Kazimierz Kmiecik premiera biografii (2025)Kazimierz Kmiecik premiera biografii (2025)
Biała Gwiazda będzie świeciła zawsze
Autor: Adrian Woźniak
Data dodania: 5.12.2025
FOT. EAST NEWSFOT. EAST NEWS

Pod koniec listopada światło dzienne ujrzała biografia legendy krakowskiej Wisły – Kazimierza Kmiecika. To opowieść o skromnym człowieku, który dzięki ciężkiej pracy stał się znakomitym piłkarzem. „Suchy” – jak wołali na niego koledzy z drużyny – odnosił sukcesy nie tylko w klubie, ale również w reprezentacji Polski. Przy okazji premiery książki „Kmiecik. Legenda mimo woli” mieliśmy okazję porozmawiać z głównym bohaterem wieczoru i powspominać dawne czasy. W pierwszej części poruszone zostały wątki związane z karierą klubową.

 

Wiele lat temu, po przejściu z Cracovii do Wisły, powiedział Pan: „Dziś wiem, że nie jestem pasiakiem w niewoli Wisły, lecz wiślakiem z krwi i kości”. To jak było z tymi przenosinami? Co zadecydowało o takim wyborze?

Zdecydowałem się na to po zgrupowaniu reprezentacji Polski juniorów, na które pojechałem jako piłkarz Cracovii wraz z Krzysztofem Obarzanowskim z Wisły. Po meczach, gdy wracaliśmy do Krakowa, uzgodniliśmy z Obarzanowskim, że chcielibyśmy grać w jednym zespole. A wiadomo, że Wisła była wtedy wyżej notowana niż „Pasy”. Nie było to łatwe, bo mama pracowała w Spółdzielni Tworzyw Sztucznych, a Cracovia była klubem spółdzielczym. Ojciec pracował w milicji. Mama chciała, bym grał w Cracovii, a ojciec odgórnie dostawał polecenia, że mam przejść do Wisły. Były przepychanki, ale ja byłem cały czas za Wisłą, bo jednak ta „Biała Gwiazda” świeci i widać ją dobrze.

Kazimierz Kmiecik (1974)Kazimierz Kmiecik (1974)
FOT. PAP

Kazimierz Kmiecik z Białą Gwiazdą na piersi. Rok 1974.

Czy to prawda, że mama była Pana największym kibicem?

Zgadza się. Gdy byłem jeszcze małym chłopcem, woziła mnie na mecze drużyny Węgrzcanki, gdzie grał wujek. Mama rzeczywiście ze mną wszędzie jeździła. I zostało tak do końca. Dopóki dopisywało jej zdrowie regularnie przychodziła na mecze Wisły.

Jak Pan wspomina debiut w Wiśle? Miał Pan 16 lat i 276 dni.

To było duże przeżycie, że tak młody chłopak trafił już do pierwszej drużyny. Ale koledzy przekonali się, że miałem smykałkę do gry, więc przyjęli mnie bardzo dobrze.

Jakie kryteria, według Pana, musi spełnić piłkarz, aby zasłużyć na miano klubowej legendy?

Na pewno trzeba być przywiązanym do klubu, oddać mu całe serce, być z nim na dobre i na złe. I być, nawet po zakończeniu kariery, dalej aktywnym – jako trener lub działacz. I mieć do tego charakter, żeby w jednym klubie cały czas pracować,  zarówno gdy dzieje się w nim dobrze, jak i wtedy gdy jest źle.

Skrót meczu (częściowo bez komentarza)

Jakie jest Pana najmilsze wspomnienie związane z Wisłą? Mistrzostwo Polski z 1978 roku? Czy raczej gra w Pucharze Europy?

Na pewno mistrzostwo, ale wcześniej były europejskie puchary, w których graliśmy z Celtikiem (Puchar UEFA 1976/77 – przyp. red.). Zapamiętałem szczególnie mecz na Wiśle, w którym strzeliłem dwa gole (Biała Gwiazda wygrała 2:0 i wyeliminowała słynny szkocki klub – przyp. red.). Potem sięgnęliśmy po mistrzostwo Polski w 1978 r. Nie udało się tylko zdobyć Pucharu Polski, choć graliśmy w finale. Ale przegraliśmy z Arką w Lublinie 1:2.

0:1 Gol K. Kmiecika

Skoro nawiązaliśmy do europejskich pucharów, to chciałbym zapytać o Puchar Europy. Czy można powiedzieć, nieco żartobliwie, że Malmö jest przez Pana najmniej lubianym miastem w Europie? To z tamtejszym klubem przegraliście 1:4 rewanżowe spotkanie w ćwierćfinale wspomnianych rozgrywek.

Na pewno. Będąc na boisku nie zdawałem sobie sprawy, że możemy tak wysoko przegrać. Prowadziliśmy 1:0... (po golu Kazimierza Kmiecika – przyp. red.) i nagle nie wiem, co się stało. Drużyna stanęła. Dwa karne dla rywali... Do dziś zastanawiam się, jak to się mogło stać. Jednak piłka nożna jest nieobliczalna.

0:1 K. Kmiecik po podaniu J. Krupińskiego

Czy jakiś konkretny mecz, oprócz tego z Malmö, utkwił Panu jeszcze w pamięci?

Na pewno z FC Brugge w pierwszej rundzie Pucharu Europy 1978/79. Na wyjeździe przegraliśmy 1:2, a u siebie prowadziliśmy najpierw 1:0, potem było 1:1 i musieliśmy zdobyć jeszcze dwie bramki. I to nam się udało. Wygraliśmy 3:1 i awansowaliśmy do kolejnej rundy. No i to nieszczęsne Malmö. Gdybyśmy wygrali, to jestem pewien, że awansowalibyśmy później do finału.

1:0 K. Kmiecik daje prowadzenie Wiśle

Jest Pan rekordzistą Wisły, jej najlepszym strzelcem, czterokrotnym królem strzelców. Czy teraz, po upływie wielu lat, jest Pan w stanie wytłumaczyć, dlaczego Biała Gwiazda – mająca przecież w składzie wielu młodych, utalentowanych piłkarzy, ale i doświadczonych, reprezentantów Polski – tylko raz zdobyła mistrzostwo kraju?

To były czasy, w których w wielu klubach grało mnóstwo bardzo dobrych piłkarzy. Nie wyjeżdżali tak masowo za granicę jak obecnie. Nie przyjeżdżali też do Polski piłkarze z zagranicy. My prawie wszyscy byliśmy z Krakowa. Na pewno Wisła nie była tak mocna finansowo jak Górnik Zabrze, za którym stały kopalnie, czy jak Ruch Chorzów wspierany przez hutę. Czegoś nam brakowało, żebyśmy regularnie zdobywali mistrzostwo kraju. Zmieniali się zawodnicy, jedni odchodzili, inni młodzi przychodzili. Ale przeważnie większość była jednak z Krakowa.

Skąd wzięły się pańskie przydomki: „Suchy” oraz „Badyl”? Czy któryś z nich był tym wiodącym?

Wiodącym był „Suchy”, bo ja byłem taki szczupły, że chłopaki się śmiali, że mnie przetną na treningu. Gdy przychodziłem do drużyny, to Władysław Kawula (obrońca Wisły – przyp. red.) ważył prawie 100 kilogramów, a ja 61-62. Różnica była ogromna. Stojąc przy nim, wyglądałem jak przecinak. Nogi miałem jak gałązki. Z czasem nabrałem masy. Ale mięśniowej, nie tak, żeby być grubasem.

Jacy trenerzy mieli największy wpływ na Pana karierę?

Szło się szczebel po szczeblu. Np. w juniorach był Marian Kurdziel, później Węgier Gyula Teleký, a jeszcze wcześniej Mieczysław Gracz. Teleký stawiał na mnie, bo widział, że coś potrafię. Wpuszczał mnie do drużyny i za jego czasów regularnie grałem. Ale wtedy często występowało się w reprezentacjach juniorskich, później w młodzieżówce. Na pewno rozegrałbym więcej meczów, zdobył więcej bramek, gdybym skupił się tylko na grze w klubie, a nie w młodzieżówce. Było tak, że jechałem na kadrę juniorów, gdy Wisła rozgrywała mecz. Teraz, gdybym zaczynał od początku, to inaczej bym postąpił. Te sytuacje podbramkowe, które miałem, też inaczej bym rozwiązywał.

Piłkarze Wisły Kraków i Club Brugge wychodzą na murawę stadionu w Krakowie. Rewanżowy mecz Pucharu Europy z 1978 roku.Piłkarze Wisły Kraków i Club Brugge wychodzą na murawę stadionu w Krakowie. Rewanżowy mecz Pucharu Europy z 1978 roku.
FOT. EAST NEWS

Kazimierz Kmiecik (na pierwszym planie) jako kapitan Wisły Kraków. Rok 1978, rewanżowy mecz Pucharu Europy z FC Brugge.

Czy w młodzieńczych czasach gry w Wiśle miał Pan propozycje z zagranicznych klubów? Wiadomo, że w PRL-u piłkarz nie mógł wyjechać z kraju przed 30. rokiem życia.

I tak było w moim przypadku. Potem się to zmieniło i zawodnicy mogli legalnie wyjeżdżać po skończeniu 28 lat. Zbigniew Boniek przeszedł do Juventusu nawet w wieku 25 lat. Ta granica schodziła coraz niżej. Powiem szczerze, gdy Wisła wyjeżdżała za granicę, to człowiek myślał, czy nie zostać, bo dużo zawodników tak właśnie robiło. Może tak bym postąpił gdybym miał brata lub siostrę, a tak nie chciałem zostawiać rodziców samych. Więc zawsze wracałem. Później, jak już miałem 28 lat, to były propozycje. Ale wtedy jeszcze nie puszczano, było ciężko o zgodę. I tu były problemy. Były też propozycje z polskich klubów.

Był Pan jednym z tych piłkarzy, którzy w latach 80. legalnie opuścili Polskę Ludową. Grał Pan w Belgii, Grecji i Niemczech. Czy nigdy nie zastanawiał się Pan, by osiąść na stałe za granicą, jak zrobiło to wielu pańskich kolegów?

Nie miałem takich planów. Wracając z zagranicy pierwsze kroki kierowałem na Wisłę. Bo ten klub, można powiedzieć, mnie wychował, osiągnąłem w nim bardzo dużo. To dzięki niemu zagrałem w reprezentacji. Zawdzięczam mu wszystko i do końca będę mu wierny. Nie tylko jako kibic. Ta Biała Gwiazda będzie świeciła zawsze.

Wróćmy jeszcze do czasów PRL-u. Czy fakt, że piłkarze tak późno mogli wyjeżdżać z kraju, nie wpłynął negatywnie na polski futbol? Czy nie spowodował zastoju – zarówno w wydaniu klubowym, jak i reprezentacyjnym?

Zawodnicy nie wyjeżdżali, ale osiągaliśmy sukcesy. Potem, jak zaczęły się wyjazdy, też były dobre wyniki. Ale po zmianie przepisów wszyscy grający zawodowo, nie mogli wystąpić na igrzyskach olimpijskich. Później był limit do 23 lat. To się często zmieniało. Myśmy grali, tak jak wszystkie państwa socjalistyczne, w klubach, w reprezentacji i później jechaliśmy na olimpiadę. I tam było już trudno, bo Węgrzy, Niemcy, Rosjanie to były drużyny, w których grali naprawdę dobrzy zawodnicy.

Kazimierz Kmiecik (1975)Kazimierz Kmiecik (1975)
FOT. EAST NEWS

Rok 1975, Kazimierz Kmiecik w ataku na bramkę Legii Warszawa. Napastnikowi Wisły Kraków próbuje przeszkodzić Paweł Janas.

Jakie były mocne i słabe strony piłkarza Kazimierza Kmiecika?

Na pewno słabą stroną była gra głową. Choć muszę się przyznać, że jako mały chłopiec miałem prawie wstrząs mózgu. I później każde uderzenie nią piłki sprawiało, że kręciło mi się w głowie. Wtedy nie było lekarzy specjalistów, którzy doprowadziliby zawodnika do pełni zdrowia. Od czasu wypadku bałem się uderzać piłkę głową. A ponieważ nią nie grałem, to myślałem, gdzie nogę wsadzić, żeby gola strzelić, wyprzedzić obrońcę. Stąd wzięło się, że nie szedłem na głowę, tylko szukałem sytuacji bramkowej.

Talent, charakter, pracowitość i szczęście. Czy to są najważniejsze czynniki, które decydują o sukcesie?

Na pewno pracowitość. Trzeba pracować cały czas, choćby się wszystko umiało. Trzeba mieć charakter, nie obrażać się, że coś nie wyjdzie, czy ktoś o tobie źle napisze. Trzeba udowodnić, że jest się bardzo dobrym zawodnikiem.

Jest Pan absolwentem Szkoły Trenerów PZPN. Pracuje Pan w Wiśle głównie jako asystent. Czy nie myślał Pan kiedyś o tym, by samodzielnie poprowadzić przez dłuższy czas ukochany klub?

Nie myślałem. Pojechałem kiedyś do Grecji, gdzie przekonałem się, co to znaczy pracować z zawodnikami, którzy są przekonani, że wszystko umieją. Człowiek chce im coś przekazać, ale oni i tak mają swoje zdanie. I mnie to boli, gdy mówi się zawodnikowi, żeby wykonywał np. dziesięć powtórzeń, a on robi osiem. Ja jak to obserwuję, to mnie to denerwuje. Dlaczego nie zrobi dwunastu, by być lepszym zawodnikiem?

Jakie cechy charakteru powinien posiadać dobry trener?

Trzeba dużo rozmawiać z zawodnikami. Przekonać ich do zwiększonego wysiłku, że to, co robi dany zawodnik, mu się opłaca, by w meczu był nie słabym, a bardzo dobrym piłkarzem. I trener powinien mieć charakter do prowadzenia zespołu.

Kazimierz Kmiecik i Franciszek Smuda (1998)Kazimierz Kmiecik i Franciszek Smuda (1998)
FOT. PAP

Kazimierz Kmiecik (z prawej) jako asystent Franciszka Smudy. W 1998 roku Wisła Kraków została mistrzem Polski.

W pańskim życiu jedną z najważniejszych osób był Franciszek Smuda. To z nim u steru, Panem w roli asystenta, Wisła po 21 latach sięgnęła po mistrzostwo Polski w 1998 roku. Czy to właśnie wtedy zaczęła się Pana przyjaźń z „Franzem”?

Nasza przyjaźń zaczęła się znacznie wcześniej. Jeszcze gdy grał w Legii. Spotykaliśmy się zawsze, jak przyjeżdżaliśmy z Wisłą do Warszawy, na kawę w Grand Hotelu. W trakcie meczów Franek kopał mnie po kostkach, bo bramki zdobywałem. I tak się zaprzyjaźniliśmy. I tak pozostało do końca.

Skoro wywołał Pan wątek Legii, chciałem spytać, czy były jakieś propozycje transferowe z tego klubu?

Może były, ale mnie to nie interesowało. Chciał mnie Lech, jak Jerzy Kopa był jego trenerem. Ale oprócz wyjazdu zagranicznego, to nie wiem co musiałoby się stać, żebym odszedł z Wisły.

Na pewno bardzo przeżył Pan spadek Białej Gwiazdy z Ekstraklasy w 2022 roku. Teraz Wisła jest na dobrej drodze, aby do niej powrócić.

Trener, działacze, wszyscy muszą wierzyć, że to się musi odbudować. Wisła nie może być przecież w pierwszej lidze tyle lat. Czegoś brakowało w każdym z tych sezonów, bo zaczynaliśmy naprawdę dobrze. Zdobyliśmy Puchar Polski, graliśmy w europejskich pucharach. Jednak w grę w tych rozgrywkach trzeba było włożyć mnóstwo sił, co potem się odbijało w meczach ligowych. Część z tych spotkań było przekładanych. Brakowało odpowiedniego rytmu gry. W tym sezonie jest inaczej.