Bernard BlautBernard Blaut
KronikiCzłowiek wielkiej dobroci
Człowiek wielkiej dobroci
Autor: Adrian Woźniak
Data dodania: 3.01.2024
FOT. EAST NEWSFOT. EAST NEWS

Był jedną z największych legend warszawskiej Legii. Koledzy i kibice wołali na niego „Długopis”. Ale bynajmniej nie z uwagi na częste posługiwanie się tym przedmiotem, lecz z racji wysokiego wzrostu i szczupłej budowy ciała. Gdyby żył, wychowanek Budowlanych Gogolin skończyłby 84 lata. W cyklu „Wspomnienie” przedstawimy sylwetkę świetnego piłkarza i cenionego trenera – Bernarda Blauta.

 

PIŁKARSKA FAMILIA

Urodził się 3 stycznia 1940 roku w Otmęcie, który dziś jest dzielnicą Krapkowic. Piłkarskiego fachu nauczył go ojciec – Ryszard. To właśnie senior rodu Blautów zadbał o wykształcenie syna. Dużo uwagi poświęcił zwłaszcza wyszkoleniu technicznemu, przewidywaniu sytuacji boiskowych i odpowiedniemu ustawianiu się.

Zazwyczaj przebiega to według stereotypu – podwórko, wybita szyba u sąsiada, a potem manto od rodziców. U mnie wyglądało to inaczej. W naszej rodzinie sport istniał zawsze, a w szczególności piłka nożna. Ojciec przed wojną grał w II-ligowym Otmęcie Krapkowice, więc nie bronił mi gry w piłkę. Wręcz przeciwnie, był moim pierwszym trenerem w drużynie podwórkowej Strzała Gogolin. Mama była wielkim sympatykiem piłki i kierownikiem drużyny, w której graliśmy z bratem Zygfrydem.

Bernard Blaut o początkach kariery
Archiwalna wypowiedź zacytowana na portalu legionisci.com; 25 maja 2007 r.

Jako junior, oprócz gry w podwórkowej drużynie prowadzonej przez ojca, trenował również w Budowlanych Gogolin. Ale to nie tam został wypatrzony przez działaczy Odry Opole, czyli pierwszy poważny klub w karierze.

 

Z PODWÓRKA NA STADION

Hasło znanego dziś turnieju dla dzieci idealnie oddaje sytuację, która przytrafiła się Blautowi w 1955 roku. „Trybuna Opolska” zorganizowała zawody tzw. dzikich drużyn. Ze Strzałą Gogolin młodemu Bernardowi udało się sięgnąć po mistrzostwo województwa opolskiego. Podczas turnieju wpadł on w oko słynnemu trenerowi Odry, Teodorowi Wieczorkowi. Szkoleniowiec zapragnął mieć w swym zespole utalentowanego młodzieńca – i dopiął swego. To w Opolu Blaut wypłynął na szerokie wody. W Odrze dał się zapamiętać z tak dobrej strony, że został wybrany do jedenastki 60-lecia Odry Opole.

To, że znalazłem się w najlepszej jedenastce w historii, jest dla mnie sporym zaskoczeniem. Grałem w Odrze tylko przez trzy lata i myślę, że trochę głosów dostałem również dzięki zmarłemu bratu Zygfrydowi. On wiele dla Odry zrobił i ludzie po prostu kojarzą nazwisko Blaut. Poza plebiscytem, z „Trybuną” mam jeszcze jedno skojarzenie. W pewnej mierze dzięki niej rozpocząłem poważną przygodę z piłką. Wasza gazeta organizowała bowiem turniej dzikich drużyn. Z bratem grałem w zespole Strzała Gogolin. Tato był trenerem tej drużyny, a mama kierownikiem. To właśnie na tym turnieju wypatrzyli mnie szkoleniowcy Odry i tak do niej trafiłem. Bardzo miło wspominam grę w niej.

Bernard Blaut
wypowiedź dla „Nowej Trybuny Opolskiej” z 20 czerwca 2005 r.

W 1961 roku „Długopis” otrzymał powołanie do wojska. Wcielono go do jednostki w Zgorzelcu. Tam przeszedł trzymiesięczne przeszkolenie, by następnie przenieść się do stołecznej Legii, w której grał przez 10 lat.

Legia Warszawa - Atlético Madryt 2:1 (24.03.1971)Legia Warszawa - Atlético Madryt 2:1 (24.03.1971)
FOT. PAP

Bernard Blaut (z proporczykiem w dłoniach) jako kapitan Legii Warszawa. Zdjęcie wykonano przed meczem z Atlético Madryt w ćwierćfinale Pucharu Europy w 1971 roku.

NAJLEPSZA POMOC W EUROPIE

Przenosiny do klubu z Łazienkowskiej 3 dla jednych były marzeniem, a dla innych… karą. Blaut należał do tej pierwszej grupy. Po latach wspominał, że transfer do Wojskowych uważał za wielki zaszczyt i wyróżnienie.

Przypomnę, że w Legii grali wówczas tacy zawodnicy jak Fołtyn, Mahseli, Grzybowski, Zientara, Brychczy i Ciupa. Była to prawie cała reprezentacja Polski. A w moim rekruckim zaciągu byli ponadto m.in. Apostel i Trzaskowski.

Bernard Blaut o przenosinach do Legii Warszawa
Archiwalna wypowiedź zacytowana na portalu legionisci.com; 25 maja 2007 r.

Wydawało się, że w stolicy będzie mu trudno wskoczyć do pierwszego składu. Stało się jednak inaczej. „Dziadek” (drugi z pseudonimów) szybko stał się kluczową postacią pomocy, obok Lucjana Brychczego i Kazimierza Deyny. Mówiło się wówczas, że to trio tworzy jedną z najlepszych, o ile nie najlepszą drugą linię w Europie.

Bernard Blaut w towarzystwie Kazimierza Deyny, Roberta Gadochy i Antoniego Trzaskowskiego.Bernard Blaut w towarzystwie Kazimierza Deyny, Roberta Gadochy i Antoniego Trzaskowskiego.
FOT. EAST NEWS

Bernard Blaut (drugi od lewej) w towarzystwie Kazimierza Deyny, Roberta Gadochy i Antoniego Trzaskowskiego. To właśnie popularnym „Kaką” „Długopis” zaopiekował się, gdy razem grali w stołecznej Legii. 

Nasza trójka idealnie dopasowała się do siebie. Ja rozważny, spokojny, bardziej taktyk ustawiony defensywnie i zabezpieczający środkową linię. „Kici” z Kaziem doskonali technicznie, znakomici organizatorzy, na zmianę wskakiwali do linii ataku. Jeśli do tego dodać fantazję Kazika i ogromne doświadczenie „Kiciego”, obraz naszej formacji będzie pełny.

Bernard Blaut o legijnym trio
Archiwalna wypowiedź zacytowana na portalu legionisci.com; 25 maja 2007 r.

Ze wspomnianą trójką zawodników Legia rozegrała kilka pamiętnych spotkań w europejskich pucharach. Choćby dwumecz z francuskim AS Saint-Étienne – wygrany w Warszawie 2:1 i na wyjeździe 1:0 – w Pucharze Europy 1969/70, czy późniejsze starcia z Feyenoordem Rotterdam (0:0 w Polsce i 0:2 w Holandii) w półfinale, po których Wojskowi odpadli z rozgrywek.

Skrót meczu (bez komentarza)

Z Blautem w składzie – i w roli kapitana – legioniści stoczyli jeszcze inny ciekawy dwumecz – z Atlético Madryt. Doszło do niego w marcu 1971 roku. Drużyna z Warszawy przegrała pierwsze starcie w stolicy Hiszpanii jedną bramką (0:1) i miała nadzieję na udany rewanż. Mistrzowie Polski stali przed ogromną szansą na powtórzenie sukcesu sprzed roku, jakim był awans do półfinału Pucharu Europy. Do pełni szczęścia zabrakło jednego gola, bo przy Łazienkowskiej Wojskowi zwyciężyli 2:1.

Materiał o meczu

W Legii „Długopis” grał do końca 1972 roku. Zdobył dwa mistrzostwa kraju i trzy Puchary Polski (ostatni w 1973 r, gdy nie było go już w stolicy, ale występował w meczach wcześniejszych rund). Od 4 lat nie był w Warszawie jedynym Blautem, bowiem do klubu z Łazienkowskiej 3 trafił „Malina” – czyli jego brat, Zygfryd. Bernard wyruszył na poszukiwanie szczęścia na Zachodzie, gdzie trafił do francuskiego FC Metz. Spędził w nim tylko rok i zakończył karierę.

 

GOL, KTÓRY PRZESZEDŁ DO HISTORII

Było o klubach, pora poruszyć wątek reprezentacyjny. Przygoda Blauta z drużyną narodową rozpoczęła się 13 listopada 1960 roku. Będący wówczas zawodnikiem Odry pomocnik, zadebiutował w kadrze w towarzyskim spotkaniu z Węgrami (1:4) rozegranym w Budapeszcie. „Długopis” przebywał na murawie przez 90 minut.

W sumie w biało-czerwonych barwach starszy z braci Blautów wystąpił 36 razy i zdobył 3 bramki (dla porównania, Zygfryd zagrał tylko 1 mecz w koszulce z orzełkiem). Premierowe trafienie zaliczył w towarzyskim spotkaniu z Norwegią (9:0), które odbyło się 4 września 1963 roku na stadionie Pogoni w Szczecinie. Jednak to nie ten gol przeszedł do historii reprezentacyjnych występów w kadrze pana Bernarda.

Materiał o meczu

Prawie 5 lat później, 20 czerwca 1968 r., na Stadion Dziesięciolecia w Warszawie zawitała wielka Brazylia – ówczesny dwukrotny mistrz świata. 70 tysięcy widzów na trybunach było świadkami bardzo ciekawego widowiska, okraszonego aż 9-cioma bramkami. Jednak w przeciwieństwie do starcia z Norwegią, tym razem wszystkie gole nie były dziełem biało-czerwonych. Towarzyski bój z canarinhos zakończył się porażką Polaków 3:6. Ale to właśnie trafienie Blauta zostało uznane za najefektowniejsze w historii stołecznego obiektu.

Bernard BlautBernard Blaut
FOT. EAST NEWS

Bernard Blaut (w białym stroju) w spotkaniu z Brazylią na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie.

Canarinhos prowadzili z Polską już od 12. minuty. Bramkę strzelił Natal. Ale dwie minuty później był remis. Rzut wolny dla Polski, podanie w pole karne i do piłki wyskoczył wyżej niż brazylijscy obrońcy Bernard Blaut. Ciało utrzymywał w pozycji poziomej. Nie był to jednak klasyczny szczupak. Stefan Szczepłek w swojej książce „Deyna, Legia i tamte czasy” pisze, że pomocnik reprezentacji stworzył jakąś dziwną figurę geometryczną. Uderzenie było tak mocne, a bramka tak piękna, że we wspomnieniach uznano ją za najpiękniejszy gol w historii Stadionu Dziesięciolecia.

Olgierd Kwiatkowski
„Piłkarskie Legendy Orłów. Bernard Blaut – dobry człowiek, świetny piłkarz”, sport.interia.pl z 15 maja 2020 r.

Ostatniego, ale już nie tak efektownego gola „Długopis” strzelił w towarzyskim meczu z Czechosłowacją (2:2) rozegranym 25 października 1970 roku w Pradze.

Blauta ominęły największe sukcesy reprezentacji Polski. Nie dane mu było pojechać na igrzyska olimpijskie w 1972 roku. Trener Kazimierz Górski wolał postawić na młodszych, wchodzących dopiero do zespołu piłkarzy. Reprezentacyjny rozdział w karierze pana Bernarda zakończył się w eliminacjach Euro 1972. 5 grudnia 1971 r. Polska przegrała z Turcją (0:1) w Izmirze.

Bernard BlautBernard Blaut
FOT. EAST NEWS

Bernard Blaut (z lewej) już jako asystent selekcjonera Kazimierza Górskiego.

TRENER DO 60-TKI

W 2005 roku, w rozmowie z „Nową Trybuną Opolską” Blaut wspomniał zdanie, które wypowiedział wiele lat wcześniej: „Założyłem sobie, że jak skończę 60 lat, to skończę pracę trenera i tak zrobiłem”. Jako szkoleniowiec zaczął pracować zaraz po zawieszeniu butów na kołku. Rozpoczynał od młodzieżowej drużyny Legii, a następnie prowadził seniorów Hutnika Warszawa. Potem został asystentem I trenera w Jagiellonii Białystok. Tę samą funkcję sprawował w reprezentacji Polski, w której pomagał zarówno Kazimierzowi Górskiemu, jak i Jackowi Gmochowi oraz Antoniemu Piechniczkowi. Raz zdarzyło mu się nawet pełnić rolę selekcjonera – w zastępstwie ostatniego z wymienionych selekcjonerów. Było to spotkanie towarzyskie z Czechosłowacją (1:3) w 1985 roku w Brnie. „Długopis” dał szansę wielu debiutantom. Pan Antoni w tym czasie pozostał w Wiśle, gdzie przygotowywał podstawowy skład do arcyważnej konfrontacji z Belgią (0:0) w eliminacjach MŚ.

Ławka rezerwowych reprezentacji Polski podczas meczu z Rumunią. Od lewej asystent Bernard Blaut i selekcjoner Ryszard Kulesza. Pierwszy z prawej rezerwowy bramkarz Piotr Mowlik.Ławka rezerwowych reprezentacji Polski podczas meczu z Rumunią. Od lewej asystent Bernard Blaut i selekcjoner Ryszard Kulesza. Pierwszy z prawej rezerwowy bramkarz Piotr Mowlik.
FOT. EAST NEWS

Bernard Blaut (drugi od lewej) pełnił również rolę asystenta selekcjonera Ryszarda Kuleszy (w środku).

Po rozstaniu z kadrą Blaut wyjechał z Polski. Prowadził zespoły z Tunezji i Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Przez 3 miesiące był nawet selekcjonerem reprezentacji drugiego z wymienionych krajów.

Po zakończeniu pracy za granicą, wrócił do Polski, ale nie podjął pracy w żadnym z rodzimych klubów. W 2006 roku pojechał do Niemiec obejrzeć na żywo mecze biało-czerwonych na mistrzostwach świata. Po powrocie z mundialu ciężko zachorował. I choć w swoim życiu wygrał wiele spotkań na boisku, to tego „meczu” niestety już nie zdołał. Blaut, o którym mówiono, że był człowiekiem wielkiej dobroci, chętnie niosącym pomoc kolegom z drużyny (m.in. Deynie), a także tym nieco już zapomnianym graczom (jak np. Władysławowi Grotyńskiemu czy Wiesławowi Korzeniowskiemu), zmarł 19 maja 2007 roku w Warszawie. 5 dni później spoczął na Cmentarzu Wolskim. Miał 67 lat.