jerzy kopa jerzy kopa
KronikiTrener do zadań specjalnych
Trener do zadań specjalnych
Autor: Rafał Byrski
Data dodania: 2.01.2024
FOT. EAST NEWSFOT. EAST NEWS

Jak trwoga to do... Jerzego Kopy. Szkoleniowiec był uznawany za specjalistę od rzeczy niemożliwych. Największą sławę, popularność i uznanie przyniosła mu praca w Lechu Poznań. To z drużyną „Kolejorza” osiągnął największe sukcesy. Zaczął od utrzymania w ekstraklasie, choć nikt po rundzie jesiennej sezonu 1976/77 nie dawał mu na to większych szans. Dwa lata później po raz pierwszy wprowadził piłkarzy z Poznania do europejskich pucharów. Do stolicy Wielkopolski wrócił dekadę później. I znowu odmienił Lecha. Dzięki Kopie do klubowej gabloty można było wstawić kolejne trofea: za mistrzostwo Polski i krajowy Superpuchar. Największą sławę przyniosło mu jednak zwycięstwo nad „drużyną milionerów” - Olympique Marsylia (3:2) w Pucharze Europy. Kopa w roli menadżera okazał się wtedy lepszy od samego Franza Beckenbauera pełniącego taką samą funkcję we francuskim klubie. A przecież kilka miesięcy wcześniej słynny „Cesarz” świętował z reprezentacją Niemiec mistrzostwo świata we Włoszech. 

BIAŁORUSKI POZNANIAK  

Kopa „kopniakiem” otworzył sobie drzwi do grona najlepszych polskich trenerów. Urodził się 2 stycznia 1943 roku w białoruskich Baranowiczach, ale jego piłkarskim domem został Poznań. Tam skończył studia w Akademii Wychowania Fizycznego i przy okazji grał w miejscowym AZS-ie. Ale wielkiej kariery nie zrobił. Znacznie lepiej niż na boisko wiodło mu się na trenerskiej ławce. Zaczął od pracy w Arkonii Szczecin, by po dwóch latach trafić do Stali Stalowa Wola. Młodym i zdolnym trenerem zainteresowali się działacze Szombierek. A klub z Bytomia grał wtedy w ekstraklasie. Na Śląsku Kopa wykorzystał szansę - wyrobił sobie markę i nazwisko. Jego umiejętności musieli dostrzec w Lechu. I tak 33-letni wówczas szkoleniowiec wrócił do stolicy Wielkopolski. 

CUD W BŁAŻEJEWKU 

Zadanie miał piekielnie trudne. Z tych w rodzaju „mission immposible”.  W sezonie 1976/77 Kopa przejął Lecha po 9. kolejce ekstraklasy, gdy ten szorował dno tabeli. W dziewięciu spotkaniach nie wygrał ani razu. Ale przerwę w rozgrywkach młody trener wykorzystał perfekcyjnie. Najpierw nawiązał współpracę ze swoją macierzystą uczelnią. Na poznańskim AWF-ie przebadano zawodników od stóp do głów. A potem Kopa zabrał zespół do Błażejewka. I tam dał piłkarzom solidny wycisk. Trzy treningi dziennie, a trochę luzu dopiero pod koniec zgrupowania. Efekty przyszły nadspodziewanie szybko. Po wznowieniu rozgrywek Lechici biegali jak króliczki z pewnej znanej reklamy. Ostatecznie „Kolejorz” utrzymał się w elicie, a Kopa dokonał „cudu w Błażejewku”. Pod taką bowiem nazwą tamto wydarzenia przeszło do historii klubu z Wielkopolski.  

LANIE W DEBIUCIE

Młody trener nabrał wiatru w żagle. Utrzymanie Lecha w ekstraklasie było jego pierwszym poważnym sukcesem. Ale nie ostatnim. W 1978 roku „Kolejorz” skończył rozgrywki ekstraklasy „na pudle”. A trzecie miejsce dało przepustkę do europejskich pucharów. Debiut Lecha wypadł jednak fatalnie. Już w pierwszej rundzie Pucharu UEFA (sezon 1978/79) piłkarze z Poznania dostali solidnego łupnia od czołowego klubu Bundesligi - MSV Duisburg (2:5, 0:5).  Kopa pracował w Poznaniu jeszcze dwa lata. Już bez większych sukcesów, ale nikt nie miał wątpliwości, że to wlaśnie on wyznaczył kierunek postępu klubu. Położył podwaliny pod kolejne sukcesy Lecha (po dwa mistrzostwa i Puchary Polski), choć już z Wojciechem Łazarkiem na trenerskiej ławce. 

A później utalentowany szkoleniowiec trafił do Szczecina. W 1982 roku Kopa dotarł z Pogonią do finału Pucharu Polski. Ale w finale „Portowcy” przegrali z… Lechem, po golu Mirosława Okońskiego. Kolejnym przystankiem w jego trenerskiej karierze była Warszawa. Przyjechał do stolicy z wielkimi nadziejami i ambicjami, ale wyjechał zawiedziony. Druga przygoda z Legią (w latach 1997-99) także rozczarowała. W sumie Kopa poprowadził „Wojskowych” w 108 meczach, ale bilans nie był olśniewający (52 zwycięstwa, 25 remisów i 31 porażek).  

jerzy kopa jerzy kopa
FOT. EAST NEWS

Jerzy Kopa w roli trenera Legii Warszawa udziela wywiadu komentatorowi TVP Dariuszowi Szpakowskiemu. W środku ówczesny piłkarz klubu ze stolicy, medalista mundialu w Hiszpanii – Stefan Majewski. Zdjęcie prawdopodobnie z 1983 roku. 

LEPSZY OD „CESARZA”  

Po pierwszej  nieudanej przygodzie z Legią Kopa nie wypadł jednak z „trenerskiej karuzeli”. Ale praca w greckim Iraklisie Saloniki, Zagłębiu Sosnowiec i Olimpii Poznań była tylko przygrywka do spektakularnego powrotu na stadion przy Bułgarskiej. Choć tym razem w zupełnie innej roli. Nietypowej jak na ówczesne realia polskiego fubolu. Kopa dołączył do sztabu trenera Andrzeja Strugarka i został menadżerem zespołu. Na treningach nie pojawiał się zbyt często, ale piłkarze jego decyzje przyjmowali „na baczność”. Wciąż był dla nich wielkich autorytetem. I znowu dokonał cudu. Przed jego przyjściem Lech przegrał w lidze m. in. z Zawiszą Bydgoszcz (1:5), ale z Kopą na pokładzie „Kolejorz” zdobył mistrzostwo Polski. W nagrodę mógł pokazać się w Europie. Na początek nie dał szans Panathinaikosowi (w składzie m. in. z Józefem Wandzikiem i Krzysztofem Warzychą), dwukrotnie ogrywając mistrza Grecji (3:0 w Poznaniu i 2:1 w Atenach). W kolejnej rundzie skala trudności znacznie wzrosła. Lech trafił na „milionerów z Marsylii”. W 1990 roku Olympique był  konstelacją gwiazd europejskiego futbolu. Na trenerskiej ławce zasiadał sam „Cesarz”, czyli Franz Beckenbauer. A do dyspozycji miał takich graczy jak: Chris Waddle, Jean Tigana, Eric Cantona, czy Jean-Pierre Papin. Ale w Poznaniu to Lech rozdawał karty. Po niesamowitym meczu wygrał 3:2 i to starcie uznano za jedno z najlepszych w wykonaniu polskiego klubu w europejskich pucharach.  

Skrót meczu

WSZYSTKO PRZEZ SOK? 

W rewanżu już tak dobrze nie było. A właściwie było bardzo źle. Lech w niczym nie przypominał zespołu z pierwszego spotkania i poległ aż 1:6. Już przed meczem piłkarze „Kolejorza” zaczęli zgłaszać problemy żołądkowe. Mówiło się o tym, że zawodnikom zaszkodził… sok pomarańczowy, serwowany w hotelowej stołówce. Ale jak było naprawdę, nigdy już się zapewne nie dowiemy. Praca w Lechu była właściwie zwieńczeniem kariery Jerzego Kopy. Wrócił jeszcze „na chwilę” do Lecha i Legii, później został dyrektorem sportowym Groclinu Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski, a następnie zajął się pracą menadżerską. W ostatnich latach, już poważnie chory, wycofał się z życia publicznego. Zmarł 26 czerwca 2022 roku w wieku 79 lat.