Roman HurkowskiRoman Hurkowski
KronikiDziennikarz, który wygrał mecz
Dziennikarz, który wygrał mecz
Autor: Krzysztof Jaśniok
Data dodania: 14.12.2020
FOT. 400MM.PLFOT. 400MM.PL

Nieczęsto dziennikarz ma decydujący wpływ na wynik jakiegoś sportowego wydarzenia. Jemu się to zdarzyło, i to dosłownie. 14 grudnia, równo dziesięć lat temu, zmarł Roman Hurkowski – wybitny znawca futbolu, świetny publicysta i piłkarski analityk, a także człowiek, który wygrał dla Polski… przegrany mecz w eliminacjach olimpijskich.

Za pióro chwycił dosyć późno, bo już po studiach, gdy jako 25-latek zaczął współpracę z „Przeglądem Sportowym”. W redakcji z Alei Jerozolimskich 125/127 nie zagrzał długo miejsca. W 1976 roku zasilił zespół „Piłki Nożnej” i to był strzał w dziesiątkę – teraz nie tylko mógł pisać wyłącznie o swojej ulubionej dyscyplinie, ale też spojrzeć na nią z większym dystansem, trochę z boku, jak to czyniono w tamtych czasach w tygodnikach.

W „Piłce Nożnej” Hurkowski publikował przez ćwierć wieku, a w latach 1998-2001 pełnił nawet funkcję redaktora naczelnego. Nie stronił też od współpracy z innymi redakcjami. Jego teksty można było przeczytać m.in. w „Tempie”, „Sporcie”, „Expresie Wieczornym” i „Sportowcu”. Wydał kilka książek, z których największą popularność zyskał „Almanach” reprezentacji Polski przygotowany wespół z Dariuszem Kuczmerą oraz napisany z Andrzejem Personem w latach 80. bestseller „Boniek i inni”. Jednak największą popularność przyniosło mu dziennikarskie śledztwo, które podjął jesienią 1987 roku.

Drużyna prowadzona przez Zdzisława Podedwornego grała wówczas w eliminacjach igrzysk w Seulu. Zaczęła od wyjazdowego remisu z Rumunią (0:0), potem dostała baty w Osnabrück od faworyzowanej ekipy RFN (skończyło się na 1:5, dwie bramki zdobył słynny Jürgen Klinsmann) i wreszcie w Szczecinie stanęła oko w oko z Danią. To był mecz o wszystko, bo ewentualna porażka oznaczała koniec nadziei na olimpijski awans. I spełnił się najczarniejszy scenariusz. Tym razem katem biało-czerwonych okazał się Kim Vilfort, po strzałach którego goście wygrali 2:0.

Kim VilfortKim Vilfort
FOT. PAP

Strzelec dwóch bramek w meczu z Polską, Kim Vilfort (pierwszy z lewej), dziewięć lat później w barwach Brøndby Kopenhaga walczył z Widzewem o awans do Ligi Mistrzów. Wcześniej zaś był jednym z bohaterów Euro 1992. To między innymi dzięki jego trafieniu Duńczycy w finale sensacyjnie pokonali Niemców 2:0.

Wtedy do akcji przystąpił redaktor Hurkowski. Jako człowiek, którego mózg był jak komputer, gromadzący i zapamiętujący setki piłkarskich danych, dobrze wiedział, że rywale wystawili do składu nieuprawionego zawodnika. O tym, że tak się może stać, zdążył nawet poinformować dwa dni przed meczem na łamach tygodnika.

Duńczycy awizują najmocniejszy skład, jaki mogą wystawić bacząc na ustalone przez FIFA kryteria. W agencyjnych doniesieniach na temat ich kadry dziwi jednak jedno nazwisko – Per Frimann. Ten 25-letni pomocnik Anderlechtu, który jesienią 1981 roku strzelił Widzewowi Łódź gola w meczu pucharowym, nie grał wprawdzie – z powodu kontuzji – w finałach Mexico’86, ale w eliminacjach do tej imprezy zaliczył: 46 minut meczu z ZSRR w Kopenhadze, 77 minut meczu z ZSRR w Moskwie oraz 22 minuty meczu z Norwegią w Oslo. Zaś z tego, co wiemy, w kwalifikacjach do IO ’88 mogą uczestniczyć zawodnicy, którzy w eliminacjach bądź finałach MŚ rozegrali maksimum jeden niepełny mecz. Sprawa pewnie definitywnie wyjaśni się w Szczecinie, w każdym razie Frimann powrócił już do pierwszej reprezentacji Danii i ma w niej 13 występów.

Fragment artykułu Romana Hurkowskiego; „Piłka Nożna”, 26 października 1987 r.
DZIWI JEDNO NAZWISKO

Gdy wrócił do domu, jeszcze raz dokładnie przejrzał swoje notatki, a następnego dnia zadzwonił do PZPN, by się upewnić, czy w międzyczasie nie nastąpiła jakaś zmiana przepisów. Okazało się, że nie. Potem telefonicznie skontaktował się z działaczami w Kopenhadze. Dowiedział się od nich, że przed rozpoczęciem eliminacji olimpijskich sporządzili listę zawodników, co do których udziału w grze mieli wątpliwości, i wystali ją do FIFA. Był na niej Frimann, ale – wedle Duńczyków – federacja nie sprzeciwiła się jego występom w meczach eliminacyjnych.

Redaktor zadzwonił więc do Zurychu, by zasięgnąć informacji u źródła. Usłyszał, że – owszem – taka lista wpłynęła, ale każdy związek jest osobiście odpowiedzialny za weryfikowanie danych i pilnowanie przepisów. Działacz FIFA obiecał, że się sprawie przyjrzy, i zachęcił swojego rozmówcę, by zwrócił się ze swoimi wątpliwościami do PZPN, bo tylko krajowa federacja może w tym wypadku złożyć oficjalny protest. Tak się stało. 3 listopada, a więc sześć dni po feralnym meczu, pismo zostało sporządzone i wysłane do Zurychu. Tydzień później Polakom przyznano walkower.

Roman HurkowskiRoman Hurkowski
FOT. 400MM.PL

Roman Hurkowski (pierwszy z lewej) prezentuje Franzowi Beckenbauerowi swoje najnowsze dzieło. „Z piłką do Europy” została uznana najlepszą polską książką o tematyce sportowej wydaną w 2005 roku.

Niedopatrzenie, błąd albo nieporozumienie ostatecznie dużo naszych rywali kosztowało. Drużyna z kraju Hamleta zakończyła eliminacje na drugim miejscu w grupie, tracąc do RFN zaledwie punkt. Gdyby nie występ nieuprawnionego zawodnika w meczu w Szczecinie, na igrzyska pojechaliby więc Duńczycy. Mieli czego żałować, bo z turnieju wróciliby pewnie z medalem. W składzie z Vilfortem, Peterem Schmeichelem, Johnem Heltem i Flemmingiem Povlsenem może nawet sięgnęliby po złoto.

A wnikliwy redaktor? Dalej robił swoje, choć od tej pory jego nazwisko znali już nie tylko najwięksi miłośnicy futbolu. Zyskał sławę nie tylko zresztą w Polsce. W maju 1988 roku banery z jego nazwiskiem można było zobaczyć na stadionie w Dortmundzie, gdzie Niemcy kończyli olimpijskie eliminacje. Historię śledztwa w sprawie Frimanna szczegółowo przypomniano też w tamtejszych gazetach. Nam jednak niewiele z tego przyszło. Biało-czerwoni zajęli w grupie dopiero trzecie miejsce i igrzyska obejrzeli w telewizji.