Ludwik Sobolewski - 96. rocznica urodzinLudwik Sobolewski - 96. rocznica urodzin
Kroniki„Dla mnie Widzew to cały świat”
„Dla mnie Widzew to cały świat”
Autor: Piotr Kuczkowski
Data dodania: 12.09.2022
FOT. EAST NEWSFOT. EAST NEWS

Czy jakikolwiek kibic polskiego futbolu nie słyszał albo nie czytał o osiągnięciach Widzewa z lat 80.? O dwóch mistrzostwach kraju i pamiętnych bojach z Liverpoolem czy Juventusem Turyn? Oczywiście dziś z perspektywy wielu dekad eksperci i komentatorzy mogą debatować, jaki wpływ na ówczesny kształt niezapomnianego zespołu mieli trenerzy czy poszczególni piłkarze. Ale bezdyskusyjny pozostaje fakt, że gdyby nie on, sukcesów Wielkiego Widzewa w ogóle by nie było. To właśnie prezes-wizjoner Ludwik Sobolewski sprawił, że z nieznanego szerszej rzeszy fanów miejskiego klubu czerwono-biało-czerwoni stali się marką rozpoznawalną nie tylko w kraju, ale także w Europie. To w dużej mierze dzięki niemu w walczącej zawsze do końca, charakternej i nieustępliwej drużynie rozkochali się kibice w całej Polsce. Niesamowity zmysł organizacyjny i umiejętność dobierania właściwych ludzi do realizacji swoich wizji doprowadziły łódzki klub na sam szczyt, a jemu samemu zagwarantowały pamięć i szacunek kolejnych pokoleń piłkarskich kibiców.

17 września przypada dokładnie 96. rocznica urodzin legendarnego prezesa Widzewa. Być może nawet nie wszyscy fani klubu z Alei Piłsudskiego wiedzą, że Ludwik Sobolewski przyszedł na świat w… stolicy. Po latach bez najmniejszych wątpliwości można stwierdzić, że jest najbardziej zasłużonym warszawiakiem w historii łódzkiego futbolu. Na jego młodość przypadał czas II wojny światowej, podczas której należał m.in. do Armii Krajowej. We wczesnych latach PRL-u zaangażował się jednak w działalność państwową, a jego związki z Ministerstwem Bezpieczeństwa Publicznego dziś rzucają cień na jego wieloletnią aktywność w sporcie. Z piłką nożną zawodowo związał się pod koniec lat 60., kiedy po przenosinach (ze względów rodzinnych) do Łodzi został kierownikiem sekcji piłki nożnej Startu. Decydujący dla niego okazał się jednak przełom dziesięcioleci, kiedy trafił do innego łódzkiego klubu – Widzewa.

PREZES WIZJONER

Budowa klubu piłkarskiego opartego na kapitalistycznych zasadach w czasach głębokiego komunizmu wielu mogła wydawać się całkowitym szaleństwem. Kiedy ton krajowej rywalizacji nadawały drużyny wspierane przez wojsko, milicję czy wielkie zakłady przemysłowe, a co naturalne ulubieńcem władz miasta był ŁKS, włączenie się do rywalizacji z największymi bez polityczno-państwowego „zaplecza” wydawało się wręcz nierealne. Oczywiście realizacja ambitnych planów zajęła wiele lat, a sam Sobolewski musiał pokonać kolejne szczeble klubowej hierarchii od kierownika sekcji piłki nożnej do wiceprezesa. Wreszcie w 1977 roku stanął na czele klubu, początkując najlepszą dekadę w jego historii. Już wtedy Widzew grał na poziomie ekstraklasy i był niemal gotowy, aby włączyć się do rywalizacji o wyższe cele.

Gabinet Sobolewskiego w siedzibie Kombudu nie był godny wielkiego wizjonera. Przy Nowotki 100 zajmował on niewielkie pomieszczenie na parterze. Sobolewskiego można było spotkać też przy Armii Czerwonej w klubie, ale interesy załatwiał głównie tutaj. Zwykłe biurko, dwa drewniane krzesła z jednej jego strony, fotel z brązowym skórzanym obiciem z drugiej. Pod ścianą materiałowe foteliki i stolik. Ściany pomalowane na jasny kolor zbliżony do żółtego. W sumie jakieś 15 metrów kwadratowych. Nic specjalnego. Sobolewski nie przywiązywał wagi do luksusów. W tym niepozornym pokoju zapadały być może najważniejsze decyzje w polskim futbolu na przełomie lat 70. i 80. Tu nieoficjalnie obradowała sekcja piłki nożnej, choć oficjalne decyzje zapadały na Widzewie. Zazwyczaj w gabinecie dyrektora Jerzego Kuźniaka na piętrze, bo przecież Sobolewski przez kilka lat nie mógł nawet doczekać się swojego własnego pokoju. Kuźniak czasem brał udział w tych obradach, ale nie zawsze. Jego obecność nie była obowiązkowa. Choć był dyrektorem, to ograniczał się do spraw administracyjnych. Mózgiem był Sobolewski. Gdy powierzał prowadzenie Widzewa Pawłowi Kowalskiemu, wiadomo było, że ma już obrany kolejny cel. W pokoju Sobolewskiego szefowie klubu doszli do wniosku, że drużyny nie zadowala tylko walka w lidze.

CZYNY NIE SŁOWA
FRAGMENT KSIĄŻKI „WIELKI WIDZEW” M. WAWRZYNOWSKIEGO; WYDAWNICTWO QSB, WARSZAWA 2013

W przypadku Sobolewskiego nie forma, a treść miała kluczowe znaczenie. Od początku wiedział, do czego dąży i jaki cel chce zrealizować. Miał przy tym niesamowitą intuicję i umiejętność znajdowania właściwych ludzi do realizacji postawionych przed nimi zadań. Nie bez znaczenia był też fakt, że prezes miał dobre, często nieformalne relacje z przedstawicielami władz państwowych i właściwie z każdym potrafił się „dogadać”. Właśnie te cechy pozwoliły Sobolewskiemu z sukcesami krok po kroku realizować swój projekt, a z czasem przynieść efekty w postaci sukcesów na arenie krajowej i międzynarodowej.

Ludwik Sobolewski - 96. rocznica urodzinLudwik Sobolewski - 96. rocznica urodzin
FOT. 400 MM

Ludwik Sobolewski (z prawej) z trenerem Leszkiem Jezierskim. Kiedyś wspólnie budowali potęgę Widzewa, a po latach razem kibicowali łódzkiej drużynie. Zdjęcie z meczu Widzew Łódź – Neftçi Baku 8:0 (30 lipca 1997 roku).

JAK W EUROPIE

Opisywanie kolejnych decyzji personalnych czy działań Ludwika Sobolewskiego mogłoby być podstawą długiego historycznego opracowania, jednak najistotniejsza w jego przypadku była wizja, z jaką podejmował się prowadzenia klubu i która przyświecała mu w kolejnych latach działalności. Już wtedy myślał o szkoleniu młodzieży, szukając utalentowanych chłopców z Łodzi i okolic. Wiedział, że selekcję zarówno piłkarzy, jak i trenerów trzeba zaczynać nie tylko od oceny ich umiejętności i doświadczenia, ale przede wszystkim od poszukiwania odpowiednich cech mentalnych. Stawiał też na tych, którym nie udało się osiągnąć sukcesów w „silniejszych” klubach o uznanej renomie i którzy mieli coś do udowodnienia. To właśnie w ten sposób wykuwał się słynny do dziś „widzewski charakter”, który z czasem zaczął przynosić sukcesy i rozsławił łódzką drużynę. Za sprawą umiejętności i zmysłu menadżerskiego prezesa do Łodzi trafiali tacy piłkarze, jak chociażby Zbigniew Boniek, Włodzimierz Smolarek, Józef Młynarczyk czy wielu innych, którzy właśnie tam stawali się idolami masowej wyobraźni. Dwa mistrzostwa Polski, pięć wicemistrzostw i pamiętne występy w europejskich pucharach były naturalną konsekwencją obranej drogi.

Ludwik Sobolewski - 96. rocznica urodzin

Ludwik mówił o tym, jak powinien wyglądać wielki klub, jak sobie to wyobraża. A potem jechaliśmy do Manchesteru City i widzieliśmy, że w Anglii wszystko wygląda tak, jak w jego opowieściach. A przecież był to jego pierwszy zagraniczny wyjazd.

Krzysztof Kirpsza, wiceprezes Widzewa w drugiej połowie lat 70.
FRAGMENT KSIĄŻKI „WIELKI WIDZEW” M. WAWRZYNOWSKIEGO; WYDAWNICTWO QSB, WARSZAWA 2013

WIELKIE MECZE

Z perspektywy ponad czterech dekad, kiedy tylko nielicznym polskim klubom z trudem udaje się awansować do fazy grupowej jakichkolwiek europejskich rozgrywek, stawianie drużyny znad Wisły wśród czołowych ekip na Starym Kontynencie wydaje się niemal abstrakcją. A jednak zapoczątkowana w 1977 roku od wspomnianego zwycięskiego dwumeczu z Manchesterem City epoka przyniosła Widzewowi wiele niezapomnianych wygranych z największymi potęgami futbolu. W Pucharze UEFA sezonu 1980/1981 łodzianie po dwóch remisach (1:1 na wyjeździe i 0:0 u siebie) odprawili Manchester United, żeby w kolejnej rundzie po rzutach karnych uporać się z wielkim Juventusem Turyn (3:1 i 1:3). Później przyszedł Puchar Europy 1982/1983, w którym widzewiacy w pokonanym polu zostawili m.in. wielki Liverpool, wygrywając przy Alei Unii 2:0 i utrzymując przewagę w rewanżu na Anfield (2:3). Dopiero w półfinale podopiecznych Władysława Żmudy był w stanie zatrzymać Juventus ze Zbigniewem Bońkiem w składzie (0:2, 2:2). M.in. takimi występami klub pod wodzą Ludwika Sobolewskiego wprawiał rzesze Polaków w zadowolenie i dodawał kolorytu do często szarej rzeczywistości lat 80.

Ludwik Sobolewski - 96. rocznica urodzinLudwik Sobolewski - 96. rocznica urodzin
FOT. CYFRASPORT

W latach 80. Widzew „rozkochał” w sobie polskich kibiców. W przypadku wielu z nich to uczucie trwa do dziś i jest przekazywane niemal z pokolenia na pokolenie. Można to zauważyć na trybunach łódzkiego stadionu, które mimo upadku klubu w 2015 roku i gry w niższych klasach rozgrywkowych od kilku sezonów wypełniają się po brzegi.

NAWIĄZAĆ DO SUKCESÓW

Po dekadzie obfitującej w sukcesy Ludwik Sobolewski w 1987 roku opuścił Widzew, żeby jednak po kilku latach do niego wrócić. I choć w nowej kapitalistycznej rzeczywistości początku lat 90. nie odnalazł się już tak dobrze, do śmierci w 2008 roku był blisko klubu i czynnie działał na jego rzecz. Jego nieoceniony wkład w budowę Widzewa kibice docenili w 2016 roku, kiedy projekt pomnika upamiętniającego legendarnego prezesa zdecydowanie wygrał głosowanie w ramach budżetu obywatelskiego miasta Łodzi. Na przeszkodzie do jego realizacji w pierwotnym kształcie stanął jednak brak pozytywnej opinii Instytutu Pamięci Narodowej, związany z formalną przynależnością Sobolewskiego do aparatu represji komunistycznego państwa. Ostatecznie w 2018 roku monument stanął przed stadionem przy Alei Piłsudskiego. Nie został jednak poświęcony wyłącznie Sobolewskiemu, a „Twórcom Wielkiego Widzewa”.

Ludwik Sobolewski - 96. rocznica urodzinLudwik Sobolewski - 96. rocznica urodzin
FOT. ARCHIWUM

„Dla mnie Widzew to cały świat” – słowa wypowiedziane przez Ludwika Sobolewskiego znalazły się nie tylko na pomniku, ale są również mottem wielu kibiców czterokrotnego mistrza Polski. Wszyscy wierzą, że tak jak w przeszłości udało się stworzyć potęgę klubu, zaczynając jego budowę od trzecioligowych peryferii, tak teraz po upadku w 2015 roku wkrótce znów będzie mu dane nawiązać do sukcesów z czasów świetności. Kilka kroków w tym kierunku w ostatnich latach zostało już poczynionych. Przy Alei Piłudskiego w maju świętowano ten najważniejszy – powrót do PKO BP Ekstraklasy.