






Jedni marzyli o pierwszym zwycięstwie u siebie, drudzy o odbiciu się od dna tabeli Betclic 1. Ligi. Zaskoczeniem mógł być fakt, że to nie skazywany na pożarcie beniaminek z Kołobrzegu zamykał stawkę, lecz stołeczna Polonia. Prowadzona przez Ryszarda Tarasiewicza Kotwica spisywała się nadspodziewanie dobrze, gromadząc w pięciu meczach 8 punktów. Nie udało jej się tylko wygrać spotkania u siebie, bo dwa triumfy odniosła wcześniej na wyjazdach. Na swoim stadionie zanotowała remis i porażkę. I dopiero za trzecim podejściem, w 6. kolejce, ta sztuka udała się kołobrzeżanom. Zwycięstwo nad Czarnymi Koszulami zapewnił Michał Kozajda. Polonia, która tym samym przegrała po raz piąty, mogła wyrównać w doliczonym czasie, ale rzut karny zmarnował İlkay Durmuş.


































































































16
M. Kurowski
66
P. Witasik
1
K. Krzepisz
17
L. Ziętek
83
A. Trojnarski
77
A. Biegański
6
K. Kort
11
T. Madembo
8
W. Kostewycz
► UWAGA! W doliczonym czasie (90+3) żółtą kartką ukarany został trener Kotwicy, Ryszard Tarasiewicz (uporczywe opuszczanie strefy technicznej). Napomnienie szkoleniowca nie jest wliczane do pomeczowych statystyk.


Tak prezentował się z lotu ptaka, położony w porcie stadion Kotwicy w Kołobrzegu. W sierpniu 2024 roku, po świetnym starcie, chyba żaden z miejscowych kibiców nie przypuszczał, że przygoda ich drużyny z Betclic 1. Ligą potrwa raptem sezon.



Im dłużej na stadionie w Kołobrzegu utrzymywał się wynik 1:0, tym bardziej wydawało się, że Polonia nic tu już nie wskóra i poniesie kolejną porażkę w tym sezonie. Kotwica doskonale to wiedziała i grała bardzo mądrze. Gospodarze nie spieszyli się z rozgrywaniem akcji i skupiali się na dobrej organizacji gry. Dość spokojnie radzili sobie z atakami rywala przy sporym dopingu z trybun.


Kotwica przed meczem z Polonią. Stoją od lewej: Jonathan Júnior, Leon Kreković, Filip Kozłowski, Łukasz Kosakiewicz (kapitan), Michał Kozajda, Filipe Oliveira, Tomasz Wełna, Zvonimir Petrović, Marek Kozioł, Marcel Bykowski, Cezary Polak.



Mimo że po pięciu kolejkach rozgrywek Kotwica była w tabeli 6., a Polonia – 16., trener Ryszard Tarasiewicz ostrzegał przed zbytnim huraoptymizmem.


Polonia przed meczem z Kotwicą. Stoją od lewej: İlkay Durmuş, Szymon Kobusiński, Nikodem Zawistowski, Ernest Terpiłowski, Jakub Piątek, Przemysław Szur, Oliwier Wojciechowski, Michał Grudniewski, Erjon Hoxhallari, Michał Bajdur, Mateusz Kuchta (kapitan).



Kotwica Kołobrzeg w świetnym stylu weszła do pierwszej ligi. Podopieczni trenera Ryszarda Tarasiewicza przegrali tylko jedno spotkanie. Bez kompleksów podeszli również do starcia z Polonią Warszawa, która znajduje się na przeciwległym biegunie. Czarne Koszule nie wygrały jeszcze ani razu, co doprowadziło do zmiany trenera. Rafała Smalca tymczasowo zastępuje Grzegorz Lech.









Bardzo cieszymy się ze zwycięstwa. To pierwsze 3 punkty w 1. Lidze na własnym stadionie. Dla nas każda zdobycz punktowa jest bezcenna, będziemy starali się wywalczyć ich jak najwięcej w pierwszej części sezonu, żeby później sobie nie skomplikować sytuacji. Co do samego meczu, bardzo dobra 1. połowa, wydaje mi się, że powinniśmy prowadzić więcej niż jedną bramką. W 2. odsłonie już to tak nie wyglądało, trzeba to powiedzieć szczerze. Aczkolwiek dobrze broniliśmy się w polu karnym, już nie było tej płynności w grze. Myślę, że świadomość tego, że możemy wygrać pierwszy mecz u siebie nieco nas, może nie sparaliżowała, ale z tyłu głowy prowokowała do poświęcenia większej ilości czasu na grę obronną niż konstruowanie akcji. Nie było łatwo, bo kończyliśmy mecz w osłabieniu, ale zawodnicy stanęli na wysokości zadania.







Na pewno przegraliśmy, można powiedzieć, zremisowany mecz. W ostatnich minutach nie wykorzystaliśmy rzutu karnego. Natomiast, co do przebiegu całego spotkania, widać było, że Kotwica miała ten jeden dzień więcej na regenerację. Nas czekała długa podróż, jeden dzień do regeneracji mniej, i nie wyglądaliśmy – pod względem fizycznym, intensywności gry – tak jak byśmy sobie tego życzyli. Muszę tutaj też uderzyć w siebie, bo można było podjąć troszkę inne decyzje personalne. Przeciwnik kreował sytuacje po fazach przejściowych i stałych fragmentach. Po jednym z nich strzelił gola. W 1. połowie mieliśmy znakomitą okazję do wyrównania. Bramka do szatni na pewno dałaby nam więcej wiary w siebie oraz w to, że można stąd wywieźć korzystny wynik. W 2. odsłonie ten nasz diesel tak jakby się przepalił. Weszliśmy dobrze, staraliśmy się nękać przeciwnika dośrodkowaniami, czy podaniem w przestrzeń za plecy, po którym była dogodna sytuacja, ale piłka minęła słupek. Trener w swojej przygodzie, filozofii – jakby tego nie określać – musi też mieć szczęście. Nam go dzisiaj zabrakło.




Przypadek tych dwóch piłkarzy pokazuje, jak należy i nie należy zachować się w polu karnym przeciwnika. Co stanie się, gdy zachowana zostanie przytomność umysłu, a co, gdy ktoś dostanie jego zaćmienia. Jako przykład godny naśladowania, posłużyć może Michał Kozajda. Choć nominalnie był obrońcą, to pokazał, że potrafi również odnaleźć się pod bramką przeciwnika. W 41. minucie po strzale Marcela Bykowskiego, którego ojciec Maciej grał w Polonii Warszawa (2000-02), piłka odbiła się od bramkarza Mateusza Kuchty i trafiła pod nogi Kozajdy, a ten kopnął ją do siatki – i to mimo asysty kilku rywali. W doliczonym czasie przed szansą na wyrównanie stanęli goście. Łukasz Kosakiewicz został trafiony piłką w rękę w polu karnym. Arbiter nie zareagował, ale po chwili został wezwany do monitora VAR. Po obejrzeniu sytuacji zmienił zdanie i podyktował jedenastkę. Wtedy gracze Czarnych Koszul zaczęli sprzeczać się o to, kto powinien wykonać rzut karny. İlkay Durmuş nie chciał oddać piłki Bartłomiejowi Poczobutowi (to po jego główce doszło do zagrania ręką przez Kosakiewicza), co okazało się opłakane w skutkach. Chwilowe zaćmienie umysłu u Turka, niepotrzebny spór z kolegą i dekoncentracja, sprawiły, że Durmuş strzelił mocno, ale… w poprzeczkę.


Oto opisana powyżej sytuacja z 95. minuty. Dwaj piłkarze Polonii – Bartłomiej Poczobut i İlkay Durmuş – dyskutujący z sędzią Piotrem Idzikiem, który z nich ma wykonać rzut karny. Całemu zajściu przygląda się bramkarz Kotwicy, Marek Kozioł.



Pół żartem, pół serio – Polonia Warszawa nieudolnie skopiowała wyczyn Chelsea F.C. W kwietniu 2024 roku podczas meczu Premier League pomiędzy The Blues i Evertonem nastąpiła kłótnia podopiecznych Mauricio Pochettino. O rzut karny – i to przy stanie 4:0 (!) – pokłóciło się trzech piłkarzy Chelsea: Cole Palmer, Noni Madueke oraz Nicolas Jackson. Ostatecznie jedenastkę wykonał pierwszy z wymienionych zawodników. Było to tym dziwniejsze, że przecież Anglik w ogóle nie mylił się z rzutów karnych i był do nich wyznaczony. Palmer pokonał wtedy także Jordana Pickforda. Wszystko skończyło się szczęśliwie dla gospodarzy, bo wygraną aż 6:0. Mimo to trener Pochettino przepraszał fanów Chelsea za „głupotę” swoich piłkarzy. Niesmak jednak pozostał. W tym przypadku piłkarze Chelsea wypadli na pewno lepiej od graczy Polonii. Ośmieszyli się, ale nie był to „karniak” na wagę ważnych punktów.