Marian JanoszkaMarian Janoszka
Kroniki6 stycznia 1961
6 stycznia 1961
Autor: Krzysztof Jaśniok
Data dodania: 6.01.2024
FOT. EAST NEWSFOT. EAST NEWS

Gdyby grał we Francji, to wołano by na niego pewnie d’Artagnan, bo z wyglądu bardzo przypominał bohatera z powieści płaszcza i szpady. Ale przyszedł na świat na Śląsku, więc został Ecikiem. W Radzionkowie, gdzie spędził większość kariery, jest legendą, choć nigdy nie zabiegał o popularność. 6 stycznia tego roku sześćdziesiąte trzecie urodziny obchodzi Marian Janoszka.

Owszem, mówili na niego Ecik, ale jego drugie imię to skromność, a trzecie: nieustępliwość. Gdy w sierpniu 2019 roku byli piłkarze Cidrów skrzyknęli się, aby z okazji stulecia klubu rozegrać mecz pokazowy, wybiegł na murawę, mimo że w kolanie miał już endoprotezę. Po takim zabiegu uprawianie wszelkich sportów kontaktowych jest dużym ryzykiem, ale on nie mógł sobie odpuścić. Zacisnął zęby i walczył jak lew. I nawet strzelił gola! Spotkanie zakończyło się wynikiem 2:2.

Po meczu dziennikarze pytali go, dlaczego on – klubowa ikona, najsłynniejszy piłkarz w historii Ruchu Radzionków – nie zagrał jak zawsze z numerem dziesięć na koszulce, tylko z dziewiątką. Po chwili namysłu odpowiedział:

– Bo dycha jest zastrzeżona.

– No tak, ale przecież dla pana!

– A faktycznie…  Zapomniałem. To teraz wiem, dla kogo była ta koszulka, co została w szatni…

Marian JanoszkaMarian Janoszka
FOT. EAST NEWS

Charakterystyczny wąsik i typowa dla niego sytuacja. Koledzy gratulują Marianowi Janoszce kolejnego gola strzelonego dla Ruchu Radzionków.

ROK ZA ODRĄ

 

Skąd się wziął ten „Ecik”? Podobno w Ruchu była taka tradycja, że starsi piłkarze mówili tak do wszystkich trampkarzy w klubie. Janoszka dołączył do kadry seniorów, gdy miał 16 lat, i wtedy koledzy – już jako pełnoprawnemu członkowi zespołu – mieli wymyślić jakąś boiskową ksywę. Marzyło mu się, że będą na niego wołać Best albo Włodek (Lubański i krnąbrny Irlandczyk to od dzieciństwa jego najwięksi futbolowi idole), ale skończyło się na Eciku. Bo był najmłodszy w drużynie.

Wysoki i świetnie grający głową napastnik szybko przebił się do podstawowej jedenastki, ale nie było to specjalnie trudne, bo Cidry były wówczas klubem półamatorskim i grały w śląskiej klasie A. Do trzeciej ligi przebiły się dopiero w sezonie 1988/89. W międzyczasie Janoszkę kilka razy próbowano namówić do zmiany barw. Najpierw zgłosili się do niego działacze Szombierek Bytom, potem mieleckiej Stali. Został jednak w Radzionkowie. Na pierwszy w swoim życiu transfer – i to dość nieoczekiwany – zdecydował się dopiero, gdy miał 29 lat. W Polsce upadła właśnie komuna, za zachodnią granicą rozebrano Berliński Mur, a on wyjechał do… NRD, by grać w drugoligowym FSV Glückauf.

Za Odrą spędził tylko rok, bo choć zdobył trzynaście bramek i zyskał uznanie miejscowych kibiców, nie przedłużono z nim kontraktu. Zresztą tak jak z pozostałymi zawodnikami. Klub stracił bowiem głównego sponsora, kopalnię węgla brunatnego, która splajtowała, i musiał pozbyć się wszystkich zawodowych piłkarzy. Ecik znów więc wylądował w Radzionkowie.

Marian JanoszkaMarian Janoszka
FOT. PAP

Finał Pucharu Polski w sezonie 1992/93. Gol Mariana Janoszki (trzeci od prawej) przedłużył nadzieje GKS-u Katowice na zdobycie trofeum w rywalizacji z rezerwami chorzowskiego Ruchu. W konkursie rzutów karnych, który zakończył spotkanie, Ecik też się nie pomylił i jego zespół wygrał rozgrywki.

KTO MA TAKIE CZOŁO?

 

Gdy Janoszka wracał do Polski, był przekonany, że w jego życiu nic ważnego już się nie wydarzy. Miał 30 lat, Ruch ciągle grał w trzeciej lidze, a on – jeśli mógł jeszcze na coś liczyć – to na spokojną emeryturę w barwach Cidrów. Niespodziewanie jednak zimą 1993 roku zgłosili się po niego działacze z Katowic. GKS szukał doświadczonego piłkarza, który byłby autorytetem dla młodych wilczków w zespole: Adamów Kucza i Ledwonia, Bartosza Karwana i Piotra Świerczewskiego. Do tego – ze względu na angielski styl gry, który wówczas preferowała GieKSa – potrzebny był jej silny napastnik, świetnie grający głową. Ecik nadawał się do tej roli znakomicie.

W ten sposób, będąc już sporo po trzydziestce, zadebiutował w ekstraklasie. Zrobił to w niezapomniany sposób, bo w doliczonym czasie spotkania z Lechem w Poznaniu strzelił gola na 2:1 dla gości. Oczywiście „z baniaka”. Podobno, gdy drużyna wytańczyła się już w szatni, ciesząc się ze zwycięstwa, on stanął przed lustrem i w absolutnej ciszy długo badawczo przyglądał się swemu odbiciu. Wreszcie pogładził się po bujnej czuprynie i cicho powiedział do siebie po śląsku:

– No, tokie coło to mo ino Pele i jo.

Drużyna parsknęła śmiechem. Ale nikt nie wziął tego za żarcik.

Ale strzelał piękne gole nie tylko głową. Trzy miesiące później, gdy GKS grał z rezerwami Ruchu Chorzów (w rzeczywistości Niebiescy wystawili wówczas pierwszy zespół) w finale Pucharu Polski, Ecik pokazał, że kapitalnie potrafi uderzyć także z woleja. A to, jak przedtem przyjął piłkę zagraną przez Krzysztofa Maciejewskiego, do dziś robi wrażenie.

1:1 Gol M. Janoszki, asysta K. Maciejewskiego

Potem zaś jako pierwszy z katowiczan podszedł do piłki w serii rzutów karnych, która zdecydowała o sukcesie GieKSy. I z zimną krwią pokonał Piotra Lecha.

Rzuty karne
JAK ECIK ZRUGAŁ ZIZOU

 

Zdobycie Pucharu Polski to jego największe osiągnięcie w karierze. Ale tak naprawdę ciekawe wydarzenia w życiu Ecika miały dopiero nastąpić. Jesienią 1993 roku spełnił swoje marzenie o występie w europejskich pucharach, choć GKS odpadł już w pierwszej rundzie po dwumeczu z Benfiką Lizbona. Na wiosnę sięgnął po tytuł wicekróla strzelców ekstraklasy i wicemistrzostwo kraju. Jesienią znów mógł się mierzyć z silnymi ekipami z zachodu. Katowiczanie trafili na Girondins Bordeaux, a Janoszka pojawił się na boisku pod koniec meczu rewanżowego. Kilka razy ostro starł się z niepozornym pomocnikiem rywali, który przy każdej okazji padał na murawę, prosząc sędziego o interwencję. Wreszcie wściekły krzyknął do niego, nie bacząc, że nie zrozumie go nie tylko Francuz, ale i kilku kolegów z drużyny: „Skońc knolić, ino zocnij grać!”. Tym piłkarzem był Zinedine Zidane.

GieKSa wówczas sensacyjnie wyeliminowała Bordeaux, ale w kolejnej rundzie nie dała już rady Bayerowi Leverkusen. To był też zmierzch katowickiego epizodu Ecika. Przyplątały mu się kontuzje, musiał poddać się trzem operacjom kolan, a kiedy wrócił do zdrowia, nie zdołał przebić się do pierwszego składu. Rozwiązał więc kontrakt i wrócił do Radzionkowa. Tam miał kopać piłkę już tylko dla przyjemności. W trzeciej lidze wymagania były przecież dużo niższe niż w ekstraklasie.

Marian JanoszkaMarian Janoszka
FOT. EAST NEWS

Po dwóch i pół roku spędzonych w Katowicach Marian Janoszka wrócił do Radzionkowa. Miał wówczas 34 lata i pewnie nie spodziewał się, że kiedyś jeszcze znowu zawojuje ekstraklasę.

Nie minęły jednak dwa sezony, a znów znalazł się na najwyższym szczeblu rozgrywek – i to ze swoim ukochanym Ruchem! Niewielki klub z Radzionkowa przeszedł jak burza przez dwie klasy i po raz pierwszy w historii zameldował się w krajowej elicie. Debiut miał zresztą imponujący, bo na inaugurację zdemolował na własnym boisku łódzki Widzew. Cidry wygrały 5:0, a dwa gole strzelił 37-letni wówczas Marian „Ecik” Janoszka. Skromna drużyna ze Śląska stała się prawdziwą rewelacją ligi.

Na nasze mecze w ekstraklasie albo II lidze chodziło trzy, cztery i pięć tysięcy ludzi. Kiedy czasem puszczę sobie stare kasety, ilu kibiców przychodziło, chodziło na mecze Radzionkowa, to nie mogę uwierzyć... To się w głowie nie mieści, ale takie było zapotrzebowanie na piłkę.

Wypowiedź Mariana Janoszki pochodzi z wywiadu przeprowadzonego przez Pawła Czado, „Gazeta Wyborcza”, 19 sierpnia 2019 r.
CZAR STARYCH KASET WIDEO

Ruch zakończył rozgrywki na wysokim szóstym miejscu. W ekstraklasie grał jeszcze przez dwa sezony, z Ecikiem w składzie, choć z powodu odnawiających się kontuzji doświadczony napastnik coraz rzadziej pojawiał się na boisku. Ostatnią bramkę dla Cidrów Janoszka zdobył, gdy miał już czterdziestkę na karku. Aż do 2013 roku był najstarszym piłkarzem, który strzelił gola w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce.

Marian JanoszkaMarian Janoszka
FOT. EAST NEWS

Rok 2019, Marian Janoszka (drugi od lewej) na trybunach stadionu przy Bukowej. Obok niego inni byli piłkarze GKS-u Katowice: Bogdan Pikuta, Dariusz Grzesik i siedzący nad nimi Jan Furtok.

KLAN JANOSZKÓW

 

Po spadku do drugiej ligi Ecik stracił miejsce w drużynie, ale wciąż chciał biegać za piłką. Wybrał więc grę w okręgówce, w Sparcie Lubliniec. Potem był jeszcze Strażak Mierzęcice i Drama Zbrosławice. Dla tej ostatniej w jednym z sezonów zanotował aż piętnaście trafień. Piłkarskie buty zawiesił na kołku dopiero, kiedy miał 48 lat. Rok po tym, gdy w ekstraklasie zadebiutował jego syn Łukasz, zdolny pomocnik Ruchu, ale z Chorzowa.

Klan Janoszków w polskiej piłce wciąż ma się więc dobrze, a będzie jeszcze lepiej, bo w ślady przodków być może pójdzie wnuk Ecika. Jak mówią na Śląsku, genów się nie wydłubie. Za kilkanaście lat więc znów pewnie stanie przed lustrem przystojny piłkarz, być może z wąsem, badawczo przyjrzy się swemu odbiciu, pogładzi się po czuprynie i cicho powie do siebie: „No, tokie coło to mioł ino Pele i jo”.