
Są na świecie rzeczy, o których się filozofom nie śniło. Bo nawet komuś obdarzonemu dużą wiedzą i wielką wyobraźnią nie mogło przecież przyjść do głowy to, czego w ostatnim dniu maja 2017 roku dokonały piłkarki z Konina. Pokonując w finale Pucharu Polski drużynę Górnika Łęczna, zawodniczki Medyka ustrzeliły… czwarty z rzędu dublet. W męskim futbolu taka seria jest wprost nie do pomyślenia, ale u pań – i owszem. Nad Wisłą zdarzyła się pod koniec XX wieku, a zanotowała ją ekipa Czarnych Sosnowiec, wygrywając zarówno rozgrywki ligowe, jak i pucharowe w latach 1997-2000. Sukces zespołu z Wielkopolski zrobił jednak większe wrażenie, bo został osiągnięty w warunkach dużo silniejszej konkurencji. Potwierdził to mecz w Radomiu. Wicemistrzynie kraju wysoko zawiesiły poprzeczkę i niewiele brakowało, a pokrzyżowałyby mistrzyniom plan wyrównania niezwykłego rekordu.
► Uwaga: rywalkami Medyka (w półfinale) i Górnika (w 1/8 finału) były drużyny rezerw obu klubów; piłkarki z Łęcznej wygrały ćwierćfinałowy mecz z AZS PWSZ walkowerem – ekipa z Wałbrzycha wycofała się rozgrywek.
20
A. Charłanowa
8
E. Kamczyk
23
J. Szewczuk
Piłkarki Medyka Konin (po prawej) i Górnika Łęczna słuchają hymnu przed meczem finałowym o Puchar Polski w sezonie 2016/2017.
Słońce wypalające oczy bramkarkom było istotnym elementem składowym środowego widowiska. W pierwszej połowie miała z nim problemy Anna Palińska, w drugiej – przeszkadzało Annie Szymańskiej. Ale tylko w przypadku zawodniczki Górnika doprowadziło to do katastrofy. W 33. minucie piłkę ze środka boiska uderzyła Agata Guściora. Oślepiające słońce utrudniło interwencję Palińskiej, która na domiar złego poślizgnęła się, co dodatkowo skomplikowało sytuację bramkarki Górnika. Piłka odbiła się jeszcze przed Palińską i nad jej głową przeleciała prosto do bramki.
Ze zdobytych bramek się nie rozlicza, ale muszę się przyznać: to nie był zamierzony strzał, tylko podanie. Jednak szczęśliwie wpadło do siatki, więc tylko się cieszyć. Pewnie trochę pomógł wiatr, który w pierwszej połowie wiał nam w plecy, i słońce, bo przez nie Ania Palińska dokładnie nie widziała, jak ta piłka leci. Grałam długo w Górniku, więc to zwycięstwo ma dla mnie dziwny smak. Teraz strzelam gole dla Medyka i cieszę się, że w ten sposób mogłam dorzucić swoją cegiełkę do zdobycia pucharu.
„To było nasze marzenie: zdobyć dublet w tym roku. Konsekwentnie dążyłyśmy do tego i sięgnęłyśmy zarówno po mistrzostwo, jak i Puchar Polski. Jesteśmy przeszczęśliwe, teraz pozostaje świętować z drużyną, bo takie momenty są warte tego, żeby się cieszyć. Potem pewnie przyjdzie czas, aby podsumować ten cały trudny sezon. Medyk to jest mój dom, ale nie wiem, co dalej będzie. Nie będę ukrywać, że mam propozycję zagranicznego wyjazdu i w najbliższym czasie okaże się, co z tego wyjdzie” – mówiła po meczu. Sprawa szybko się wyjaśniła, bo już latem 2017 roku została zawodniczką włoskiej Brescii. Dwanaście miesięcy później dostała jeszcze lepszą ofertę – zgłosił się po nią wielki Juventus. W Turynie jednak nie przebiła się do podstawowego składu i po dwóch latach przeniosła się do Norwegii, do klubu Klepp. Od tej pory występuje pod nazwiskiem męża, jako Aleksandra Rompa.
„Kiedy wszyscy na stadionie w Radomiu szykowali się już na ceremonię wręczania pucharu, zawodniczki zafundowały wszystkim nieprawdopodobną końcówkę. Oto, co wydarzyło się w doliczonym czasie gry: w 92. minucie gola dla Łęcznej zdobywa Emilia Zdunek, minutę później w polu karnym rywalek faulowana jest Anna Gawrońska, która marnuje jednak rzut karny. Strzał z jedenastu metrów broni Palińska, natychmiast wybija piłkę i po chwili Górnik ma wymarzoną okazję na wyrównanie. Znakomitej sytuacji – kolejny raz w tym meczu – nie wykorzystuje jednak Sznyrowska. Uff, działo się...” – relacjonował polsatsport.pl. Doświadczona napastniczka nie miała dobrego dnia, bo nie tylko zmarnowała setkę w ostatniej akcji spotkania. 20 minut wcześniej powinna strzelić kontaktowego gola, ale zamiast do niemal pustej bramki posłała piłkę obok słupka.
Kilka chwil później ekipa z Wielkopolski wyprowadziła kolejny cios. Po małym zamieszaniu w polu karnym Górnika piłkę do bramki strzałem w długi róg skierowała Aleksandra Sikora. Koninianki kontrolowały przebieg meczu. Zawodniczki z Łęcznej próbowały jednak odpowiadać. Tak było w 45. minucie, kiedy po niezłym rajdzie w pole karne wpadła Ewelina Kamczyk, ale oddała minimalnie niecelne uderzenie.
Miłe jest to, że wybrano mnie najlepszą zawodniczką meczu, ale to tylko takie pocieszenie, bo najważniejsze było dla nas zwycięstwo, a to się nie udało. Mistrzostwo przegrałyśmy, więc bardzo nam zależało na zdobyciu pucharu. Niestety, nic z tego nie wyszło. W pierwszej połowie zabrakło nam koncentracji i straciłyśmy dwa gole. Po przerwie wyglądało to lepiej, jednak za późno zdobyłyśmy kontaktową bramkę. Gratuluję drużynie z Konina i obiecuję, że w przyszłym sezonie będziemy im deptać po piętach.