Człowiek, który zatrzymał Anglię, czyli Jan Tomaszewski. Skapitulował tylko raz, po strzale z karnego Allana Clarke.Człowiek, który zatrzymał Anglię, czyli Jan Tomaszewski. Skapitulował tylko raz, po strzale z karnego Allana Clarke.
KronikiWembley 1973
Wembley 1973
Autor: Rafał Byrski
Data dodania: 3.06.2022
FOT. PAPFOT. PAP

Mecz-pomnik. Nie wszystkie pomniki z czasów PRL-u przetrwały próbę czasu, ale ten ma się doskonale. I tak już zapewne zostanie. To, co wydarzyło się 17 października 1973 roku na stadionie Wembley, jedni rozpatrywali w kategoriach cudu, inni najwięcej mówili o niesamowitym polskim szczęściu, a jeszcze inni widzieli w tym potwierdzenie przemyślanej pracy sztabu Kazimierza Górskiego z grupą wyjątkowo utalentowanych piłkarzy. Pracy, która doprowadziła biało-czerwonych do medalu mistrzostw świata i dwóch krążków igrzysk olimpijskich. A może remis na Wembley był kulminacją wszystkich tych czynników?

A – jak animals, czyli zwierzęta. Nie chodzi o zespół rockowy, popularny w latach 60. (znany z przeboju „The House of the Rising Sun”), tylko o epitety, jakimi angielscy kibice obrażali polskich piłkarzy. Rozpoczęło się już przed meczem, w trakcie Mazurka Dąbrowskiego. Gwizdy i wrogie okrzyki nie miały nic wspólnego z symbolem angielskiego dżentelmena i… angielską flegmą. Odniosły jednak przeciwny skutek. Zamiast speszyć i onieśmielić, pobudziły i rozwścieczyły naszych piłkarzy.


B – jak brutale. Z taką opinią przyjeżdżała do Londynu drużyna Górskiego. Czy słusznie? Angielski futbol opierał się wtedy na prostej zasadzie „kick and run” („kopnij i biegnij”). Do takiej gry potrzebne były żelazne płuca i twarde łokcie. Anglicy i Walijczycy nie unikali walki wręcz, a Polacy, by nie dać się stłamsić, dosłownie i w przenośni musieli przyjąć ich warunki. Finezji i piękna nie było w tym za grosz, ale liczyła się skuteczność.


C – jak czas. Polakom wystarczał remis, ale ostatnie minuty dłużyły się niemiłosiernie. Nie wytrzymał nawet znany z opanowania Kazimierz Górski. Tuż przed końcowym gwizdkiem sędziego opuścił ławkę rezerwowych i jak w transie poszedł w stronę tunelu. Nie widział, jak w ostatnich sekundach Mirosław Bulzacki wybił piłkę z linii bramkowej. To pierwszy i jedyny mecz w selekcjonerskiej karierze Górskiego, którego słynny trener nie obejrzał do końca.


D – jak Domarski Jan. Prostemu chłopakowi z Drabinianki pod Rzeszowem wystarczyło piętnaście sekund, by przejść do historii. Tyle trwała akcja, po której pokonał Petera Shiltona. Dziennik „The Times” umieścił tego gola na liście 50 najważniejszych bramek w dziejach futbolu. Koledzy z drużyny żartowali: „Jasiu, dobrze, że piłka ci zeszła”. A sam bohater opowiadał o tym trafieniu w stylu, który za kilkanaście lat twórczo rozwinął skoczek narciarski Piotr Żyła: „Przyszła, naszła, zeszła, weszła”. Domarski zagrał na Wembley tylko dlatego, że kilka miesięcy wcześniej Włodzimierz Lubański doznał ciężkiej kontuzji w chorzowskim meczu z Anglią.


E – jak euforia. Biało-czerwoni nie jechali do Londynu w roli faworytów, tym większa radość zapanowała w Polsce po meczu. Telegram gratulacyjny przesłali drużynie pierwszy sekretarz PZPR Edward Gierek i premier Piotr Jaroszewicz. Później tego typu gesty stały się powszechne, nawet po zmianie ustroju. Bohaterów przywitano uroczyście i z honorami na stadionie Legii. Co ciekawe, przylot ekipy opóźniono o dwa dni (Polacy wrócili do Warszawy dopiero 24 października), bo w tym czasie w kraju odbywała się ważna partyjna narada. Spece od propagandy obawiali się, że powrót drużyny Górskiego przyćmi to wydarzenie. Zapewne mieli rację.

Po meczu na Wembley w Polsce wybuchła euforia. Orły Górskiego świętowały awans przy niemal pełnych trybunach na stadionie warszawskiej Legii.Po meczu na Wembley w Polsce wybuchła euforia. Orły Górskiego świętowały awans przy niemal pełnych trybunach na stadionie warszawskiej Legii.
FOT. EAST NEWS

Po meczu na Wembley w Polsce wybuchła euforia. Orły Górskiego świętowały awans przy niemal pełnych trybunach na stadionie warszawskiej Legii.

F – jak Friedmann Stefan. Znany aktor oglądał spotkanie bezpośrednio na stadionie Wembley. Po latach tak opowiadał o tym dziennikarzowi „Przeglądu Sportowego” Piotrowi Wołosikowi: „Ostatnich fragmentów meczu nie widziałem, bo kiedy kotłowało się pod bramką Janka Tomaszewskiego, zamykałem oczy…Jeszcze tylko łomot od kibiców angielskich i można było wracać. Już wtedy pokazywali, co potrafią. Czatowali w tunelu i obserwowali: jak ktoś odezwał się po polsku – po ryju. Albo gdy ktoś miał wczepiony tylko polski kotylion. Ja na szczęście miałem dwa, także angielski, i się nie odzywałem. Anglicy zrobili w tym tunelu taką »ścieżkę zdrowia«. Później dopadli do autokaru i próbowali go przewrócić”. Bilet z tego meczu, to jego jedna z najcenniejszych pamiątek. 


G – jak Górski Kazimierz. „Sukces na Wembley miał jedenastu ojców, a właściwie… dwunastu. Byli nimi piłkarze i trener Górski”. To zdanie jak mantrę od lat powtarza Jan Tomaszewski. Górski zaimponował zawodnikom… olimpijskim spokojem. W przerwie dał im się w szatni wykrzyczeć, a później spuentował: „Wytrzymaliście 45 minut, to wytrzymacie i drugie”. Te słowa ostudziły emocje i rozgrzane głowy zawodników.


H – jak Hector Kevin. Tuż przed końcem meczu trener Anglików Alf Ramsey dokonał jedynej zmiany: za Martina Chiversa wprowadził Hectora. To wydarzenie pamięta siedzący wtedy na ławce rezerwowych Kevin Keegan (wybierany później dwukrotnie najlepszym piłkarzem Europy): „Gdy usłyszałem polecenie trenera: »Kevin, rozbieraj się, wchodzisz na boisko«, ugięły się pode mną nogi. W takim momencie ratować honor Anglii? Okazało się jednak, że chodzi o Hectora, a nie o mnie”.


I – jak Irlandia. Cztery dni po meczu z Anglią polscy piłkarze zagrali towarzysko w Dublinie. Z Irlandią przegrali 0:1, ale byli witani na Zielonej Wyspie jak bohaterowie. Sukcesu na Wembley gratulował im nawet irlandzki premier, u którego biało-czerwoni byli z wizytą. Powód? Irlandczycy od wieków nie darzą Anglików sympatią i wcale tego nie kryją. W Dublinie nie mógł zagrać kontuzjowany Tomaszewski, ale to on był najbardziej fetowany przez irlandzkich kibiców i premiera.


J – jak Jan Ciszewski. Głos legendarnego komentatora TVP już na zawsze będzie kojarzony z największymi sukcesami polskiego futbolu. Jego okrzyk: „Gol, proszę państwa! Sensacja na Wembley!” wzrusza kolejne pokolenia Polaków. Pół godziny po spotkaniu Ciszewski rozmawiał na murawie stadionu Wembley z trenerem i piłkarzami. Górski przyznał po latach, że dopiero w trakcie wywiadu zdołał opanować skołatane nerwy.

Wysłannik TVP Jan Ciszewski podczas pomeczowego wywiadu z Włodzimierzem Lubańskim, który mimo kontuzji wyjechał z drużyną do Anglii. Rozmowie przysłuchuje się trener Kazimierz Górski.Wysłannik TVP Jan Ciszewski podczas pomeczowego wywiadu z Włodzimierzem Lubańskim, który mimo kontuzji wyjechał z drużyną do Anglii. Rozmowie przysłuchuje się trener Kazimierz Górski.
FOT. EAST NEWS

Wysłannik TVP Jan Ciszewski podczas pomeczowego wywiadu z Włodzimierzem Lubańskim, który mimo kontuzji wyjechał z drużyną do Anglii. Rozmowie przysłuchuje się trener Kazimierz Górski.

K - jak klaun. Tak Jana Tomaszewskiego nazwał w przedmeczowym telewizyjnym studiu Brian Clough. Trener, który m.in. dwa razy doprowadził Nottingham Forest do triumfu w Pucharze Europy, był znany z kontrowersyjnych wypowiedzi. Stąd dostał przydomek „Wielka Gęba". Ale Clough potrafił przyznać się do błędu. „Trzy lata później spotkałem go w Manchesterze. Podszedł i mnie przeprosił, uścisnęliśmy sobie dłonie. To jedna z tych rzeczy, które pokazują wielkość człowieka” – wspominał Tomaszewski.  


L – jak liczby. Po meczu na Wembley popularny był dowcip. „Rozmawiają dwaj koledzy: – Jaki to był mecz? – pyta się jeden. – Taka obrona Częstochowy, z księdzem Kordeckim w bramce – odpowiada drugi”. Potwierdzają to statystyki. W strzałach 36 do 5, w celnych uderzeniach 17 do 2, w rzutach rożnych 20 do 2. Oczywiście dla gospodarzy. Na szczęście w tej najważniejszej kwestii – liczbie strzelonych goli – wyszliśmy na remis.


Ł – jak łomot, który mieli sprawić Anglicy polskim piłkarzom. Kilka dni przed meczem z drużyną Górskiego Wyspiarze rozbili Austrię 7:0. Piłkarze z kraju Mozarta byli wtedy w hierarchii na poziomie biało-czerwonych. Okazało się, że to, co wychodziło drużynie Ramseya w meczu towarzyskim, nie miało przełożenia w twardym starciu o punkty. No i Austriacy mieli w bramce Friedricha Koncilię, a nie Tomaszewskiego…


M – jak McFarland Roy. „Największym upokorzeniem była sytuacja, gdy McFarland złapał bezceremonialnie za koszulkę wychodzącego na czystą pozycję Grzegorza Latę. To nie miało nic wspólnego z fair-play” – pisali angielscy dziennikarze. Dziś za taki faul McFarland wyleciałby z boiska, wtedy zobaczył tylko żółtą kartkę. Polscy piłkarze podeszli do sprawy z dystansem. „Lepiej dostać kartkę, niż stracić gola. Każdy by tak zrobił” – mówili po meczu.


N – jak notowania. Anglia to kolebka zakładów bukmacherskich. W XIX wieku w domach maklerskich możliwe było obstawianie gonitw konnych. Prawdziwe zakłady zapoczątkowało dopiero powstanie The Football Association (1863). Od tego czasu na Wyspach obstawia się wszystko: poczynając od pogody, a na imionach królewskich dzieci kończąc. Przed meczem na Wembley szanse Polaków wyglądały mizernie. Za jednego postawionego funta można było dostać dziesięć.

Jan Domarski strzelił, a Peter Shilton puścił piłkę pod brzuchem. Tak padła najsłynniejsza bramka w historii polskiej piłki.Jan Domarski strzelił, a Peter Shilton puścił piłkę pod brzuchem. Tak padła najsłynniejsza bramka w historii polskiej piłki.
FOT. EAST NEWS

Jan Domarski strzelił, a Peter Shilton puścił piłkę pod brzuchem. Tak padła najsłynniejsza bramka w historii polskiej piłki.

O – jak odwołany bankiet. Gospodarze byli tak pewni zwycięstwa, że jeszcze przed meczem przygotowali przyjęcie na 600 osób. Mieli na nim świętować awans do mistrzostw świata. Po spotkaniu załamani angielscy piłkarze nie przybyli na uroczystość, a polscy piłkarze samotnie zjedli kolację.


P – jak porażka. Angielskie media z histerycznym niedowierzaniem przyjęły remis, który dla nich był porażką. Dzień po meczu londyńskie gazety ukazały się z żałobnymi obwódkami oraz tytułami w formie nekrologów: „Koniec świata” czy „Żegnaj, chwało”.


R – jak rękawice. To nie do uwierzenia, ale Jan Tomaszewski w meczu na Wembley bronił w… malarskich rękawicach. Takie to były dziwne czasy, że nawet bramkarz reprezentacji Polski nie miał profesjonalnego sprzętu. Teraz te „malarskie rękawice” z Wembley są bezcenną pamiątką. Ciekawe, jaką osiągnęłaby cenę na aukcji kolekcjonerów?


S – jak Shilton Peter i jego koledzy. „Byłem młodym zawodnikiem i wiedziałem, że będę mieć jeszcze następną szansę. Nawet teraz, po latach, gdy grałem na trzech mistrzostwach świata, nie mogę zapomnieć tamtego upokorzenia” – tak wspominał ten mecz Peter Shilton. Dla niego i jego kolegów Wembley’73 było traumą, którą pamiętają do dziś. „Byliśmy zdruzgotani. Pamiętam, że następnego dnia po spotkaniu miałem kręcić jakąś reklamówkę, ale nie byłem w stanie” – opowiadał strzelec wyrównującego gola Allan Clarke.


T – jak Tomaszewski Jan. „Po meczu koledzy poszli w miasto, a ja długo nie mogłem zasnąć. Emocje wzięły górę. Wczesnym rankiem wyszedłem przed hotel i doznałem dziwnego uczucia. W każdym kiosku, w każdej angielskiej gazecie widziałem swoją twarz. Dopiero wtedy dotarło do mnie, czego dokonaliśmy” – opowieść Jana Tomaszewskiego wystarczy za cały komentarz do jego gry w tym meczu.

Lektura brytyjskich gazet po takim meczu to czysta przyjemność. Jan Tomaszewski, jeszcze dzień wcześniej nazywany przez Wyspiarzy klaunem, w ciągu jednego wieczora urósł w ich oczach do miana herosa, który zatrzymał Anglię.Lektura brytyjskich gazet po takim meczu to czysta przyjemność. Jan Tomaszewski, jeszcze dzień wcześniej nazywany przez Wyspiarzy klaunem, w ciągu jednego wieczora urósł w ich oczach do miana herosa, który zatrzymał Anglię.
FOT. PAP

Lektura brytyjskich gazet po takim meczu to czysta przyjemność. Jan Tomaszewski, jeszcze dzień wcześniej nazywany przez Wyspiarzy klaunem, w ciągu jednego wieczora urósł w ich oczach do miana herosa, który zatrzymał Anglię.

W – jak Wembley. Legendarny stadion został otwarty 28 kwietnia 1923 roku przez króla Jerzego V.  Tego samego dnia zagrały na nim w finale Pucharu Anglii Bolton Wanderers i West Ham United. To na tym obiekcie Anglicy zdobyli mistrzostwo świata. To na nim koncertowały największe gwiazdy rocka i muzyki pop. W 2003 roku stare Wembley zostało zburzone, a w jego miejsce powstał nowy obiekt na 90 tysięcy miejsc.


Z – jak zarobek. Jedenastu polskich piłkarzy, którzy grali na Wembley, dostało w nagrodę po dwanaście tysięcy złotych. Średnia krajowa wynosiła wtedy około trzech tysięcy złotych. W tym przypadku pieniądze miały jednak drugorzędne znaczenie. Co są warte, gdy w październikowy wieczór 1973 roku przechodzi się do nieśmiertelności?

ZOBACZ STRONĘ MECZU