Ernest PohlErnest Pohl
KronikiErnest pije, ale Ernest gro. Najlepszy w dziejach
Ernest pije, ale Ernest gro. Najlepszy w dziejach
Autor: Norbert Bandurski
Data dodania: 3.11.2023
FOT. EAST NEWSFOT. EAST NEWS

Był najlepszym piłkarzem w Polsce w latach 60. dwudziestego wieku, 13 kolejnych sezonów kończył jako medalista mistrzostw Polski (w tym dziesięciokrotnie jako mistrz), do dziś jest najlepszym strzelcem w historii ekstraklasy. W reprezentacji Polski zachwycał i błyszczał choćby w igrzyskach olimpijskich, ale na mistrzostwach świata czy Europy nigdy nie wystąpił. Choć poza boiskiem daleko mu było do ideału, to trudno nie nazwać go legendą Górnika Zabrze i całej polskiej ligi. 3 listopada 1932 roku urodził się Ernest Pohl.

A – jak Agnieszka i Zygfryd. Ernest urodził się 3 listopada 1932 w Rudzie i pochodził z górniczej rodziny. Jego ojciec, Zygfryd, chorował na astmę, więc rodzina w dużej mierze utrzymywała się z pracy zarobkowej matki piłkarza – Agnieszki. Legenda Górnika Zabrze miała również dwoje starszego rodzeństwa: siostrę Ermgad i brata Zygfryda.

B – jak Bratysława. Współczesna stolica Słowacji była miejscem, w którym Pohl zadebiutował w europejskich pucharach. 12 września 1956 Legia Warszawa przegrała 0:4 ze Slovanem Bratysława. W rewanżu w Warszawie gospodarze pokonali mistrza Czechosłowacji 2:0, ale nie wystarczyło to do awansu do 1/8 finału Pucharu Europy.

Większe znaczenie dla kariery Pohla miała Bratysława sześć lat później. 28 października 1962 reprezentacja Polski uległa tam 1:2 Czechosłowacji, a na pomeczowej kolacji doszło do scysji między Pohlem, a selekcjonerem Ryszardem Koncewiczem. Piłkarz zamówił do posiłku dwa piwa, ale trener zareagował natychmiast i odesłał kelnera. Niezrażony Pohl ponowił zamówienie, zapłacił za nie i w obecności Koncewicza wypił alkohol. Na koniec dodał jeszcze: „Jestem dorosły i nikt nie będzie zabraniał mi wypicia po meczu butelki piwa. Dzieci i ryby głosu nie mają”. Skończyło się to trzymiesięczną dyskwalifikacją dla piłkarza, który do kadry wrócił jednak dopiero po dwóch latach.

C – jak cigarety. Styl życia Pohla dziś nazwalibyśmy nieprofesjonalnym, ale ocenianie historii przez pryzmat współczesności byłoby krzywdzące. W latach 60. picie alkoholu i palenie papierosów nie było wśród piłkarzy niczym niezwykłym. Cigarety i biyr, a więc papierosy i piwo, stanowiły jednak dla Pohla zbyt dużą namiętność. O zawieszeniu wynikającym z zamiłowania do alkoholu pisaliśmy już powyżej, ale nie zmieniło ono postępowania wybitnego piłkarza. Nadal zdarzało mu się pojawiać na treningach nietrzeźwym, a znane stało się jego powiedzenie: „Ernest pije, ale Ernest gro”. W Górniku również został kiedyś zawieszony za hulaszczy tryb życia, ale zespół bardzo go potrzebował i szybko wybaczono mu grzechy.

D – jak Dania. W tym miejscu również znajdzie się wątek dotyczący zamiłowania Pohla do alkoholu, co może uświadamiać jak wielką rolę odgrywał on w życiu tego wielkiego piłkarza. 5 listopada 1981 reprezentacja Polski grała w Chorzowie mecz towarzyski z Danią. W noc poprzedzającą spotkanie boisko zasypał śnieg i choć zostało ono doprowadzone do stanu używalności, to nadal warunki do gry były trudne. Do pierwszy biało-czerwoni prowadzili jednak 2:0 po golach Pohla oraz Norberta Gajdy. Wydarzenia z przerwy po latach opisał Stanisław Oślizło, inna z legend Górnika Zabrze i reprezentacji Polski.

Schodziliśmy w przerwie z boiska z uśmiechem. Nie dlatego jednak, że prowadziliśmy, ale że choć przez kilkanaście minut mogliśmy się ogrzać. Większość z nas przemoczona była do suchej nitki, bo przecież każdy wślizg oznaczał taplanie się w śnieżnym błocie. Siedzimy więc na ławkach w szatni, „parujemy” z przemokniętych koszulek i nagle odzywa się Ernest Pohl. „Panie trenerze” − mówi do Koncewicza – „przydałoby się coś”. Byliśmy zszokowani: gorąca herbata przecież stała w wielkim garnku. Nagle jednak trenera olśniło: „Do herbaty coś?” − zapytał. „No tak” − odparł Ernest. I Koncewicz podchwycił temat. Posłał kierownika po małą flaszeczkę, a później jej zawartość wlał do herbaty! Każdy z nas zrobił parę łyków „na rozgrzewkę”, a potem − wio na boisko!

Stanisław Oślizło
FRAGMENT KSIĄŻKI ZBIGNIEWA CIEŃCIAŁY I DARIUSZA LEŚNIKOWSKIEGO „STANISŁAW OŚLIZŁO: DROGA DO LEGENDY”, WYDAWNICTWO ZIBI MEDIA SPORT, CHORZÓW 2012

„Rozgrzewka” w przerwie najwyraźniej poskutkowała, bo w drugiej połowie Gajda dołożył kolejnego gola, a Pohl skompletował hat-tricka i Polacy zwyciężyli 5:0. Pochodzący z Rudy Śląskiej zawodnik sprezentował więc sobie wspaniały prezent na 29. urodziny, które przypadały dwa dni wcześniej. Przeciwko Duńczykom zdobył bowiem bramki numer 28, 29 i 30 w reprezentacyjnej karierze, dzięki czemu stał się najskuteczniejszym strzelcem w dziejach kadry. Rekord ten przetrwał blisko 12 lat.

E – jak Ernest Wilimowski. Przez wiele lat w prasie funkcjonowała wersja, wedle której Ernest Wilimowski zainspirował Pohla do rozpoczęcia treningów piłkarskich. Pohl jako dziewięciolatek miał być na trybunach stadionu w Bytomiu, gdzie reprezentacja Niemiec z Wilimowskim w składzie pokonała Rumunię 7:0, a dawny reprezentant Polski zdobył jedną z bramek i zachwycił młodszego ze Ślązaków. Po latach na jaw jednak wyszło, że to nieprawda, a Pohl o inspirowaniu się Wilimowskim opowiedział dlatego, że bardzo nalegał na to jeden z dziennikarzy.

F – jak finezja.  Pohl obdarzony był bajeczną techniką, którą dopracował niemal do perfekcji podczas niezliczonych godzin spędzonych na kopaniu piłki pomiędzy familokami. Jego gra po prostu zachwycała. – Był geniuszem, jednym z najlepszych piłkarzy w historii naszego futbolu. Różnica między nim a całą resztą polegała na tym, że on grał w piłkę, a my biegaliśmy. Podawał nam na nos. Miał jeszcze jedną niezwykłą umiejętność. Patrzył w lewo, ale podawał w prawo. Albo odwrotnie. Przeciwnicy nie mogli się w tym połapać – opowiadał Włodzimierz Lubański w rozmowie z „Rzeczpospolitą”.

1:1 Gol E. Pohla, asysta J. Kowalskiego

G – jak Górnik Zabrze. Był Ślązakiem, ale droga z Rudy do Zabrza okazała się wieść przez Łódź i Warszawę. Tam grał bowiem w klubach wojskowych, w ten sposób odbył obowiązkową służbę. Kiedy jednak trafił wreszcie do Górnika, stał się jego największą legendą. Dość powiedzieć, że w latach 1957-67 ośmiokrotnie zdobył z nim mistrzostwo Polski, nigdy nie zakończył sezonu poza ligowym podium, grał z nim w Pucharze Europy i był postrachem wszystkich bramkarzy w kraju. Jego imieniem nazwany jest stadion Górnika.

H – jak Hausach. Niemieckie miasteczko w Schwarzwaldzie, nieopodal granicy z Francją. To tam na nowotwór trzustki 12 września 1995 roku zmarł Ernest Pohl. Rodowity Ślązak żył tam od 1990 roku. Wówczas wraz z małżonką dołączył do córek, które już wcześniej wyjechały do Niemiec.

I – jak instruktor. Z wykształcenia Ernest Pohl był technikiem górnikiem oraz instruktorem piłki nożnej. Ten drugi tytuł pozwolił zarządowi Górnika Zabrze wystawić mu silniejszą rekomendację do uzyskania pozwolenia na wyjazd do Stanów Zjednoczonych, gdzie kończący karierę piłkarz miał pracować również jako trener.

J – jak Jerzy Sadek. 13 października 1965 roku Jerzy Sadek zadebiutował w reprezentacji Polski. Dla Pohla był to 44. z 46. oficjalnych meczów w drużynie narodowej. Wspólnie zadecydowali jednak o niespodziewanym zwycięstwie biało-czerwonych w Glasgow. „To była nasza najważniejsza wygrana w latach sześćdziesiątych” – wspominał ten mecz Jacek Gmoch, obrońca reprezentacji Polski w meczu ze Szkotami. Goście długo przegrywali w starciu z naszpikowaną gwiazdami Szkocją, ale w 85. minucie Pohl doprowadził do remisu. Dwie minuty później asystował zaś przy golu Sadka, który wprawił 107 tysięcy widzów na Hampden Park w ciężki szok.

1:1 Gol E. Pohla, asysta E. Fabera

Dla Pohla nie był to jedyny pamiętny mecz przeciwko Szkocji. Pięć lat wcześniej w tym samym miejscu Polacy zwyciężyli w meczu towarzyskim 3:2. O triumfie biało-czerwonych przesądził strzał zza pola karnego. Miejscowa prasa pisała, że „bomba Pola uciszyła ryczący Hampden Park i wstrząsnęła Szkocją” oraz iż taki gol pada raz na sto lat.

K – król strzelców. Tytuł ten Pohl wywalczył w 1954 roku w barwach Legii Warszawa oraz w 1959 i 1961 jako zawodnik Górnika Zabrze. Jeszcze ważniejsza jest jednak klasyfikacja najlepszych strzelców w historii polskiej ekstraklasy. Na pierwszym miejscu znajduje się Ernest Pohl. W 264 meczach zdobył aż 186 bramek. Drugiego w tej klasyfikacji, Lucjana Brychczego, wyprzedza o cztery trafienia, a trzeciego – Tomasza Frankowskiego już o 17 goli.

L – jak Legia. A właściwie CWKS Warszawa, bo tak nazywał się wówczas ten klub. Pohl trafił do niego po części ze względu na zasadniczą służbę wojskową. Najpierw odbywał ją w Garnizonowym Wojskowym Klubie Sportowym w Łodzi (późniejszym Orle), który jednak przerastał. Ściągnęła więc go Legia, gdzie szybko przedarł się do pierwszego zespołu i stał się jedną z jego gwiazd. Z innymi Ślązakami – Lucjanem Brychczym i Henrykiem Kempnym stworzył niezwykle skuteczny tercet napastników. Z warszawskim zespołem wywalczył dwa mistrzostwa Polski i dwukrotnie triumfował w Pucharze Polski, w barwach stołecznego klubu po raz pierwszy został królem strzelców. Ogółem zdobył dla Legii 43 gole w 55 ligowych spotkaniach.

M – jak mistrzostwa Polski. Pohl jest dziesięciokrotnym mistrzem Polski. Ligę wygrał zarówno w barwach Legii Warszawa (1955 i 1956) oraz jako piłkarz Górnika Zabrze (1957, 1959, 1961, 1962/63, 1963/64, 1964/65, 1965/66 i 1966/67). Żaden piłkarz nie wygrywał ligi równie często. Ba, jedynie cztery kluby (Legia, Górnik, Ruch Chorzów i Wisła Kraków) zdobyły łącznie więcej mistrzostw, niż Pohl.

N – jak nazwisko. Urodził się jako Pohl, ale przez większość kariery występował jako Pol. Musiał zmienić nazwisko ze względu na decyzję władz ludowych, które w ramach polonizowania Ślązaków zmuszały ich do „poprawiania” imion i nazwisk, które urzędnikom zbytnio kojarzyły się z Niemcami. Dopiero w 1990 roku, a więc już po upadku komunizmu, Pohl formalnie powrócił do pierwotnego zapisu nazwiska.

Ernest PolErnest Pol
FOT. PAP

W meczu z RFN 8 października 1961 Ernest Pohl po raz pierwszy był kapitanem reprezentacji Polski. Ogółem w drużynie narodowej rozegrał 46 meczów i zdobył 39 bramek.

O – jak ordery. W 1964 roku został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Dwa lata wcześniej Główny Komitet Kultury Fizycznej i Turystyki przyznał mu odznakę „Zasłużony Mistrz Sportu”.

P – jak pomarańcze. Owoce były jednym z magnesów, które przyciągnęły Pohla do Górnika. W tamtych czasach były prawdziwym rarytasem, bardzo trudno dostępnym na co dzień, a właśnie skrzynię pełną pomarańczy otrzymał Pohl za podpisanie kontraktu z Górnikiem. Oprócz tego klub postarał się o przydział mieszkania dla zawodnika, który wynegocjował również auto oraz etat w kopalni. Dla Pohla było to naturalne, bo pochodził z górniczej rodziny. Górnikiem był również przed wyjazdem do Łodzi oraz wiele lat później, gdy po powrocie ze Stanów Zjednoczonych i pracy jako asystent kolejnych trenerów zabrzańskiego klubu, potrzebował innego źródła zarobków. 

R – jak Rzym. Stolica Włoch jest wyjątkowym miejscem w karierze Pohla. To w tym mieście odbyły się igrzyska olimpijskie 1960, a więc jedyna wielka impreza, na którą z reprezentacją Polski pojechała legenda Górnika. Polska dostała się tam w dużej mierze dzięki Pohlowi, bo w grupie eliminacyjnej wygrała po dwa mecze z Finlandią oraz wspólną reprezentacją olimpijską Niemiec Wschodnich i Zachodnich, a Pohl zdobył w nich pięć bramek. Tyle samo goli strzelił w pierwszym meczu igrzysk, gdy biało-czerwoni rozbili 6:1 Tunezję (oprócz Pohla, bramkarza rywali pokonał jeszcze Stanisław Hachorek). Później biało-czerwoni przegrali jednak z Danią 1:2 (bramkę zdobył Zygmunt Gadecki) i Argentyną 0:2, więc odpadli po fazie grupowej.

W Rzymie Ernest Pohl rozegrał również ostatni mecz w drużynie narodowej. Na zakończenie eliminacji mistrzostw świata 1966 Polacy przegrali na Stadio Olimpico 1:6. Jedynego gola dla biało-czerwonych strzeliła wówczas nowa gwiazda polskiego futbolu – Włodzimierz Lubański.

S – jak Slavia Ruda Śląska. Pierwszy klub Pohl. Jeszcze przed zakończeniem drugiej wojny światowej, dziesięcioletni chłopiec zaczął trenować w Slavii. Nic dziwnego, chłopiec chciał być jak jego starszy brat, Zygfryd Pohl, który był piłkarzem Slavii Ruda Śląska. Po pięciu latach Ernest zadebiutował w seniorskim zespole klubu i grał tam na tyle dobrze, że był powoływany do reprezentacji Śląska. I to właśnie podczas sparingu w barwach tej drużyny przeciwko Garnizonowemu WKS Łódź, został zauważony przez resortowy klub i w ramach zasadniczej służby wojskowej sprowadzony do centralnej części kraju. Pohl pozostał jednak przywiązany do Slavii. – Ernest grając w Górniku nigdy nie chciał występować przeciwko swojemu macierzystemu klubowi, czy to w meczach pucharowych, czy to w sparingach. Tak wielki miał szacunek do Slavii – opowiadał Bernard Jarosz, były piłkarz i prezes klubu z Rudy Śląskiej. Rodzinne miasto Pohla upamiętniło wybitnego sportowca nazwą ulicy i tablicą pamiątkową na stadionie.

T – jak Tottenham. Choć Górnik mistrzem Polski był zarówno w 1957, jak 1959 roku, to w europejskich pucharach zadebiutował dopiero wówczas, gdy… mistrzostwa nie zdobył. Wszystko dlatego, że do 1962 roku polską ligę rozgrywano systemem wiosna-jesień. Mistrz kraju musiał więc czekać ponad pół roku na start w Pucharze Europy, który ruszał jesienią, a kończył się wiosną. Uznano więc, że aby mistrz Polski wziął w nim udział, musi znajdować się w czołowej trójce na półmetku kolejnego sezonu. Górnik tego wymogu nie spełnił jednak, ani w 1958, ani w 1960 roku. W 1961 roku zabrzanie jednak skorzystali ze słabszego początku sezonu Ruchu Chorzów i to Górnik zamiast rywala zza miedzy zagrał w Pucharze Europy.

Debiut Górnika w europejskich pucharach był doprawdy okazały. W pierwszym meczu prowadził już 4:0 (jednego z goli strzelił Pohl) z Tottenhamem Hotspur. Ówczesny mistrz Anglii w końcówce zdobył jednak dwie bramki, a podczas rewanżu w Londynie całkowicie rozbił zabrzan. Górnik przegrał na White Hart Lane 1:8 i tylko niewielkim pocieszeniem dla Polaków był fakt, że pięknego gola strzelił Pohl.

2:1 Gol E. Pohla, asysta R. Lentnera

U – jak USA. To właśnie w Stanach Zjednoczonych kończył karierę wybitny polski piłkarz. W 1968 roku otrzymał od władz kraju zgodę na zagraniczny wyjazd. Dostał pracę w USA przy malowaniu zbiorników, a przy okazji grał jeszcze w Polonii Nowy Jork i Vistuli Garfield. W momencie wyjazdu miał już jednak 35 lat, więc występy w polonijnych klubach były już raczej dodatkiem do zarobkowej pracy.

W – jak wnuk. Pohl miał dwie córki, które wyemigrowały do Niemiec. Syn jednej z nich poszedł nawet w ślady dziadka i od dzieciństwa trenował piłkę nożną. Adrian Karkoschka grał w młodzieżowych zespołach SC Freiburg i juniorskiej reprezentacji Niemiec, ale ostatecznie w zawodowej piłce nie zaistniał. – Wszyscy mówili, że Adrian sylwetkę, sposób poruszania się po boisku i strzał ma po dziadku. Niestety, bardzo poważna kontuzja kolana przerwała jego karierę – wspominał cytowany przez oficjalną stronę internetową Górnika Zabrze Dawid Karkoschka, drugi z wnuków Ernesta Pohla i brat Adriana.

Y – jak Yła. Tak na Ernesta Pohla wołali koledzy z zespołu oraz kibice Górnika Zabrze. Skąd wzięło się to przezwisko? Dziś trudno już stwierdzić, ale na pewno się przyjęło. – Cały stadion skandował „Yła, Yła, Yła”, bo to był dla nas po prostu Yła – wspominał Hubert Kostka w filmie dokumentalnym „Ostatni mecz Ernesta Pohla”. 

Z – jak Zielona Góra. Choć Pohl każdy z 11 sezonów rozegranych w Górniku zakończył wywalczeniem mistrzostwa Polski, to tylko raz zwyciężył w krajowym pucharze. Było to w sezonie 1964/65, a więc jednej z najbardziej pamiętnych edycji rozgrywek. To wówczas w finale zmierzył się ligowy hegemon z drużyną złożoną w dużej mierze z… żołnierzy. Przy czym nie chodziło o wojskowy klub, w którym piłkarze odbywali zasadniczą służbę, a w mundur ubierali się wyłącznie przy okazji przysięgi, a o trzecioligowych Czarnych Żagań, wśród których byli rzeczywiści żołnierze w służbie czynnej. Na co dzień krzątali się po koszarach albo jeździli czołgami po poligonie, a od święta zdejmowali mundur i kamasze, wkładali spodenki i korki, a potem strzelali – i to wcale nie z broni maszynowej – gole kolejnym rywalom na piłkarskich boiskach. W drodze do wielkiego finału drużyna z Lubuskiego pokonała dwie ekipy z ekstraklasy, dwa zespoły z Łodzi, a o jej awansie trzy razy decydował rzut monetą.

Mecze Czarnych cieszyły się takim zainteresowaniem, że – z braku miejsc na trybunach niewielkiego stadionu – kibice oglądali je, siedząc na wszystkich okolicznych drzewach i płotach. Pancernych trzecioligowców zatrzymał dopiero Górnik, który w tamtym sezonie sięgnął po podwójną koronę. Losy finału już w pierwszej połowie rozstrzygnął Ernest Pohl, który jeszcze przed przerwą skompletował hat-tricka.

3:0 Gol E. Pohla