francja - polska (16.08.1995)francja - polska (16.08.1995)
KronikiWieczór w Parku Książąt
Wieczór w Parku Książąt
Autor: Rafał Byrski
Data dodania: 14.08.2025
KADR Z TRANSMISJI TVP KADR Z TRANSMISJI TVP

Analogie ze słynnym meczem na Wembley nasuwają się same. Przecież 16 sierpnia 1995 roku na stadionie „Parc des Princes” drużyna Henryka Apostela powtórzyła wynik „Orłów” Kazimierza Górskiego z 17 października 1973 roku. Oba spotkania, zakończone remisem 1:1, miały podobny przebieg. To nie my byliśmy faworytami, tylko Anglicy (1973) i Francuzi (1995). I ten scenariusz potwierdził się na boisku: zdecydowaną przewagę mieli rywale. Ale w obu meczach to Polacy pierwsi strzelili gola dwukrotnie finalizując nieliczne kontrataki. 

W tych spotkaniach bohaterami zostali bramkarze. Jan Tomaszewski otrzymał tytuł „człowieka, który zatrzymał Anglię”. Andrzej Woźniak od spotkania na Parc des Princes nosi przydomek „Książę Paryża”. Nieprawdopodobne popisy Woźniaka w starciu z „Trójkolorowymi” usunęły w cień nawet gola Andrzeja Juskowiaka. Ale w tym trafieniu nie było przypadku. 

Polacy rozpoczęli eliminacje Euro 96 od falstartu. Po wyjazdowej porażce z Izraelem (1:2) zdenerwowany i zdegustowany komentator TVP Dariusz Szpakowski zapowiedział, że na jakiś czas chce odpocząć od komentowania meczów kadry narodowej. I tak zrobił. A Polacy męczyli się dalej. Skromnie pokonali Azerbejdżan (1:0), z trudem zremisowali bezbramkowo z Francją w Zabrzu i przegrali przez gapiostwo bramkarza Józefa Wandzika i błędy sędziego z Rumunią w Bukareszcie (1:2). Później nastąpiło jednak cudowne przebudzenie kadry Henryka Apostela. Zwycięstwa nad Izraelem (4:3) i rozgromienie Słowacji (5:0) podniosły morale drużyny.  

Wydawało się, że kluczowe dla sytuacji w grupie powinno być starcie z Francją na słynnym paryskim stadionie Parc des Princes. Zanim Polacy wyszli na murawę Parku Książąt spędzili kilka dni gdzieś… pod Otwockiem. Piłkarze przyjeżdżali na wyznaczone tam zgrupowanie niemal z całej Europy. Nic dziwnego, że do późnych godzin trwały „nocnych Polaków rozmowy”. Zawodnicy zamawiali taksówki i wieczorem jechali na nie do Warszawy, by w stolicy zrelaksować się przed starciem z reprezentacją „Trójkolorowych”.

A tam w kadrze prawdziwy gwiazdozbiór sław europejskiej piłki.  W jedenastce Aime’a Jacqueta na Polskę znalazło się aż ośmiu piłkarzy, który trzy lata później zdobyli na turnieju we Francji mistrzostwo świata. Byli to: Bernard Lama, Bixente Lizarazu, Frank Leboeuf, Lilian Thuram, Marcel Desailly, Zinedine Zidane, Didier Deschamps i Christophe Dugarry.

W naszej drużynie tylko jedno, ale duże, zaskoczenie. Mecz od początku rozpoczął debiutujący w kadrze Tomasz Iwan. Apostel wypatrzył go w holenderskiej Eredivisie. Właśnie w 1995 roku 24-letni pomocnik przeszedł z Rody Kerkrade do Feyenoordu Rotterdam za 3,7 miliona euro. To był wtedy najdroższy  transfer w historii polskiego futbolu. Ale po Iwanie nie było widać w starciu z Francją debiutanckiej tremy.   

tomasz iwan

Oczywiste było, że będziemy mieli defensywne założenia na to spotkanie. Mieliśmy przecież zmierzyć się z przeciwnikiem ze światowego topu, z drużyną naszpikowaną gwiazdami. Zresztą mało kto mógłby się spodziewać, że to Polska będzie prowadziła grę w tym meczu. Każdy, kto widział to spotkanie, wie, że było ono dla nas niezwykle wymagające i trudne. Trzeba było biegać, harować i starać się nie popełniać błędów. Ja jednak czułem się znakomicie i wiedziałem że rozgrywam bardzo dobry mecz. Byłem graczem o wysokiej wydolności, więc pokonywanie kolejnych metrów nie stanowiło dla mnie żadnego problemu. Zawsze było mnie wszędzie pełno. Moim zadaniem było pilnowanie prawej flanki i wracanie do kolegów z obrony. Ale umiałem także w pewnym momencie włączyć się do ataku i pomóc w ofensywie, co było moim dużym atutem.

Wypowiedź Tomasza Iwana z książki Jacka Janczewskiego i Emila Kopańskiego, „Moje najważniejsze 90 minut”, Wydawnictwo SQN, Kraków, 2021 r.

Zgodnie z przewidywaniami od początku spotkania to gospodarze atakowali, przeważali i prowadzili grę. A Polacy czekali na kontrę. I doczekali się w 35. minucie. Najpierw Iwan odebrał piłkę Zidane’owi, a później do akcji wkroczył „braterski” duet: Wojciech Kowalczyk Andrzej Juskowiak. „Braterski”, bo poczynając od eliminacji olimpijskich, poprzez igrzyska w Barcelonie (1992), a na meczach pierwszej reprezentacji kończąc rozumieli się bez słów. To oni wykonali ten jeden, jedyny polski sztych na Parc des Princes.

0:1 Gol A. Juskowiaka, asysta W. Kowalczyka
andrzej juskowiak

Tę bramkę, którą ja strzeliłem, to jest szkoleniowy przykład na to jak można wypracować pewne automatyzmy jeżeli jest dwóch napastników, którzy się znają i grali wcześniej wiele razy. Ja już wiedziałem przedtem zanim Wojtek Kowalczyk dostanie tę piłkę, gdzie on mi ją zagra. To są momenty, które decydują o tym, że ja mam później półtora czy dwa metry przewagi nad obrońcą.

Wypowiedź Andrzeja Juskowiaka z programu TVP Sport „Biało-czerwone jedenastki”, 2012 r.
wojciech kowalczyk

Niektórzy też mnie zagadywali, czy akcja, po której strzeliliśmy gola Francuzom, była ćwiczona na treningach. Tak naprawdę nie mieliśmy opracowanych żadnych schematów. Gol z Francją  nie był wynikiem improwizacji. Schematy można opracowywać z pomocnikami, ale nie z partnerem z ataku, który na gazie wychodzi do kontrataku. Tu już się liczą tylko refleks i precyzja. Moją zaletą było to, iż wiedziałem, jak Andrzejowi należy podawać – najlepiej mocno, na woleja, prosto w niego. Uderzenie z powietrza ma czyściutkie i piorunujące! Wytrenował nawet takiego piłkarskiego pajacyka, przy którym uderza piłkę z obrotu, z woleja. Natomiast zabójstwem dla „Józka” są podania po ziemi na lewą nogę. Wtedy może łatwo zakopać się w trawę. Akurat we Francji Andrzej strzelił gola lewą nogą, ale ta piłka była bardziej pchana niż czysto uderzona.

Wypowiedź Wojciecha Kowalczyka z książki napisanej razem z Krzysztofem Stanowskim, „Kowal. Prawdziwa historia”, Wydawnictwo Kanał Sportowy, Warszawa, 2021 r.

To była pierwsza bramka stracona przez Francuzów w eliminacjach Euro 96. A był to już ich siódmy mecz. I w ogóle pierwszy stracony gol przez „Trójkolorowych” od roku.

Ale na trafieniu „Jusko”, który wpisał się na listę  strzelców w piątym meczu reprezentacji z rzędu, nasze aktywa w ataku właściwie się skończyły. A zaczął się pojedynek Francja – Andrzej Woźniak. Polski bramkarz o pospolitym nazwisku, ale nieprzeciętnych umiejętnościach, bronił tego dnia jak w transie, wręcz w nieprawdopodobnych sytuacjach. Gdy obronił rzut karny Bixente’a Lizarazu wydawało się, że tego wieczoru po prostu nie ma na niego mocnych. I dopiero w 87. minucie pokonał go strzałem z wolnego Youri Djorkaeff.

1:1 Y. Djorkaeff z wolnego pokonuje A. Woźniaka

Akurat w przypadku strzału Djorkaeffa „Książe Paryża” mógł zachować się lepiej, ale to dzięki Woźniakowi skończyło się remisem, a nie wynikiem 8:1 dla gospodarzy. – Gdybyśmy utrzymali 1:0, to może byłbym „Cesarzem Francji”, a nie „Księciem Paryża” – żartował po latach bohater wieczoru. Niestety remis z Francją nie miał dla nas tak radosnych konsekwencji jak 1:1 z Anglią na Wembley kadry Kazimierza Górskiego. Wtedy biało-czerwoni nie tylko pojechali na mistrzostwa świata, ale przywieźli z nich medal za trzecie miejsce. Drużynie Apostela remis w Paryżu nic nie dał. Na Euro’96 pojechali Rumuni i Francuzi, a Polacy zostali w domu. Tak było zresztą przez niemal całe lata 90-te. Pierwszym i jedynym turniejem mistrzowskim, na którym zagrali biało-czerwoni był tylko ten olimpijski (ale z udziałem drużyn młodzieżowych) z Barcelony. Ambicje i apetyty tego pokolenia, poparte przecież niemałym talentem, były znacznie większe.  

ZOBACZ STRONĘ MECZU FRANCJA - POLSKA (1995)