
To był mecz, który skończył się po… 11 minutach. Tyle czasu bowiem potrzebowali mistrzowie Polski, aby zdobyć w Puławach dwie bramki, a tym samym odebrać gospodarzom nadzieję na sprawienie wielkiej niespodzianki. Najpierw swoje pierwsze trafienie w barwach Legii zaliczył Krzysztof Mączyński, a chwilę potem dość kuriozalnego samobója uderzeniem głową z 20 metrów strzelił Tomasz Sedlewski. Załamani drugoligowcy (trzeci poziom rozgrywek) od tej pory myśleli już tylko o jednym: aby uniknąć dwucyfrowej porażki. Udało im się to, choć głównie dlatego, że ekipa z Warszawy zadowoliła się skromnym prowadzeniem. Podwyższyła je dopiero w ostatniej tercji spotkania. W ten sposób legioniści zrobili pierwszy krok do zdobycia pucharu w sezonie 2017/18. Ostatni miał miejsce dziewięć miesięcy później na Narodowym, gdzie w finale pokonali Arkę Gdynia 2:1.
8
K. Szymankiewicz
1
S. Madejski
3
A. Ploj
19
B. Sulkowski
98
D. Brzeski
27
K. Kusal
11
D. Pożak
Serdeczny uścisk dłoni między trenerami obu drużyn. Po prawej szkoleniowiec gospodarzy Adam Buczek, po lewej prowadzący drużynę ze stolicy Jacek Magiera.
W ostatnim czasie gra Legii poddawana jest nieustannej krytyce. Mistrzowie Polski nie mogą odnaleźć formy z końcówki poprzedniego sezonu i po porażce w dwumeczu z FK Astana zdążyli już pożegnać się z walką o fazę grupową Ligi Mistrzów. Sytuacji z pewnością nie poprawia fakt, że również na ligowym podwórku legioniści zanotowali falstart. Na inaugurację przegrali z beniaminkiem Górnikiem Zabrze 1:3, który rok temu, także na poziomie 1/16 finału Pucharu Polski, wyeliminował ich z rozgrywek. Później przyszedł jednobramkowy remis u siebie z Koroną Kielce, zwycięstwo 2:0 nad drugim z beniaminków Sandecją Nowy Sącz, a także kompromitująca porażka z Bruk-Bet Termaliką 0:1. Po trzeciej wyjazdowej porażce z rzędu ze Słoniami kibice Wojskowych nie ukrywali swojej frustracji i stało się jasne, że w przypadku ewentualnej kompromitacji Legii w Puławach czara goryczy zostanie ostatecznie przelana.
Bilety na mecz z Legią wyprzedały się w 20 minut. Kibice z Puław, którzy nie zdążyli ich nabyć, ustawiali się na okolicznych pagórkach, by chociaż z oddali obejrzeć mecz Wisły z mistrzem Polski. Piłkarze drugoligowca chcieli zapewnić swoim fanom trochę emocji, wykorzystać, że w składzie stołecznej drużyny wyszło pięciu zawodników, którzy obecnie są w lidze rezerwowymi.
Popełniłem straszny błąd. Źle ustawiłem głowę do wybicia piłki i niestety skierowałem ją do własnej bramki. Przez chwilę liczyłem jeszcze, że sytuację uratuje Nazar, ale nie był w stanie. Myślę, że gdybym chciał w ten sposób strzelić gola rywalom, to na dziesięć prób udałoby mi się może raz. No co tu gadać… Katastrofa. Zwłaszcza że to był początek spotkania, a my już przegrywaliśmy 0:2. Ten samobój zupełnie podciął nam skrzydła.
„Trener Adam Buczek odbudował w przerwie pewność siebie swoich piłkarzy i Wisła zaprezentowała się zdecydowanie lepiej na początku drugiej połowy. W 52. minucie powinna zdobyć kontaktowego gola, ale Robert Hirsz nie trafił w piłkę. (...) W 90. minucie ten sam zawodnik zdobył jednak honorową bramkę dla ekipy z Puław po asyście Jakuba Smektały” – relacjonowała Interia.pl. Wychowanek gdańskiej Lechii miał w tym meczu swoje do udowodnienia, bo dwanaście lat wcześniej niewiele brakowało, a zostałby zawodnikiem Legii. Ekipę z Warszawy prowadził wówczas Dariusz Wdowczyk, który zaprosił 16-letniego reprezentanta Polski juniorów na testy. Ostatecznie z transferu nic nie wyszło, a Hirsz potem stracił formę i pozostały mu występy w klubach z niższych lig (grał nawet na Cyprze). Barw Wisły Puławy bronił tylko przez jeden sezon.
„Fizycznie czuję się dobrze. Miałem długi okres przerwy i cieszę się, że w końcu udało mi się wrócić do gry. Liczyłem na występy po przedsezonowych sparingach, ale przytrafił mi się uraz. Jestem zadowolony z naszej wygranej i z tego, że zaliczyłem dwie asysty. Szkoda jednak, że sam zmarnowałem okazje do zdobycia bramki” – mówił po meczu. Nigeryjczyk to jeden z najmniej udanych transferów Legii w ostatnich latach. Do Polski przyleciał jako trzykrotny mistrz i dwukrotny zdobywca Pucharu Norwegii z Molde FK, dla którego strzelił ponad 30 bramek, a także jako jeden z najskuteczniejszych napastników ligi chińskiej (w barwach Shanghai Shenxin trafiał do siatki w prawie co drugim meczu). Niestety, szybko okazało się, że jest kruchy jak porcelana. Czas w Warszawie spędził głównie na rekonwalescencji, a gdy już stanął na nogi, okazało się, że zapomniał, jak się zdobywa bramki. Rozstano się z nim bez żalu.
Nie można nikogo lekceważyć, bo rozgrywki pucharowe rządzą się swoimi prawami. Od początku meczu chcieliśmy narzucić swój styl gry i zdobyć szybko bramki. Potrzebowaliśmy spotkania, kiedy mogliśmy rozgrywać dłużej piłkę i czuć się pewniej na boisku. Teraz skupiamy się już tylko na piątkowym meczu z Piastem.
► Pierwszy mecz tych drużyn w PP
► 27. mecz Wisły Puławy w PP
► Trzynasty kolejny mecz Wisły Puławy w PP ze strzeloną bramką
► 18. kolejny mecz Legii Warszawa w PP ze strzeloną bramką
► Druga najwyższa porażka Wisły Puławy w PP na własnym boisku (poprzednio również 1:4 w 1/16 finału z ŁKS Łódź w sezonie 1986/87)
► 230. bramka stracona przez Legię Warszawa w PP
► 60. wyjazdowe zwycięstwo Legii Warszawa w 1/16 finału PP
► 274. mecz Legii Warszawa w PP
► 1/16 to najwyższy szczebel rozgrywek PP, do którego zakwalifikowała się Wisła Puławy
► Czwarty mecz Wisły Puławy w 1/16 finału na własnym boisku i czwarty bez zwycięstwa
► Wszystkie cztery mecze 1/16 finału Wisła Puławy rozgrywała na własnym boisku i w każdym odpadała z dalszych rozgrywek; to jej czwarta nieudana próba historycznego awansu do 1/8 finału