

































































14
E. Koczuba


Piłkarze Zagłębia Sosnowiec z Pucharem Polski za sezon 1977/78. Stoją od lewej: Zdzisław Kostrzewa, Edward Koczuba, Zbigniew Seweryn, Stanisław Zuzok, Eugeniusz Wiencierz, Jerzy Dworczyk, Tadeusz Tlołka, Włodzimierz Mazur. W dolnym rzędzie: Marek Jędras, Władysław Szaryński, Wojciech Rudy, Zbigniew Sączek.



Finaliści PP nie mogą się poszczycić ostatnio najlepszymi rezultatami. Sosnowieckie Zagłębie dopiero w ostatnim meczu zapewniło sobie byt ligowy, zaś II-ligowcy z Gliwic ciągle gubią punkty. (...) W 28. min. po ładnym zwodzie Mazur uciekł swemu opiekunowi, ograł Żemajtisa i uzyskał prowadzenie. Po zmianie stron ponownie przeważali gliwiczanie. Ale znów w okresie przewagi traci Piast drugą bramkę: w 60. min. centrę Mazura wyłapał Apostel tak niefortunnie, że piłka wyleciała mu z rąk, a nadbiegający Jędras ulokował ją w pustej bramce.


Dla piłkarzy Zagłębia Sosnowiec był to czwarty triumf w Pucharze Polski. Ich kapitan Władysław Szaryński cieszył się ze zdobycia trofeum już po raz piąty, bo wcześniej trzy razy sięgał po nie w barwach Górnika Zabrze. „Dla mnie osobiście to wielki sukces. W meczu z Piastem nie stać nas było na lepszą grę. Wszyscy jesteśmy fizycznie i psychicznie zmęczeni sezonem” – mówił po meczu.



Trudno powiedzieć, jak potoczyłyby się losy tego spotkania, gdyby Wiencierz nie uratował Zagłębia od utraty bramki w 17. minucie, ekspediując piłkę niemal z samej linii bramkowej po niefortunnym wybiegu w pole Kostrzewy, a następnie, gdy czołowy snajper gliwiczan, dobry technicznie i dynamicznie grający Statowski strzelił w 21. minucie z ogromną siłą w poprzeczkę. Gliwiczanie mogli więc objąć prowadzenie 2:0, czemu nikt nie mógłby się dziwić, tym bardziej, że przez pierwsze dwadzieścia minut sosnowiczanie grali jakoś bez przekonania, zbyt ostrożnie.


„Nie był za mocny technicznie, ale głowę wkładał tam, gdzie inni bali się włożyć nogę. Z jednej strony miał siłę przebicia Andrzeja Szarmacha, z drugiej taki luz, który sprawiał, że na boisku wychodziły mu niesamowite rzeczy” – tak opisał go Jerzy Mucha, śląski korespondent „Przeglądu Sportowego”, a prywatnie przyjaciel Włodzimierza Mazura. To właśnie po jego strzale sosnowiczanie wyszli w finałowym meczu na prowadzenie. Napastnik Zagłębia przebiegł kilka metrów i popisał się plasowanym uderzeniem zza pola karnego, po którym Jerzy Apostel musiał wyciągnąć piłkę z siatki. Kilkanaście dni po tym meczu Mazur poleciał na mundial do Argentyny, ale tam dostał szansę gry tylko w meczu z gospodarzami (0:2) – i to zaledwie przez 25 minut.


Wychowanek katowickiej Gwardii, gdzie z początku grał jako bramkarz. Gdy został ustawiony na lewej obronie, szybko wpadł w oko działaczom Zagłębia Sosnowiec, którego barw bronił potem przez długie trzynaście sezonów. Trochę brakowało mu szczęścia, bo lata jego kariery przypadły na czas największych sukcesów reprezentacji Polski, a ostatecznie może się pochwalić „tylko” srebrnym medalem igrzysk w Montrealu. W kadrze narodowej zadebiutował bowiem 31 października 1974 roku w meczu z Kanadą (2:0), a więc tuż po szczęśliwych dla nas mistrzostwach świata, a ostatni raz zagrał 25 marca 1981 roku z Rumunią (0:2) i zabrakło go w składzie na mundial w Hiszpanii. Pecha miał także w spotkaniu z Piastem, bo strzelił gola, którego sędzia słusznie nie uznał (podyktował wolny pośredni, a Rudy uderzył od razu na bramkę).



Na trybunach niemal stutysięcznego Stadionu Śląskiego zasiadło około pięciu tysięcy widzów, w tym wielu uczestników turnieju UEFA. Finał napoważniejszych wydawałoby się – obok ligi – rozgrywek w Polsce nie doczekał się żadnej reklamy. Honor imprezy uratowała nieco telewizja. Spiker zawodów dostroił się poziomem do zawodników i organizatorów, informując kibiców o trzecim golu Zagłębia. Golu, którego nie było. Tak się złożyło, że tego samego dnia rozgrywano finały Pucharów Anglii i Szkocji. Pojedynek Arsenalu z Ipswich na Wembley oglądało sto tysięcy widzów, a świadkami walki Glasgow Rangers i Aberdeen na Hampden Park było ponad sześćdziesiąt tysięcy kibiców. Gracze Ipswich i Glasgow Rangers są teraz bohaterami Wysp Brytyjskich. Piłkarze Zagłębia bohaterami w naszym kraju raczej nie będą. Wygrali imprezę nie traktowaną poważnie przez większość najlepszych. Niestety, od dobrych kilku lat. Wokół Pucharu Polski od pewnego czasu tworzy się i wciąż pogłębia niedobra tradycja.












► 24. finał Pucharu Polski
► 6. mecz Zagłębia Sosnowiec w PP na neutralnym boisku (pięć finałów plus półfinałowy mecz z Wisłą Kraków w sezonie 1953/54 na stadionie Polonii Warszawa)
► W poprzednich edycjach PP największym sukcesem Piasta Gliwice był awans do 1/8 finału w sezonach 1962/63 i 1973/74
► Drugi sezon z rzędu Zagłębie Sosnowiec gra w finale Pucharu Polski i drugi sezon z rzędu z klubem z drugiego poziomu rozgrywek ligowych
► Piąty mecz Piasta Gliwice w PP ze straconymi dokładnie 2 bramkami
► Trzecia porażka Piasta Gliwice w PP w rozmiarze 0:2
► 10. porażka Piasta Gliwice w PP
► Jubileuszowy 25. mecz w finale PP (w sezonie 1953/54 rozegrane zostały dwa mecze Gwardia II Warszawa – Wisła Kraków, pierwszy po dogrywce zakończył się remisem)
► Zagłębie Sosnowiec zagrało po raz piąty w finale PP i cztery razy triumfowało (wszystkie finały na Stadionie Śląskim)
► 69. mecz Zagłębia Sosnowiec w PP
► 26. mecz Piasta Gliwice w PP
► Pierwszy mecz tych drużyn w Pucharze Polski i od razu w finale
► Pierwszy raz w historii Piast Gliwice zagrał w finale PP
► Drugi gol był bramką nr 140 strzeloną przez Zagłębie Sosnowiec w PP
► We wszystkich finałach rywalem Zagłębia Sosnowiec były drużyny ze Śląska
► W każdym z tych finałów Zagłębie Sosnowiec strzelało minimum jedną bramkę
► We wszystkich pięciu finałach Zagłębie Sosnowiec strzeliło dwa razy więcej bramek niż straciło (8/4)