polska – włochy (16.11.1985)polska – włochy (16.11.1985)
Kroniki„Dziekan” bez przepustki
„Dziekan” bez przepustki
Autor: Rafał Byrski
Data dodania: 16.11.2023
FOT. PAPFOT. PAP

Ten gol mógł być dla niego przepustką do lepszego świata. Nie tylko piłkarskiego. Także tego, w którym pensje odbiera się w poważniejszej walucie niż złotówki. W drugiej połowie lat 80., czyli w schyłkowym okresie siermiężnego PRL-u, Serie A była najlepszą ligą świata. To w niej grały największe gwiazdy, na czele z Diego Maradoną. Dariusz Dziekanowski ze swoją bajeczną techniką i szybkością idealnie pasowałby do włoskiej ekstraklasy. A jego wizytówką było przecież kapitalne trafienie, dzięki któremu 16 listopada 1985 roku biało-czerwoni ograli mistrzów świata.

Drużyna legendarnego trenera Enzo Bearzota przyleciała do Katowic w imponującej obstawie. W ślad za nią przyjechało z Italii 45 dziennikarzy i 9 fotoreporterów. Tuż przed starciem na Stadionie Śląskim włoscy reporterzy odwiedzili na zgrupowaniu reprezentację Polski.

Antoni Piechniczek

Przed tym meczem mieszkaliśmy w schowanym w lesie pałacyku w Promnicach. Przyjechali tam z Bońkiem włoscy dziennikarze. Ugościł ich kołoczem (po śląsku „ciasto” – przyp. red.). Byli zachwyceni pałacykiem i panującą tam atmosferą. Pamiętam, że po szczegółowej odprawie Zbyszek powiedział kolegom: „Panowie, jest jeden sposób, żeby wygrać ten mecz. Musimy Włochów zabiegać. Uważam, że możemy to zrobić”. Tak też się stało.

Paweł Czado, Beata Żurek „Piechniczek. Tego nie wie nikt”; Biblioteka Gazety Wyborczej, Warszawa 2015 r.

Włoskie gwiazdy nie przyciągnęły jednak tłumów. Na śląski gigant przyszło „zaledwie” 20 tysięcy kibiców. Dwa miesiące wcześniej, gdy drużyna Antoniego Piechniczka grała z Belgią o awans na mundial 1986, było ich aż 50 tysięcy więcej. Organizatorzy liczyli straty, a dziennikarze… zacierali ręce. Dzięki skromnemu zainteresowaniu bez przeszkód mogli dojechać na stadion. „Bez tłoku, wrzasku, popychania, deptania po piętach” – napisał w „Piłce Nożnej” Stefan Grzegorczyk. Pogoda w listopadowe popołudnie była koszmarna, zdecydowanie zimowa, a nie jesienna. W trosce o murawę organizatorzy odwołali przedmecz kobiecych drużyn Czarnych Sosnowiec z Lokomotiwem Ołomuniec oraz krótki występ znanego muzyka legendarnej grupy SBB – Józefa Skrzeka.

Zamiast piłkarek i śląskiego multiinstrumentalisty przed piłkarzami Polski i Italii hymny państwowe zagrała jedynie górnicza orkiestra Zabrze-Bielszowice. Jej dyrygent, gdy zorientował się, że kibice fałszują, odwrócił się od muzyków i zaczął dyrygować... piłkarską publicznością! Poskutkowało. Narodowa pieśń wybrzmiała równo, jasno i prawdziwie.

 

Maciej Słomiński „Włochy – Polska. Tak pokonaliśmy urzędujących mistrzów świata”; sport.interia.pl, 15 listopada 2020 r.
1:0 Gol D. Dziekanowskiego

Włosi mieli w składzie siedmiu mistrzów świata, ale wszystkich przyćmił nieznany w Italii chłopak z Polski. Już w 6. minucie Dziekanowski popisał się kapitalnym strzałem z dystansu, a później raz za razem ośmieszał byłego kolegę Zbigniewa Bońka z Juventusu Turyn.

dariusz dziekanowski

Grałem na prawej pomocy, na Antonio Cabriniego, w tamtym okresie bezsprzecznie jednego z najlepszych lewych obrońców świata. O tym, że wychodziło mi jeśli nie wszystko, to w każdym razie bardzo dużo, najlepiej świadczy jego reakcja; w przerwie podszedł do Zbyszka Bońka, z którym występowali wtedy wspólnie w Juventusie Turyn (to błąd, Boniek w meczu z Włochami występował już jako piłkarz AS Roma – przyp. red.), i powiedział mu, że jeśli nie przestanę tak kiwać, to on zrobi mi coś takiego, po czym zniosą mnie z boiska, bo on ma tego dość i nie przywykł, żeby ktoś go bezustannie ośmieszał.

Dariusz Dziekanowski, Arkadiusz Nakoniecznik „Dziekan. Autobiografia”, Wydawnictwo Akurat, Warszawa, 2015 r.

Polacy dowieźli skromną wygraną do końca i godnie uczcili 50. mecz Antoniego Piechniczka w roli selekcjonera. Było to pierwsze zwycięstwo biało-czerwonych na własnym boisku nad aktualnym mistrzem świata. Ten wyczyn powtórzył dopiero 29 lat później zespół Adama Nawałki, pokonując 2:0 Niemców na Narodowym. Dla Dziekanowskiego gol strzelony Italii był jednym z najważniejszych w karierze, ale nie zapewnił transferu do Włoch. Mówiło się o zainteresowaniu Interu Mediolan; kilka lat później „Dziekan” miał zostać piłkarzem Pescary. Ostatecznie zamiast na Półwysep (Apeniński) trafił na Wyspy (Brytyjskie). Najpierw do Celtiku Glasgow, a później do Bristol City.