„07 zgłoś się” − skojarzenie z popularnym niegdyś serialem, z porucznikiem Borewiczem (Bronisław Cieślak) w roli głównej, nasuwa się samo. Polscy ampfutboliści rozpoczęli fazę grupową mistrzostw Europy z wysokiego C, pokonując w 1. kolejce Greków aż 7:0. Podtrzymali tym samym dobrą passę meczów inauguracyjnych na Euro. W każdym z dotychczasowych turniejów (ten był trzeci w historii) Polacy zdobywali 3 punkty. Grecja nie potrafiła ani razu poważnie zagrozić bramce strzeżonej przez Łukasza Miśkiewicza. W naszym zespole z bardzo dobrej strony pokazali się zwłaszcza Krystian Kapłon, Kamil Grygiel i Rałał Bieńkowski. Udany start był niezwykle ważny, gdyż zgodnie z zapowiedziami prezesa Polskiego Związku Ampfutbolu, Mateusza Widłaka, nasza reprezentacja przyleciała do francuskiego Evian, aby walczyć o medale. Szefowi federacji marzył się zwłaszcza krążek koloru złotego, którego nie udało się wywalczyć ani w 2017, ani w 2021 roku. W obu przypadkach Polacy kończyli mistrzostwa Europy na 3. miejscu. W osiągnieciu celu miał pomóc trener Dmytro Kameko. 2 lata wcześniej Ukrainiec zastąpił na stanowisku selekcjonera legendę polskiego ampfutbolu − Marka Dragosza. Pierwszy krok w drodze po złoto został zrobiony w starciu z Grecją.
23
A. Kapitsas
13
N. Mademlis
11
A. Tsigkas
16
D. Skordas
► UWAGA! W ampfutbolu zmiany przeprowadzane są w stylu hokejowym (tzw. zmiany lotne).
Reprezentacja Polski w ampfutbolu przed meczem z Grecją. W górnym rzędzie od lewej: Łukasz Miśkiewicz, Marcin Oleksy, Kamil Grygiel, Bartosz Łastowski (kapitan). W dolnym rzędzie od lewej: Mateusz Warakomski, Krystian Kapłon, Jakub Kożuch.
Plan minimum? Potwierdzić wysoki poziom. Ostatnie mistrzostwa Europy w naszym wykonaniu to brąz i to możemy uznać za cel minimalny, ale prezes już powiedział, że musimy grać o złoty medal. To jest nasz cel. Nie chcę po Euro szukać wymówek, jeśli coś pójdzie nie tak.
Nadzieje na sukces teraz są rozpalone, bowiem podopieczni Dmytro Kameko to faworyci grupy, w której oprócz Grecji zmierzą się ze Szkocją (debiut) i Niemcami. Ciekawy był sposób zaprezentowania 15-osobowej kadry biało-czerwonych. Nazwiska szczęśliwców ogłaszali bowiem znani ludzie ze świata sportu, showbiznesu czy internetu, tacy jak Robert Makłowicz, Adam Małysz czy Young Leosia.
Dwa lata temu dokonaliśmy zmiany sztabu, przyszedł do nas trener Dima Kameko, zasłużony szkoleniowiec futsalu. Chcieliśmy po latach rozwoju dać nowy impuls. Gdy rozmawialiśmy o tej koncepcji, musiał paść cel. Powiedziałem, że celem jest finał tego właśnie Euro. Dwa razy byliśmy w półfinale, a w finale jeszcze nie udało nam się zagrać. Dima powiedział: „Jak to, tylko finał ma być celem? Jak już się gra, to walczy się o złoto”. To mnie przekonało, by go zatrudnić. Uważam, że jesteśmy w dwójce faworytów tego turnieju.
Cóż to było za otwarcie mistrzostw Europy w ampfutbolu dla reprezentacji Polski! Biało-czerwoni kompletnie zdominowali w swoim pierwszym meczu grupowym Greków, wygrywając aż 7:0. Hat-tricka skompletował Krystian Kapłon, a dwa trafienia w pierwszej połowie ustrzelił Kamil Grygiel. Tym samym Polacy udowodnili, że są kandydatem do medalu.
„Amputowali mi nogę, ale nie moją pasję do piłki nożnej” − mówił w 2017 roku w rozmowie z płockim oddziałem „Gazety Wyborczej”. Ową pasję dało się dostrzec w spotkaniu z Grekami. Popularny „Koniu” rozegrał bardzo dobry mecz. Nie dość, że sam zdobył bramkę, to miał jeszcze udział przy trzech trafieniach kolegów. Rafał Bieńkowski wrócił do kadry w marcu 2024 roku, po 7-letniej nieobecności. Zawodnik TSP Kuloodpornych Bielsko-Biała miał już na koncie sukcesy z reprezentacją − półfinał MŚ w 2014 r. oraz brązowy medal ME wywalczony 3 lata później. Przygoda „Konia” z ampfutbolem rozpoczęła się w 2013 r. Rok wcześniej Bieńkowski stracił nogę w wyniku obrażeń po wypadku motocyklowym. Młodemu chłopakowi, który od dziecka trenował piłkę nożną, w tamtym momencie zawalił się świat. Jednak dzięki uporowi, pracowitości i wytrwałości, wrócił silniejszy. W 2013 r. „Koniu” założył drużynę ampfutbolową w GKS-ie Góra. Był to pierwszy klub w Polsce z sekcją dla niepełnosprawnych.
Na tego zawodnika reprezentacja Polski zawsze mogła liczyć. Nie inaczej było tym razem. Pomocnik biało-czerwonych skompletował w tym spotkaniu hat-tricka. Wszystkie trafienia zanotował w 2. połowie. Pierwsze z nich w 33. minucie, gdy otrzymał idealne podanie od Rafała Bieńkowskiego. Kolejne dwa gole Krystian Kapłon dorzucił już pod sam koniec meczu. W 50. minucie przymierzył z rzutu wolnego strzałem po ziemi, a piłka wylądowała w greckiej bramce. Niedługo potem − już w doliczonym czasie − nasz pomocnik ponownie znalazł drogę do siatki. Kolejny rzut wolny, krótkie rozegranie Bieńkowskiego, który wyłożył Kapłonowi piłkę jak na tacy, a ten nie miał problemów ze strzeleniem trzeciego gola. Kapłon ustalił tym samym wynik spotkania na 7:0. Po tej bramce Polak mógł już skupić się na nadchodzącym starciu ze Szkocją, w 2. kolejce fazy grupowej. Jak okazało się dzień później, był to jeszcze lepszy występ, albowiem Szkotom wbił o dwa gole więcej niż Grekom.
Pierwsze koty za płoty. Znaliśmy rywala, znaliśmy swoje możliwości. Wynik mówi sam za siebie. Pokazaliśmy swoją siłę i myślę, że kolejni rywale, patrząc na wynik, podejdą do nas z jeszcze większym respektem, a my to wykorzystamy.
Mieliśmy zagrać coś innego niż ćwiczyliśmy, trener kazał nam zagrać na spontanie. Ten cel osiągnięty – jest pokaźna wygrana. Pod koniec Grecy nie mieli już chyba chęci do gry. Mam nadzieję, że utrzymamy tempo w kolejnych meczach, które sami musimy sobie narzucać.