
„Byłam trochę rozczarowana, ale głównie dyspozycją Czarnych. Spodziewałam się bardziej wyrównanego meczu. Z drugiej strony mam świadomość, że trener Grzegorz Majewski dysponuje bardzo wąską kadrą i po prostu po całym, dodajmy, zakończonym sukcesem sezonie ligowym zabrakło im paliwa na finał” – tak występ swoich młodszych koleżanek oceniła reprezentantka Polski, Joanna Tokarska, która komentowała mecz dla Polsatu Sport wraz z Bożydarem Iwanowem. Recenzja to surowa, ale uczciwa, bo padła z ust piłkarki, która z klubem z Sosnowca trzy razy sięgnęła po krajowy puchar. Miała powód, by czuć się rozczarowana, bo przed pierwszym gwizdkiem szanse obu drużyn na zwycięstwo oceniała jako wyrównane. Ba! Wróżyła nawet, że kibice pierwszy raz od lat będą świadkami finału zakończonego serią rzutów karnych. Tak się nie stało. Zespół z Łęcznej dominował wyraźnie i wygrał to starcie bezdyskusyjnie. Tym samym – po raz pierwszy w swojej historii – ustrzelił dublet, czyli zdobycie mistrzostwa i pucharu w tym samym sezonie.
4
A. Horváthová
7
P. Fischerová
9
W. Zawistowska
21
A. Materek
11
A. Jędrzejewicz
Piłkarki Górnika Łęczna przed finałowym meczem o Puchar Polski w sezonie 2017/2018. Od lewej: Natasza Górnicka, Anna Palińska, Alicja Dyguś, Emilia Zdunek, Ana Jelenčić, Dominika Grabowska, Sylwia Matysik, Dżesika Jaszek, Gabriela Grzywińska, Ewelina Kamczyk, Agata Guściora.
Od samego początku łęcznianki zdominowały swoje rywalki, a przewagę potwierdziły już w 8. minucie, kiedy po dośrodkowaniu Dominiki Grabowskiej z rzutu wolnego piłkę do siatki skierowała Agata Guściora. Mimo strzelonej bramki, GKS nie oddał inicjatywy przeciwniczkom i już w 15. minucie mógł cieszyć się z drugiego trafienia. Piękne prostopadłe podanie w tej akcji zaliczyła Gabriela Grzywińska, która dograła do wychodzącej Eweliny Kamczyk. Najskuteczniejsza zawodniczka GKS w tym sezonie postanowiła odegrać piłkę do wbiegającej na czystą pozycję Dżesiki Jaszek, ale futbolówka odbiła się jeszcze od Patrícii Fischerovej, a ta pokonała własną golkiperkę. Było 2:0 dla Górnika.
Spodziewałyśmy się tego, że to będzie trudny mecz, trudny przeciwnik, i tak się stało. Wynik temu przeczy, ale spotkanie było dość wyrównane. Na szczęście szybko zdobyłyśmy prowadzenie, potem dołożyłyśmy drugą bramkę, a tuż po przerwie trafiłam na 3:1, co chyba lekko podcięło skrzydła dziewczynom z Sosnowca.
„Podeszłyśmy do tego meczu bardzo poważnie, jak do każdego zresztą. Spodziewałyśmy się, że Sosnowiec wysoko zawiesi poprzeczkę i tak było. Jednak tego dnia to my byłyśmy lepsze. Miałyśmy mnóstwo sytuacji bramkowych i choć wykorzystałyśmy tylko trzy, to wystarczyło do odniesienia przekonującego zwycięstwa. Najważniejsze, że potwierdziłyśmy fakt, że jesteśmy najlepszą drużyną w Polsce. Teraz mamy w dorobku i mistrzostwo, i puchar. Dla mnie to już trzeci dublet w karierze. Mam nadzieję, że nie ostatni” – cieszyła się w rozmowie z reporterem Polsatu Sport. Miała dobrą intuicję, bo jej życzenie spełniło się już dwa lata później. Najpierw znów wygrała z Górnikiem Ekstraligę, a potem w finale Pucharu Polski kolejny raz pokonała ekipę… z Sosnowca. W 2021 roku po sześciu sezonach w Łęcznej zdecydowała się na zagraniczny transfer. Podpisała kontrakt z francuskim FC Fleury.
„Na przebiegu meczu zaważył jego początek, w którym popełniłyśmy głupie indywidualne błędy. Nie wiem, czy to był brak koncentracji, czy niektóre z nas zjadła trema. W każdym razie szybko straciłyśmy dwie bramki, a potem ciężko było to odrobić. A kiedy przed przerwą udało się strzelić kontaktowego gola, to zaraz po wznowieniu gry dostałyśmy kolejnego gonga, co kompletnie nas załamało. Szkoda, bo mamy w zespole w sumie dziesięć dziewczyn, które grają w reprezentacjach Polski i Słowacji, więc nie powinno nam zabraknąć zimnej krwi. Stało się jednak inaczej. Trzeba jakoś przełknąć tę gorzką pigułkę” – mówiła po meczu. Cichosz to też doświadczona zawodniczka, bo grając w finale przeciw Górnikowi, miała już na koncie ponad sto spotkań i prawie 40 bramek w Ekstralidze. W 2019 roku wzięła rozbrat z piłką i... wstąpiła do wojska.
Miesiąc temu nie miałyśmy na koncie żadnego tytułu, a teraz proszę: mamy mistrzostwo i Puchar Polski. Nie byłoby tych sukcesów, gdyby nie październikowy mecz z Medykiem w Koninie, gdzie przegrywałyśmy 1:3, a potem strzeliłyśmy trzy gole. To był kulminacyjny punkt. Wtedy uwierzyłyśmy, że stać nas na pokonanie każdego rywala. Dziś ta wiara w siebie znów poniosła nas do zwycięstwa. Cieszę się, że dołożyłam do niego swoją cegiełkę, zdobywając bramkę.
Zespół Czarnych nie miał nic do stracenia i zaczął grać odważniej. Gol kontaktowy padł jeszcze przed zmianą stron, a na listę strzelców wpisała się Patrícia Hmírová. Początek drugiej połowy to jednak prawdziwy koszmar dla piłkarek z Sosnowca: Dżesika Jaszek wykorzystała fatalne zachowanie obrony i bramkarki już w pierwszej akcji drugiej części gry. Jak się okazało, było to ostatnie trafienie tego popołudnia w Łodzi. Na stadionie ŁKS-u triumfowały zawodniczki Górnika!