Na zdjęciu od lewej: Wojciech Kowalczyk, Lillian Thuram i Frank Leboeuf.Na zdjęciu od lewej: Wojciech Kowalczyk, Lillian Thuram i Frank Leboeuf.
KronikiFutbol wrócił do domu
Futbol wrócił do domu
Autor: Piotr Kuczkowski
Data dodania: 5.06.2024
FOT. EAST NEWSFOT. EAST NEWS

Nowy format na jubileusz. W dziesiątych mistrzostwach Europy pierwszy raz wzięło udział 16 zespołów. A wśród polskich kibiców budziło to uzasadnione nadzieje, że dwukrotnie większa liczba uczestników turnieju, pozwoli sforsować bramy czempionatu również biało-czerwonym. W końcu bilety do Anglii można było zagwarantować sobie nawet zajmując drugie miejsce w grupie eliminacyjnej. Misję wywalczenia awansu powierzono Henrykowi Apostelowi, któremu jednak nie udało się zrealizować zadania. Polscy piłkarze kolejne Euro oglądali w telewizji.

TRZY ZAMIAST DWÓCH

Zwiększenie liczby uczestników, to nie jedyna nowość. Przede wszystkim za wygraną przyznawano już nie dwa, a trzy punkty. Awans poza gospodarzem mieli zagwarantowany zwycięzcy ośmiu grup, a także sześć najlepszych drużyn z drugich miejsc. Zespoły z pozycji 7. i 8. w tej klasyfikacji rozgrywały baraż. Reprezentację Polski w sześciozespołowej grupie A los skojarzył z Francją, Rumunią, Słowacją, Izraelem i Azerbejdżanem. Co ciekawe, podopieczni Henryka Apostela nie dali się pokonać faworyzowanym Trójkolorowym. W Zabrzu padł bezbramkowy remis, a w pamiętnym starciu na Parc des Princes w Paryży wynik 1:1. Gola dla gości strzelił Andrzej Juskowiak.

Skrót meczu

BRAK RÓWNEJ FORMY

Co ważne, strata punktów z Polakami sprawiła, że zespół prowadzony przez Aimé Jacqueta w ostatecznej klasyfikacji musiał ustąpić Rumunom, których liderem był charyzmatyczny Gheorghe Hagi. Polacy zajęli rozczarowujące czwarte miejsce, ze stratą aż 7 oczek, do pozycji gwarantującej wyjazd do Anglii. Czego zabrakło naszej reprezentacji? Przede wszystkim równej formy. Już w pierwszym meczu biało-czerwoni niespodziewanie ulegli na wyjeździe Izraelowi 1:2, po fatalnych błędach w obronie. Z tym samym rywalem przed własną publicznością potrafili zwyciężyć 4:3. Jeszcze bardziej rażąca była postawa Polaków w meczach ze Słowakami, których u siebie rozbili 5:0, ale w Bratysławie w kiepskim stylu przegrali 1:4. Po tej dotkliwej porażce definitywnie stracili szanse na awans. Ten mecz przeszedł do historii również z powodu czerwonych kartek dla Romana Koseckiego i Piotra Świerczewskiego, po których goście kończyli mecz w dziewiątkę. 

Skrót meczu

W tej sytuacji skromna wygrana z najsłabszym w stawce Azerbejdżanem 1:0 i bezbramkowy remis z tym rywalem na zakończenie eliminacji (ze względów politycznych rozgrywany w Turcji), nie miały już znaczenia. Z kronikarskiego obowiązku należy zaznaczyć, że był to ostatni mecz Henryka Apostela w roli selekcjinera

FOOTBALL COMES HOME

Właśnie takim hasłem organizatorzy postanowili promować turniej finałowy na Wyspach Brytyjskich. I trudno odmówić im logiki, bowiem właśnie Anglię uważa się za kolebkę piłki nożnej, a 30 lat wcześniej w tym kraju odbyły się mistrzostwa świata. Jednocześnie Synowie Albionu po raz pierwszy mieli okazję wystąpić na Euro w roli gospodarza, a ich kibice wierzyli, że sięgną po upragnione trofeum. Gospodarze od początku byli na dobrej drodze do zrealizowania celu. W grupie punkty stracili tylko w meczu otwarcia ze Szwajcarią (1:1). Później uporali się ze Szkocją (2:0) i Holandią (4:1). W ćwierćinale pokonali po rzutach karnych Hiszpanię, ale w meczu o finał, również w serii jedenastek przegrali z późniejszym triumfatorem – Niemcami. Pechowy strzał Garetha Southgate’a w decydującej serii jedenastek, z pewnością do dzisiaj śni się obecnemu selekcjonerowi Anglików.

Logo mistrzostwa Europy (1996)Logo mistrzostwa Europy (1996)

W Anglii nowością był również logotyp turnieju. Zrezygnowano z klasycznego napisu UEFA z flagą organizatora. W zamian postawiono na piłkę, w kształt której wpisano postać zawodnika.

Wyeliminowanie gospodarzy otworzyło naszym zachodnim sąsiadom drogę do trzeciego triumfu na Euro w historii.Ale wygrana w wielkim finale na Wembley, nie przyszła łatwo drużynie Bertiego Vogtsa . Niemcy przegrywali z rewelacynymi Czechami 0:1, ale później do dogrywki doprowadził Oliver Bierhoff. Ten sam zawodnik, już w dodatkowej części spotkania, ponownie wpisał się na listę strzelców, kończąc tym samym rywalizację. Po raz pierwszy znalazł bowiem zastosowanie tzw. „Złoty gol”, czyli zasada mówiąca o tym, że pierwsza bramka w dogrywce od razu wyłania zwycięzcę. 

Na trzecim miejscu w turnieju – obok Anglików – zostali sklasyfikowani Francuzi. Na pocieszenie dla kibiców z Wyspach Brytyjskich, królem strzelców, z 5 golami, został Alan Shearer. Mistrzostwa trwały ponad 3 tygodnie, a z trybun 8 stadionów zmagania śledziła rekordowa liczba widzów – średnio 41 166 (lepszą frekwencję uzyskano dopiero podczas Euro 2012 w Polsce i Ukrainie).