
To był niezapomniany wieczór dla Wojciecha Szczęsnego i jego drużyny. Jednak nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Posługując się terminologią bokserską, Stara Dama dostała dwa potężne „gongi” od Smoków na początku 1. i 2. połowy, po których ciężko było jej się otrząsnąć. I choć była liczona, zdołała odpowiedzieć jednym ciosem, dzięki czemu przed rewanżem mogła mieć nadzieję na odwrócenie losów rywalizacji w 1/8 finału Ligi Mistrzów (ostatecznie się nie udało, u siebie Juve wygrało po dogrywce 3:2 i odpadło z rozgrywek). Dla FC Porto zwycięstwo nad ekipą bianconerich miało historyczny wymiar. Nigdy wcześniej Smokom nie udało się bowiem pokonać Juventusu w Champions League. Aż do tego lutowego wieczora.
6
M. Loum
85
F. Conceição
7
L. Díaz
16
M. Grujić
Dziwnego wieczoru w Porto, zakończonego porażką Juventusu 1:2, polski bramkarz nie zapomni chyba nigdy. A przede wszystkim znów grozi mu odpadnięcie z Ligi Mistrzów już w 1/8 finału. Na początku był chaos. Upływała 63. sekunda gry, gdy turyńczycy, lekkomyślnie podający sobie piłkę pod własną bramką, postanowili rozbudzić chroniącego ją Wojciecha Szczęsnego. Rodrigo Bentancur kopnął zbyt lekko, polski golkiper nie miał szans zdążyć, gola strzelił irański napastnik Mehdi Taremi. Nokaut. Turyńscy piłkarze działali poniekąd według rozkazu – trener Andrea Pirlo nie życzy sobie wykopów bramkarza, chce konstruowania akcji starannego, inicjowanego przez dokładne podania bramkarza do obrońców. Zachowali się jednak skrajnie nie w stylu Juventusu, który przez lata słynął z pedantycznego przygotowywania się do ważnych wieczorów w Lidze Mistrzów. Mógł przegrać, ale nie z błahych powodów. Nie przez gapiostwo, niechlujstwo, nagłą utratę przytomności umysłu.
Drużyna Juventusu Turyn wyprowadzana przez Giorgio Chielliniego. Tuż za kapitanem Starej Damy podążał nasz bramkarz, Wojciech Szczęsny. „King Kong”, jak o włoskim obrońcy zwykli mawiać kibice bianconerich, po 35 minutach meczu nie był w stanie kontynuować gry.
Porto drugą połowę rozpoczęło jak pierwszą, od piorunującego ataku. Tuż po wejściu na boisku przeprowadzili szybki atak i potężny Malijczyk Moussa Marega zaskoczył Szczęsnego precyzyjnym strzałem przy słupku. Być może Polak mógł zareagować przy tym strzale lepiej, szybciej, ale nie ponosi winy. Za to kilka minut później uratował swój zespół przed pogromem. Tym razem Sergio Oliveira wszedł między obrońców gości jak nóż w masło, strzelił mocno, ale Polak był dobrze ustawiony i wybronił mocny strzał. Może nie wyglądała ta obrona na szczególnie efektowną, ale trzeba przyznać, że Polak wykazał się bardzo dobrym refleksem.
Mecz z Juventusem z pewnością przyciągnąłby tłumy kibiców na Estádio do Dragão. Niestety, w związku z szalejącą pandemią koronawirusa, trybuny stadionu w Porto musiały pozostać puste.
W pierwszym roku Wojtek był zmiennikiem Gigi Buffona, ale po jego kontuzji grał dość często. To był bardzo ważny czas, zaczęliśmy się wzajemnie poznawać. Pracowaliśmy nad szczegółami, które prowadzą do sukcesu. Musiał nauczyć się nowych rzeczy, które wymagane są w Juventusie. Chodzi o komunikację czy energię na boisku. Postrzegam go jako jednego z pięciu najlepszych bramkarzy na świecie. Uważam, że nie jest należycie doceniany przez media w Europie. Jest niesamowicie sympatyczny. Często robi sobie żarty, jest bardzo przyjaznym człowiekiem.
Polski bramkarz nie miał dobrego dnia w Porto. Już w pierwszych sekundach spotkania na minę wsadził Polaka Rodrigo Bentancur. Urugwajczyk odegrał piłkę do „Szczeny” w polu karnym, nie zwracając kompletnie uwagi, że za jego plecami czai się Mehdi Tarem. Reprezentant Polski robił co mógł, by powstrzymać napastnika Smoków, ale ten nie zmarnował okazji sam na sam. Mimo interwencji Szczęsnego, umieścił piłkę w bramce. Była to jedyna, tak dobra okazja błyskotliwego napastnika rodem z Iranu – uczestnika mistrzostw świata 2018 i jednego z trzech najlepszych strzelców sezonu 2019/2020 (w barwach Rio Ave). Zarówno Taremi, jak i „Szczena” grali 90 minut. W dalszej części spotkania bramkarzowi Juventusu zdarzyło się niefortunne wybicie futbolówki, wprost pod nogi Sérgio Oliveiry, ale w tej sytuacji skończyło się na strachu. Na nieszczęście Polaka, 2. połowa także rozpoczęła się od mocnego uderzenia FC Porto, które podwyższyło prowadzenie.
Szybko porzucił nadzieje o 22. czystym koncie w Champions League. Wydaje się, że mógł lepiej zareagować tak przy pierwszym, jak i przy drugim golu dla Porto. Ale poza tym dwa razy uratował swój zespół i na pewno nie on jest głównym winnym porażki.