ryszard tomczyk i włodzimierz lubański ryszard tomczyk i włodzimierz lubański
KronikiKapitan nie strzela!
Kapitan nie strzela!
Autor: Rafał Byrski
Data dodania: 27.11.2020
FOT. PAPFOT. PAP

Półfinał mistrzostw Europy. Polacy przegrywają 0:1, jednak w ostatnich minutach sędzia po faulu na Robercie Lewandowskim dyktuje rzut karny. Stawka meczu jest ogromna, ale chyba nikt nie wyobraża sobie, by nasz kapitan nie podszedł do jedenastki. Tymczasem Lewandowski rezygnuje i prosi Kamila Glika, by ten strzelił za niego. Polskiemu kibicowi trudno uwierzyć w taką hipotetyczną sytuację. Ale w trakcie igrzysk w Monachium doszło do bardzo podobnego zdarzenia. Jego bohaterem także był kapitan biało-czerwonych. Nazywał się Włodzimierz Lubański (na zdjęciu w trakcie treningu w Monachium rozmawia z pięściarzem Ryszardem Tomczykiem).

 

 

5 września 1972 roku. Starcie ze Związkiem Radzieckim w Augsburgu miało dla drużyny Kazimierza Górskiego kluczowe znaczenie w turnieju olimpijskim. Praktycznie decydowało o awansie do wielkiego finału, bo nikt nie zakładał, że w ostatnim grupowym spotkaniu Polacy nie wygrają ze słabiutkim Marokiem. Do 78. minuty biało-czerwoni przegrywali jednak z Sowietami 0:1. Wtedy Władimir Kaplicznyj sfaulował w polu karnym Lubańskiego. Górski na przedmeczowej odprawie ustalił, że to właśnie napastnik Górnika Zabrze będzie wykonawcą jedenastki. Ale stało się inaczej. Oddajmy głos Kazimierzowi Deynie, który tak opisał całą sytuację w rozmowie z dziennikarzem „Piłki Nożnej”:

Kazimierz Deyna

Kiedy sędzia wskazał na jedenastkę, oblały mnie zimne i gorące poty. Ledwo wykrztusiłem: »Włodek, strzelaj!«. A on co na to? »Kaziu, nie mogę, strzelaj ty!«. Nie zapomnę tego widoku… Włodek klęczy na ziemi, ma nisko spuszczoną głowę. Co robić? Idzie o bramkę na wagę olimpijskiego medalu. Podszedłem wolno do piłki. Teraz tylko strzelić, silnie. Jak najsilniej strzelić w róg! Może Rudakow nie dosięgnie piłki. Więcej nie powiem. Widziałeś w telewizji…

„Piłka Nożna”, wrzesień 1972 r.

Wszyscy widzieli. Deyna trafił, a kilka minut później rezerwowy Zygfryd Szołtysik strzelił zwycięskiego gola. Polacy wygrali ze Związkiem Radzieckim 2:1. Od tego wydarzenia Deyna stał się etatowym strzelcem "jedenastek" w drużynie narodowej. Kolejną wykorzystał w starciu z Marokiem (5:0). A w wielkim finale Polacy odprawili Węgrów (2:1). Ale historia olimpijskiego złota mogła potoczyć się zupełnie inaczej. Wystarczyło, by Lubański z Deyną nie zamienili się rolami. 

1:1 Gol K. Deyny z rzutu karnego