Henryk WieczorekHenryk Wieczorek
Kroniki14 grudnia 1949
14 grudnia 1949
Autor: Krzysztof Jaśniok
Data dodania: 14.12.2023
FOT. EAST NEWSFOT. EAST NEWS

Niedaleko pada jabłko od jabłoni. Jeśli twoi rodzice poznają się w klubie, ale nie nocnym, tylko sportowym, a potem razem osiągają taką formę, że gdy przychodzisz na świat, oni właśnie debiutują w reprezentacji Polski – nie masz wyboru, musisz pójść w ich ślady. Henryk Wieczorek, który właśnie świętuje 74. urodziny, to dziecko przeznaczenia. Futbol po prostu był mu pisany. Podobnie jak medale mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich.

Jego mama Adelajda i ojciec Teodor spotkali się tuż po wojnie w chorzowskim AKS-ie. Ona zapisała się tam do drużyny piłkarek ręcznych, on wrócił właśnie na stare śmieci. Zawodnikiem jednego z najstarszych klubów na Śląsku został już podczas okupacji, ale wówczas Koniczynki występowały pod nazwą Germania Königshütte. Grał tam przez niespełna trzy lata, bo dostał ultimatum: albo będzie kopał piłkę, albo pojedzie na front. Ostatecznie jednak nie uniknął wcielenia do wojska. Pod koniec 1944 roku trafił do Wehrmachtu, a kilka tygodni później… do radzieckiej niewoli. Został osadzony w obozie jenieckim w Brandenburgu, gdzie doszło do niezwykłego spotkania. Pewnego dnia na placu podszedł do niego młody chłopak i zapytał:

To pan jest ten Teo z AKS-u?

Wieczorek od razu go poznał. To był ten sam młokos, który parę razy założył mu siatkę, gdy grał przeciw Bismarckhütter SV, czyli Ruchowi Chorzów. Jak on się nazywał?

– Gerard? – przypominał sobie wreszcie. – Ty tutaj?

Tak, to był Gerard Cieślik. Miał wtedy niespełna 18 lat, a w kieszeni nakaz wywózki do łagru – za próbę ucieczki. Teo wiedział, czym to pachnie: podczas wojny pracował w kopalni z rosyjskimi jeńcami i słyszał, jak kończą więźniowie Gułagu. Dzięki temu, że miał poważanie u obozowych władz i znał język, mógł się wstawić za młodszym kolegą. Nakaz cofnięto. I tak piłkarz AKS-u uratował życie przyszłej gwieździe Ruchu i reprezentacji Polski. Cieślik do końca swych dni był mu za to wdzięczny.

Henryk WieczorekHenryk Wieczorek
FOT. EAST NEWS

Ojciec Henryka, Teodor Wieczorek (pierwszy z prawej), w towarzystwie swojego wielkiego przyjaciela Gerarda Cieślika. Obok nich siedzi były selekcjoner Ryszard Kulesza, który młodszego z klanu Wieczorków powoływał do reprezentacji na mecze eliminacji Euro 1980.

U BABCI W MICHAŁKOWICACH

 

Henryk przyszedł na świat cztery lata po tych wydarzeniach. Był rok 1949 – o tyle w dziejach Wieczorków niezwykły, że jego mama jeszcze przed zajściem w ciążę dostała zaproszenie na zgrupowanie kadry narodowej szczypiornistek, a tata jesienią – półtora miesiąca przed narodzinami syna – zadebiutował w piłkarskiej reprezentacji Polski. Wysłuchał hymnu, stojąc u boku swojego przyjaciela z obozu Gerarda Cieślika.

Dziesięć lat później Teodor zawiesił buty na kołku i poświęcił się pracy szkoleniowej. Co ciekawe, wtedy nawet nie przyszło mu do głowy, że Heniek pójdzie w jego ślady. Wieczorek junior biegał wprawdzie za piłką, ale nie robił tego na treningach pod czujnym okiem ojca. Trochę się bał, że tata na siłę będzie chciał zrobić z niego sportowca. Wolał spotkać się z kolegami po szkole i poganiać po chorzowskich podwórkach. Tak samo było w wakacje, gdy rodzice oddawali go pod opiekę dziadkom.

Jeden miesiąc spędzałem u babci w Michałkowicach, następny u drugiej w Bytkowie. Znałem tam wszystkich, zresztą w tym wieku szybko zawiązuje się przyjaźnie. Przeważnie graliśmy w piłkę ulica na ulicę, dzielnica na dzielnicę. W Michałkowicach poznałem Alojzego Deję, był niecały rok starszy ode mnie, bardzo często graliśmy w tzw. główki, jeden na jednego. Wtedy szczytem marzeń była gra na prawdziwym boisku. Kto by przypuszczał, że dziesięć lat później spotkamy się w Górniku?

Henryk Wieczorek w rozmowie z Markiem Dziechciarzem; gornikzabrze.pl; 14 grudnia 2019 r.
MARZĄC O PRAWDZIWYM BOISKU

Zanim to jednak się stało Wieczorek, już za namową ojca, zapisał się do szkółki piłkarskiej Stadionu Śląskiego. Miał wtedy 13 lat. Tam poznał Jerzego Wyrobka, swojego rówieśnika, z którym potem połączyła go wielka przyjaźń, a także współpraca w czasach, gdy obaj zostali trenerami. Jako nastolatkowie marzyli o tym, żeby zagrać w Ruchu, ale nie zdołali się przebić do składu jednej z wówczas najlepszych drużyn w Polsce. W 1968 roku Heniek przeniósł się więc do Rybnika. W barwach ROW-u zadebiutował w ekstraklasie, a potem w ciągu czterech sezonów przeżył ze swoim nowym klubem dwa razy gorycz degradacji i dwa razy… radość z powodu powrotu do ekstraklasy.

Henryk WieczorekHenryk Wieczorek
FOT. EAST NEWS

Henryk Wieczorek (z prawej) w walce o piłkę z Tadeuszem Nowakiem podczas ligowego meczu Górnika Zabrze z warszawską Legią.

OJCIEC TRENER, SYN ZAWODNIK

 

Jako zawodnik ROW-u dostał pierwsze powołanie do reprezentacji – na razie jeszcze tej młodzieżowej. W meczu przeciwko Czechosłowacji (1:1) na boisko wybiegło kilka późniejszych gwiazd drużyny Kazimierza Górskiego: Grzegorz Lato, Jan Tomaszewski, Antoni Szymanowski i Adam Musiał, a także jego dobry znajomy z Michałkowic Alojzy Deja. Na ławce siedział Jerzy Wyrobek.

Na powołanie do kadry seniorów czekał jednak jeszcze dwa lata. Trener Tysiąclecia postanowił go sprawdzić najpierw w sparingu z MSV Duisburg (1:0), a potem w towarzyskich spotkaniach z Jugosławią (2:2) i Irlandią (2:0). W dwóch ostatnich tworzył parę stoperów z Mirosławem Bulzackim. Obrońca ŁKS-u przeszedł test pozytywnie i potem był jednym z bohaterów występu na Wembley. Wieczorek nie miał tyle szczęścia. W kluczowych starciach eliminacji mistrzostw świata 1974 na jego pozycji grał Jerzy Gorgoń. Mimo to pojechał na mundial do RFN. Górski zabrał go ze sobą… na wszelki wypadek, co tak wspominał w jednej ze swoich książek.

Kadra narodziła się po długiej i burzliwej dyskusji. (…) W jej składzie nie zaskoczyła nikogo obecność żelaznej i wypróbowanej gwardii z Wembley. Wątpliwości natomiast budzili nowicjusze. Rozpoczynam od bramkarza Fischera – zapewnił sobie miejsce w kadrze doskonałą postawą zarówno na meczach ligowych, jak i kontrolnych. Podobnie rzecz się miała ze Żmudą, którego coraz bardziej skłaniałem się widzieć u boku Jerzego Gorgonia. Niebezpieczne skłonności tego ostatniego do kontuzji zmusiły mnie do poszukania jeszcze jednego zawodnika na tej pozycji – wybrałem Wieczorka.

Kazimierz Górski „Z ławki trenera”; Wydawnictwo Sport i Turystyka, Warszawa 1981
NIEBEZPIECZNE SKŁONNOŚCI

Z turnieju Wieczorek wrócił z medalem, choć wszystkie spotkania obejrzał z perspektywy ławki rezerwowych lub z trybun. Był już wówczas piłkarzem Górnika, do którego przeszedł zimą 1973 roku. W tym samym czasie w Zabrzu pojawił się… jego tata, któremu powierzono funkcję trenera. Wbrew pozorom to nie była transakcja wiązana – piłkarz otrzymał propozycję zmiany barw klubowych kilka tygodni wcześniej. Mimo to koledzy z drużyny z początku odnosili się do niego nieufnie. „Ojciec trener, syn zawodnik... Sądzili, że mogę być kimś w rodzaju »ucha«. Szybko zorientowali się jednak, że relacja ojciec – syn nie ma nic wspólnego z relacją trener – zawodnik. Co w szatni to w szatni, a co w domu to w domu” – tłumaczył po latach.

Henryk WieczorekHenryk Wieczorek
FOT. EAST NEWS

Lesław Ćmikiewicz (po lewej) i Henryk Wieczorek na zdjęciu zrobionym podczas zgrupowania przed igrzyskami w Montrealu. Polacy wywalczyli tam srebrne medale.

OBROŃCA OFENSYWNY

 

W Zabrzu grał przez siedem lat, ale nie sięgnął w tym czasie ani po mistrzostwo, ani po Puchar Polski. Miał pecha, bo choć w klubie wciąż roiło się od gwiazd (Lubański, Szołtysik, Banaś, Szarmach, Gorgoń), drużyna przeżywała wyraźny regres formy, zakończony zresztą spadkiem z ekstraklasy w sezonie 1977/78. Więcej szczęścia miał w reprezentacji, z którą pojechał na igrzyska do Montrealu. Znów wyruszył na nie w roli rezerwowego, ale – jak dwa lata wcześniej przewidział trener Górski – w pewnej chwili okazał się przydatny, bo przed finałem kontuzji doznał Jerzy Gorgoń. Wieczorek wyszedł w pierwszym składzie na mecz z NRD (1:3) i ten jeden jedyny występ na imprezie rangi mistrzowskiej przyniósł mu olimpijski medal.

Za kadencji Jacka Gmocha stoper Górnika tylko cztery razy przywdział koszulkę z orłem na piersi, trzykrotnie w meczach towarzyskich, raz w zwycięskim spotkaniu eliminacji mundialu 1978 z Danią (2:1). Na turniej do Argentyny nie pojechał. Więcej szans dał mu Ryszard Kulesza, który dostrzegł u środkowego obrońcy talent do gry ofensywnej i zaczął go ustawiać w drugiej linii. Dało to niezłe rezultaty, bo Wieczorek już w pierwszym występie u nowego selekcjonera strzelił gola Libijczykom (5:0). W kolejnym – towarzyskim starciu z Rumunią (3:0) – był o włos od zdobycia drugiej bramki. Po jego uderzeniu głową piłka trafiła w poprzeczkę, a do siatki wbił ją Grzegorz Lato.

1:0 G. Lato dobija strzał głową w poprzeczkę H. Wieczorka

Co nie udało się w Warszawie, powiodło się w jego rodzinnym Chorzowie. W meczu eliminacji Euro 1980 z NRD piłkarz z Zabrza zmienił w 74. minucie Adama Nawałkę i chwilę potem pięknym strzałem głową uratował remis 1:1.

1:1 Gol H. Wieczorka, asysta L. Lipki

To był jego przedostatni występ w kadrze narodowej. Dwa tygodnie później zagrał jeszcze przeciw Islandii (2:0) i na tym jego reprezentacyjna przygoda się skończyła. Co może dziwić, bo w wysokiej formie był jeszcze przez trzy lata. A furorę robił już nie na polskich, tylko… francuskich boiskach.

Hartmut Schade zdobywa pierwszą bramkę dla NRD, za jego plecami Henryk Wieczorek, Kazimierz Deyna, Władysław Żmuda i Antoni Szymanowski.Hartmut Schade zdobywa pierwszą bramkę dla NRD, za jego plecami Henryk Wieczorek, Kazimierz Deyna, Władysław Żmuda i Antoni Szymanowski.
FOT. PAP

Henryk Wieczorek (drugi od lewej) na turnieju rangi mistrzowskiej rozegrał tylko jeden mecz, za to finałowy. W 1976 roku biało-czerwoni przegrali starcie o złoto z reprezentacją NRD.

SPORT I POLITYKA

 

W 1980 roku zagiął na niego parol Guy Roux. Legendarny trener AJ Auxerre najpierw sprowadził do klubu właśnie Wieczorka, a kilka miesięcy później Andrzeja Szarmacha. W drużynie był jeszcze trzeci Polak, były piłkarz opolskiej Odry Józef Klose, ojciec słynnego potem Miroslava, mistrza świata z reprezentacją Niemiec. Syn Henryka, Tomasz, chodził z nim do jednego przedszkola.

W lidze francuskiej Wieczorek rozegrał 61 meczów, zbierając bardzo dobre recenzje. Jego pozycja w drużynie była mocna – przez pewien czas pełnił nawet rolę jej kapitana. Potem jednak przyplątały się problemy z kolanem i piłkarz z Chorzowa musiał obniżyć sobie poprzeczkę. Przeniósł się do prowincjonalnego US Melun. Tam kopał piłkę do 36. roku życia, a następnie zajął się trenowaniem grup młodzieżowych. Mógł zostać we Francji albo przeprowadzić się do RFN, gdzie wyemigrowali jego rodzice, ale w 1987 roku – dwa lata przed upadkiem PRL-u – nieoczekiwanie wrócił do Polski. Wszystko przez Jerzego Wyrobka. Jego przyjaciel został właśnie szkoleniowcem Ruchu i zaproponował mu pracę w roli swojego asystenta.

Henryk WieczorekHenryk Wieczorek
FOT. EAST NEWS

Mistrzowie Polski z sezonu 1988/89, drużyna Ruchu Chorzów. Stoją od lewej: trener Jerzy Wyrobek, Krystian Szuster, Józef Nowak, Waldemar Waleszczyk, Ryszard Kołodziejczyk, Dariusz Gęsior, Piotr Lech, Jacek Chorzewski, asystent trenera Henryk Wieczorek. W dolnym rzędzie: Dariusz Fornalak, Piotr Boncol, Albin Wira, Krzysztof Warzycha, Mieczysław Szewczyk.

Duet WuWu okazał się strzałem w dziesiątkę. Wystarczyły dwa lata, a Niebiescy – nie mający wówczas poza Krzysztofem Warzychą w składzie wielkich gwiazd – sięgnęli po mistrzostwo Polski. Sukces sprawił, że Wieczorek dostał propozycję samodzielnego poprowadzenia ekipy z ekstraklasy. Przeniósł się do Poznania, gdzie został trenerem Olimpii. Tam jednak nie dotrwał do końca sezonu. Niewiele lepiej mu poszło w Bytomiu, gdzie objął drugoligowe Szombierki. Najpierw wywalczył z nimi awans, ale po roku wrócił na zaplecze najwyższej klasy rozgrywkowej. Zawód szkoleniowca porzucił ostatecznie, gdy miał zaledwie 46 lat. I wtedy poszedł w… politykę. Nie tę wielką jednak, tylko taką bardziej dla ludzi, samorządową.

Zawsze byłem osobą zaangażowaną społecznie. Chorzów to moje miasto, miasto z dużymi problemami. Miałem jakieś swoje koncepcje, dlatego wystartowałem w wyborach. Najpierw zostałem przewodniczącym Komisji Sportu, a pod koniec pierwszej kadencji wybrano mnie na stanowisko Przewodniczącego Rady Miejskiej. I tę zaszczytną funkcję pełniłem przez cztery następne kadencje.

Henryk Wieczorek w rozmowie z Markiem Dziechciarzem; gornikzabrze.pl; 14 grudnia 2019 r.
MIASTO Z PROBLEMAMI

Jak na boisku, tak w samorządzie był aktywny. Udało mu się przekonać radnych, by w Chorzowie zmodernizować wszystkie boiska szkolne. Z jego inicjatywy wybudowano cztery sale gimnastyczne, krytą pływalnię i kompleks sportowy „Hajduki” w dzielnicy Batory. Jako radny działał przez blisko dwie dekady. Odpuścił sobie, gdy zaczął powoli zbliżać się do siedemdziesiątki. Teraz cieszy się spokojnym życiem emeryta, choć wciąż udziela się społecznie – w radzie osiedla.

Henryk WieczorekHenryk Wieczorek
FOT. EAST NEWS

Jako radny Henryk Wieczorek czasem miał okazję do spotkań z politykami największego formatu. Jak w 2009 roku, gdy w Chorzowie gościł ówczesnego przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Jerzego Buzka.

Jaką radę dałby pan radny młodym adeptom futbolu i kibicom? „Bądźcie dla siebie dobrzy. I nie budujcie murów. Jestem z Chorzowa, a grałem w Górniku, co wielu ludziom z mojego miasta długo się nie podobało. Aż do chwili, gdy zdobyłem jako drugi trener mistrzostwo dla Ruchu. Nie jest ważne kto skąd jest. Ważne, jakim jest człowiekiem i co robi dla innych” – to proste przesłanie, ale warto wziąć je sobie do serca. Sto lat w zdrowiu, panie Henryku!