W reprezentacji Polski wystąpiło już 260 piłkarek. Są wśród nich takie, które mają na koncie ponad sto spotkań, a ich staż liczy się w dekadach, jak Maria Makowska, Agnieszka Winczo czy Marta Otrębska. Są goleadorki, jak Ewa Pajor czy wspomniane Marta i Agnieszka. Warto jednak przypomnieć zawodniczki, które miały lub wciąż mają wielki potencjał, ale w biało-czerwonych barwach grały niewiele albo wcale. Lista jest oczywiście subiektywna.
Katarzyna Gozdek – honorowe miejsce na liście, ponieważ mistrzyni Europy do lat 17 z 2013 roku nie dane było zadebiutować w pierwszej reprezentacji. Kapitan „złotej drużyny” w półfinałowym meczu tego turnieju z Belgią doznała kontuzji, która w praktyce zakończyła jej karierę. Mimo kilkunastu prób powrotu na zielone boisko, powtarzające się urazy nie pozwoliły rozwinąć się defensorce na miarę jej talentu.
Natalia Pakulska.
Natalia Pakulska – 37 meczów i 6 goli w latach 2011-2016. Powoływana jeszcze przez poprzedniego selekcjonera Miłosza Stępińskiego, wydawała się pewnym punktem reprezentacji. Niestety, na przeszkodzie stanęły kontuzje, m.in. dwukrotne zerwanie więzadeł krzyżowych w ciągu dziesięciu miesięcy. Dopiero w bieżącym sezonie (2022/23) możemy Natalię oglądać na boiskach Ekstraligi w barwach Medyka POLOmarket Konin. Dodać należy, że jest jedną z nielicznych, jeśli nie jedyną mamą na tym szczeblu rozgrywek. Według dostępnych źródeł, jako jedyna reprezentantka Polski zdołała pokonać bramkarkę rywalek strzałem bezpośrednio z rzutu rożnego. Dokonała tego 11 marca 2014 roku w chorwackiej miejscowości Umag, gdzie Polki uległy Węgierkom 1:4. Honorowy, zdobyty w niecodzienny sposób gol padł w 47. minucie spotkania.
Beata Hatlaś – 4 mecze i 2 gole w latach 1991-1995. Historia polskiej piłki nożnej kobiet zna trzynaście przypadków debiutu okraszonego bramką. Jednak tylko dwie zawodniczki zdołały strzelić dwa gole w swojej premierowej grze (drugą jest Anna Zapała). Niestety, „wejście smoka” nie zaowocowało większą liczbą gier w reprezentacji.
Katarzyna Ekiel – 13 meczów i 3 gole w latach 1992-1995. Jej opus magnum to dwie bramki strzelone reprezentacji Hiszpanii w Tarragonie w 1993 roku. Ostatnio przypomniano o niej w mediach za sprawą reprezentanta Polski w piłce ręcznej, Ariela Pietrasika, który jest jej synem. Pani Katarzyna podążyła za mężem do Luksemburga i nie mogąc znaleźć w okolicy klubu z sekcją piłki nożnej kobiet, zakończyła karierę.
Joanna Olszewska.
Joanna Olszewska – 5 meczów w 2019 roku. Zadebiutowała w starciu z Włoszkami i spisała się znakomicie, tak samo było w spotkaniu przeciwko Brazylii, gdy wyszła na murawę w podstawowym składzie. Wobec problemów zdrowotnych Aleksandry Sikory (obecnie Rompy) była to naturalna kandydatura na pozycję prawej wahadłowej w kadrze Miłosza Stępińskiego. Niestety, w tym przypadku również na drodze do wielkiej kariery stanęła kontuzja, która spowodowała, że w decydujących meczach z Czeszkami w eliminacjach mundialu jej miejsce zajęła Gabriela Grzywińska.
Urszula Łapacz – 11 meczów w latach 1988-1990. Samorodny talent rodem z Maciejowic, gdzie nauczyciele i... lokalny sekretarz partii zdecydowali się poprosić samego Kazimierza Górskiego o pomoc w znalezieniu młodziutkiej piłkarce miejsca do dalszej przygody z piłką. Trener Tysiąclecia stanął na wysokości zadania i (podobnie jak w przypadku Agnieszki Szondermajer) skierował zawodniczkę do Czarnych Sosnowiec. Po swoim trzecim meczu w reprezentacji (cenny bezbramkowy remis z USA) otrzymała propozycję wyjazdu do Stanów Zjednoczonych, jednakże na przeszkodzie stanął młody wiek piłkarki – nie miała jeszcze osiemnastu lat. Wkrótce pojawiła się oferta z Belgii, z której skorzystało również kilka jej koleżanek – Marzena Jamrozy, Zofia Wojtas i Lidia Wypych. Niestety, po wyjeździe do Belgii wszystkie zawodniczki zniknęły z monitorów kolejnych selekcjonerów kadry narodowej.
Barbara Rembiesa – 6 meczów w latach 1991-1992. Jej losy są dokładnie opisane w książce » „Piłkarki. Urodzone, by grać” «. Po transferze do najsilniejszej wówczas ligi szwedzkiej na przeszkodzie w reprezentowaniu kraju stanęły względy finansowe – piłkarki nie było stać na pokrywanie kosztów podróży na zgrupowania kadry, natomiast PZPN nie był skłonny spełnić oczekiwań zawartych w słynnym liście dwóch kadrowiczek, o którym mowa później. Szkoda, bo jeszcze w 2007 roku zawodniczka została wybrana najlepszą bramkarką Superligi.
Silvana Chojnowski.
Silvana Chojnowski – 14 meczów i 1 bramka w latach 2016-2017. Młodzieżowa reprezentantka Niemiec, uczestniczka mistrzostw Europy i świata w kategorii U-17 miała być cennym wzmocnieniem kadry narodowej. Niestety, kontuzje nie pozwoliły jej rozwinąć skrzydeł w biało-czerwonych barwach.
Agnieszka Gajdecka (obecnie Śmiechowska) – 43 mecze w latach 1995-2003. Niby dużo, ale... koniec kariery reprezentacyjnej w wieku prawie 25 lat to zdecydowanie za wcześnie jak na cały czas rekordzistkę pod względem liczby minut bez wpuszczonej bramki (803 minuty). Po wyjściu za mąż przeprowadziła się do Płocka, gdzie nie było wtedy kobiecej sekcji piłki nożnej. Co prawda PZPN zaproponował jej indywidualne treningi bramkarskie, ale zawodniczka nie zdecydowała się na taką formę pomocy kadrze, uważając, że nie byłoby to fair w stosunku do koleżanek trenujących w klubach.
Luiza Pendyk – 25 meczów i 6 goli w latach 1987-1992. Piłkarka wyprzedzająca swoją epokę, ogromny i wszechstronny talent, kto wie, czy nie największy w polskiej piłce kobiecej, niezwykle świadoma celów, jakie chce osiągnąć i nie gryząca się przy tym w język. Autorka największego skandalu w historii reprezentacji kobiecej, godnego rozprawy rodem z „Antygony”. Jedna z dwóch znanych obecnie zawodniczek, która w reprezentacji Polski zdobyła gola głową, z rzutu karnego i wolnego (drugą jest Adriana Achcińska). Piętnaście razy pełniła funkcję kapitan zespołu. W debiucie strzeliła gola głową z 16 metrów, pełniła również funkcję nieoficjalnego tłumacza kadry. Po transferze do Szwecji rychło pojawiły się problemy z finansowaniem podróży na zgrupowania reprezentacji. Wspomnieć należy, że nawet wtedy w lidze szwedzkiej granie łączyło się z pracą, a konieczność brania urlopu „na kadrę” było równoznaczne z utratą dniówek. Wobec niemożności zawarcia porozumienia w tej kwestii z federacją, zawodniczka zrezygnowała z gry w kadrze. Jej losy są dokładnie opisane w książce » „Piłkarki. Urodzone, by grać” «. Epilog jest smutny i niestety przykry. Luiza Pendyk grała w lidze szwedzkiej do 2001 roku, dwukrotnie zdobywając koronę królowej strzelczyń. Po przyjęciu szwedzkiego obywatelstwa została niejako oskarżona o zdradę, czego nie potrafi wybaczyć do dziś. Podobny casus spotkał kiedyś Andrzeja Buncola, gdy po zakończeniu kariery reprezentacyjnej w 1986 roku wyjechał do Niemiec i przyjął jako drugie obywatelstwo tego kraju. W tym przypadku udało się doprowadzić do porozumienia, a pan Andrzej mieszkający na stale w Leverkusen służy pomocą m.in. grającej w Bayerze Sylwii Matysik.
Autor: Maciej Witkowski