, jaki sprzęt wtedy mieliśmy. No i koszulki nie ma, nie mam pamiątki po tym wyjątkowym meczu.

ORZEŁ NAPRAWDĘ PŁAKAŁ
Jan Domarski w rozmowie z Łukaszem Jachimiakiem; sport.pl, 17 października 2018 r.

Dziennik „The Times” umieścił gola Domarskiego na liście 50 najważniejszych bramek w dziejach futbolu. Kibice w Polsce nosili go na rękach. Był bohaterem masowej wyobraźni, uwielbiano go w Mielcu, Warszawie, Wrocławiu, Krakowie, w każdym miasteczku między Odrą a Bugiem, w każdej wiosce od Bałtyku po Tatry. Ściskali mu dłoń najwięksi dygnitarze PRL-u, pierwszy sekretarz Edward Gierek i premier Piotr Jaroszewicz. Jemu – skromnemu chłopakowi, który urodził się w podrzeszowskiej wsi Drabinianka!

Jan Domarski po meczu na Wembley (17.10.1973)Jan Domarski po meczu na Wembley (17.10.1973)
FOT. PAP

Czasem wystarczy trzynaście i pół sekundy, aby przejść do historii. Tyle trwała akcja, którą strzałem na 1:0 dla Polski sfinalizował Jan Domarski.

CZŁOWIEK JEDNEJ AKCJI

 

Niestety, ten piękny sen na jawie trwał niezwykle krótko. Po Wembley trener Górski zmienił koncepcję ustawienia drużyny i Domarski wrócił do roli rezerwowego. Zastąpił go Szarmach. Napastnik Stali pojechał jeszcze na mistrzostwa świata 1974, skąd wrócił z medalem, ale zagrał tam tylko w trzech spotkaniach. Wszedł na boisko w końcówce potyczek z Argentyną (3:2) i Jugosławią (2:1), a szansę gry od pierwszej minuty dostał tylko w „meczu na wodzie”, gdy „Diabeł” był kontuzjowany. Starcie z RFN (0:1) okazało się ostatnim w jego reprezentacyjnej karierze. Miał wówczas zaledwie 28 lat.

Czy mógł osiągnąć więcej? Pewnie tak. W 1976 roku, gdy Polacy sięgali po srebrny medal igrzysk w Montrealu, on świętował ze Stalą Mielec kolejny tytuł mistrza Polski. Dwa lata później, kiedy reprezentacja szykowała się do wyjazdu na mundial do Argentyny, ciągle był w formie, strzelając bramki dla Olympique Nîmes. Nie dostawał już jednak powołań. Latem 1978 roku wrócił do Rzeszowa, by zagrać znów w barwach Stali, a potem jeszcze kopał piłkę jako zawodnik Resovii i Wisły Chicago.

Jan DomarskiJan Domarski
FOT. EAST NEWS

Latka lecą, a on ciągle w dobrej formie. Latem 2009 roku Jan Domarski wziął udział w meczu legend, zorganizowanym z okazji 70-lecia Stali Mielec.

Piłkarskie buty zawiesił na kołku dopiero, kiedy stuknęła mu czterdziestka. Potem próbował sił jako trener i polityk – bez większych sukcesów. Pozostał człowiekiem jednej akcji – ale za to jakiej! Sto lat, panie Janku!