Przed meczem ze wskazaniem faworyta teoretycznie nie było problemu. Pierwsze ćwierćfinałowe starcie odbywało się w Lubinie, a w ekstraklasie to Miedziowi zajmowali miejsce na podium, o kilka pozycji wyprzedzając ekipę z Kielc. Jeśli dołożymy do tego fakt fatalnej sytuacji kadrowej Korony (do Lubina przyjechało zaledwie 16 zawodników zdolnych do gry) wydawało się, że podopieczni Piotra Stokowca nie powinni mieć problemów z odniesieniem zwycięstwa na własnym stadionie, na którym nie zwykli przegrywać. A jednak boiskowa rzeczywistość boleśnie dla gospodarzy zweryfikowała te przewidywania. Co ciekawe tego wieczoru piłka wpadła do obu bramek, w obu przypadkach sędzia liniowy sygnalizował pozycję spaloną, ale to na korzyść kielczan zadziałała analiza systemem VAR. Nic więc dziwnego, że część mediów określała spotkanie na Dolnym Śląsku nieco „zVARiowanym”, co jednak nie przysporzyło powodów do radości nielicznie zgromadzonym na trybunach fanom gospodarzy.
89
P. Tuszyński
25
A. Matuszczyk
9
A. Woźniak
6
K. Mazek
7
K. Janus
5
J. Jach
30
D. Hładun
4 września 1991, Kielce. Występująca na drugim szczeblu rozgrywkowym Korona sprawiła ogromną sensację ogrywając w 1/16 finału Pucharu Polski ówczesnego mistrza kraju, Zagłębie Lubin 3:1. Później w tych rozgrywkach Miedziowi wzięli rewanż na kielczanach w sezonie 2005/06, eliminując ich w półfinałowym dwumeczu. Zagłębie pod wodzą Franciszka Smudy, z Łukaszem Piszczkiem, Maciejem Iwańskim, Wojciechem Łobodzińskim, Manuelem Arboledą w finałach uległo jednak Wiśle Płock… Do dziś w gablocie w Lubinie brakuje właśnie tego trofeum.
Niespełna trzy tysiące widzów zasiadło na trybunach, żeby na żywo obserwować pierwszą odsłonę batalii o półfinał Pucharu Polski. Dlatego stadion w Lubinie świecił pustkami.
Przyzwyczailiśmy kibiców do dużo lepszych meczów w naszym wykonaniu. Szczególnie pierwsza połowa była słaba. Rzadko zdarza nam się nie strzelić bramki w meczu. Stworzyliśmy sobie dogodne okazje, ale nie udało nam się ich wykorzystać. Patrzymy do przodu. Ten mecz z Koroną się nie skończył. Nie złożyliśmy jeszcze broni.
Jesteśmy bardzo zadowoleni z tego wyniku. Gdybyśmy zagrali trochę mądrzej, to może udałoby się stworzyć okazję na drugą bramkę. Jeszcze jednak dzisiaj nic się nie wydarzyło. To dopiero 1:0. (...) Po przerwie Zagłębie grało dużo lepiej. Musieliśmy więcej walczyć. Na szczęście nasi ostatni Mohikanie zagrali dobrze.
Przed pierwszym gwizdkiem gospodarze pokładali nadzieje na dobry rezultat m.in. w osłabieniu rywali. Boiskowa rzeczywistość boleśnie zweryfikowała ich oczekiwania.
Oceniając występ zawodnika, który opuszcza boisko w wyniku dwóch żółtych kartek, trudno wskazywać na pozytywy. Kopacz bez wątpienia zasłużył na oba napomnienia i w końcówce słusznie został odesłany przez Pawła Raczkowskiego do szatni. W obu sytuacjach trzeba jednak zauważyć, że obrońca ratował swój zespół przed groźnymi atakami rywali, a jego partnerzy z defensywy pozostawili go zupełnie bez asekuracji (na co w komentarzu zwrócił uwagę ekspert Polsatu Sport – Tomasz Hajto). Niemniej jednak urodzony w Jastrzębiu Zdroju zawodnik tego występu nie mógł zaliczyć do udanych. Nie wpłynęło to jednak na jego przyszłość w Lubinie, bo przez trzy kolejne sezony był podstawowym graczem Miedziowych.
Podczas pomeczowego wywiadu przez reportera Polsatu Sport Bartosza Hellera Górski został nazwany „jednym z dwóch bohaterów meczu” (drugim miał być system VAR), ale oceniając tylko postawę zawodników na boisku, to on był zdecydowanie pierwszoplanową postacią. Napastnik Korony nie tylko zdobył zwycięską bramkę, ale również w innych sytuacjach sprawiał sporo problemów rywalom (to po faulach na nim obie żółte kartki zobaczył Bartosz Kopacz). Urodzony w Warszawie piłkarz na koncie miał już występy w blisko dziesięciu klubach. Miejsca nie zagrzał m.in. w Legii, w której zadebiutował co prawda w pierwszej drużynie, ale w stolicy częściej występował w Młodej Ekstraklasie.
Cieszymy się podwójnie, bo dosięgnęły nas kłopoty kadrowe, troszeczkę się wykartkowaliśmy. Ale pokazaliśmy, że nawet w 16 można dać radę i tworzyć fajny kolektyw. Dzisiaj zabrakło naszych środkowych pomocników, którzy grali ze sobą praktycznie 100 procent meczów. Obawialiśmy się jak to będzie wyglądało, ale jednak można wyjść z takiej opresji obronną ręką.
Ależ nam dziś zaimponowała Korona. Nie zrozumcie nas źle, wygranie 1:0 na stadionie Zagłębia Lubin to nie żaden wyczyn godny wejścia na K2 zimą w sandałach, ale jeśli popatrzymy na wszystkie okoliczności, w jakich do tego rezultatu doszło… no, no, czapki z głów. Korona wyszła dziś bowiem z konieczności w eksperymentalnym systemie, tym samym, w którym wyszła w Zabrzu, gdzie jej zawodnicy w tyłach rozumieli się tak dobrze, że co rusz podawali do rywali. Co więcej: zabrakło jej dwóch najważniejszych ogniw zespołu w środku pola – Możdżenia i Żubrowskiego – a ich miejsce zajęli środkowy obrońca (Kovačević), który jeszcze w pierwszej części gry jak na złość doznał urazu i ofensywny pomocnik (Cvijanović). Reżyserować grę miał Cebula. Na szpicy straszyła dwójka napadziorów, która w lidze zdążyła dorobić się łącznie całych dwóch bramek. O tym jakim potencjałem dysponowała dziś Korona niech świadczy fakt, że na Dolny Śląsk pojechała w… szesnastu chłopa.
► To czwarty mecz tych drużyn w Pucharze Polski, w dwóch z nich Zagłębie nie strzelało bramki i w dwóch Korona nie zdobywała żadnej bramki
► 107. mecz Zagłębia w PP
► 94. mecz Korony w PP
► Trzecia, kolejna porażka Zagłębia w stosunku 0:1 w meczu ćwierćfinału PP
► Rozpoczęta druga „pięćdziesiątka” zwycięstw Korony w PP
► Rozpoczęta druga „pięćdziesiątka” wyjazdowych meczów Korony w PP
► Po raz pierwszy drużyny te spotkały się w meczu ćwierćfinału PP
► Siódmy, wyjazdowy mecz Korony w ćwierćfinale PP i pierwsza wygrana
► Pierwszy wyjazdowy mecz Korony w ćwierćfinale PP bez straconej bramki
► Po raz drugi Zagłębie zagrało z Koroną na własnym boisku, poprzednio wygrało 2:0 w półfinale w sezonie 2005/06
► Trzynasty, ale nie pechowy, mecz Korony w ćwierćfinale PP