
Przed meczem z Dumą Katalonii szanse Legii na zwycięstwo na Camp Nou oceniano w Polsce w stosunku 9 do 1. Prawdopodobieństwo ogrania Barcelony na jej boisku wydawało się być czymś z gatunku science fiction. W szacunkach sporo się jednak pomylono, bowiem blaugrana była o kilka klas lepsza od mistrzów Polski. Kto wie, czy gra Legii zaprezentowałaby się korzystniej na terenie rywala, gdyby przed eliminacjami Ligi Mistrzów z zespołu nie odeszło czterech kluczowych zawodników – Bartosz Karwan, Mariusz Piekarski, Maciej Murawski i Sylwester Czereszewski. Tego nigdy się nie dowiemy. Po meczu w Barcelonie marzenia o Champions League trzeba było odłożyć na kolejne lata (następny tytuł mistrzowski Wojskowi zdobyli w 2006 roku). Przed rewanżem w Warszawie nikt już nie liczył, że legioniści będą w stanie odwrócić losy rywalizacji w III rundzie eliminacji.
12
P. Christanval
10
J. Riquelme
Legia – ciszej nad… tą Legią – nie zaprezentowała na Camp Nou niczego godnego uwagi. Trener Dragomir Okuka nie wyciągnął żadnych wniosków ze srogiej lekcji, jakiej jesienią ubiegłego roku jemu i jego piłkarzom udzieliła Valencia. Zestawił drużynę w taki sam sposób jak wtedy: gra opierała się na indywidualnym kryciu rywali. To system od czasów przysłowiowego Króla Ćwieczka nie stosowany nigdzie na świecie, wyjąwszy piłkarski trzeci świat, do którego najwidoczniej należymy.
Od wejścia na boisko Juana Romána Riquelme w 2. połowie gra Barcelony jeszcze bardziej nabrała rozpędu. I to właśnie Argentyńczyk podwyższył wynik meczu na 2:0 mocnym strzałem z dystansu, po którym piłka odbiła się od słupka i wpadła do bramki Legii.
Nie zasłużyliśmy na tak wysoką porażkę. Nasza gra nie wyglądała tak źle, ale moi zawodnicy nie potrafili zdobyć bramki nawet w stuprocentowych sytuacjach. Na obrazie pierwszej połowy zaciążyła bramka zdobyta szybko przez Franka de Boera, ponieważ później moi gracze spisywali się już dobrze. W drugiej połowie piłkarze uwierzyli, że Barcelonie można strzelić bramkę, ruszyli do przodu i stało się - straciliśmy dwa kolejne gole.
O młodego i zdolnego Argentyńczyka biły się najlepsze kluby w Europie. Bój u utalentowanego nastolatka i zarazem mistrza świata do lat 20 wygrała w 2001 roku FC Barcelona. Początki na Camp Nou Javier Saviola miał naprawdę imponujące – strzelał gole (akurat w starciu z Legią do siatki nie trafił, ale okazji nie brakowało), popisywał się niebanalną techniką. Z czasem jednak jego rola w zespole stawała się coraz mniejsza. Swoje dołożyły też kontuzje. Barca wypożyczała go do AS Monaco i Sevilli. W 2007 roku wygasł jego kontrakt z Dumą Katalonii. Saviola zdecydował się na przenosiny do.. Realu Madryt, co dla wielu było sporym zaskoczeniem. Na Santiago Bernabéu spędził 2 lata, a następnie trafił do Benfiki Lizbona. W 2013 roku w polskiej prasie pojawiły się spekulacje o możliwych przenosinach Argentyńczyka do… Legii Warszawa. Z transferu nic nie wyszło, a Saviola trafił do Olympiakosu Pireus. 3 lata później zakończył karierę w River Plate.
Mówiono o nim „polski Marc Overmars”. Najczęściej występował na lewym skrzydle, ale również jako napastnik. Do Legii trafił z Chemika Bydgoszcz. W stolicy wiele sobie po nim obiecywano. Imponował przede wszystkim szybkością. Rywale mieli spore problemy, by zatrzymać popularnego „Wróbelka”. Na Camp Nou Radosław Wróblewski zameldował się po godzinie. I to właśnie on mógł pokonań bramkarza Barcelony. Wówczas gospodarze prowadzili tylko 1:0 i była okazja doprowadzić do wyrównania. Górą był jednak Víctor Valdés, a dobitka Cezarego Kucharskiego była niecelna. W ciągu 7-letniego pobytu przy Łazienkowskiej „Wróbelek” rozegrał 146 spotkań, w których zdobył 9 bramek. Kto wie, jak potoczyłaby się jego kariera, gdyby nie kontuzje. „Miałem już praktycznie podpisany kontrakt z Borussią Mönchengladbach. Była też opcja testów w Valencii, zabiegały o mnie inne kluby, między innymi Celta Vigo” – mówił po latach portalowi sportowabydgoszcz.pl. To przez urazy nie zrobił takiej kariery, o jakiej marzył. W 2005 roku odszedł do Arki Gdynia. 3 lata później zakończył przygodę z piłką.
Jedna bramka z pewnością nam się należała. Czego nam zabrakło do osiągnięcia dobrego wyniku? Wszystkiego. Nawet dobrego sędziego, ponieważ arbiter w sposób łatwy do zauważenia faworyzował Barcelonę.
► 622. mecz polskiego klubu w europejskich pucharach
► 51. mecz klubu z Polski w LM
► 190. mecz polskiego klubu w europejskich pucharach bez zdobytej bramki
► 114. mecz Legii w europejskich pucharach
► 15. mecz Legii w LM
► Czwarta kolejna porażka polskiego klubu w 1/32 finału LM
► Dziewiąty kolejny mecz polskiego klubu w 1/32 finału LM ze straconą bramką
► Czwarta kolejna porażka polskiego klubu w 1/32 finału LM na wyjeździe
► Piąty kolejny, wyjazdowy mecz polskiego klubu w 1/32 finału LM ze straconą bramką
► Czwarty kolejny, wyjazdowy mecz Legii w LM ze straconą bramką
► Trzecia kolejna porażka Legii w wyjazdowym meczu 1/32 finału europejskich pucharów
► Szósty kolejny, wyjazdowy mecz Legii w 1/32 finału europejskich pucharów ze straconą bramką
► 25. porażka polskiego klubu w LM
► Drugi gol dla Barcelony był bramką nr 50 straconą przez polskie kluby w wyjazdowych meczach LM
► Trzeci gol dla Barcelony był bramką nr 930 straconą przez polskie kluby w europejskich pucharach
► Pierwsza porażka polskiego klubu w 1/32 finału LM w rozmiarze 0:3
► Pierwsza porażka Legii w 1/32 finału europejskich pucharów w rozmiarze 0:3
► Pierwszy w historii mecz Legii w 1/32 finału LM
► Drugi gol dla Barcelony był bramką nr 150 straconą przez polskie kluby w wyjazdowych meczach 1/32 finału europejskich pucharów
► Trzeci gol dla Barcelony był bramką nr 10 straconą przez polskie kluby w wyjazdowych meczach 1/32 finału LM
► Trzeci gol dla Barcelony był bramką nr 130 straconą przez Legię w europejskich pucharach
► Jeśli Legia w meczu LM traciła 3 bramki to przegrywała 0:3 (2 przypadki)
► Pierwszy gol dla Barcelony był bramką nr 20 straconą przez Legię w LM