Trzy mistrzostwa Polski i dwa krajowe Puchary, debiut w seniorskiej reprezentacji w wieku 18 lat, podpisanie kontraktu z Bayernem Monachium – dotychczasową karierę Weroniki Zawistowskiej bezsprzecznie można określić regularnym spełnianiem marzeń. Te pierwsze realizowała już jako mała dziewczynka.
22-latka zbliżający się sezon spędzi – podobnie jak ten poprzedni – na wypożyczeniu do FC Koeln. Piłkarka i włodarze jej macierzystego klubu, czyli Bayernu Monachium, byli zgodni, że taki ruch będzie najlepszy dla optymalnego rozwoju skrzydłowej. W Bawarii Zawistowska mogłaby mieć trudności z regularną grą, za to w Kolonii liczy na powtórkę z ubiegłego sezonu, w którym rozegrała komplet 22 spotkań w Bundeslidze. W swoim pierwszym roku poza Polską Weronika strzeliła trzy gole. Teraz ma być ich więcej. Skuteczność poparta dobrą grą może być przepustką do regularnych występów w mającym opcję skrócenia wypożyczenia Bayernie.
– Oczywiście fajnie być w tak topowej drużynie jak Bayern, ale muszę patrzeć też na regularną grę i rozwój. W Kolonii zostałam obdarzona dużym zaufaniem od sztabu oraz drużyny i dostałam szansę. Bardzo się tu rozwijam. Muszę codziennie dawać z siebie wszystko i na każdym treningu walczyć o miejsce w składzie. Nie pozostaje mi nic innego, jak włożyć jeszcze więcej pracy i walczyć o swoje marzenia. Na pewno się nie poddam i nie zrezygnuje z marzeń, nawet jeśli droga będzie kręta. Wszystko się dzieje po coś, zobaczymy co przyniesie przyszłość – tak o swojej sytuacji mówiła Zawistowska w czerwcowej rozmowie z „Łączy nas piłka”.
Na rozwój Weroniki liczy także Nina Patalon. Selekcjonerka reprezentacji Polski chętnie wystawia warszawiankę w pierwszym składzie Biało-Czerwonych – czy to na jednym ze skrzydeł, czy na dziewiątce. Zawistowska odwdzięcza się golami. W kwietniu jej dwa trafienia omal nie przyczyniły się do wyrównania rekordu najwyższej wygranej w historii reprezentacji, podczas gdy siedem miesięcy wcześniej – 21 września ubiegłego roku – gol Zawistowskiej dał Polkom wygraną 1:0. Po dobrej inauguracji eliminacji (1:1 z Belgijkami) podopieczne Patalon zwyczajnie męczyły się w Armenii. Wygraną dała im błyskotliwa akcja, w której Weronika wykończyła podanie swojej najlepszej przyjaciółki z kadry, Dominiki Grabowskiej.
Obie zawodniczki znają się od dziecka. Gdy miały po kilka lat trafiły do jednego klubu. W tamtych czasach w całej Warszawie tylko on prowadził sekcję piłkarską dla dziewcząt. Mowa o Międzyszkolnym Uczniowskim Klubie Sportowym Praga. Zawistowska i Grabowska, podobnie zresztą jak grająca obecnie w Górniku Łęczna Oliwia Rapacka, trafiły do jednej drużyny, pod skrzydła zaczynającego karierę trenerską Macieja Anglarta. – Zanim powstała Ząbkovia, nie mieliśmy konkurencji w szkoleniu dziewczynek. Te, które chciały grać w piłkę, w pewnym momencie nie miały się gdzie podziać i siłą rzeczy trafiały do nas. Przychodziły do nas zawodniczki z całego miasta i okolic. Grabowska i Rapacka przyjeżdżały na treningi zza Pruszkowa. Weronika miała bliżej, bo mieszkała na Bródnie – wspomina Anglart.
To właśnie w Uczniowskim Klubie Sportowym z Bródna kilkuletnia Weronika rozpoczęła zorganizowane treningi z chłopakami. Trwało to przez kilka miesięcy, do momentu, gdy usłyszał o niej Anglart. Nieco ponad 20-letni trener na stadion Poloneza miał niedaleko, więc któregoś dnia udał się na trybuny, aby poobserwować dziewczynkę. Wkrótce Zawistowska była już jego podopieczną.
Weronika w niebieskim stroju
– Weronika była w tamtym czasie najmniejsza w drużynie. Potrafiła grać w piłkę, ale nie wiem, czy w tamtym czasie ktokolwiek postawiłby na to, że kiedyś będzie grała na poziomie reprezentacyjnym. Tam, gdzie obecnie jest, dotarła dzięki swojemu etosowi pracy. Miała kapitalny charakter, właściwie nie opuszczała treningów, nigdy nie marudziła, a dodatkowo mogła liczyć na wyjątkowe wsparcie rodziców. Zrobili wszystko, żeby mogła spełniać marzenia – opowiada Anglart.
W styczniowej rozmowie z „Łączy nas piłka” przyznała to sama Weronika: – Rodzina zawsze mnie wspierała, szczególnie w tych trudniejszych momentach. Tata jako pierwszy zaprowadził mnie na trening piłkarski, a później woził na każde zajęcia i wspierał na meczach. Jestem im bardzo wdzięczna za to, co robili, bo nie mieliśmy łatwej sytuacji – mówię tu głównie o kwestiach finansowych, a rodzice nie zważając na przeciwności, stawiali na mój rozwój.
Weronika pierwsza z lewej w dolnym rzędzie
Zawistowska i jej koleżanki rozwijały swoje umiejętności m.in. poprzez udział w największych ogólnopolskich turniejach. Pierwszym, w którym wzięły udział, był ten organizowany przez Polski Związek Piłki Nożnej – „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”. Podopieczne Anglarta szły przez niego jak burza. Wygrały etapy gminny, powiatowy i wojewódzki. W krajowym turnieju półfinałowym zgarnęły komplet 18 punktów. W sześciu meczach zdobyły 27 bramek, tracąc tylko dwie. Z lepszym bilansem do finału ogólnopolskiego awansowały tylko dziewczynki z województwa lubelskiego m.in. z Klaudią Lefeld w składzie.
Ostatni etap VIII edycji rozgrywek odbywał się w Krakowie. Warszawianki trafiły do trudnej grupy ze wspomnianą Lubelszczyzną, a także ze Śląskiem i województwem warmińsko-mazurskim. I to mecze z dziewczynkami z tej ostatniej reprezentacji, a właściwie wysokość wygranych, okazały się – w kontekście remisów 2:2 we wszystkich pozostałych spotkaniach – kluczowe. Niestety dla zawodniczek z warszawskiej Pragi zwycięstwo 2:0 okazało się zbyt niskie. Zawistowskiej, Grabowskiej i spółce pozostawał mecz o 5. miejsce z drużyną z Opolszczyzny. Po 20 minutach (tyle trwają spotkania w turnieju) był remis 1:1. W serii rzutów karnych lepsze były zawodniczki z województwa opolskiego.
– Pamiętam, że Weronika strzelała ostatniego karnego i uderzyła tak, że piłka prawie nie dotoczyła się do bramki – uśmiecha się Anglart. Jego podopieczne w całym turnieju nie przegrały meczu, a mimo to zakończyły rozgrywki na szóstej lokacie.
W kolejnej edycji turnieju mogły wziąć udział dziewczęta urodzone w 1999 roku i młodsze, a zatem i Weronika. Trenerem ekipy pozostawał Maciej Anglart. Jego drużyna ponownie dotarła do etapu obozów półfinałowych, które odbywały się we Wronkach. Tym razem to właśnie ten etap okazał się dla warszawianek ostatnim. Wygranie dwóch z sześciu meczów nie wystarczyło na kwalifikację do finału ogólnopolskiego. Na pocieszenie i pamiątkę zawodniczkom pozostały zdjęcia z obozu:
Weronika trzyma tabliczkę
Zawistowska trenowała w MUKS-ie do 2015 roku. Przez blisko siedem lat notowała gigantyczne postępy, wykazując się niegasnącą determinacją i zapałem do pracy. – Gdy prowadziłem kadrę Mazowsza U-13, to dostrzegałem już, które zawodniczki naprawdę chcą grać w przyszłości w piłkę. Weronika zdecydowanie się do nich zaliczała. Miała świadomość tego, co robi i po co to robi – mówi Anglart.
Nagroda za wytężoną pracę przyszła do Weroniki, gdy ta miała niespełna 16 lat. Zgłosił się po nią wówczas Górnik Łęczna, w 2015 roku świętujący swój czwarty w historii medal mistrzostw Polski. W kolejnych czterech sezonach, już z Zawistowską w składzie, łęcznianki zdobyły po dwa wicemistrzostwa (2015/16 i 2016/17) i mistrzostwa (2017/18 i 2018/19) kraju. W 2018 roku dołożyły do tego Puchar Polski. Pochodząca z Warszawy piłkarka była naturalnie pełnoprawną uczestniczką tych sukcesów, jednak w Łęcznej grała mniej niż oczekiwała.
– Dołączyłam do Górnika mając 15 lat. W drużynie była wtedy duża rywalizacja, bo na bokach grały Ewelina Kamczyk i Dominika Grabowska, a w ataku Ania Żelazko. Nie było więc łatwo zagrzać miejsca w wyjściowej jedenastce. Po dwóch latach trochę się pozmieniało, ale nie udało mi się przebić. Uważam, że to też był trochę mój błąd, bo zasiedziałam się nieco w Łęcznej. Może gdybym wcześniej zmieniła klub, dostałabym więcej szans i wszystko potoczyłoby się inaczej – przyznawała niedawno 22-latka.
Tyle że owo „inaczej” wcale nie musi oznaczać „lepiej”. Po transferze do Czarnych Sosnowiec w 2019 roku Zawistowska sięgnęła z tym klubem po dublet w sezonie 2020/21, zwróciła na siebie uwagę Bayernu i na stałe zagościła w reprezentacji kraju. A na tym z pewnością jej marzenia się nie kończą.