
Twierdza Anfield pozostała niezdobyta. Liverpool śrubował kolejne rekordy w Premier League i Lidze Mistrzów. The Reds byli niepokonani na własnym stadionie od 23 kwietnia 2017 r., gdy przegrali ligowe starcie z Crystal Palace (1:2). Konfrontacja z SSC Napoli Piotra Zielińskiego i Arkadiusza Milika nie należała do najłatwiejszych. Piłkarze Jürgena Kloppa mieli z tyłu głowy porażkę poniesioną w Neapolu (0:2) na inaugurację fazy grupowej. W 5. kolejce Liverpoolowi nie udało się wprawdzie zrewanżować, ale remis przybliżał oba kluby do awansu do 1/8 finału (decydująca była ostatnia seria gier). Z Polaków na Anfield zobaczyliśmy jedynie „Ziela”, o którego od dawna bezskutecznie zabiegał niemiecki menedżer The Reds. „Arkadiuszo” z kolei… leczył kontuzję.
15
A. Oxlade-Chamberlain
5
G. Wijnaldum
66
T. Alexander-Arnold
►UWAGA! W doliczonym czasie 1. połowy żółtą kartkę obejrzał szkoleniowiec Liverpoolu, Jürgen Klopp (nie jest to uwzględnione w statystykach).
SSC Napoli to uśpiony mocarz. W Italii kibice mogli już zapomnieć o atutach wicemistrza Włoch, który nie potrafi wygrać od 19 października. Dla Liverpoolu drużyna z Neapolu pozostaje jednak wyzwaniem. Głównie w meczach na Stadio San Paolo, skąd The Reds przywieźli jeden z możliwych dziewięciu punktów w tym wieku. Kto jak kto, ale podopieczni Jürgena Kloppa powinni mieć respekt wobec piłkarzy Carlo Ancelottego.
Kibice Liverpoolu po raz kolejny nie zawiedli. Stadion Anfield zapełnił się do ostatniego miejsca, a fani zasiadający na słynnej trybunie The Kop gorąco wspierali swoich pupili od początku spotkania. Przed pierwszym gwizdkiem odśpiewali tradycyjnie klubowy hymn „You'll never walk alone”.
Mecz na Anfield Road nie dostarczył gigantycznych emocji. Po spotkaniu najwięcej będzie mówiło się przede wszystkim o postawie arbitra, który w kontrowersyjnych okolicznościach zadecydował o przyznaniu bramki dla Napoli jeszcze w pierwszej połowie. Wyraźnie uderzony przez rywala van Dijk nie był w stanie wrócić za akcją wicemistrzów Włoch. Mimo długiej weryfikacji VAR, arbiter meczu nie zdecydował się na anulowanie bramki.
Liverpool FC przed meczem z SSC Napoli. W górnym rzędzie od lewej: Alisson Becker, Dejan Lovren, Virgil van Dijk, Joe Gomez, Roberto Firmino, Mohamed Salah. W dolnym rzędzie od lewej: Fabinho, Jordan Henderson (kapitan), Andrew Robertson, James Milner, Sadio Mané.
Napoli to drużyna o dwóch twarzach. W Serie A kompletnie zawodzi. Nie wygrała w lidze od 19 października i zajmuje dopiero siódmą lokatę. W Lidze Mistrzów czuje się jednak świetnie. W końcu to nic dziwnego, bo Carlo Ancelotti wygrywał te rozgrywki i jako piłkarz, i jako trener. Środowe starcie na Anfield Road Napoli zaczęło bardzo dobrze. Duża w tym zasługa Ancelottiego, który zdecydował się na ustawienie 1-3-5-2, choć na co dzień stosuje 1-4-4-2. Taktyka z trzema stoperami i dwoma wahadłowymi miała wyhamować zabójczy tercet ofensywny Liverpoolu (Mohamed Salah, Roberto Firmino i Sadio Mané). Plan zadziałał.
SSC Napoli przed meczem z Liverpoolem. W górnym rzędzie od lewej: Kostas Manolas, Alex Meret, Nikola Maksimović, Giovanni Di Lorenzo, Kalidou Koulibaly (kapitan). W dolnym rzędzie od lewej: Hirving Lozano, Mário Rui, Piotr Zieliński, Allan, Fabián Ruiz, Dries Mertens.
To był ten moment, w którym − jak pisała włoska prasa − Dries Mertens uciszył Anfield. Zdaniem „Corriere dello Sport” mecz w Liverpoolu był sukcesem taktycznym trenera SSC Napoli, Carlo Ancelottiego, który mądrze ustawił zespół. Pod Wezuwiuszem nie mieli jednak powodów do radości już po kilku dniach, bowiem Partenopei przegrali domowe spotkanie z Bologną (1:2) w Serie A. 11 grudnia 2019 r. włoski szkoleniowiec został zwolniony.
Nie ma wątpliwości, że dla SSC Napoli wynik przywieziony z Liverpoolu to zwycięski remis. Tak tę sytuację przedstawiają włoskie media, które z radością i ulgą przyjmują rezultat uzyskany przez piłkarzy Carlo Ancelottiego.
To był zaś moment, który uciszył kibiców z Neapolu. W polu karnym najwyżej wyskoczył Dejan Lovren i doprowadził do wyrównania. Wynik 1:1 już do końca nie uległ zmianie.
Świetny zawodnik. Naprawdę bardzo, bardzo dobry gracz. Nie pamiętam, czy faktycznie powiedziałem, że chcę go u siebie. Nawet jeśli tak było, to jednak z jakiegoś powodu u mnie nie gra.
On mnie bardzo chciał, Liverpool to samo. Proponowali 18,5 mln, ale Udinese chciało ciut więcej. Liverpool nie mógł jednak przekroczyć na mnie pewnej granicy, bo wtedy nie byłem jeszcze topowym graczem. Druga strona medalu jest jednak też taka, że ja też tego nie czułem.
Kibice The Reds mieli okazję zobaczyć na żywo Piotra Zielińskiego, którego chciał sprowadzić na Anfield niemiecki menedżer. Było to w 2016 r., gdy „Zielu” był zawodnikiem Udinese. Tak Polak opowiadał o tym w programie „Foot Truck”: „Jürgen Klopp zaprosił mnie do swojego domu. Liverpool wysłał po mnie prywatny odrzutowiec. Byłem w szoku, bo to była dla mnie pierwsza taka podróż takim transportem. Kiedy wylądowaliśmy, pojechaliśmy busem do domu Kloppa. To był pałac, on tam miał wszystko. Rozmowa potoczyła się super. Klopp powiedział, że jestem dla niego miksem Fàbregasa i Gündoğana. Nic nie rozumiałem, ale później mój menadżer, który mówił po niemiecku, wszystko mi przekazał. Kiedy odjeżdżaliśmy, to zdążyłem jeszcze zrobić zdjęcie − Klopp był w drzwiach i nam machał". Do transferu Polaka, jak wiemy, nie doszło. Zamiast do Liverpoolu Zieliński trafił do Napoli. Na Anfield przyjechał więc z włoskim klubem, po raz drugi w historii. Rok wcześniej drużyny również zmierzyły się w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Wtedy The Reds wygrali 1:0, a „Zielu” wszedł na boisko w 2. połowie. Tym razem zagrał od początku, fajerwerków nie zaprezentował, ale zaliczył solidny występ.
Dejan Lovren dla odmiany został najwyżej ocenionym piłkarzem spotkania. W końcu to on doprowadził do remisu. Aczkolwiek − i tu mały kamyczek do jego ogródka − w 1. połowie nie zdołał zablokować strzału Driesa Mertensa, po którym Belg trafił do siatki. Dla Chorwata sezon 2019/20 był ostatnim w Liverpoolu. Po wywalczeniu przez klub z czerwonej części Merseyside mistrzostwa Anglii (po 30 latach przerwy!) Lovren podpisał latem 2020 r. kontrakt z Zenitem Sankt Petersburg.