polska - holandia (10.09.1975)polska - holandia (10.09.1975)
KronikiŚląski wehikuł czasu
Śląski wehikuł czasu
Autor: Rafał Byrski
Data dodania: 29.03.2022
FOT. EAST NEWSFOT. EAST NEWS

Z  sześćdziesiątki zrobiła się dziesiątka. I był to trudny wybór. 60 spotkań biało-czerwonych na Śląskim to mnóstwo emocji, radości i wzruszeń. My wybraliśmy dziesięć z nich – wszystkie o punkty. To w Kotle Czarownic czterokrotnie fetowaliśmy awans na wielkie turnieje. I liczymy, że już niedługo będziemy świętować po raz piąty. Ale zanim to tego dojdzie zapraszamy na powtórkę z historii. Warto przypomnieć bohaterów sprzed lat, a może gdzieś za rogiem czekają kolejni? Mamy nadzieję, że poznamy ich już 29 marca 2022 roku, po zwycięskim barażu o katarski mundial. Ale na razie startujemy z naszym wehikułem czasu!  

1957: Polska – ZSRR 2:1 (el MŚ), czyli rozterki Cieślika  

Ten mecz nierozerwalnie wiąże się z Gerardem Cieślikiem. Legenda małego łącznika chorzowskiego Ruchu, który dwukrotnie pokonał Lwa Jaszyna przechodziła z pokolenia na pokolenie. To był w końcu pierwszy z pomnikowych meczów biało-czerwonych na Śląskim. Ale tej legendy mogło wcale nie być. Okazało się, że Cieślik długo wahał się, czy wystąpić w meczu ze Związkiem Radzieckim. W lidze nie zachwycał, częściej słysząc gwizdy niż oklaski. W dodatku niedawna kontuzja wciąż dawała o sobie znać. W końcu zwyciężyło wrodzone poczucie obowiązku i dyscypliny. Cieślik zagrał na Śląskim Gigancie i nigdy tego nie żałował. Został bohaterem narodowym. I to bez żadnej przesady. Taką bowiem rangę miało zwycięstwo nad nielubianą przez Polaków reprezentacją kraju Wielkiego Brata.

  ZOBACZ ARTYKUŁ O MECZU 

Materiał o meczu

1973: Polska – Anglia 2:0 (el. MŚ), czyli kolano Włodka

To już inna epoka, choć ranga spotkania podobna. Ale Polska miała już nowego idola. Także ze Śląska. Nazywał się Włodzimierz Lubański i wcale nie było pewne, czy zagra z Anglikami.  On niemal do rozpoczęcia meczu walczył z kontuzją. Ostatecznie zagrał z Synami Albionu na własną odpowiedzialność, ale osłabione kolano dało o sobie znać w 57. minucie. Po starciu z Royem McFarlandem Lubański opuścił stadion w karetce. Do kadry wrócił dopiero po trzech latach. Ale wcześniej zdążył jeszcze ośmieszyć Bobby’ego Moore’a i pokonać Petera Shiltona. To było naszej pierwsze zwycięstwo nad Anglią. I do tej pory jedyne.

  ZOBACZ ARTYKUŁ O MECZU 

Kontuzja W. Lubańskiego po starciu z R. McFarlandem

1975: Polska – Holandia 4:1 (el. ME), czyli koniak dla Cruyffa

Ostatni wielki mecz kadry Kazimierza Górskiego i jak się powszechnie uważa najlepszy. W całej historii biało-czerwonych. W końcu ośmieszyliśmy wicemistrzów świata, którymi dowodził słynny Johan Cruyff. I rządził nie tylko na boisku, bo podobno to właśnie on, a nie selekcjoner Georg Knobel ustalił skład na to spotkanie. Plotkowano również, że na przedmeczowym rozruchu Cruyff zażyczył sobie… koniaku. Dla kurażu, bo doping prawie 100 tysięcy widzów wpłynął na Holendrów wyjątkowo deprymująco. A koledzy Cruyffa z drużyny kurażu dodawali sobie już dzień przed meczem, w restauracji katowickiego hotelu. Do tego dochodziły konflikty wewnątrz drużyny, bo gracze Ajaxu Amsterdam i PSV Eindhoven jakoś nie mogli znaleźć wspólnego języka. Ale oczywiście problemy rywali nie umniejszają kapitalnego występu trzeciej drużyny świata.

ZOBACZ ARTYKUŁ O MECZU 

Skrót meczu

1977: Polska – Portugalia 1:1 (el. MŚ), czyli rogal Deyny

Tylko trzy razy reprezentacja Polski strzeliła gola bezpośrednio z rzutu rożnego. Dwukrotnie tej trudnej sztuki dokonała na Śląskim. I to rok po roku. Najpierw z kornera przymierzył Kazimierz Kmiecik w towarzyskim meczu z Argentyną (1976). Ale uderzenie Kazimierza Deyny z Portugalią miało zdecydowanie inny ciężar gatunkowy. Gdyby kapitan biało-czerwonych nie zakręcił z „rogala” nie byłoby naszej promocji na argentyński mundial. Drużynie Jacka Gmocha w ostatnim grupowym meczu wystarczał remis i cel, z wielkim trudem, udało się osiągnąć. Ale Deyna zamiast oklasków usłyszał gwizdy. Na Śląsku nie przepadano ani za Legią, ani za jej kapitanem, choć to nie tłumaczy karygodnego zachowania kibiców. Rozgoryczony Deyna zapowiedział, że na Śląskim już nie zagra. I słowa dotrzymał.

  ZOBACZ ARTYKUŁ O MECZU 

1:0 K. Deyna strzela gola bezpośrednio z rzutu rożnego!

1979: Polska – Holandia 2:0 (el. ME), czyli rajd „Zibiego”  

Jak grać z holenderskimi wicemistrzami świata to tylko na Śląskim. Jak udało się raz, to dlaczego nie uda się po raz drugi? Prawo serii zadziałało ponownie. Cztery lata po słynnym 4:1 reprezentacja Oranje znowu zawitała do Chorzowa. Znowu stawką meczu były punkty w eliminacjach Mistrzostw Europy i znowu goście przyjechali w roli wicemistrzów świata. I znowu dostali baty. Najpierw kapitalnym rajdem popisał się Zbigniew Boniek, który jak wytrawny narciarz mijał slalomem holenderskie „tyczki”. A później Włodzimierz Mazur strzałem a la Antonin Panenka ośmieszył bramkarza gości, wielkiego jak dąb Pieta Schrijversa. Do trzech razy sztuka? Niekoniecznie. Czterdzieści jeden lat później znowu graliśmy z Holandią na Śląskim. Tym razem w Lidze Narodów. I nawet prowadziliśmy po golu Kamila Jóźwiaka, ale później to goście dwukrotnie pokonali Łukasza Fabiańskiego.   

ZOBACZ ARTYKUŁ O MECZU

1:0 Efektowna mijanka i gol Z. Bońka

1981: Polska – NRD 1:0 (el. MŚ), czyli głowa „Krupnioka”

Niski wzrost nie jest atutem na szkolnym korytarzu, bo wyżsi i silniejsi koledzy potrafią to bezwzględnie wykorzystać. Ale na piłkarskim boisku nie musi stanowić problemu. Andrzej Buncol do wielkoludów nigdy się nie zaliczał, ale wiedział kiedy zagrać z głową i… głową. W 56. minucie meczu z NRD wykorzystał dośrodkowanie Włodzimierza Smolarka i podanie (także głową) Grzegorza Laty. W ten sposób „Krupniok” został bohaterem, a Antoni Piechniczek pozostał… selekcjonerem. Tak przynajmniej twierdzi po latach sam zainteresowany. Każda strata punktów ze Wschodnimi Niemcami w zaledwie trzyzespołowej grupie (była jeszcze słaba Malta) równała się stracie szans na wyjazd na mundial w Hiszpanii. A to musiało się skończyć dymisją Piechniczka.  

ZOBACZ ARTYKUŁ O MECZU 

1:0 Gol A. Buncola

1985: Polska – Belgia 0:0 (el. MŚ), czyli przepychanki Piechniczka

Czasy się zmieniły, ale kadra wciąż grała na Śląskim o mundial. I wciąż z Piechniczkiem na ławce. I tym razem do awansu wystarczył remis. Cel udało się osiągnąć głównie dzięki Józefowi Mynarczykowi. Nic dziwnego, że po meczu polski bramkarz znalazł się na ramionach uradowanych kolegów z drużyny. Ale zanim do tego doszło nerwy były wielkie. Szczególnie w ostatnich minutach. Doszło nawet do przepychanki trenera Piechniczka ze słynnym belgijskim obrońcą Ericem Geretsem. Pod koniec meczu chłopcy do podawania piłek nie specjalnie śpieszyli się z wykonaniem swoich obowiązków. Ta niecodzienna gra na czas nie spodobała się Geretsowi i ten postanowił wytarmosić za ucho jednego z bajtli. A to z kolei nie spodobało się Piechniczkowi, który zaczął przepychać się z Belgiem przy linii bocznej. Podobno i w tym wypadku skończyło się na… remisie.    

Skrót meczu

2001: Polska – Norwegia 3:0 (el. MŚ), czyli płaszcz Engela

O piłkarskich przesądach napisano już sporo, a w polskim futbolu jednym z pamiętnych talizmanów był… płaszcz Jerzego Engela. Jak selekcjoner założył go na starcie eliminacji MŚ 2002 w Kijowie, to ściągnął dopiero na Śląskim, gdzie rozgrywki kończyliśmy także spotkaniem z Ukrainą. „Czarodziejski” płaszcz spełnił swoją rolę, bo biało-czerwoni po 16 latach przerwy znowu zagrali w MŚ. Efektowną pieczątkę na awansie postawili 1 września 2001 roku pewnie ogrywając Norwegów. To była raczej formalność, bo Skandynawowie grali o pietruszkę, a na Śląsk przyjechali jak na ścięcie. Gdy do determinacji Polaków i słabości Norwegów dorzucimy „cudowny” płaszcz Engela, to wynik był przesądzony.

Wywiad z J. Engelem – rozmawia A. Dziubek, TVP

2006: Polska – Portugalia 2:1 (el. ME), czyli play station Bąka  

- Czy to ta sama Polska, która kilka dni temu męczyła się z Kazachstanem? To chyba niemożliwe – dziwiły się po meczu portugalskie gwiazdy. Szok dla piłkarzy czwartej drużyny świata musiał być rzeczywiście wielki, bo gracze Leo Beenhakkera przeszli samych siebie. Holender postawił w defensywie na dwóch żółtodziobów Pawła Golańskiego i Grzegorza Bronowickiego. Pierwszy o tym, że zagra dowiedział się od Holendra tuż przed meczem w… hotelowej windzie. Drugi wiedział trochę wcześniej, że przyjdzie mu się zmierzyć z Cristiano Ronaldo, ale śpiewająco dał sobie radę ze słynnym CR9. W tyłach było genialnie, ale z przodu też nie najgorzej. Ebi Smolarek w osiemnaście minut załatwił sprawę strzelając dwa gole, a tych polskich trafień mogło być więcej. W końcu jeszcze dwa razy obijaliśmy słupek bramki Ricardo. – Graliśmy jak w play station – powiedział zachwycony Jacek Bąk. I trudno się z nim nie zgodzić.  

ZOBACZ ARTYKUŁ O MECZU 

Skrót meczu

2007: Polska – Belgia 2:0 (el. ME), czyli salut Ebiego

Nawet cywil wie, że nie salutuje się do gołej głowy, ale Ebiemu tego dnia można było wszystko wybaczyć. Zdjęcie salutującego Smolarka po pierwszym golu strzelonym Belgom znalazło się dzień później na okładkach wszystkich polskich gazet. Ebi nigdy nie był gadułą, wolał „przemawiać” na boisku niż w szatni. A w meczu decydującym o awansie na Euro 2008 po prostu zrobił swoje. „Zaksięgował” dwa gole, a wygraną przyjął po swojemu, czyli spokojnie. Chwilę pocieszył się z kolegami na boisku, później posiedział w szatni, poszedł do jacuzzi, a następnie wrócił do hotelu. Rutyna. Niby kolejny dzień w biurze, choć zakończony trochę nietypowo - pierwszym polskim awansem do mistrzostw Europy.

BILANS REPREZENTACJI POLSKI NA STADIONIE ŚLĄSKIM: 60 meczów – 25 zwycięstw – 18 remisów – 17 porażek, bramki: 96:63.   

1:0 Gol do szatni, E. Smolarek po błędzie rywali