wacław kuchar wacław kuchar
KronikiDziesięć twarzy Wacława
Dziesięć twarzy Wacława
Autor: Krzysztof Jaśniok
Data dodania: 13.02.2024
FOT. NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE FOT. NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE

Kiedyś to byli sportowcy! Nie zarabiali może wielkich sum, nie było o nich głośno w mediach, nie wywoływali wielkich skandali. Za to umieli dosłownie wszystko. Bo wyobrażacie sobie Państwo, że na ten przykład Robert Lewandowski jedzie na zimowe igrzyska do Pekinu, by reprezentować Polskę jako panczenista? Tymczasem sto lat temu znalazłby się ktoś, kto podjąłby to wyzwanie. Nazywał się Kuchar. Wacław Kuchar. Człowiek wielu talentów.

 

Na świat przyszedł jeszcze w wieku dziewiętnastym, w Łańcucie, jako czwarty syn Ludwika i… Ludwiki. Jego mama była Polką, przed zamążpójściem nosiła nazwisko Drzewiecka, i poświęciła się wychowaniu licznego potomstwa (Wacław miał pięciu braci i dwie siostry). Ojciec zaś wywodził się z rodziny o węgierskich korzeniach i był znanym w Galicji przemysłowcem, założycielem sieci kin oraz wielkim miłośnikiem sportu. Nie tylko zapamiętale go uprawiał, ale także wspierał finansowo, stając się pierwszym sponsorem lwowskiej Pogoni – klubu, którego imię w przyszłości miały rozsławić jego dzieci: Tadeusz, Władysław, Mieczysław, Zbigniew i Wacław. Najbardziej znany z nich stał się ten ostatni, niewysoki (168 cm) chłopak z wąsikiem.

À propos zarostu. Kuchar – podobnie jak Kazimierz Górski – był bardzo przesądny i przed najważniejszymi występami na wszelki wypadek przez kilka dni się nie golił. To nie jedyna rzecz, która łączy go z Trenerem Tysiąclecia. W połowie lat 30., gdy Wacław kończył już swą przebogatą karierę, a mały Kazio dopiero ją zaczynał, los zetknął obu przed jednym z meczów Pogoni. Górski był wówczas juniorem w klubie, nie stać go było na bilet, więc aby się dostać na stadion, opracował z kolegami „numerek na neseserek”. Długo przed rozpoczęciem spotkania ustawiali się przed wejściem i czekali, aż pojawi się jakiś piłkarz. A kiedy już nadchodził, podbiegali i oferowali pomoc w dźwiganiu bagażu. W ten sposób razem z nim – całkiem za friko – przekraczali bramę obiektu. Ten numer wykręcali jednak zwykle mniej znanym zawodnikom. Do swoich idoli nie mieli odwagi podejść.

Pewnego dnia pod stadion pojechał automobil i wygramolił się z niego jakiś pan. Górski dogonił go jako pierwszy.

– Można? – wykrztusił zdyszany, zerkając przez ramię, i w tym momencie zupełnie go zatkało. „To był sam Wacek Kuchar, idol i przedmiot naszych westchnień, zawodnik idealny i wszechstronny sportowiec. Spostrzegł od razu zmieszanie na mojej twarzy i chcąc mi dodać otuchy, uśmiechnął się, wręczając pożądaną walizeczkę. I potem już zgodnie wkroczyliśmy na boisko. Poruszałem się jak paw, udając że nie zauważam zawodu i zazdrości malujących się na obliczach asystujących nam kolegów” – wspominał tę sytuację po latach w książce „Z ławki trenera”.

Jak to możliwe, że przyszły selekcjoner od razu go nie poznał? Pewnie dlatego, że Kuchar miał wiele twarzy. Może nie tyle ile Christian Grey, bohater popularnej powieści E.L. James, ale wystarczająco dużo, aby czymś zaskoczyć. Przyjrzyjmy się zatem tym twarzom.

Wacław KucharWacław Kuchar
FOT. NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE

Piłkarze lwowskiej Pogoni na zdjęciu wykonanym w pierwszej połowie lat 20. XX wieku. Wacław Kuchar stoi trzeci od prawej.

FUTBOLISTA

 

Oblicze jego najbardziej oczywiste. Piłkę zaczął kopać już kiedy nauczył się chodzić, a miłość do futbolu zaszczepili w nim starsi bracia. Gdy miał 11 lat, założył szkolną drużynę o nazwie Olimpia, a później podwórkowy klub Gloria. Niedługo potem zaczął chodzić na treningi lwowskiej Pogoni i w jej pierwszym zespole – wprawdzie dość przypadkowo – zadebiutował jako… piętnastolatek. Przed meczem z Pogonią Stryj rozchorowało się kilku graczy i trener musiał łatać skład kim popadło. Jakież było jego zdziwienie, gdy zobaczył, co potrafi ten junior. Wacuś strzelił trzy gole, a jego zespół wygrał aż 7:1.

Gdy miał 16 lat, stał się bohaterem spotkania z Cracovią, rozegranego z okazji oddania do użytku nowego stadionu we Lwowie. Na boisko wybiegł u boku swoich trzech braci, dwa razy posłał piłkę do siatki, Pogoń odniosła prestiżowe zwycięstwo 3:1. A wszystko to działo się na oczach jego ojca i matki, którzy siedzieli na trybunach. „Pan Ludwik był tak wzruszony, że zaniemówił. Pani Ludwika miała wilgotne oczy – czterech synów gra razem…” – pisał Jacek Bryl w wydanej po śmierci piłkarza jego znakomitej biografii.

W grudniu 1921 roku Kuchar znalazł się w składzie reprezentacji Polski na jej pierwszy w historii mecz międzypaństwowy – z Węgrami w Budapeszcie (0:1). Mógł nawet zostać strzelcem inauguracyjnego gola dla biało-czerwonych, bo w pewnej chwili stanął oko w oko z legendarnym bramkarzem Károly’m Zsákiem. Gdy próbował go minąć, ten rzucił mu się po nogi, ale nie sięgnął piłki, a jeszcze dostał kolanem w głowę i padł jak długi. Sędzia nie przerwał gry. Lwowianin zamiast kopnąć w stronę bramki… podbiegł do omdlałego Węgra i zaczął go cucić. Takie to były czasy. Współczucie dla rywala i honor znaczyły więcej niż zaszczyty i sława.

Węgry - Polska 1:0 (18.12.1921)Węgry - Polska 1:0 (18.12.1921)
FOT. NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE

Reprezentacja Polski przed meczem z Węgrami w Budapeszcie (18 grudnia 1921 r.). Od lewej: trener Imre Pozsonyi, Wacław Kuchar, Edmund Szyc, Marian Einbacher, Jan Weysenhoff, Leon Sperling, Stefan Loth I, Artur Marczewski, Jan Loth II, Stanisław Mielech, Edward Cetnarowski, Wacław Babulski, Józef Kałuża, Henryk Leser i Ludwik Gintel. Klęczą od lewej: Zdzisław Styczeń, Stanisław Cikowski i Tadeusz Synowiec.

Trzy lata później pojechał z drużyną na igrzyska do Paryża. Występ skończył się spektakularną klapą, bo biało-czerwoni z tymi samymi Madziarami przegrali 0:5 i już po pierwszym meczu musieli wrócić do kraju. O ile jednak większość naszych piłkarzy została poddana wówczas ostrej krytyce, on był powszechnie chwalony: „W drużynie polskiej zawiedli specjalnie Reymann i Szperling, Kałuża to lew bez zębów, ma raz po raz ładne chwile, ale bezskuteczne; najlepszy był Kuchar, który grał na prawem skrzydle” – można przeczytać w relacji „Sportu Ilustrowanego”.

Z Pogonią niewysoki napastnik sięgnął cztery razy po mistrzostwo Polski. Dwa razy został królem ligowych strzelców. W sumie w barwach lwowskiego klubu rozegrał ponad tysiąc meczów i zdobył ponad tysiąc bramek. Ostatnią, gdy miał na karku już… 48 lat. Właśnie skończyła się wojna i Kuchar w roli trenera wyruszył do Moskwy na sparingowy mecz z tamtejszym Dynamem. I znów rozchorowało się kilku piłkarzy. Mecz musiał się odbyć, więc kierownik drużyny pułkownik Siginiewicz nakazał szkoleniowcowi wejście na boisko. Ten zagrał – wprawdzie już nie jako napastnik, tylko obrońca – i trafił do siatki! Jego drużyna przegrała 3:4.

Piłkarska reprezentacja Polski na VIII Letnie Igrzyska Olimpijskie w Paryżu.Piłkarska reprezentacja Polski na VIII Letnie Igrzyska Olimpijskie w Paryżu.
FOT. NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE

Piłkarska reprezentacja Polski na VIII Letnie Igrzyska Olimpijskie w Paryżu. Stoją od lewej: Stefan Fryc, Henryk Reyman, Józef Kałuża, Wawrzyniec Cyl, Leon Sperling, Wacław Kuchar, Mieczysław Batsch, Mieczysław Wiśniewski. W dolnym rzędzie: Marian Spoida, Zdzisław Styczeń, Stanisław Cikowski.

ŻOŁNIERZ

 

Wojen zresztą przeżył aż trzy: dwie światowe i jedną polsko-bolszewicką, każdą w mundurze. Pierwsze powołanie do wojska – wówczas jeszcze austriackiego – dostał zaraz po maturze. W przyspieszonym trybie skończył szkołę oficerską i został wysłany na front wschodni. Walczył na Podkarpaciu i w Rumunii, zyskując opinię dobrego żołnierza i dość szczęśliwego dowódcy. Z jego patroli wszyscy wracali cało, choć często trafiali pod ogień.

Do polskiej armii wstąpił jako ochotnik zaraz po odzyskaniu niepodległości. Nadano mu stopień podporucznika. Niespełna dwa lata później wziął udział w obronie Lwowa przed ofensywą armii Siemiona Budionnego. Za zasługi w walce z bolszewikami awansował na porucznika, a potem trafił do rezerwy. Nie na długo, bo w 1939 roku znów się zaczęło. Tym razem wbił się w mundur na ledwie kilkanaście dni, bo 17 września Sowieci włożyli nam nóż w plecy. Lwów został zajęty przez Armię Czerwoną. Kuchar wraz z grupą oficerów za zgodą dowództwa przeszedł do cywila. To uchroniło go przed losem, który podzieliło wielu jego przyjaciół, rozstrzelanych w Katyniu.

Wacław KucharWacław Kuchar
FOT. NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE

Jubileusz 35-lecia lwowskiej Pogoni. Wacław Kuchar odbiera kwiaty od majora Zemanka. To był czerwiec 1939 roku. Niespełna trzy miesiące później wybuchła wojna...

ŁYŻWIARZ FIGUROWY

 

Podczas okupacji Kuchar prowadził we Lwowie sklep sportowy. Poszedł też na współpracę z Sowietami i zgodził się na trenowanie drużyny tamtejszego Dynama. Jakoś się z tej wojennej zawieruchy wyślizgał – być może dlatego, że za młodu z powodzeniem uprawiał łyżwiarstwo figurowe. Zresztą jako mistrz piruetów na lodzie zadebiutował w zawodach sportowych. Był wówczas w ostatniej klasie szkoły powszechnej, a tak to wspominał po latach: „Chodziło mi przede wszystkim o to, by nie zrobić wstydu rodzicom. Podszedł do mnie starszy jegomość z laską, Alojzy Waldeck (...) i poprowadził do komisji. Tam kazano mi wykonać jazdę obowiązkową: łuki prawą i lewą nogą w przód. Zakwalifikowano mnie do dalszej jazdy. Figur do wykonania było bardzo dużo. Na koniec, gdy podliczono punkty, stałem się zdobywcą drugiej nagrody. Pokonał mnie tylko brat mój Władysław. Dostałem w nagrodę tabliczkę czekolady”.

Drugim prezentem – od taty – były wyczynowe łyżwy do jazdy figurowej. Trenował tak wytrwale, że szybko je zniszczył, ale ten sport szybko się mu znudził. A raczej zaczął go zawstydzać. Uznał, że to zabawa raczej dla grzecznych dziewczynek. Gdy ojciec po jego kolejnym sukcesie obiecał mu kupno nowych figurówek, poprosił o panczeny. „To są buty dla prawdziwego mężczyzny: dynamiczne, szybkie, porywające” – przekonywał.

Wacław KucharWacław Kuchar

Wacław Kuchar jako panczenista na okładce tygodnika ilustrowanego „Stadion”. Listopad 1927 roku.

PANCZENISTA

 

Dynamiczna, szybka i porywająca była też kariera, jaką zrobił na lodowym torze. A przypomnijmy – był już wówczas piłkarzem Pogoni i łyżwiarstwo stanowiło dlań tylko sposób na zabicie nudy zimą! „Jazdę szybką uprawiam systematycznie od 1916 roku. Zdobyłem wszystkie dotychczasowe mistrzostwa polskie. Posiadam też cały szereg rekordów. Barwy Polski reprezentowałem na mistrzostwach Europy w Saint Moritz, zajmując 7. miejsce” – chwalił się w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego”, którego udzielił w listopadzie 1926 roku. Przez kolejne 88 lat żaden nasz rodak nie powtórzył tego osiągnięcia w wieloboju. Udało się to dopiero Konradowi Niedźwiedzkiemu w 2013 roku.

Kuchar w różnych konkurencjach łyżwiarstwa szybkiego dwadzieścia dwa razy stanął na najwyższym stopniu podium mistrzostw Polski. Niewiele brakowało też, aby pojechał na zimowe igrzyska do Chamonix. Ostatecznie wysłano tam jego wielkiego rywala Leona Jucewicza, choć w przedolimpijskiej próbie panczenista z Warszawy miał ciut gorsze wyniki.

Wacław KucharWacław Kuchar
FOT. NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE

Hokejowa drużyna Pogoni Lwów na zdjęciu z 1932 roku. Wacław Kuchar piąty od prawej.

HOKEISTA

 

Jazdę na łyżwach porzucił w 1929 roku. Choć nie do końca, bo od kilku lat zapamiętale i z sukcesami grał w hokeja. „Przyznać muszę, że do perfekcji w tej dziedzinie jeszcze nie doszedłem” – mówił we wspomnianym wyżej wywiadzie dla „PS”. Ale trochę się krygował, bo był już wówczas członkiem kadry narodowej w tej dyscyplinie sportu. W 1927 roku w Wiedniu wywalczył z kadrą czwarte miejsce na mistrzostwach Europy, a dwa lata później w Budapeszcie zdobył srebrny medal. W reprezentacji rozegrał w sumie dziewięć meczów.

Sukcesy świętował również ze swoim ukochanym klubem. Najpierw został z Pogonią mistrzem okręgu lwowskiego, a w 1933 roku sięgnął po miano najlepszej drużyny w kraju, choć drużyna z miasta nad Pełtwią musiała się podzielić tytułem z warszawską Legią. Jako przedstawiciel hokeja – choć tym razem w roli sędziego – miał też pojechać na igrzyska. Znalazł się już nawet na oficjalnej liście arbitrów. Niestety, ta olimpiada przypadła na rok 1940 i jak wiemy nigdy nie doszła do skutku.

Wacław KucharWacław Kuchar

A to znów popularny przed wojną tygodnik ilustrowany „Stadion” – wydanie tym razem z listopada 1923 roku. Na okładce Wacław Kuchar – mistrz Polski w lekkoatletycznym dziesięcioboju.

LEKKOATLETA

 

Łyżwiarstwo figurowe, panczeny, hokej – te aktywności były dla niego metodą na to, aby nie zardzewieć zimą. Wczesną wiosną i późną jesienią zaś, gdy trudno było o lód, a nie dało się jeszcze grać w piłkę, chętnie tańcował z królową sportu. „Lekkoatletykę pielęgnowałem o tyle, o ile potrzebna mi była jako zaprawa do futbolu. Na serio zabrałem się do niej dopiero w 1915 roku. Rokowano mi w niej bardzo dobre nadzieje” – wspominał po latach.

Wyjątkowa skromność przemawia przez mistrza! Kuchar zdobywał tytuł najlepszego w kraju w tak różnych konkurencjach, jak bieg przez płotki, skok wzwyż, trójskok czy dziesięciobój. Świetnie radził sobie zarówno w sprincie jak i na średnich dystansach. Zresztą wystarczy wymienić listę jego życiowych rekordów. Rzut dyskiem: 31,70; pchnięcie kulą: 9,80; rzut oszczepem: 41,26; 110 m przez płotki: 17,2; 400 m: 55,4; 1500 m: 4,32,00; 800 m: 2,04,00; skok wzwyż: 176 cm; skok w dal: 635 cm; skok o tyczce: 315 cm. Nawet dziś to robi wrażenie, nieprawdaż?

Wacław KucharWacław Kuchar
FOT. NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE

Wacław Kuchar (w pierwszym rzędzie drugi od prawej) dumnie kroczy podczas defilady na stadionie lwowskiej Pogoni. Kibice zgotowali mu tego dnia niesamowitą owację.

ULUBIENIEC KIBICÓW

 

Nic dziwnego, że człowiek tak wielu talentów wygrał pierwszy historyczny plebiscyt „PS” na najlepszego sportowca Polski. Stało się to w 1926 roku, a Kuchar wyprzedził wówczas m.in. znakomitą dyskobolkę Halinę Konopacką, jeźdźca Adama Królikiewicza i swojego kolegę z piłkarskiej reprezentacji Józefa Kałużę. Stał się postacią popularną, dziennikarze prześcigali się w wynajdowaniu ciekawostek na jego temat. Właśnie wtedy wyszło na jaw, jak bardzo jest przesądny. Przyznał się, że przed ważnymi zawodami nie tylko się nie goli, ale też liczy białe konie, mijanych żołnierzy, policjantów, szuka przynoszących szczęście kominiarzy i garbatych, a wystrzega się zakonnic i bab z koszem.

Kibice dowiedzieli się też, że Kuchar i jego koledzy z drużyny – a w tamtych czasach była to absolutna sensacja – mają wykupione ubezpieczenie od wypadku podczas treningów lub zawodów. Nie tylko oni zresztą. Działacze Pogoni Lwów zadbali także o swój obiekt – mogli np. domagać się odszkodowania na okoliczność zawalenia się trybun lub zniszczenia boiska w wyniku klęski żywiołowej.

Wacław KucharWacław Kuchar
FOT. NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE

Kabina projekcyjna krakowskiego kina „Wanda”, należącego do rodziny Kucharów, rok 1936. Wacław wpadał tam czasem, by zastąpić w pracy mężczyznę widocznego na zdjęciu. Fach kinooperatora też nie był mu obcy.

KINOOPERATOR

 

Kuchar został wybitnym sportowcem, ale gdyby nie okazał się aż tak utalentowany, mógł się spełnić w zupełnie innym zawodzie. Wspomnieliśmy już, że jego ojciec był właścicielem sieci kin, zresztą o bardzo wymyślnych nazwach, jak „Lew”, „Dreamland”, „Wanda”, „Pasaż”. Miały one siedzibę w wielu galicyjskich miastach: od Lwowa, przez Czerniowce, Stanisławów, aż po Kraków, i przynosiły rodzinie niemałe dochody. Zanim jednak ten biznes osiągnął sukces na dużą skalę, w jego rozkręcenie była zaangażowana cała familia.

Przypomnijmy: to był początek XX wieku. Od nakręcenia przez braci Lumière pierwszego filmu minęło raptem kilka lat, więc wszystko wówczas było nowe. Należało kupić sprzęt i nauczyć się go używać. Wynająć odpowiednią salę. Wytłumaczyć ludziom, co to takiego to kino, bo nikt tego wtedy nie wiedział. Wydrukować plakaty, wykupić reklamy w gazetach. Tym wszystkim zajmowali się papa Ludwik oraz Wacław i jego pięciu braci. Opanowali każdą z tych sztuk, włącznie z obsługą projektora.

Wacław KucharWacław Kuchar
FOT. NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE

Drużyna szermierzy Pogoni Lwów. I tego sportu Wacław Kuchar spróbował, ale fechtunek nie był jego mocną stroną. Być może dlatego zabrakło go na tym mocno wyretuszowanym zdjęciu.

SZERMIERZ

 

Jedyną rzeczą, jakiej nauczył go ojciec, a za którą nie przepadał, była sztuka fechtunku. „Już ci się wąs sypie, więc musisz wiedzieć, że zaraz o honor lub afekt możesz stanąć na udeptanej ziemi” – usłyszał kiedyś od taty. Ludwik był człowiekiem starej daty, a zresztą w tamtych czasach zdarzało się jeszcze, że dżentelmeni się pojedynkowali. Można było to zrobić za pomocą broni palnej, ale więcej romantycznego wrażenia nadawała broń biała.

Gdy pod koniec pierwszej dekady XX wieku Kucharowie przeprowadzili się do nowo wybudowanego domu przy ulicy Zadworzańskiej, w jednym z pokojów urządzili salę szermierczą. Tam Ludwik zawzięcie ćwiczył z synami umiejętność posługiwania się szpadą, floretem i szablą. W wypadku Wacława na próżno. Szermierka to był jedyny sport, w jakim nie odniósł sukcesów. Nie musiał też nigdy stawać do walki o cześć swoją czy serce wybranki. Żonę miał jedną, Irenę, która mu była wierna aż do śmierci.

Wacław KucharWacław Kuchar
FOT. NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE

A to jeszcze jedno z wcieleń Wacława Kuchara. Po zakończeniu piłkarskiej kariery został sędzią i prowadził ligowe mecze. Tu dokonuje losowania przed starciem Wisły z Cracovią.

TRENER

 

Nie licząc lwowskich epizodów, za szkolenie następców wziął się na dobre dopiero po wojnie. Jak wielu Kresowiaków spokojną przystań znalazł na Śląsku, gdzie dawni działacze i piłkarze z jego ukochanego klubu próbowali odbudować potęgę Pogoni – już pod nowym szyldem. W bytomskiej Polonii pracował jednak tylko przez rok. Poproszono go bowiem o dokonanie selekcji i przygotowanie zawodników do występów w kadrze narodowej.

W latach 1947-49 był członkiem tak zwanego kapitanatu związkowego, czyli rady trenerów, odpowiedzialnej za wyniki reprezentacji. I tak się złożyło, że właśnie on poprowadził biało-czerwonych w pierwszym meczu po okupacji. Było w tym trochę przypadku, bo pierwotnie tę rolę powierzono Henrykowi Reymanowi, który długo szykował drużynę do meczu w Oslo, ale ostatecznie do Norwegii nie poleciał. Zatrzymano go na lotnisku, w obawie, że już do kraju nie wróci. Jego miejsce w trybie awaryjnym zajął Wacław Kuchar.

Starcie z Norwegami skończyło się porażką (1:3), podobnie jak trzy kolejne występy pod jego batutą: z Rumunią (1:2), Czechosłowacją (3:6) i Szwecją (4:5). Potem odpowiedzialność za grę Polaków się trochę rozmyła, bo powrócono do kolektywnego zarządzania drużyną. Zdarzały się chwile chwały, jak efektowne zwycięstwo nad naszymi sąsiadami z południa w Warszawie (3:1), ale też upokarzające klęski, jak te z Jugosławią (1:7), Danią (0:8) czy Węgrami (2:6 i 2:8).

Kuchar zakończył współpracę ze związkiem zwycięskim meczem z Albanią (2:1) i został w stolicy. Przez cztery sezony trenował piłkarzy Legii, przez następne trzy – Polonii. Na Łazienkowską wrócił w drugiej połowie lat 50., ale już jako działacz. Z tej perspektywy śledził występy Orłów Górskiego i cieszył się jak dziecko, gdy drużyna prowadzona przez jego młodszego kolegę ze Lwowa sięgała po trzecie miejsce na mistrzostwach świata i medale olimpijskie w Monachium i Montrealu.

Węgry - Polska 1:0 (18.12.1921)Węgry - Polska 1:0 (18.12.1921)
FOT. EAST NEWS

Wacław Kuchar (po lewej) w rozmowie z Gerardem Cieślikiem. Dwa piłkarskie pokolenia, dwie ikony futbolu nad Wisłą.

Żył skromnie, zajmując z żoną niewielkie mieszkanko ze ślepą kuchnią w jednej z warszawskich kamienic. Unikał rozgłosu. Kiedy we wrześniu 1977 roku przed ligowym meczem Legii ze Śląskiem zorganizowano mu fetę z okazji 80. urodzin, był wyraźnie speszony. A gdy spytano go, dlaczego spośród tylu sportów, które uprawiał, szczególnie upodobał sobie właśnie piłkę nożną, odpowiedział najprościej, jak się dało: „No cóż… Okropnie lubiłem trafiać do bramki. I w ogóle wygrywać”.

Zmarł 13 lutego 1981 roku, w wieku 84 lat. Został pochowany na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach.