Andrzej Bobowski przed meczem Polska - Holandia na Euro 2024Andrzej Bobowski przed meczem Polska - Holandia na Euro 2024
KronikiŻycie godne króla (kibiców)
Życie godne króla (kibiców)
Autor: Łączy nas piłka
Data dodania: 5.05.2025
PAPPAP

Na żywo obejrzał już 373 mecze reprezentacji Polski, był na 12 turniejach o mistrzostwo świata i zobaczył na nich 145 spotkań. Ponadto obejrzał 63 mecze mistrzostw Europy. Pomimo zbliżających się 85. urodzin „Król Kibiców” Andrzej Bobowski  wybiera się na kolejne spotkania biało-czerwonych oraz na przyszłoroczny mundial w Ameryce Północnej.

– Przede wszystkim nie jestem samozwańczym „Królem Kibiców”. Tak oficjalnie nazwał mnie Bohdan Tomaszewski w 1978 roku – wyjaśnia na wstępie najbardziej charakterystyczny z najwierniejszych fanów biało-czerwonych. Zanim jednak zdobył regalia, wiele przeszedł jako dziecko. – Urodziłem się 26 listopada 1940 roku, a więc moimi rówieśnikami byli Pele, Jerzy Kulej i mój szkolny kolega Władek Komar – rozpoczyna opowieść Andrzej „Bobo” Bobowski.

Przyszły „Król Kibiców” przyszedł więc na świat w trakcie II wojny światowej. Jego ojciec został ranny w Powstaniu Warszawskim. 13 sierpnia 1944 roku na Starówce eksplodował czołg, który został zdobyty na Niemcach. Zginęło około 300 osób, kilkaset zostało rannych, w tym ojciec Bobowskiego.

– W czasie, gdy czołg wybuchł i zrobił jatkę, mój ojciec przeprowadzał swój oddział. Ranny trafił najpierw do szpitala na Długiej, ale szczęśliwie przenieśli go do kościoła Świętego Jacka przy ulicy Freta. Szczęśliwie, bo RONA (brygada rosyjskich kolaborantów na niemieckim żołdzie – przyp. red.) kilka dni później wymordowała pacjentów i personel szpitala przy Długiej. Przeżył tylko człowiek, który ukrył się pod zwłokami innych – opowiada Bobowski.

Tułaczka po kraju
Bobowski miał więc dużo szczęścia, bo Rosjanie w szpitalu w kościele przy Freta nie zamordowali jego ojca, lecz „jedynie” wzięli w niewolę. A czteroletni chłopiec trafił do obozu przejściowego w Pruszkowie. Z tego powodu dziś ma status kombatanta. – Z Pruszkowa Niemcy odesłali mnie do domu dziecka w Milanówku, zaś stamtąd trafiłem do Nowego Targu. Później zostałem przeniesiony do Sławna. Tam po trzech latach rozłąki odnalazł mnie ojciec. W wyniku odniesionych ran chodził o lasce. Zamieszkaliśmy w Rawie Mazowieckiej, ale po kilku dniach tata został aresztowany przez UB na trzy lata za udział w powstaniu – wspomina Bobowski.

Andrzej Bobowski i jego słynna koszulkaAndrzej Bobowski i jego słynna koszulka
PAP

Wszystko w jednym miejscu i na jednej koszulce. Andrzej Bobowski był na dwunastu mundialach, ale licznik wciąż bije. Za rok kolejne piłkarskie święto, zapewne z udziałem „Króla Kibiców”. 

To w Rawie Mazowieckiej 84-letni dziś kibic zaczął chodzić na mecze. Pierwszym było spotkanie Rawianki z Lechią Tomaszów Mazowiecki w 1950 roku. Oglądał także wiele innych meczów A-klasy i B-klasy, a w 1955 roku, po 11 latach od wywózki, powrócił do Warszawy, gdzie trafił do Korpusu Kadetów. 3 lipca był na swoim pierwszym meczu Legii (wówczas pod nazwą CWKS Warszawa). Stołeczny zespół pokonał 5:0 Garbarnię Kraków i zdobył serce nastoletniego kibica. Bobowski zaczął regularnie chodzić na mecze i zapisał się do sekcji bokserskiej CWKS.

28 października 1956 zobaczył na żywo pierwszy mecz reprezentacji Polski. Biało-czerwoni wygrali na Stadionie Dziesięciolecia 5:3 z Norwegią, a Bobowski zaczął jeździć praktycznie na wszystkie mecze kadry. W 1968 roku, już jako dorosły mężczyzna, zobaczył jedyny mecz reprezentacji Brazylii w Polsce (goście wygrali 6:3). Trzy dni po tym spotkaniu wyjechał do pracy w Czechosłowacji, dzięki czemu mógł później dostać tytuł króla kibiców.

Największy błąd życia
U południowych sąsiadów nie tylko pracował, ale także chodził na mecze i zaczął kolekcjonować pamiątki sportowe.
– Tam w każdym kiosku można było kupić znaczki pocztowe, zdjęcia i proporczyki. Zacząłem więc je zbierać i dzięki temu nawiązałem kontakt z innymi kolekcjonerami. Korzystałem też z adresów podawanych w „Przeglądzie Sportowym”, dzięki czemu wymieniałem się wiadomościami i pamiątkami z ludźmi z całego świata – opowiada pan Andrzej.

Po dwóch latach pracy w cukrowni w Hrušovanach wrócił do Warszawy i był jednym z organizatorów Sekcji Sympatyka CWKS Warszawa. Został też sędzią piłkarskim. Przede wszystkim jednak wciąż jeździł za reprezentacją. Na mistrzostwa świata do Niemiec Zachodnich w 1974 roku jednak nie pojechał, co do dziś uważa za swój największy błąd.

Andrzej Bobowski z reprezentacją Polski podczas MŚ 1978Andrzej Bobowski z reprezentacją Polski podczas MŚ 1978
Archiwum prywatne Andrzeja Bobowskiego

A to pierwszy mundial Pana Andrzeja. Podczas turnieju w Argentynie (1978) „Król Kibiców” nie miał jeszcze „służbowego” stroju, ale zadawał szyku w eleganckim garniturze. Na zdjęciu razem z polskimi piłkarzami m.in: Zdzisławem Kostrzewą, Janem Tomaszewskim, Włodzimierzem Lubańskim i Zbigniewem Bońkiem. 

 – Byłem nawet w Zakopanem na obozie przygotowawczym. W tamtym czasie Polacy grali słabo, rodzina i przyjaciele odradzali mi wyjazd. Miałem wprawdzie wszystko, czego potrzebowałem, by jechać, ale ostatecznie wydałem te pieniądze na.. kolorowy telewizor. Oglądałem na nim rozpoczęcie mistrzostw, występ Maryli Rodowicz, mecze Polaków. W zasadzie u mnie w mieszkaniu była sala kinowa. Kiedy nasi piłkarze złapali wiatr w żagle, to na mecze przychodzili do mnie sąsiedzi, rodzina, przyjaciele. A ja byłem wściekły, bo zamiast oglądać mistrzostwa w telewizji, mogłem na nich być. Moja żona Tereska pocieszała mnie, że pojadę na kolejny mundial, ale nie wiedziała, że turniej odbędzie się w dalekiej Argentynie – uśmiecha się „Bobo Król Kibiców”.

Trzy miesiące w Argentynie

Małżonka pana Andrzeja pracowała w Polskich Liniach Lotniczych Lot i w nagrodę dostała bilet, który mogła zrealizować na dowolnym rejsie. Podarowała go małżonkowi, który w ten sposób miał się dostać do Argentyny. Ale to było za mało, by otrzymać wizę. W tamtych czasach należało mieć na koncie określoną liczbę pieniędzy lub zaproszenie od kogoś miejscowego. Tylu pieniędzy państwo Bobowscy nie mieli, ale wówczas przydała się znajomość z kolekcjonerem z Rosario. A to właśnie w tym mieście Polacy rozegrali mecze z Tunezją, Meksykiem i Argentyną.

Zaproszenie od argentyńskiego kolegi i bilet od małżonki pozwoliły polecieć na pierwszy mundial. – Czy byłem tam jedynym kibicem, który przyleciał z Polski? Prawdopodobnie tak. To właśnie wtedy Bohdan Tomaszewski nazwał mnie królem polskich kibiców, tłumacząc, że tylko króla byłoby stać na taką wyprawę – wspomina pan Andrzej.

Andrzej Bobowski podczas MŚ 2002Andrzej Bobowski podczas MŚ 2002
PAP

Andrzeja Bobowskiego nie mogło zabraknąć na pierwszym mundialu rozegranym na kontynencie azjatyckim: w Korei i Japonii (2002). 

Turniej w Argentynie Bobowski do dziś wspomina najchętniej. Zwłaszcza, że poleciał na miesiąc, a został na trzy. – Kiedy dotarłem do tego kraju, to na lotnisku zaczepiła mnie grupa Polonusów z pytaniem o niejakiego Jankiewicza. Odpowiedziałem, że nie wiem, czy ze mną leciał, bo jedyny Jankiewicz jakiego znam, to ten z Płocka. Okazało się, iż to brat jednego z nich. Zabrali mnie więc najpierw do polskiej restauracji, a potem do siebie, gdzie mogłem mieszkać, dopóki nie wróciłem do domu – uśmiecha się „Bobo”. Dodatkowo Argentyńczycy traktowali wszystkich Polaków jako przyjaciół, ponieważ cztery lata wcześniej wygrana biało-czerwonych z Włochami dała drużynie z Ameryki Południowej przepustkę do drugiej rundy mundialu.

Skradziony bilet
Podczas mistrzostw świata 1978 pan Andrzej widział pięć meczów reprezentacji Polski. Nie był tylko na starciu z Peru, które kolidowało ze spotkaniem Argentyna – Brazylia. – Zastanawiałem się, co zrobić, bo miałem bilety na oba mecze. Jeden z miejscowych oferował mi nawet 500 dolarów za wejściówkę na spotkanie gospodarzy, ale pomyślałem: „Bobo, może już nigdy w życiu nie zobaczysz starcia Argentyńczyków z Brazylijczykami”. No i wybrałem ten mecz, a miejscowy, któremu nie sprzedałem biletu, odszedł zapłakany – opowiada Andrzej Bobowski.

Inną przygodę „Król Kibiców” przeżył 12 lat później we Włoszech. – Przed meczem Niemcy – Anglia w półfinale jeden z angielskich kibiców wyrwał mi z ręki bilet. Dopiero po dwóch latach zorientowałem się, że z niego nie skorzystał, bo w kieszeni znalazłem połowę tego biletu. W nerwach nawet wtedy nie zapamiętałem, że wejściówka się przedarła. No, ale nie ma tego złego. Skoro nie mogłem wejść na stadion, to poszedłem w jego okolicę i szukałem „koników”. Nagle podszedł do mnie jakiś Włoch i widząc mój ubiór wręczył mi bilet mówiąc, że to prezent – przypomina sobie Bobowski, który przyznaje, że doping angielskich kibiców do dziś robi na nim największe wrażenie.

List gratulacyjny od Michela Platiniego do Andrzeja BobowskiegoList gratulacyjny od Michela Platiniego do Andrzeja Bobowskiego
Archiwum prywatne Andrzeja Bobowskiego

Kibicowską wytrwałość, pasję i upór Andrzeja Bobowskiego docenił także ówczesny prezydent UEFA. W 2005 roku Michel Platini wysłał list gratulacyjny do „Króla Kibiców”. 

Turniej na Półwyspie Apenińskim był wyjątkowy także dlatego, że mecz w 1/8 finału RFN – Holandia (2:1) 84-letni dziś kibic wspomina jako najlepsze spotkanie bez udziału Polaków, jakie widział na żywo. – Tydzień później byłem na półfinałowym meczu Włochów z Argentyńczykami w Neapolu, gdzie bożyszczem był Diego Maradona. No i widziałem jak wielu neapolitańczyków kibicowało Maradonie, a nie swojej reprezentacji – wspomina.

Ucieczka z płonącego wagonu
W trakcie podróży za reprezentacją Polski poznał mnóstwo osób, co umożliwiało mu następne wyjazdy. – Kiedy w 2010 roku jechałem na mistrzostwa świata do Republiki Południowej Afryki, miałem 24 bilety. 18 kupiłem, a kolejne miałem dzięki Michałowi Listkiewiczowi, który był obserwatorem i opiekunem sędziów w Polokwane. Zaprosił mnie na wszystkie mecze w tym mieście. Gdy tam dotarłem, to dziwił się, że przyjechałem pociągiem i się nie bałem. A w trakcie podróży każdy pasażer chciał sobie ze mną zrobić zdjęcia, gdy tylko założyłem swoją koronę – śmieje się „Król Kibiców”. – Ale w pewnym momencie przysnąłem. Po jakimś czasie obudzili mnie pasażerowie, ponieważ pociąg zaczął się palić i trzeba było przeskakiwać między wagonami. Po tej przygodzie Michał Listkiewicz pomógł mi kupić bilet na lot powrotny, abym w drugą stronę nie musiał już tłuc się pociągiem.

Andrzej Bobowski podczas MŚ 2022Andrzej Bobowski podczas MŚ 2022
PAP

A teraz trochę egzotyki. Mundial w Katarze był specyficzny nie tylko ze względu na kraj, w którym był rozgrywany, ale także na termin (przełom listopada i grudnia 2022 roku). Jedno był niezmienne: obecność na trybunach Andrzeja Bobowskiego. 

Andrzej Bobowski był na 373 meczach reprezentacji Polski (w 2017 roku Andrzej Strejlau wręczył mu puchar dla „Najwierniejszego Kibica Reprezentacji Polski”), widział 145 meczów podczas dwunastu mistrzostw świata i 63 mecze na dziewięciu mistrzostwach Europy. – Nawet dziennikarze mnie nie przebiją. Więcej meczów biało-czerwonych widział wprawdzie Andrzej Gowarzewski, ale nie mógł przeboleć, że miałem od niego więcej spotkań na mundialach. I ja, i Dariusz Szpakowski byliśmy na 12 mistrzostwach świata, ale on na tym zarabia, a ja… dopłacam. Darka zresztą bardzo lubię, bo pomógł mi na mundialu we Francji – podkreśla.

W tym roku skończy 85 lat, ale nie zamierza porzucać swojej największej pasji. – Zawsze proszę Boga tylko o zdrowie. Z pieniędzmi jest ciężko, ale jakoś udaje się je zebrać – przyznaje, choć nie ukrywa, że pozyskanie funduszy na wyjazdy wymaga wielu wyrzeczeń. Przed mundialem 2018 musiał sprzedać kolekcję pamiątek, aby sfinansować wyjazd do Rosji. Teraz wybiera się na wszystkie mecze Polaków w kwalifikacjach do mistrzostw świata 2026. – Trzeba przypilnować awansu – uśmiecha się „Król Kibiców”. A na turniej do Kanady, Stanów Zjednoczonych i Meksyku również zamierza dotrzeć. Oczywiście w towarzystwie polskich piłkarzy. 

Rafał Byrski
Norbert Bandurski