Cztery zwycięstwa z rzędu w Elite League… i wystarczy. Reprezentacja Polski do lat 20 przerwała znakomitą serię Anglików. W Puławach drużyna Miłosza Stępińskiego zremisowała z wyżej notowanym przeciwnikiem. Biało-czerwoni bardzo chcieli zrewanżować się Synom Albionu za porażkę z 22 marca 2024 roku. W poprzedniej edycji Turnieju Ośmiu Narodów polski zespół przegrał w Białymstoku aż 1:5. Tamto „lanie” dobrze zapamiętało kilku piłkarzy, którzy wybiegli na stadion w Puławach (skład rywali był zupełnie inny). Wprawdzie nie udało się wygrać, ale Polacy mogli być zadowoleni zarówno z występu jak i wyniku. Biało-czerwoni stwarzali sytuacje podbramkowe i sprawiali wrażenie, jakby zapomnieli o porażce w szalonym meczu z Włochami (2:3), który cztery dni wcześniej przegrali w nieprawdopodobnych okolicznościach.
23
K. Przybyłko
17
M. Predenkiewicz
2
E. Geerts
21
F. Kocaba
20
D. Drachal
15
A. Młynarczyk
3
I. Drapiński
10
J. Żuberek
5
M. Kaczor
Puławy dawno nie gościły międzynarodowego meczu piłki nożnej, w przeciwieństwie chociażby do Lublina i jego flagowego stadionu, Areny. Powrót do tego miasta był udany, ponieważ wysprzedano wszystkie dwa tysiące biletów. Widzów na stadionie MOSiR w Puławach było jednak znacznie więcej, ponieważ darmowe wejściówki na spotkanie dla zorganizowanych grup kibiców udostępnili działacze Lubelskiego Związku Piłki Nożnej.
Reprezentacja Polski do lat 20 przed meczem z Anglią. W górnym rzędzie od lewej: Jan Ziółkowski, Aleksander Buksa, Maciej Kikolski, Jakub Okusami, Jordan Majchrzak, Bartłomiej Smolarczyk (kapitan). W dolnym rzędzie od lewej: Filip Luberecki, Wiktor Nowak, Mateusz Kowalczyk, Marcel Krajewski, Dariusz Stalmach.
Po nerwowym początku biało-czerwoni uporządkowali grę i zaczęli przedostawać się w pole karne rywala. Wynik Polakom udało się otworzyć na sześć minut przed przerwą. Wówczas Aleksander Buksa dośrodkował z prawej strony. W polu karnym Anglików doszło do zamieszania. Do piłki dopadł Filip Luberecki i płaskim strzałem przy słupku pokonał bramkarza!
Właśnie w taki sposób padła bramka dla biało-czerwonych. Nasz wahadłowy Filip Luberecki (oddający strzał) znalazł się w odpowiednim miejscu i czasie. Bramkarz Anglików Matty Young nie zdążył z interwencją.
To był jeszcze mocniejszy przeciwnik niż Włosi. Pierwsza połowa znowu była bardzo dobra, mimo że w drużynie rywali są zawodnicy na bardzo wysokim poziomie. Świetnie wyszkoleni techniczni, a do tego też dynamiczni w operowaniu piłką. Niektórzy grają na takim poziomie, do którego moi zawodnicy dopiero dążą. Do przerwy prowadziliśmy, ale w drugiej połowie znowu przez podobny błąd, który popełniliśmy z Włochami, straciliśmy bramkę. Pojawiło się trochę niepewności, jednak zawodnicy nadrobili to determinacją, walecznością i za wszelką cenę nie chcieli pozwolić, żeby drugi raz ktoś wyrywał im dobry wynik. Było to o tyle trudniejsze, że postanowiłem wpuścić wszystkich chłopców, bo świetnie pracowali na zgrupowaniu. I wszyscy zaprezentowali się pod względem ambicjonalnym i organizacyjnym bardzo dobrze. Dobrze też zarządzaliśmy końcówką spotkania, choć było nerwowo. To też pokazało, że zespół się zbudował i dostaliśmy w nagrodę remis z tak mocnym rywalem. Na zwycięstwo chyba nie zasłużyliśmy, chociaż do przerwy mieliśmy sytuacje, żeby zdobyć więcej niż jedną bramkę. W drugiej połowie Anglicy trafili w słupek i stworzyli też kolejne sytuacje. Punkt z Anglią, która nie przegrała żadnego meczu, jest cenny.
Dominic Ballard „zatańczył” w polu karnym z Janem Ziółkowskim (leży na murawie) oraz Marcelem Krajewskim. Po ich ograniu zdecydował się na płaski strzał, po którym piłka zatrzepotała w siatce. Było 1:1.
Etatowy lewy wahadłowy ekstraklasowego Motoru Lublin rozgrywał piąte spotkanie w reprezentacji do lat 20. Młody piłkarz będzie je dobrze wspominał, gdyż po raz pierwszy cieszył się z gola w biało-czerwonych barwach w tej kategorii wiekowej. Choć Filipa Lubereckiego nie rozlicza się ze zdobywania bramek, lecz z zapobiegania ich utracie (grywał też na lewej obronie), to za znalezienie się w polu karnym przeciwnika i strzał, należało go pochwalić. Gdy źle wybita przez Jamesa Dornellyego piłka znalazła się pod jego nogami, nie zastanawiał się długo. Uderzył futbolówkę po ziemi i już po chwili cieszył się z debiutanckiego trafienia.
Był jedynym angielskim zawodnikiem, który pamiętał pierwsze starcie z Polską w 2024 roku, rozegrane 22 marca w Białymstoku. Dla mającego wówczas 19 lat skrzydłowego był to debiutancki występ w reprezentacji do lat 20. W obu starciach Kaide Gordon nie wpisał się na listę strzelców, ale w drugim z nich był tego bardzo bliski. Piłkarz Norwich City, do którego był wypożyczony z Liverpoolu, mógł przesądzić o triumfie młodej drużyny Synów Albionu. Polski bramkarz Maciej Kikolski nie sięgnął piłki, ale ta − na jego szczęście − trafiła w słupek. Gordon, mający częściowy udział przy golu na 1:1, tylko złapał się za głowę.