Błysnęli tylko raz, ale i tak przeszli do historii. W muzyce rozrywkowej można znaleźć piosenkarzy jednego przeboju, a w polskim futbolu piłkarzy jednego gola. Branżę muzyczną zostawiamy w spokoju, zajmiemy się natomiast tym drugim przypadkiem. Wybraliśmy 10 zawodników, którzy w drużynie narodowej zdobyli tylko jedną bramkę. Ale pod lupę wzięliśmy tych reprezentantów, którzy mogą pochwalić się przynajmniej 30 meczami z orzełkiem na piersi. Nasz wybór jak zwykle można uznać za dyskusyjny. Z tego powodu zachęcamy do tworzenia własnych klasyfikacji i rankingów. Miłej zabawy! A to nasza złota dziesiątka.
Bodaj najlepszy – obok Łukasza Piszczka – prawy obrońca w historii polskiej piłki jedyną bramkę w reprezentacji zdobył w meczu z Koreą Północną (5:0) w ćwierćfinale igrzysk w Montrealu. Rywale grali już wówczas w dziesiątkę, bo po faulu na nim boisko musiał opuścić An Se-uk. Rok olimpijski był dla Szymanowskiego pamiętny także z innego powodu. W 1976 piłkarz krakowskiej Wisły wziął ślub z klubową koleżanką, gimnastyczką sportową Wandą Werbiłowicz.
Gdy 13 kwietnia 1977 roku wybiegł na murawę stadionu w Budapeszcie w towarzyskim meczu z Węgrami (1:2), miał dokładnie 19 lat i 172 dni. Zaliczył wejście smoka, bo potrzebował zaledwie kilkudziesięciu sekund, aby wpisać się na listę strzelców. W ten sposób stał się ósmym w kronikach polskiego futbolu zawodnikiem, który zdobył gola przed dwudziestymi urodzinami. Selekcjoner Jacek Gmoch dał mu szansę zagrać w koszulce z orłem na piersi, zanim jeszcze młody piłkarz wywalczył pewne miejsce w drużynie seniorów Wisły Kraków. Opłaciło się. Nawałka stał się jednym z filarów kadry i gdyby nie kontuzje, grałby w niej zapewne przez długie lata.
Mecz z Grecją w Atenach w el. MŚ (19 maja 1985 roku) nie od początku przebiegał po myśli polskich piłkarzy. Zaraz po przerwie gospodarze doprowadzili do remisu i końcowy sukces stanął pod znakiem zapytania. Wtedy sprawy w swoje ręce wziął Ostrowski. Zawodnik Pogoni Szczecin wykorzystał podanie Zbigniewa Bońka z rzutu wolnego i potężną bombą zza pola karnego trafił do siatki. Był to jego jedyny gol w narodowych barwach, ale jakże piękny!
Mecz z Irlandią w el. ME (3:3, 16 października 1991 roku) był jego najlepszym w drużynie naroodwej. Sam to zresztą przyznał po latach. Wysoką dyspozycję docenił tygodnik „Piłka Nożna”, przyznając mu prestiżowy tytuł Piłkarza Roku 1991. Kiedy miał wrócić z Zagłębia Lubina do Legii Warszawa, dostał propozycję transferu do włoskiego Udinese. W Serie A nie zrobił jednak wielkiej kariery z powodu kontuzji. Później reprezentował jeszcze barwy m.in. szkockiego Dundee i Łódzkiego Klubu Sportowego.
Jeden z tych piłkarzy, który wizytę na stadionie w Brzeszczach zapamięta do końca życia. W towarzyskim meczu z Litwą (31 marca 1993 roku) przebywał na murawie tylko w pierwszej połowie, ale i tak zdobył pierwszą bramkę w narodowych barwach. I jak się okazało jedyną. Jest to o tyle ciekawe, że pomocnik, który reprezentował barwy takich klubów, jak Bastia czy Olympique Marsylia, rozegrał w kadrze aż 70 spotkań (m.in. na mundialu w 2002 roku). Wówczas, jeszcze jako zawodnik GKS-u Katowice, 21-latek z Nowego Sącza dopiero wkraczał na piłkarskie salony. Wkrótce potem przeniósł się z polskiej ligi do francuskiego Saint-Étienne.
Do siatki trafił w towarzyskim spotkaniu z Czechami w Ostrawie (12 marca 1997 roku). Obrońca Legii wykorzystał dośrodkowanie klubowego kolegi Tomasza Sokołowskiego I i posłał piłkę głową do bramki. „Tak więc zdenerwowany wielce kapitan zaprezentował, jak trzeba walczyć i strzelać gole. W środę niewielu chciało pójść w jego ślady” – relacjonował „Przegląd Sportowy”. Faktycznie, Zieliński tego popołudnia wiele razy mógł czuć się poirytowany. Jego koledzy z obrony Radosław Kałużny i Waldemar Kryger przegrali z rywalami mnóstwo biegowych pojedynków, nie radzili sobie też przy dośrodkowaniach. W ataku też nam nie szło. Pod koniec spotkania kapitan wziął więc sprawy w swoje ręce i zdobył honorową bramkę.
Strzelić gola w reprezentacyjnym debiucie to marzenie każdego piłkarza. Ale udało się tylko nielicznym. Dla Sobolewskiego to było wyjątkowe wydarzenie także dlatego, że w kolejnych 31 meczach w kadrze już nie zdobył bramki. Gola z Estonią w Tallinie (20 sierpnia 2003 roku) zadedykował żonie Agnieszce oraz dzieciom: Adriannie i Hubertowi. Być może nigdy nie trafiłby do wielkiego futbolu, gdyby nie Bogusław Kaczmarek. Ten znany trener wypatrzył Sobolewskiego na czwartoligowych boiskach w rezerwach Wisły Płock. Kaczmarek namówił właściciela Groclinu Zbigniewa Drzymałę, by ten ściągnął ambitnego pomocnika do Grodziska Wielkopolskiego. A stamtąd było już blisko do kadry Pawła Janasa.
Strzelanie goli nie było głównym zadaniem tego ambitnego i nieustępliwego obrońcy, uczestnika mundialu 2006. Ale jeśli nadarzyła się okazja, to czemu jej nie wykorzystać? Taka trafiła się w towarzyskim meczu z Islandią (7 października 2005 roku). To był ostatni sprawdzian kadry Pawła Janasa przed starciem z Anglią w el. MŚ. Ale z drużyną z Kraju Gejzerów szło nam jak po grudzie. Po pierwszej połowie biało-czerwoni niespodziewanie przegrywali 1:2. Na szczęście po przerwie sygnał do ataku dał właśnie Baszczyński. Doprowadził do remisu, a siedem minut później zwycięskiego gola strzelił Ebi Smolarek. Uff! Udało się uniknąć wpadki.
Widok był przygnębiający. 21 listopada 2007 roku na stadion Crvenej Zvezdy, który może pomieścić 56 tysięcy widzów, przyszło ich tylko 5 tysięcy. To była najlepsza recenzja fatalnej gry Serbii w eliminacjach Euro 2008. W zupełnie innej sytuacji byli biało-czerwoni. Polacy już wcześniej zapewnili sobie awans i selekcjoner Leo Beenhakker mógł zaszaleć. Do Belgradu nie wziął Boruca, Krzynówka, Smolarka, Błaszczykowskiego, Żurawskiego, Dudki i Saganowskiego. Dzięki temu szansę dostał m. in. Murawski, który otworzył wynik meczu. Nasza drużyna prowadziła później nawet 2:0, dublerzy jednak nie obronili przewagi. Ale remis i tak przyjęto u nas z zadowoleniem.
To był jeden z lepszych, o ile nie najlepszy występ pomocnika Legii w drużynie narodowej. Debiutanckie i jedyne trafienie w reprezentacji „Jodła” zaliczył w 12. minucie towarzyskiego meczu z Czechami (17 listopada 2015 roku, 3:1), kiedy to strzałem głową pokonał Petra Čecha. Trzeci gol to także zasługa Jodłowca, który zainicjował kontratak biało-czerwonych zakończony bramką Kamila Grosickiego. Jednak, żeby nie było tak kolorowo, należy wrzucić kamyczek do ogródka naszego defensywnego pomocnika. Jeszcze w pierwszej połowie Jodłowiec tak niefortunnie wybił piłkę, że zaliczył... asystę przy pięknym golu Ladislava Krejčíego.