sebastian szymanski 2019sebastian szymanski 2019
KronikiMikrus, który został piłkarzem
Mikrus, który został piłkarzem
Autor: Rafał Cepko
Data dodania: 9.05.2025
FOT. CYFRASPORT FOT. CYFRASPORT

Na początku nie wszyscy w niego wierzyli. Był tak drobny, że niektórzy trenerzy nie chcieli powoływać go do kadry wojewódzkiej, twierdząc, że i tak nie będzie z niego piłkarza. Na szczęście Sebastian Szymański spotkał na swojej drodze szkoleniowców, którzy w jego posturze dostrzegali atut, a nie wadę, mającą pogrzebać jego marzenia.

Był wrzesień 2005 roku, gdy UKS TOP 54 Biała Podlaska, od lat współpracujący ze Szkołą Podstawową nr 5 z tego samego miasta, uruchamiał projekt pracy dla dzieci rozpoczynających szkolną edukację. W tamtych czasach było to raczej niespotykane – szkolenie najczęściej rozpoczynało się wówczas od czwartej klasy. Tak samo było w Białej Podlaskiej, gdzie w roczniku 91 uczyli się i trenowali m.in. Ariel Borysiuk oraz Artur Szymański. Pierwszego nikomu przedstawiać raczej nie trzeba. Drugi kariery piłkarskiej nie zrobił, w przeciwieństwie do młodszego o osiem lat brata.

Rekrutacja do grupy dla siedmiolatków obejmowała chłopców urodzonych w roku 1998. Na inauguracyjny trening przyszło jednak także kilku młodszych kandydatów. Wszyscy marzyli o piłkarskiej karierze, dlatego zapragnęli uczestniczyć w regularnych treningach. Jednemu z nich sen o profesjonalnej karierze udało się ziścić. Sebastian Szymański nie miałby dzisiaj na koncie dwóch tytułów mistrza Polski, krajowego Pucharu i piętnastu występów w reprezentacji, gdyby nie blisko osiem lat treningów w bialskopodlaskiej akademii.

Przez cały ten czas Sebastian był zawodnikiem drużyny rocznika 1998, mimo że sam urodził się rok później. Z rówieśnikami grał wyłącznie w ważnych meczach i turniejach. Takich jak „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”.

– Tak się złożyło, że najdłużej pracował ze mną. Treningi odbywały się po lekcjach, więc to, że nie chodził do klasy z pozostałymi chłopakami, nie stanowiło żadnego problemu. Kiedy poszedł do gimnazjum, ustawialiśmy zajęcia w ten sposób, aby Sebastian bez przeszkód mógł w nich uczestniczyć – wspomina Miłosz Storto, trener MKS Podlasia Biała Podlaska, jak teraz nazywa się dawny TOP 54.

Sebastian SzymańskiSebastian Szymański

Szymański do dzisiaj jest, i już zawsze będzie, mikrej postury. Widać to było na tle rówieśników, a tym bardziej na tle chłopców o rok starszych. – Na boisku nie miało to żadnego znaczenia. Sebastian od dziecka był bardzo charakterny. Charakter i talent poparł dodatkowo ciężką pracą. Ta mieszanka doprowadziła go tam, gdzie teraz jest – zauważa Storto. – Zawsze się wyróżniał. Miał ogromną wydolność, właściwie się nie męczył. Był świetny technicznie i miał olbrzymią wolę walki. Te wszystkie cechy mu zostały. W późniejszych latach, kiedy Seba grał już w seniorach, zwracałem szczególną uwagę na jego reakcję po stracie piłki i błyskawiczną próbę jej odzyskania. To odzwierciedla jego podejście.

Uzdolniony, charakterny, ambitny, a do tego niesprawiający żadnych problemów wychowawczych. Był grzeczny, a staranne wychowanie zawdzięcza rodzicom, którzy zawsze się nim interesowali. Byli na każdym jego meczu, śledzili postępy w nauce i na boisku. Kilka lat później, gdy Sebastian szykował się do przeprowadzki do Warszawy, jego tata zmarł. Nie doczekał wymarzonego debiutu syna w reprezentacji. Zdążył jednak dzielić z nim radość z mniejszych sukcesów w piłce dziecięcej.

Sebastian SzymańskiSebastian Szymański

Do tych największych należał dwukrotny udział w ogólnopolskim półfinale turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”. Za pierwszym razem, w 2008 roku pod wodzą trenera Storto, Sebastian będąc o rok młodszy i dużo słabszy fizycznie, w finale wojewódzkim zgarnął statuetkę dla najlepszego zawodnika. To w dużej mierze dzięki niemu SP 5 awansowała do dalszej fazy rozgrywek.

Kolejnym etapem turnieju były obozy półfinałowe. W czterech miastach Polski po cztery drużyny reprezentujące swoje województwa walczyły o osiem miejsc w finale ogólnopolskim. Ekipa prowadzona przez Storto, wzmocniona kilkoma zawodnikami z innych drużyn z Lubelszczyzny (m.in. Kamilem Pajnowskim, który obecnie ma na koncie dwanaście występów w PKO Ekstraklasie), na swój obóz pojechała do… Międzyrzeca Podlaskiego, oddalonego od Białej Podlaskiej o niecałe 30 kilometrów.

– Trochę żałowaliśmy, że gramy ten półfinał tak blisko domu. Chciałoby się pojechać dalej, coś zobaczyć. Ale sam turniej wspominam bardzo pozytywnie. Było dużo imprez towarzyszących, odwiedzali nas trenerzy pracujący w Polskim Związku Piłki Nożnej. Obok punktowanego turnieju zorganizowano też taki bez tabeli, dla zawodników grających mniej. Podczas tych dwóch tygodni nawiązaliśmy przyjaźnie, a ta z ekipą z województwa świętokrzyskiego trwa do dzisiaj. Szkoda tylko, że nie wywalczyliśmy awansu do finału – mówi Storto.

Sebastian Szymański i Kamil PajnowskiSebastian Szymański i Kamil Pajnowski

Sebastian Szymański i Kamil Pajnowski

Poza zespołami z województw lubelskiego i świętokrzyskiego w obozie w Międzyrzecu Podlaskim brały udział Podkarpacie i Małopolska. – Ta ostatnia drużyna bazowała na chłopcach z Dunajca Nowy Sącz. Grali kosmicznie, może nawet za bardzo taktycznie jak na dziesięciolatków. Wygrali wszystkie sześć meczów, w dużej mierze za sprawą Miłosza Szczepańskiego. Był niesamowity. W pierwszym spotkaniu z nami, w którym po pierwszej połowie bezbramkowo remisowaliśmy, tuż po wznowieniu gry strzelił gola z połowy boiska – opisuje wydarzenia z lata 2008 roku Storto.

Jego podopieczni zajęli na obozie trzecie miejsce. Do awansu na finał ogólnopolski zabrakło im jednego gola w meczu z przyjaciółmi z województwa świętokrzyskiego. 

Drużyna z Białej PodlaskiejDrużyna z Białej Podlaskiej

Rok później Sebastian wzmocnił podczas turnieju rocznik 1999 prowadzony przez trenera Jarosława Makarewicza. Chłopcy powtórzyli sukces z VIII edycji i weszli do półfinałów. Tym razem można było trochę pozwiedzać. Obóz odbywał się we Wronkach. W dniach 13-21 lipca 2009 roku zawodnicy z lubelskiego ponownie mierzyli się z reprezentacjami Małopolski, Podkarpacia oraz województwa świętokrzyskiego. I ponownie zajęli trzecie miejsce w stawce. 

Drużyna z Lubelszczyzny podczas IX edycji turniejuDrużyna z Lubelszczyzny podczas IX edycji turnieju

Wygrywanie turniejów nie jest dla 10-latków najważniejsze. Ale oni o tym jeszcze nie wiedzą, stąd odpadanie przed ostatnim etapem rozgrywek wiązało się dla Szymańskiego i jego kolegów ze łzami i rozczarowaniem. To nieodzowny element życia małego sportowca. Wkrótce przyszły kolejne turnieje, niekoniecznie piłkarskie, w których Sebastian zgarniał nagrodę za nagrodą. Szczególne osiągnięcia miał w biegu na dystansie 600 metrów. Bardzo dobrze prezentował się też w turniejach halowych. 

– Ogrom pracy wykonywaliśmy w zimę, w hali. Dużo graliśmy w futsal, jeździliśmy na turnieje. Po Sebastianie widać dziś, że przeszedł taką szkołę. Dużo mu to dało. Ja w ogóle jestem zwolennikiem gier na małej przestrzeni i wielu pojedynków. Efekty chyba widać po moich wychowankach, którzy technicznie nie mają się czego wstydzić. Potem, gdy dorastają, swoją robotę do wykonania mają trenerzy drużyn jedenastoosobowych – twierdzi Miłosz Storto. Mówiąc o wychowankach ma na myśli chociażby kolegów Szymańskiego z rocznika 98: Mateusza Hołownię czy Mateusza Jarzynkę.

Drużyna z Białej PodlaskiejDrużyna z Białej Podlaskiej

W pewnym okresie Sebastian, mimo niezaprzeczalnych umiejętności, ze względu na posturę bywał pomijany w powołaniach do kadry wojewódzkiej rocznika 1998. W swojej kategorii natomiast od początku był czołowym zawodnikiem. Całe szczęście, że Legia Warszawa potrafiła spojrzeć na niego szerzej, przez pryzmat potencjału i charakteru. Wreszcie w 2013 roku transfer Szymańskiego do stolicy się urzeczywistnił. 

– O zainteresowaniu Legii wiedzieliśmy już wcześniej. Mieliśmy dobre relacje, Legioniści wiedzieli, że dobrze szkolimy, bo kilka lat wcześniej wzięli od nas Ariela Borysiuka. A Sebastiana mimo mikrej postury nie sposób było nie zauważyć – kończy Storto.