
11 sierpnia 2024 roku w Kołobrzegu byliśmy świadkami historycznego wydarzenia. Obie drużyny nigdy wcześniej nie miały okazji zmierzyć się ze sobą na boisku piłkarskim. Szansa nadarzyła się w 4. kolejce Betclic 1. Ligi. Beniaminek z Kołobrzegu całkiem udanie wszedł w swój premierowy sezon na pierwszoligowym froncie. Po remisach z faworytami – Wisłą w Płocku (1:1) i GKS-em Tychy (0:0) – oraz wygranej ze Stalą w Stalowej Woli (2:0) liczono również na sukces w starciu z jej imienniczką z Rzeszowa. Kotwicę czekał jednak zimny prysznic. Rzeszowianie przyjechali nad morze z myślą o zainkasowaniu kolejnych 3 punktów (mieli na koncie dwa zwycięstwa u siebie – nad Arką i Miedzią – i pechową porażkę w Łęcznej) – i ta sztuka im się udała. Jednym z bohaterów w Stali był Szymon Łyczko, strzelec dwóch goli.
1
K. Krzepisz
17
L. Ziętek
83
A. Trojnarski
77
A. Biegański
6
K. Kort
28
M. Dampc
9
F. Kozłowski
11
T. Madembo
Działo się na stadionie w Kołobrzegu. Wynik sugeruje, że Stal dość pewnie sięgnęła po komplet punktów, ale dwa zero z początku meczu absolutnie nie załatwiło sprawy. Po zmianie stron beniaminek błyskawicznie złapał kontakt, chwilę po golu miał strzał w słupek, a w 67. minucie kolejny, w wykonaniu Júniora.
Kotwica (białe stroje) i Stal przed meczem 4. kolejki Betclic 1. Ligi. W środku trójka arbitrów, na czele z głównym – Piotrem Urbanem.
Jeśli porównać do sytuacji sprzed roku, biało-niebiescy mają rewelacyjne wejście w sezonu. Zgromadzili już 9 punktów, usadowili się w strefie barażowej. Po czterech kolejkach sezonu 2023/24 wyglądało to biegunowo inaczej – z jednym, skromnym „oczkiem” na koncie stalowcy zajmowali przedostatnie miejsce w tabeli.
Choć Andreja Prokić nie uchodził nigdy za dryblera, przy golu na 1:0 dla Stali pokazał, że i ta sztuka nie jest mu obca. Napastnik rzeszowian wymanewrował w polu karnym dwóch graczy Kotwicy i z zimną krwią posłał piłkę do bramki.
Brazylijczyk Jonathan Júnior nie mógł uwierzyć, że zaprzepaścił właśnie drugą dogodną sytuację w tym meczu. Napastnik Kotwicy trafił piłką w słupek.
Bardzo duże znaczenie miało pierwsze pięć minut pierwszej i drugiej połowy. Przez pierwsze pięć minut sprawialiśmy wrażenie, że jesteśmy jeszcze w autokarze w drodze do Kołobrzegu. A drugie pięć minut wyglądało tak, jakbyśmy byli w autokarze w drodze do domu. Stąd te pół godziny nerwowości. Skoro jesteśmy nad morzem, to powiem, że po golu Kotwica złapała watr w żagle. Było gorąco, ale w końcu zaczęliśmy odzyskiwać kontrolę nad wydarzeniami, co w konsekwencji dało nam trzecią bramkę i w zasadzie zamknęło mecz.
Przykro, że przegraliśmy, bo zagraliśmy dobry mecz. Ta trzecia bramka zaciera trochę cały obraz gry. Po kilku minutach mogliśmy coś trafić. Nie mówię, że taki gol ułożyłby cały mecz, ale dałby dobrą pozycję wyjściową. W drugiej połowie szybko strzeliliśmy kontaktową bramkę. Parliśmy do przodu, przy tym rozsądnie, bo nie dopuszczaliśmy rywala do dobrych sytuacji. Powinniśmy doprowadzić do wyrównania. Najbardziej, co mnie boli, to strata trzeciego gola. Ktoś mógłby to złożyć na karb tego, że nie ma nic do stracenia, że dziewięćdziesiąta minuta, że doliczony czas, ale ja tego nie kupuję. Mnie takie sytuacje nie odpowiadają. Wynik sugeruje, że Stal wygrała łatwo, gdy tymczasem powinniśmy po przerwie strzelić nie jednego, a kilka goli. I… tyle.
Po 1. odsłonie goście z Rzeszowa mogli być spokojni. Stal prowadziła 2:0, a strzelcem drugiego gola był Szymon Łyczko. W 21. minucie młody skrzydłowy tylko dostawił nogę, po zagraniu wzdłuż bramki Krystiana Wachowiaka, i piłka zatrzepotała w siatce (początkowo wydawało się, że było to trafienie samobójcze Tomasza Wełny). Jak się jednak kolejny raz okazało, dwubramkowe prowadzenie wcale nie jest bezpiecznym wynikiem. Tuż po zmianie stron gospodarze przeprowadzili skuteczny atak. Futbolówka trafiła pod nogi nadbiegającego Łukasza Kosakiewicza, a kapitan Kotwicy kopnął ją prosto pod poprzeczkę. Gol doświadczonego wahadłowego sprawił, że zespół z Kołobrzegu uwierzył w siebie. Gospodarze raz po raz atakowali bramkę przyjezdnych, ale brakowało im precyzji (m.in. dwa uderzenia w słupek). Ta nieskuteczność zemściła się na piłkarzach Kotwicy w doliczonym czasie. Po raz drugi gola strzelił Łyczko (przymierzył po ziemi, tuż przy słupku), który w ten sposób znacząco przyczynił się do historycznego zwycięstwa rzeszowian nad kołobrzeżanami.