Jest pierwszą kobietą, której powierzono rolę selekcjonerki biało-czerwonych, i pierwszą trenerką w Polsce z licencją UEFA PRO. Pochodzi z Mazur, ale szkoleniowe szlify zdobywała w Koninie, gdzie prowadziła najpierw juniorską, a potem ekstraligową drużynę Medyka. Od 2011 roku jest związana z PZPN. Przez dekadę pracowała jako trener reprezentacji U15, U17 i U19, by wreszcie objąć pieczę nad kadrą A. Jak zmieniał się ten zespół, odkąd o jego obliczu decyduje Nina Patalon?
Luty 2021 roku. W najgorszym możliwym dla reprezentacji Polski terminie przypadło „Orlicom” grać mecz, w którym zwycięstwo oznaczałoby promocję do baraży o udział w finałach mistrzostw Europy. Przeciwnik również najgorszy z możliwych – losowana z pierwszego koszyka i już pewna awansu Hiszpania. Selekcjoner Miłosz Stępiński miał do dyspozycji zaledwie pięć zawodniczek w trybie meczowym, pozostałe kadrowiczki dopiero szykowały się do inauguracji ligi. Brakowało również głównej mocy ofensywnej w postaci kontuzjowanej Ewy Pajor. Mimo ambitnej postawy, polskie piłkarki nie były w stanie nawiązać równorzędnej walki ze znakomicie dysponowanymi tego dnia Hiszpankami. Powtórki z Algarve Cup nie było. Gospodynie wzięły pełny rewanż, pokonując biało-czerwone 3:0. Porażka oznaczała kres misji selekcjonerskiej Miłosza Stępińskiego, razem z nim kariery reprezentacyjne zakończyły podstawowe wahadłowe Natalia Chudzik i Aleksandra Rompa (Sikora).
Czasu na wybór nowego szkoleniowca było mało – już 13 kwietnia Polki miały zmierzyć się w meczu towarzyskim z przeciwnikiem z najwyższej półki, reprezentacją Szwecji. Jedną z opcji było poprowadzenie kadry przez... Miłosza Stępińskiego, który mimo zakończenia pracy z kadrą nadal pozostawał pracownikiem PZPN i był dostępny. Tak się jednak nie stało.
Nina Patalon – pierwsza kobieta na stanowisku (na razie tymczasowo), pierwsza trenerka w kraju z licencją UEFA PRO i... pierwsze od 1989 roku gole strzelone Szwedkom za sprawą powracającej do zdrowia Ewy Pajor. Znak czasu – jeszcze w 2016 roku Ewa bezradnie biegała między dwiema rosłymi stoperkami szwedzkimi, tym razem walczyła jak równa z równymi, a drugi gol zdobyty głową był symbolem postępu, jaki dokonał się u tej zawodniczki przez ten czas. Selekcjonerka natomiast zaproponowała piłkę bardziej ofensywną od swojego poprzednika, hołdującego ustawieniu 1-5-4-1. Obok pełniącej rolę „dziewiątki” Ewy Pajor na boisku pojawiły się skrzydłowe: Ewelina Kamczyk i debiutująca Natalia Padilla-Bidas.
Ciekawostką może być fakt, że tylko w tym inaugurującym kadencję (29 kwietnia Nina Patalon została ostatecznie zatwierdzona na stanowisku selekcjonerki) meczu trenerka miała do dyspozycji trzy asy polskiej piłki kobiecej: Paulinę Dudek, Katarzynę Kiedrzynek i Ewę Pajor. Niestety, okoliczności zdrowotne spowodowały, że od tej pory to trio nie zagrało razem w meczu reprezentacji. Poszukiwanie rozwiązań zastępczych stało się, chcąc nie chcąc, jednym z kluczowych zadań selekcjonerki w jej kadencji.
Poszukiwania nowych twarzy i dopasowywanie starych do nowej taktyki to jedno z charakterystycznych aspektów bieżącej kadencji. Selekcjonerka do tej pory wypróbowała czterdzieści zawodniczek (jedenaście debiutantek) w dwudziestu meczach, a zaznaczyć trzeba, że wiele powołanych piłkarek nie dostało możliwości rozegrania meczu w kadrze i musiało się zadowolić uczestniczeniem w zgrupowaniach. Nina Patalon szeroko korzystała ze swojego doświadczenia selekcyjnego w kadrach młodzieżowych – jej pierwszymi debiutantkami były znane jej stamtąd Natalia Padilla-Bidas i Klaudia Jedlińska. Były także i debiuty „nieoczywiste”, jakimi można nazwać powołania dla bramkarki AZS UJ Kraków, Karoliny Klabis (w wieku 29 lat), czy sięgnięcie po występującą w pierwszoligowej Trójce Staszkówka-Jelna Paulinę Tomasiak. Pewnego rodzaju szokiem dla grona zainteresowanych było skorzystanie z usług zaledwie 17-letniej napastniczki AZS UJ Kraków – Karoliny Gec, która zresztą odwdzięczyła się golem w debiucie. W tym miejscu należy zaznaczyć, że selekcja nie ograniczała się do „topu” Ekstraligi. AZS UJ Kraków, nie będąc w omawianym okresie drużyną „z podium”, wypromował do reprezentacji prawie połowę swojego podstawowego składu (wspomniane już Gec i Klabis oraz Weronika Wójcik, Natalia Wróbel i Anna Zapała). Po „przeczesaniu” rynku krajowego selekcjonerka nie wahała się sięgnąć po zawodniczki wychowane poza granicami kraju – w ten sposób na zgrupowania kadry trafiły m.in. Tanja Pawollek, Sarah Wronski czy Kayla Adamek.
W rozgardiaszu poszukiwań były jednak pewne stałe: pierwszą z nich okazała się żelazna para stoperek Paulina Dudek – Małgorzata Mesjasz oraz proces budowy drużyny w oparciu o ofensywny, dający grać w piłkę schemat 1-4-3-3. Właśnie „proces” było najczęściej używanym przez selekcjonerkę słowem podczas konferencji prasowych, wywiadów itp. Proces, którego rozwój przyszło nam obserwować podczas kolejnych, niestety przegranych, eliminacji do wielkiej imprezy.
Eliminacje pod kątem czystych liczb oznaczały stagnację. Drużynie udało się urwać punkty w remisowych starciach u siebie z Belgią i Norwegią (w poprzednich kwalifikacjach udała się ta sztuka w przypadku Hiszpanii i Czech). Szczególnie żal było tego pierwszego meczu, który inaugurował eliminacje. Na stadionie w Gdańsku mieliśmy przyjemność obserwować ciekawe widowisko i bardzo ruchliwą, mobilną, nastawioną na nieustanny manewr ofensywną trójkę w postaci Ewy Pajor, Natalii Padilli-Bidas i Weroniki Zawistowskiej. Akcja, po której padł gol dla Polski, była rezultatem nie tyle efektownego rajdu Ewy, co kończącej ją błyskawicznej wymiany podań między napastniczkami. Co prawda podanie Natalii do Weroniki nie dotarło do celu, ale interweniująca wślizgiem Belgijka mogła tylko odbić piłkę prosto do nadbiegającej Ewy, która nie zwykła takich okazji marnować. Mógł to być „mecz założycielski” tej kadry, równy starciu z Portugalią doby Leo Beenhakkera czy z Niemcami ery Adama Nawałki. Niestety, takim się nie stał. Polki nie poszły za ciosem, a „centrostrzał” w drugiej połowie spowodował, że mecz zakończył się remisem.
Kampania eliminacyjna nie przyniosła niespodzianek. Udało się po raz drugi z rzędu zdobyć komplet punktów na zespołach niżej notowanych, chociaż nie obyło się bez popularnych „ciężarów” w wyjazdowych meczach z Armenią, Kosowem czy Albanią. Udało się również porządnie nastraszyć Norweżki w meczu z Oslo. Do historii przejdzie decyzja sędzi o nieodgwizdaniu faulu bramkarki na wracającej po kontuzji Ewie Pajor i kamienna twarz Niny Patalon towarzysząca temu zdarzeniu (w pakiecie z pomeczową wypowiedzią na ten temat). Wspomnieć w tym miejscu należy, że podobnie jak poprzednikowi również selekcjonerce szyki pomieszała kolejna już kontuzja naszej najlepszej napastniczki, wobec czego zabrakło jej w kluczowych meczach: domowym z Norwegią oraz wyjazdowym z Belgią, a w Oslo nie była jeszcze w stanie zagrać pełnego spotkania.
Ciekawym aspektem bieżącej kadencji jest swoisty „exodus” kadrowiczek z rodzimej ligi. Aż osiem z nich przeprowadziło się w tym czasie za granicę. Do tej liczby należy dodać dwie piłkarki debiutujące w barwach klubów zagranicznych (Adamek i Pawollek). W pierwszym meczu kadencji Niny Patalon tylko siedem zawodniczek reprezentowało kluby zagraniczne. W ostatnim – z Rumunią – takich piłkarek było już dziesięć. W rekordowym pod tym względem meczu z Marokiem kluby zagraniczne dostarczyły czternaście piłkarek, a w meczach zamykających eliminacje (z Albanią i Kosowem) – trzynaście. Należy zaznaczyć, że w większości są to wybory trafne, zawodniczki grają w podstawowym składzie, a niejednokrotnie notują ponadprzeciętne wyniki w nowym otoczeniu.
Przed kadrą Niny Patalon wyzwanie właściwe: awans bądź (w przypadku pozytywnych rozwiązań organizacyjnych) przygotowanie drużyny do finałów mistrzostw Europy w 2025 roku. Jest to cezura, kiedy proces budowy drużyny musi osiągnąć poziom wystarczający, aby godnie zaprezentować się na tej imprezie. Drogą do celu będą nowopowstałe rozgrywki Ligi Narodów, gdzie Polska będzie mogła odegrać ciekawą rolę w niezwykle skomplikowanym systemie awansów, spadków oraz kwalifikacji do imprezy głównej, jaką są mistrzostwa Europy. Jubileuszowy, bo dwudziesty mecz kadencji Niny Patalon, efektownie wygrany 6:0 z Rumunią, tylko zaostrzył apetyty.
Autor: Maciej Witkowski