Polska - Peru 18.06.1978Polska - Peru 18.06.1978
KronikiDiabelskie sztuczki… „Diabła”
Diabelskie sztuczki… „Diabła”
Autor: Rafał Byrski
Data dodania: 2.10.2023

W młodości chciał zostać… tancerzem. Brał nawet udział w zajęciach zespołu folklorystycznego w rodzinnym Gdańsku. Ostatecznie wybrał „taniec” z rywalami na boisku. I w imieniu wielu polskich kibiców możemy powiedzieć: to była świetna decyzja.

W domu państwa Szarmachów nie było wprawdzie tradycji sportowych, ale zawsze było… głośno i tłoczno. Andrzej miał bowiem siedmioro rodzeństwa. Trzech jego braci także kopało piłkę, ale wybił się tylko On. Mówisz „Szarmach”, a myślisz o znakomitym środkowym napastniku, który „wkładał głowę tam, gdzie rywale bali się wstawić nogę”. To zdanie przylgnęło do niego na dobre, a o jego odwadze i nieprzeciętnych umiejętnościach świadczą gole. Te, które strzelał na trzech kolejnych mundialach. Te, które dały mu koronę króla strzelców igrzysk w Montrealu, wreszcie te, które przyczyniły się do pogromu Holandii na Stadionie Śląskim w Chorzowie.

1974: Polska – Argentyna 3:2

Na mundial do Niemiec 23-letni napastnik jechał z przeświadczeniem, że turniej rozpocznie na ławce. Owszem, był gwiazdą młodzieżówki prowadzonej przez Andrzeja Strejlaua, ale pewniakiem do gry na środku ataku wydawał się Jan Domarski. Kto bowiem zdecyduje się zostawić na ławce bohatera z Wembley? Okazało się, że był taki człowiek. Nazywał się Kazimierz Górski. O tym, że Szarmach zagra z Argentyną w pierwszym składzie, sam zainteresowany dowiedział się dopiero na przedmeczowej odprawie. I wystarczyło mu dziewięć minut, by przedstawić się światu.

Jeden z Argentyńczyków, zamiast do swojego, podał do naszego. Ich strata i szybki pass do mnie. Podholowałem piłkę do pola karnego i uderzając z szesnastu metrów tylko zapytałem Carnevalego, w który chce róg.
Andrzej Szarmach o golu z Argentyną
2:0 Gol A. Szarmacha, asysta G. Laty

1974: Polska – Haiti 7:0

Wygrana z Argentyną dała naszej drużynie potężnego kopa. Przekonali się o tym piłkarze Haiti. Na Stadionie Olimpijskim w Monachium Szarmach ustrzelił hat-tricka. Rywal był słaby, ale „Diabeł” i tak przeszedł do historii. Tylko dwóch polskich piłkarzy zdobyło w mundialowym meczu więcej lub tyle samo bramek co Szarmach. Pierwszym był Ernest Wilimowski (cztery gole wbite Brazylii w 1938 roku), a drugim Zbigniew Boniek (trzy trafienia w starciu z Belgią na mundialu 1982).

3:0 Znów rzut rożny i znów gol głową - A. Szarmach
5:0 A. Szarmach wykorzystuje podanie G. Laty
6:0 A. Szarmach głową po rzucie rożnym

1974: Polska – Włochy 2:1

Po demolce drużyny z Karaibów biało-czerwoni byli już w kolejnej fazie turnieju. Ostatnie grupowe starcie z Włochami Górski mógł odpuścić. Ale to nie było w jego stylu. Wystawił najsilniejszy skład, a piłkarze zagrali na poważnie. I to jak. A Szarmach znów zaimponował kapitalną dyspozycją i pamiętną główką.

Na mistrzostwach nie strzeliłem chyba ładniejszego gola niż tego, którego dostał Dino Zoff. A łatwo nie było. Te włoskie zwierzaki atakowały mnie łokciami non stop. Mistrzowie faulu i brudnej gry. Ale udało mi się ich oszukać i frajda była ogromna. Widziałem, jak do środka zbiega Heniek Kasperczak. Robił to wolno, dostojnie, ale i tak nie doskoczył do niego żaden z rywali. W tym samym czasie stojący kilka metrów ode mnie Grzesiek Lato gwałtownie się zerwał i zaczął biec w kierunku prawego słupka bramki Dino Zoffa. „Zabrał” przy okazji jednego z Włochów, a drugi, nie wiedząc, co ma robić, stał jak słup soli. Zrobiła się luka, czułem, że w to miejsce Heniek za chwilę wrzuci piłkę. Wiedziałem, że tak zrobi. Miał niesamowite wyczucie, precyzję. I kiedy kopnął piłkę, ja już biegłem w miejsce, gdzie miała spaść. Asekurujący mnie obrońca był spóźniony, zaskoczyłem najpierw jego, biorąc na plecy i wygrywając walkę o pozycję, a chwilę później samego Zoffa. Nie powiem, że piłka wpadła przypadkiem, nie powiem też, że chciałem trafić w same „ramki”, ale faktem jest, że celowałem w bramkę. Tak to sobie wymyśliłem i tak zrobiłem.
Andrzej Szarmach o golu z Włochami
1:0 Gol A. Szarmacha, asysta H. Kasperczaka

1975: Polska – Holandia 4:1

Z niemieckiego mundialu Polacy wrócili z medalem za trzecie miejsce, a Szarmach z tytułem wicekróla strzelców. Podzielił go wspólnie z Holendrem Johanem Neeskensem. Obaj panowie strzelili po pięć goli, o dwa trafienia ustępując Grzegorzowie Lacie. Cała trójka spotkała się w bezpośrednim starciu rok później na Stadionie Śląskim. 10 września 1975 roku Polakom wychodziło wszystko, a Holendrom nic. Wynik otworzył Lato, poprawił Gadocha, a później do akcji wkroczył „Diabeł”.

Pamiętam, że pierwszą bramkę zdobyłem po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Roberta Gadochy. Krol, ten obrońca, zagapił się. Czekał i czekał na piłkę, która do niego nie dotarła. Wyskoczyłem zza jego pleców i zrobiłem swoje. Drugiego gola by nie było, gdyby nie cudowne podanie Heńka Kasperczaka, który wrzucił piłkę na szesnasty metr, między dwóch całkowicie zdezorientowanych Holendrów. Po chwili stałem oko w oko z van Beverenem. Nie dało się tego zepsuć.
Andrzej Szarmach o golach z Holandią
3:0 Gol A. Szarmacha, asysta R. Gadochy
4:0 Gol A. Szarmacha, asysta H. Kasperczaka

1976: Polska – Brazylia 2:0

To był ostatni pokaz siły wielkiej drużyny Górskiego. Rok później na igrzyska do Montrealu pojechali ci sami piłkarze, którzy rozbili Holendrów. Ale nie ci sami. Syci sukcesów, zmęczeni sobą i selekcjonerem. Na tle wolnych i apatycznych kolegów Szarmach imponował szybkością, dynamiką i skutecznością. Był największą gwiazdą tego turnieju. Jego popisem był półfinał z Brazylią.

To nie była drużyna gwiazd, ale amatorów – takich prawdziwych, a nie udawanych, jak my. Nie było jednak między nami wielkiej różnicy. Brazylijczycy grali ambitnie i solidnie, ale przegrali. Częściowo przeze mnie, bo znowu trafiłem dwa razy. W finale czekali już na nas Niemcy z NRD.
Andrzej Szarmach o golach z Brazylią
1:0 A. Szarmach po podaniu A. Szymanowskiego
2:0 Kontratak zakończony golem A. Szarmacha

Tam było gorzej i Szarmach już nic nie „upolował”. Na pocieszenie po porażce 1:3 został mu srebrny medal i tytuł króla strzelców turnieju olimpijskiego (z 6 golami).

1978: Polska – Peru 1:0

Do Argentyny pojechała najsilniejsza drużyna w historii polskiego futbolu. Tyle, że tej siły nie było widać na boisku. Jacek Gmoch tasował składem jak talią kart, ale efekt nie był budujący. Polacy swoją grą męczyli siebie i widzów. Szarmach także. Raz grał, raz nie grał, a błysnął tylko w meczu z Peru, gdy kapitalną główką wykorzystał dośrodkowanie Laty.

Strzeliłem gola podobnego do tego z Włochami w 1974 roku. Tylko, że tym razem trafiłem do bramki z 16 metrów. Nawet nieźle wyszło. Lubiłem takie gole – nie tylko ładne, ale i decydujące. Wygraliśmy 1:0, choć cieszyć się nie było z czego. Więcej w tym wszystkim było złości niż radości. Wszystko się we mnie mieszało. Gniew, rozczarowanie, smutek, złość. Piąty mecz na mistrzostwach, a ja strzelam dopiero pierwszego gola i jak się miało okazać – jedynego. Jedna bramka. Jak to brzmi? Dla wicekróla strzelców poprzedniego mundialu to więcej niż rozczarowanie. To zawód i ciężar. Ale nie tylko ja zawiodłem – zawiodła cała drużyna.
Andrzej Szarmach o golu z Peru
1:0 A. Szarmach po podaniu G. Laty

1982: Polska – Francja 3:2

Na ostatni mundial pojechał za zasługi. Tak mu przynajmniej powiedział w szczerej rozmowie Antoni Piechniczek. I selekcjoner był konsekwentny. Do meczu z Francją Szarmach tylko raz „powąchał” murawę. W starciu z Kamerunem już w 27. minucie zastąpił kontuzjowanego Andrzeja Iwana. Swoją grą niestety potwierdził, że decyzja Piechniczka była słuszna. Pożegnalny mecz rozegrał dopiero w „małym finale”. Tym razem zastąpił pauzującego za kartki Włodzimierza Smolarka. Ale z reprezentacją i mundialami pożegnał się z przytupem.

Wydawało się, że na przerwę zejdziemy ze spuszczonymi głowami. Ale dostałem piłkę od Bońka, taką, jaką lubiłem. Mocną, kozłującą, idealną na lewą nogę. Dałem bramkarzowi po długim słupku. Mógł się tylko przyglądać. Moja mina mówiła wszystko. Zero uśmiechu, zero radości. W kierunku ławki i siedzącego na niej Piechniczka nawet nie spojrzałem.
Andrzej Szarmach o golu z Francją
1:1 A. Szarmach wykorzystuje świetne zagranie Z. Bońka

I to był koniec reprezentacyjnej przygody Andrzeja Szarmacha. Z czterech wielkich turniejów wrócił z trzema medalami. Bilans znakomity. Ale tylko z jednego mógł być w pełni zadowolony. Pozostałe zakończył z uczuciem niespełnienia i niedosytu.

► Wszystkie cytaty pochodzą z książki Jacka Kurowskiego i Andrzeja Szarmacha „Andrzej Szarmach. Diabeł nie anioł”, Wydawnictwo Dolnośląskie, 2016 r.