To zdjęcie wciąż wzrusza. Płacząca Ewa Pajor, która kilka minut wcześniej strzeliła najważniejszego gola w historii polskiej piłki nożnej kobiet. To jej trafienie zadecydowało o awansie do finałów Euro 2025. Nasza drużyna po raz pierwszy w historii weszła na salony i zagra w mistrzowskiej imprezie. Pokonała barierę niemożności i zrobiła to z przytupem. Bo tak trzeba skomentować dwa barażowe zwycięstwa nad wyżej notowanymi Austriaczkami. Ale droga na turniej w Szwajcarii była długa i wyboista. Warto ją przypomnieć, bo drużyna prowadzona przez Ninę Patalon pokazała w trakcie eliminacji charakter, nieustępliwość i waleczność. A to wszystko poparte coraz większymi umiejętnościami.
Meczem z Islandią biało-czerwone rozpoczęły walkę w dywizji A Ligi Narodów, będącą jednocześnie kwalifikacjami do mistrzostw Europy. Polki prezentowały się dobrze do momentu utraty pierwszej bramki (pechowy samobój). To one mogły – a nawet powinny – prowadzić, bo okazje do strzelenia gola miały Ewa Pajor (świetna parada Fanney Birkisdóttir, dobitka w poprzeczkę) czy Dominika Grabowska. Islandki podcięły naszym piłkarkom skrzydła w samej końcówce 1. połowy, gdy w ciągu minuty dwukrotnie umieściły piłkę w bramce. Gdy w 66. wynik podwyższyła Sveindís Jónsdóttir, stało się jasne, że Polki wrócą do kraju bez punktu.
Gdynia była dotąd szczęśliwym miastem dla biało-czerwonych. Poprzednie dwie konfrontacje na obiekcie Arki zakończyły się zwycięstwami nad Armenią (12:0) w eliminacjach mistrzostw świata 2023 oraz Ukrainą (2:1) w Dywizji B Ligi Narodów. Dobra passa została jednak przerwana w spotkaniu z Austrią. Ale przeciwniczki były zdecydowanie bardziej wymagające. Biało-czerwone liczyły jednak, że po porażce z Islandią, u siebie zdołają zgarnąć trzy punkty. Niestety, to rywalki wypunktowały polski zespół. Ozdobą spotkania był jednak kapitalny gol Eweliny Kamczyk.
Bolesna, ale cenna lekcja. Biało-czerwone zagrały z Niemkami po raz 5. (po 29 latach przerwy) i po raz 5. musiały uznać wyższość 2-krotnych mistrzyń świata i 8-krotnych mistrzyń Europy. Spotkanie w Rostocku zaczęło się jednak od mocnego uderzenia. Nie minęła minuta, a nasze zawodniczki przeprowadziły szybki atak, który zakończył się golem Natalii Padilli-Bidas. Gdyby nieco ponad kwadrans później Ewa Pajor wykorzystała okazję oko w oko z niemiecką bramkarką, losy tej rywalizacji mogłyby potoczyć się inaczej (w 2. połowie doszła jeszcze poprzeczka). Potem jednak przytrafił się pechowy samobój Wiktorii Zieniewicz, a od 77. minuty wszystko posypało się jak domek z kart.
Historia lubi się powtarzać. Takie déjà vu stało się udziałem Polek, w rewanżowej potyczce z Niemkami. Podobnie jak kilka dni wcześniej w Rostocku, biało-czerwone pierwsze wyszły na prowadzenie. Wprawdzie nie w 1. minucie, lecz w 12., ale efekt był podobny. To utytułowane rywalki schodziły z boiska w roli zwyciężczyń, choć teraz zdobyły o jedną bramkę mniej niż u siebie. Dzięki wygranej Niemki zapewniły sobie awans, na dwie kolejki przed końcem zmagań w kwalifikacjach. Polska natomiast doznała czwartej z rzędu porażki w eliminacjach.
Progi dywizji A Ligi Narodów okazały się za wysokie. Przed meczem w Altach wiadomym było, że drużyna prowadzona przez Ninę Patalon nie ma szans na bezpośredni awans do mistrzostw Europy i o udział w nich powalczy w barażach. Jednak Polki miały o co grać. Celem było pozostanie w elicie, które było możliwe tylko w przypadku zwycięstw nad Austrią i Islandią. Niestety, przegrana na stadionie Cashpoint Arena oznaczała, że Polki spadły do dywizji B, na kolejkę przed końcem eliminacji. Spotkanie w Altach toczyło się w anormalnych warunkach. Obficie padający deszcz oraz burza spowodowały problemy na łączach telewizyjnych. W 2. odsłonie grecka sędzia Eleni Antoniou musiała nawet przerwać mecz. Na szczęście po kilku minutach, udało się go dokończyć.
Mimo że eliminacje zakończyły z kompletem porażek, śmiało mogły zakrzyknąć: To jeszcze nie koniec! O historyczny awans do finałów mistrzostw Europy Polki musiały powalczyć w barażach. Udział w nich zapewniły sobie po wygraniu grupy dywizji B Ligi Narodów pod koniec 2023 r. i promocji do elity, z którą pożegnały się jeszcze przed meczem z Islandią. W październikowych barażach drużynę Niny Patalon czekały starcia z Rumunią oraz − w przypadku przejścia tego zespołu − z lepszym z pary Słowenia − Austria. Kibicom pozostawało wierzyć, że w lipcu 2025 r. polskie piłkarki pojadą na Euro do Szwajcarii.
Pierwszy z czterech barażowych kroków w drodze na Euro został zrobiony. Do starcia z Rumunia biało-czerwone przystępowały po serii sześciu porażek z rzędu w Lidze Narodów. Mecz z niżej notowanymi rywalkami był okazją do przełamania złej passy. I ta sztuka się udała, choć wygrana nie przyszła łatwo. Polki przegrywały od 18. minuty, a tuż po przerwie rywalki miały znakomitą okazję do podwyższenia prowadzenia. Ale rzutu karnego nie wykorzystała Florentina Olar (obrona Kingi Szemik). To był kluczowy moment spotkania. Biało-czerwone odwróciły losy rywalizacji, a cenne zwycięstwo zapewniły Natalia Padillia-Bidas i Ewa Pajor, dla której był to pierwszy gol w kadrze od ośmiu meczów.
Zadanie wykonane. Reprezentacja Polski w finale baraży. Rumunia, która w spotkaniu w Bukareszcie sprawiła drużynie prowadzonej przez Ninę Patalon sporo problemów, tym razem nie nawiązała wyrównanej walki. Biało-czerwone narzuciły rywalkom swój styl gry, co przyniosło efekty w postaci czterech bramek. Polki od początku rewanżowego spotkania mogły liczyć na doping kibiców, którzy stawili się na Polsat Plus Arenie w sile 8449 widzów. Przy tak licznej publice kobieca reprezentacja jeszcze nie grała w naszym kraju. Poprzedni rekord wynosił 8011 kibiców, i również został pobity na gdańskim obiekcie, który stał się „domem” żeńskiej kadry.
Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej − brzmi stare polskie porzekadło. Nasze piłkarki wzięły je sobie do serca. Polsat Plus Arena w Gdańsku ponownie okazała się szczęśliwa. Z Austrią biało-czerwone mierzyły się dwukrotnie w eliminacjach Euro 2025 dywizji A Ligi Narodów i… obie konfrontacje przegrały 1:3. Gdy dodamy, że na zwycięstwo nad tym rywalem Polki czekały od… maja 2007 roku, było jasne, że o wygraną będzie ciężko. I tu przychodzi na myśl kolejne powiedzenie, że faworyci nie zawsze wygrywają. Znalazło ono potwierdzenie na gdańskim stadionie. Biało-czerwone zagrały świetnie i zasłużenie pokonały wyżej notowane rywalki. Pierwszy awans do mistrzostw Europy był na wyciągnięcie ręki. Decydujący krok należało postawić w Wiedniu.
Dla takich chwil warto żyć! Biało-czerwone przeszły do historii polskiego futbolu. Po raz pierwszy wywalczyły awans do mistrzostw Europy! Uczyniły to na przekór tym, którzy nie dawali im szans w starciach z Austriaczkami. Polki nie były faworytkami finałowych spotkań barażowych. Jednak w decydujących pojedynkach pokazały ogromną wolę walki, ambicję, zaangażowanie i wielkie serce do gry. Polki przyleciały do Wiednia, by spełnić marzenia. Do osiągnięcia celu wystarczył remis. Taki rezultat, mimo kilku doskonałych okazji bramkowych, utrzymał się przez 90 minut. W doliczonym czasie Polki wyprowadziły nokautujący cios - świętująca tego dnia 28. urodziny Ewa Pajor strzeliła zwycięskiego gola. Był to najpiękniejszy prezent, jaki mogła sobie wymarzyć.
5 - Natalia Padilla - Bidas
4 - Ewa Pajor
1 - Dominika Grabowska, Ewelina Kamczyk, Nadia Krezyman