Leszek RylskiLeszek Rylski
KronikiZnajomi pana Leszka
Znajomi pana Leszka
Autor: Krzysztof Jaśniok
Data dodania: 31.03.2023
FOT. EAST NEWSFOT. EAST NEWS

Na jego oczach i przy jego udziale narodziła się UEFA. Mistrzostwa Europy, klubowe rozgrywki międzynarodowe na Starym Kontynencie – te pomysły także właśnie on wcielał w życie. 1 kwietnia 2015 roku zmarł Leszek Rylski – człowiek, który wśród futbolowych działaczy w Polsce osiągnął taki status, jak Włodzimierz Lubański wśród piłkarzy czy Kazimierz Górski wśród trenerów.

Urodził się 6 grudnia 1919 roku – dokładnie dwa tygodnie przed powstaniem PZPN. Jego życie było więc od zarania naznaczone futbolem. Z rodzinnego domu nie wyniósł jednak sportowych tradycji. Mama była pianistką – ukończyła Konserwatorium Warszawskie, dziś noszące nazwę Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina. Tata zaś pochodził z Suwałk i poświęcił się karierze wojskowej. Z przyszłą żoną poznał się w stolicy, gdzie po zakończeniu I wojny światowej rozbrajał niemieckie oddziały. Leszek przyszedł na świat jednak nie w Warszawie, a w mieście nad Czarną Hańczą, bo ojciec chciał, żeby jego syn miał w dowodzie wpisane to samo miejsce urodzenia co on.

Ta przeprowadzka z Mazowsza na Podlasie – jeszcze w łonie matki – była pierwszą z kilku, jakich zaznał w dzieciństwie. Jako syn oficera, którego przerzucano z jednego garnizonu do drugiego, nigdzie nie zdołał głębiej zapuścić korzeni. A im bardziej doskwierała mu samotność, tym bardziej poświęcał się nauce. Już jako nastolatek do perfekcji opanował trzy języki obce: francuski, niemiecki i rosyjski. Maturę zdał z wyróżnieniem, trzy miesiące przed wybuchem wojny. Gdy na Polskę napadły hitlerowskie Niemcy, mieszkał w Warszawie. Późną jesienią 1939 roku wstąpił do Związku Walki Zbrojnej.

Leszek RylskiLeszek Rylski
FOT. PZPN

Suwałczanin z urodzenia, warszawiak z wyboru. Leszek Rylski w stolicy spędził większość życia i tam za młodu grał w piłkę: najpierw w okupacyjnym klubie Błysk, a potem w barwach Marymontu.

Prawie całą okupację spędził w stolicy, działając w konspiracyjnym plutonie łączności Armii Krajowej na Pradze. Ukończył tajną szkołę podchorążych, a 1 sierpnia 1944 roku stanął do powstania, walcząc pod pseudonimem „San”. W wojsku dosłużył się stopnia majora. Ten ponury okres w dziejach Polski miał dla niego jednak też inną, bardziej pogodną stronę. Działając w podziemiu, na początku lat 40. włączył się bowiem w organizację tajnych rozgrywek o mistrzostwo miasta. Jako piłkarz, bo grał wówczas w prowadzonym przez Józefa Ciszewskiego – byłego zawodnika Polonii, reprezentanta kraju – klubie sportowym Błysk. Za kolegów z drużyny miał m.in. znakomitego potem dziennikarza i… selekcjonera Mieczysława Szymkowiaka oraz Andrzeja Łapickiego – wtedy świetnie zapowiadającego się bramkarza, a później słynnego aktora.

Leszek RylskiLeszek Rylski
FOT. CYFRASPORT

Leszek Rylski (pierwszy od lewej) w towarzystwie dwóch medalistów mundialu w Hiszpanii: Zbigniewa Bońka i Stefana Majewskiego.

KURIER ZZA ŻELAZNEJ KURTYNY

 

Gdy skończyła się wojna, miał 26 lat. Konspiracyjny Błysk już nie istniał, więc zapisał się na treningi do Marymontu – robotniczego klubu z dzielnicy, której mieszkańcy wyjątkowo ucierpieli podczas powstania. Dzięki temu jako jeden z niewielu w tym czasie polskich piłkarzy miał okazję podróżować po Europie. Już w 1946 roku nowe komunistyczne władze postanowiły bowiem wysłać reprezentację na święto sportu ludzi pracy do Szwajcarii. Nie była to kadra narodowa, tylko drużyna złożona z zawodników kilku klubów mających w nazwie słowo „robotniczy”, m.in. Skry z Warszawy i Częstochowy, Siły Mysłowice, Widzewa Łódź i właśnie Marymontu. Dla Rylskiego był to pierwszy zagraniczny wyjazd. Widział, jak powoli zamyka się Żelazna Kurtyna, więc nawet mu wtedy do głowy nie przyszło, że niebawem będzie regularnie kursował między Warszawą a Paryżem i Bernem.

Dwa lata później doznał poważnej kontuzji i musiał sobie dać spokój z bieganiem po boisku. Z klubu jednak nie odszedł. Zaczął pracować w nim jako działacz, a równocześnie podjął studia dziennikarskie na Akademii Nauk Politycznych. Chodził na wykłady, ćwiczenia, pisał relacje z meczów dla „Robotnika”, a w wolnych chwilach organizował życie sportowe w swojej dzielnicy. Ostatecznie to drugie tak go pochłonęło, że poświęcił się już tylko temu. Wkrótce wybrano go prezesem Marymontu, a niedługo potem szefem warszawskiego OZPN. W tej roli zaczął się udzielać jako członek Sekcji Piłki Nożnej Głównego Komitetu Kultury Fizycznej, czyli organu, który w czasach stalinowskich zastępował PZPN. O dziwo, w zrobieniu kariery nie przeszkodziła mu ani akowska przeszłość, ani udział w powstaniu, ani konspiracyjna podchorążówka. Miał jeden wielki atut: znał języki. A przy tym dużo wiedział o futbolu. Komuniści postanowili to wykorzystać i powierzyli mu rolę łącznika między nimi a ludźmi sportu z Europy Zachodniej.

Leszek RylskiLeszek Rylski
FOT. EAST NEWS

Leszek Rylski na zdjęciu z 2012 roku. Mimo że był już po dziewięćdziesiątce, dziarsko włączył się w promocję mistrzostw Europy w Polsce i Ukrainie.

KAMYK, KTÓRY WYWOŁAŁ LAWINĘ

 

Na początku 1954 roku Rylski znalazł się w tzw. grupie porozumiewawczej, zrzeszającej przedstawicieli siedmiu państw Bloku Wschodniego. Miała ona omówić zasady wstąpienia do nowej organizacji, którą chciały powołać kraje zrzeszone w Europejskiej Wspólnocie Węgla i Stali. To, czy Polska, Czechosłowacja, NRD, Bułgaria, Rumunia i Węgry w ogóle do niej dołączą, nie było pewne – wszystko zależało wtedy od decyzji Moskwy. Kreml nieoczekiwanie dał jednak zielone światło. Kilka miesięcy potem w szwajcarskiej Bazylei podpisano akt założycielski UEFA.

Na czerwcowym kongresie Rylskiego zabrakło – Polskę reprezentował świetny sędzia, a potem dziennikarz „Przeglądu Sportowego” Grzegorz Aleksandrowicz. Niespełna rok później do Wiednia pojechał już jednak prezes warszawskiego OZPN. Mimo że był stosunkowo młody (miał wówczas 36 lat), zrobił na innych delegatach takie wrażenie, że w 1956 roku w Lizbonie wybrano go do Komitetu Wykonawczego. Dostał 24 głosy na 31 możliwych. Swoją funkcję pełnił z krótką przerwą przez dwanaście lat, działając w różnych komisjach, m.in. do spraw rozgrywek klubowych, statutowej, młodzieżowej i jury d’appel. I stale rozwijał kontakty. Zaowocowało to w latach 60., gdy nasz kraj – wtedy przecież mało znaczący na piłkarskiej mapie świata – zaczęły odwiedzać futbolowe osobistości.

Dzięki moim znajomościom mogliśmy zaprosić na wykłady do Polski znanych trenerów. Przyjechał słynny Helenio Herrera, był także Karl Rappan, szwajcarski trener, po wojnie bardzo znany, pomysłodawca letnich rozgrywek klubowych całej Europy, nazywanych najpierw Pucharem Lata, potem właśnie jego imienia, a jeszcze później Intertoto. Gościliśmy słynnych francuskich dziennikarzy „L’Equipe” i „France Football” – Gabriela Hanota i Jacques’a Ferrana, którzy wymyślili rozgrywki o Puchar Mistrzów i klasyfikację piłkarzy, w której nagrodą za zwycięstwo jest do dziś Złota Piłka.

Leszek Rylski w rozmowie ze Stefanem Szczepłkiem; „Rzeczpospolita”, 2 stycznia 2011 r.
GALERIA SŁAW

Wykłady i spotkania szybko przyniosły efekt. Polscy trenerzy, wśród nich Kazimierz Górski, Ryszard Koncewicz i Antoni Brzeżańczyk, mieli okazję zapoznać się z zachodnioeuropejską myślą szkoleniową, a potem wcielić ją w życie. Dzięki wizytom znanych żurnalistów o polskiej piłce zrobiło się głośno. Zwłaszcza że w tym czasie pierwsze międzynarodowe sukcesy zaczęły odnosić Górnik Zabrze i warszawska Legia. Wkrótce potem świat usłyszał o Orłach Górskiego. Tę lawinę uruchomił mały kamyczek, który z piłkarskiego szczytu na Starym Kontynencie rzucił nasz człowiek w UEFA – Leszek Rylski.

Leszek RylskiLeszek Rylski
FOT. PAP

Leszek Rylski (z lewej) i Stefan Szczepłek. Tego dnia obaj stawili się w Centrum Prasowym PAP, aby wziąć udział w konferencji poświęconej Wielkiej Wystawie Piłkarskiej z okazji Euro 2012.

DAJCIE MI KONIAKU!

 

Co ciekawe, Rylski jest bodaj jedynym przedstawicielem środowiska sportowego w Polsce, który znalazł się we władzach federacji europejskiej zanim pełnił jakąś ważną funkcję w kraju. Członkiem Komitetu Wykonawczego UEFA został bowiem w 1956 roku, a dopiero trzy lata później wybrano go na sekretarza generalnego PZPN. Pełnił tę funkcję do 1972 roku, a więc do czasu zdobycia przez biało-czerwonych złotego medalu na igrzyskach w Monachium. Zastąpił go Adam Konieczny.

Podobno przez te trzynaście lat zrobił w związku porządek, jakiego wcześniej nikt tam nie widział. Przejrzał i skatalogował tysiące dokumentów, korespondencji, biuletynów FIFA i UEFA, które przez ponad pół wieku poprzednicy Rylskiego dość chaotycznie gromadzili w szafach i szufladach. Wszystko to z myślą, aby w przyszłości wydać książkę, która szczegółowo opisze dzieje futbolu w Polsce. Niestety, jeden z jego następców robiąc porządki w biurze dużą część tych bezcennych archiwów kazał wywieźć… do punktu skupu makulatury. Tak przepadła pamięć o wielu przedwojennych piłkarzach znad Wisły.

Na szczęście dorobek Rylskiego, wynikający z jego działalności w instytucjach europejskich, okazał się bardziej trwały. Z nawiązanych przez niego relacji – a poznał wszystkich możnych piłkarskiego świata, łącznie z Henrim Delaunayem, którego imię nosi puchar, o jaki walczą uczestnicy Euro – polski futbol korzystał przez lata. Zresztą idea rozgrywek o miano najlepszej drużyny na Starym Kontynencie też jest po części jego zasługą. Wspominał o tym w rozmowie z Jerzym Filipiukiem z „Dziennika Polskiego”,

Z twórcą węgierskiej „złotej jedenastki” Gusztávem Sebesem opracowywaliśmy koncepcję mistrzostw Europy. Kilka razy spotkałem się z legendarnym prezesem Realu Madryt Santiago Bernabeu. Był on także w Warszawie, gdy koszykarze Realu grali z Legią w koszykówkę. Na 50-lecie PZPN gościliśmy prezydenta FIFA Stanleya Rousa, który był bardzo zadowolony, że mógł się przejechać warszawą, polskim samochodem na licencji radzieckiej.

Leszek Rylski w rozmowie z Jerzym Filipiukiem; „Dziennik Polski”, 22 grudnia 2014 r.
WARSZAWĄ PRZEZ WARSZAWĘ
Leszek RylskiLeszek Rylski
FOT. PZPN

Leszek Rylski działał w futbolu przez 78 lat. W 2009 roku został uhonorowany Rubinowym Orderem Zasługi UEFA. Wśród Polaków, oprócz niego, wyróżnienie to otrzymał tylko Kazimierz Górski (pośmiertnie).

Do PZPN wrócił w 1982 roku, gdy Włodzimierz Reczek zaproponował mu funkcję wiceprezesa. Pełnił ją przez cztery lata, do mundialu w Meksyku, ale ze związkiem w różnej formie współpracował jeszcze przez ponad dwie dekady. Działał w Kole Seniorów, brał udział w zebraniach i gromadził archiwa, które – o czym marzył – kiedyś znajdą się w kolekcji Muzeum Polskiej Piłki. Długo był w świetnej formie. Stefan Szczepłek wspominał, jak pod koniec lat 90. spotkał Rylskiego jeszcze w siedzibie przy Alejach Ujazdowskich. Biuro mieściło się na czwartym piętrze. Windy tam nie było, więc pan Leszek wraz z nim najpierw dziarsko pokonał 143 stopnie, a gdy znalazł się u celu, nagle zbladł, zrobiło mu się słabo. Pracownicy postanowili natychmiast wezwać karetkę. Wtedy się ocknął i zawołał.

– Tylko nie pogotowie! Przecież oni tu nawet nie wejdą. Dajcie mi koniaku!

Koniaku nie było, ale znalazła się whisky.

– Czerwona? A czarnej nie macie? – spytał z obrzydzeniem.

Ale wypił. I kwadrans później uśmiechał się jak dawniej. Dożył sędziwych 96 lat.