Marek Pięta - 67. rocznica urodzinMarek Pięta - 67. rocznica urodzin
KronikiRozdział niedokończony
Rozdział niedokończony
Autor: Piotr Kuczkowski
Data dodania: 26.03.2021
FOT. CYFRASPORTFOT. CYFRASPORT

Są w futbolu postaci legendarne. Piłkarze, którzy swoją postawą na boisku, zaangażowaniem, osiągnięciami, ale też działalnością po zakończeniu kariery, zapisali się w historii. Którzy na uznanie i sympatię trybun zasłużyli ciężką pracą, często wykonywaną długo po zawieszeniu piłkarskich korków na kołku. Dla Widzewa jedną z nich jest bez wątpienia Marek Pięta. Jeden z kluczowych zawodników „Wielkiego Widzewa” przełomu lat 70. i 80., który z klubem z Łodzi świętował  dwa pierwsze tytuły mistrza Polski i sprawił, że o drużynie z włókienniczego miasta usłyszeli fani w całej Europie. I mimo, że przy Alei Armii Czerwonej jako zawodnik spędził zaledwie cztery lata, jego przywiązanie do klubu trwało przez kolejne dziesięciolecia. Z całą pewnością do dziś byłby czynnym uczestnikiem odbudowy, wracającego z trudem po upadku do piłkarskiej elity, zespołu czerwono-biało-czerwonych. Nie pozwoliła na to jednak ciężka choroba. Gdyby żył, 29 marca 2021 roku Marek Pięta obchodziłby 67. urodziny. 

Choć do Widzewa dołączył w 1978 roku, w dojrzałym jak na zawodowego piłkarza wieku 24 lat, o jego wcześniejszych dokonaniach mówiło się niewiele. Urodzony w Wałbrzychu zawodnik karierę rozpoczynał w miejscowym Górniku. To właśnie stamtąd trafił do Łodzi, a zasilenie budowanego przez prezesa Ludwika Sobolewskiego klubu, dla ofensywnego piłkarza okazało się przełomowym wydarzeniem. Nie tylko w karierze, ale także całym późniejszym życiu.

BUDUJĄC „WIELKI WIDZEW”

Decydując się na przenosiny do Widzewa, Pięta z pewnością nie przypuszczał, że najbliższe lata przyniosą zarówno klubowi, jak i jemu samemu tak wiele. Zespół z Łodzi miał już co prawda na koncie srebrny medal mistrzostw Polski, ale w 1978 roku zakończył pierwszoligowy sezon (dzisiejsza Ekstraklasa) na 10. pozycji. Kolejne rozgrywki przyniosły jednak początek pasma sukcesów. Dwa pierwsze sezony z ofensywnym graczem w składzie, łodzianie zakończyli co prawda na drugim miejscu, ustępując odpowiednio Ruchowi Chorzów i Szombierkom Bytom, ale kolejne dwa przebiegały już pod ich dyktando. Najpierw sięgnęli po tytuł pod wodzą Jacka Machcińskiego, żeby rok później powtórzyć to osiągnięcie z Władysławem Żmudą na ławce. Trener, który doprowadził Widzew do półfinału Pucharu Europy (w sezonie 1982/1983) wspomina Piętę jako tytana pracy.

Władysław Żmuda po meczu Widzew Łódź – Liverpool FC 2:0 (02.03.1983)

Kiedy przyszedłem do Widzewa, Marek Pięta miał dość duże problemy z kontuzjami. Coś się działo w kolanie, ale fachowcy stwierdzili, że można uniknąć operacji i doprowadzić do sprawności dzięki ćwiczeniom. Bardzo dużo ja i fizjoterapeuta pracowaliśmy z Markiem indywidualnie. On wykonał tytaniczną pracę, miał taki specjalny ołowiany but. Bardzo często go z nim widziałem, jak ćwiczył. (...) Przychodził na nasze treningi i w ten sposób próbował wzmocnić kolano i mięsień czworogłowy. W końcu wrócił do treningów z zespołem, ale wtedy popełniliśmy błąd, że jednocześnie nie pracowaliśmy nad mięśniem dwugłowym. To sprawiło, że podczas ćwiczeń szybkościowych nawalił ten mięsień. Nie poddał się i znów ciężko pracował. Udało mu się wrócić do sprawności, a podczas zimowych przygotowań pojechaliśmy na turniej w okolice Hannoweru. Tam błyszczał w meczach, czym zasłużył sobie na transfer. 

Władysław Żmuda
Trener Marka Pięty w Widzewie w latach 1981–1982, źródło: artykuł na widzew.com z 11 listopada 2017 r.

Transfer do Niemiec nie byłby jednak możliwy, gdyby nie forma prezentowana przez Piętę w oficjalnych meczach Widzewa. W najwyższej klasie rozgrywkowej zagrał dla zespołu z Łodzi 84 razy i strzelił 19 goli. Osobny rozdział stanowią jednak jego występy w pucharach. Bo choć opuścił drużynę u progu największego sukcesu w historii klubu (Pucharu Europy 1982/1983, w którym Widzew awansował do półfinału), jego osiągnięcia w rywalizacji z renomowanymi drużynami musiały zostać zauważone. W Europie zadebiutował w sezonie 1979/1980. To właśnie wtedy łodzianie w 1/32 finału Pucharu UEFA mierzyli się z AS Saint-Étienne. I choć przed własną publicznością pokonali ekipę z Michelem Platinim w składzie 2:1, rewanż we Francji zakończył się porażką 0:3. Pięta oba mecze rozpoczynał w wyjściowym składzie. Na pierwszą bramkę w międzynarodowej rywalizacji czekał do kolejnego sezonu. Wtedy to, po remisie 1:1 na Old Trafford, Widzew bezbramkowo zremisował w Łodzi z Manchesterem United i wyeliminował Anglików z Pucharu UEFA. W 1/16 finału los przydzielił wicemistrzom Polski Juventus Turyn. Była to kolejna świetna okazja do udowodnienia swojej wartości na tle faworyzowanego przeciwnika.

Uważali nas za ubogich Polaczków. W poprzednim sezonie graliśmy z Saint-Étienne. Mam program z tego meczu. Francuzi opisywali Łódź, a ilustracją było zdjęcie furmanki z koniem. Uważali nas za zacofanych, ale... tak wyglądała rzeczywistość.

Marek Pięta
Wypowiedź dla „Przeglądu Sportowego” z 15 września 2010 r.
Widzew Łódź - Juventus Turyn 3:1 (22.10.1980)Widzew Łódź - Juventus Turyn 3:1 (22.10.1980)
FOT. PAP

Kibice z Włoch przecierali oczy ze zdumienia kiedy Zbigniew Boniek i Marek Pięta (na drugim planie) zdominowali w Łodzi wielką drużynę z Turynu.

W pierwszym meczu ze Starą Damą, w obecności 40 tysięcy widzów na stadionie Łódzkiego Klubu Sportowego, zespół Jacka Machcińskiego zagrał bez respektu dla rywala. I choć do przerwy był remis 1:1, po ostatnim gwizdku z dwubramkowej zaliczki mogli cieszyć się gospodarze. Widzew zwyciężył 3:1, a drugą bramkę zdobył właśnie Marek Pięta.

2:1 M. Pięta głową po podaniu Z. Bońka

Nie mniej emocji przyniósł rewanż we Włoszech, gdzie o awansie zadecydowały rzuty karne. W nich skuteczniejsi okazali się piłkarze Widzewa i kolejna sensacja stała się faktem. Rozpędzona ekipa z Łodzi zatrzymała się dopiero na trzecim rywali. Angielskie Ipswich Town rozstrzygnęło losy rywalizacji już w pierwszym meczu u siebie, wygranym 5:0 (Pięta z powodu urazu opuścił murawę już w 21. minucie). W rewanżu, w ekstremalnych, zimowych warunkach łodzianie uratowali honor zwyciężając 1:0. Jedyne trafienie tego wieczoru zanotował właśnie Marek Pięta.

1:0 M. Pięta po podaniu Z. Rozborskiego

Licznik napastnika Widzewa w pucharach zatrzymał się więc na dwóch. I choć rok później łodzianie, po wywalczeniu tytułu, próbowali swoich sił w Pucharze Europy, zakończyli zmagania już na pierwszym rywalu. RSC Anderlecht najpierw wygrał w Łodzi 4:1, żeby awans przypieczętować wynikiem 2:1 na własnym stadionie. W żadnym z tych spotkań Pięta już jednak nie zagrał. Co ważne, mimo kluczowej roli jaką napastnik odgrywał w Łodzi, nigdy nie dostał szansy zaprezentowania swoich umiejętności w reprezentacji Polski. Selekcjonerzy: Ryszard Kulesza, a później Antoni Piechniczek mieli w tym czasie do dyspozycji wielu wybitnych zawodników, którzy na mundialu w 1982 roku w Hiszpanii stanęli na najniższym stopniu podium.

WYJAZD DO NIEMIEC I… POWRÓT DO WIDZEWA

W 1982 roku, po wywalczeniu z Widzewem drugiego mistrzostwa Polski, Marek Pięta zdecydował się na wyjazd za zachodnią granicę. Przez dwa sezony reprezentował barwy Hannoveru 96, występującego na zapleczu Bundesligi. Wspomniane już wcześniej problemy zdrowotne sprawiły jednak, że karierę zakończył w wieku zaledwie 30 lat. Nie oznaczało to jednak rozstania z futbolem. Wrócił do kraju, gdzie był jednym z inicjatorów powstania Stowarzyszenia Byłych Piłkarzy Widzewa Łódź im. Ludwika Sobolewskiego. Jako jego prezes aktywnie włączał się w życie klubu.

Marek Pięta - 67. rocznica urodzinMarek Pięta - 67. rocznica urodzin
FOT. CYFRASPORT

1 maja 2010 roku rozpoczęły się obchody 100-lecia istnienia Widzewa Łódź. Na zdjęciu Marek Pięta w towarzystwie ówczesnego obrońcy zespołu Jarosława Bieniuka, przed ligowym meczem z Podbeskidziem Bielsko-Biała.

Pięta działał również w organizacjach zrzeszających zawodników na szczeblu ogólnopolskim. W 1997 roku był inicjatorem powstania Polskiego Związku Piłkarzy, na którego czele stał blisko 20 lat. Cały czas pozostawał jednak blisko spraw swojego ukochanego klubu. Po upadku Widzewa w 2015 roku, był jednym z tych, którzy przyczynili się do jego reaktywacji. Swoim autorytetem wsparł działania zmierzające do dopuszczenia zespołu do rozgrywek IV ligi.

Sygnatariuszami byliśmy także ja i Andrzej Możejko. Ten głos był bardzo ważny – wtedy jednym z pierwszych pytań PZPN-u i ŁZPN-u było, czy odbudowa w takim kształcie ma poparcie byłych piłkarzy Widzewa.

Wiesław Wraga
Były piłkarz Widzewa dla widzew.com z 11 listopada 2017 r.

Marek Pięta nie doczekał jednak powrotu Widzewa do rywalizacji z najsilniejszymi zespołami w Polsce. Nie był obecny również na inauguracji nowego stadionu przy Alei Piłsudskiego w marcu 2017 roku. Kilka miesięcy przed tym wydarzeniem, przegrał walkę z chorobą nowotworową. Zmarł 11 listopada 2016 roku w wieku 62 lat.