
„Mecz rozpoczął się o wpół do trzeciej, górnicy szli z kopalni, żeby zobaczyć. Był tak wcześnie, żeby w razie ewentualnej dogrywki nie przeszkodziły zapadające ciemności. Zrobiliśmy wszystko, żeby wygrać. Po rzucie wolnym bardzo długo było 1:0. Potem miałem doskonałą szansę, ale piłka minimalnie przeszła obok słupka” – wspominał po latach Grzegorz Kapica. Napastnik Szombierek, król strzelców ekstraklasy w sezonie 1981/82, w dwumeczu z Feyenoordem nie miał szczęścia. W Rotterdamie wprawdzie wypracował karnego, ale przy tym stłukł bark i przez kolejne minuty bardziej walczył z bólem niż z rywalami. Dwa tygodnie później odczuwał jeszcze skutki kontuzji i znów nie zdołał trafić do siatki. Kibice zdążyli wrócić do domów przed zmrokiem. Bytomianie, choć bardzo się starali wyrównać straty ze starcia na De Kuip, zaledwie zremisowali i już w pierwszej rundzie odpali z rozgrywek.
16
S. Kwaśniowski
„Kryłem w tamtym meczu van Hanegema. Co za chłopisko! Drugi Deyna. Pamiętam, że miał taką wielką głowę i potrafił nią mocno uderzyć w piłkę” – wspominał po latach Jan Byś. W tej sytuacji z reprezentantem Holandii o piłkę walczy Wenanty Fuhl.
Sędziowie znów nie stanęli na wysokości zadania. Uważam, że nie przyznali nam w tym meczu ewidentnego karnego. A pod koniec koledzy z defensywy ruszyli do przodu, wszyscy chcieli odrobić straty, stłamsić Feyenoord w ich polu karnym. No i w samej końcówce poszła kontra.
Wiesław Surlit miał dużo pracy, ale przez cały mecz bronił bez zarzutu. Piłkarze Feyenoordu pokonali go dopiero pod koniec spotkania, gdy obrońcy Szombierek, walczący o gola dającego prawo dogrywki, nie zdążyli wrócić pod własną bramkę.
Po porażce 0:2 w pierwszym meczu szanse Szombierek na wyeliminowanie sławnego przeciwnika były niewielkie. Ale nie rezygnowano, biorąc pod uwagę okoliczności przegranej dwa tygodnie wcześniej. Szombierki były bliskie zdobycia gola w Rotterdamie, gospodarze zaprezentowali się tam nieco gorzej niż się spodziewano, uważano więc, że przy dobrej grze w Bytomiu można będzie straty odrobić. Prognozy te miały swoje podstawy, co spotkanie rewanżowe potwierdziło. Jestem przekonany – choć nie da się tego sprawdzić – że co najmniej trzy nasze drużyny klubowe, te, które zajmują dziś czołowe miejsca w tabeli, byłyby w stanie Holendrów pokonać. Dokonałyby chyba tego i Szombierki, ale w składzie i formie z ubiegłego roku.
Wim van Hanegem (po lewej) i Roman Ogaza. Ten drugi strzelił na stadionie Szombierek gola, ale to słynny Holender cieszył się z awansu do drugiej rundy.
Pierwsza połowa meczu była bezbarwna. Holendrzy grali futbol zachowawczy, bytomianie natomiast nie potrafili znaleźć sposobu na przerwanie ich bloku obronnego. Znacznie większe emocje przeżywaliśmy w drugiej części spotkania. Tuż po przerwie van Deinsenowi pozostawiono zbyt dużo swobody, którą natychmiast wykorzystał, strzelając w pełnym biegu bardzo groźnie, na szczęście dla Szombierek – w poprzeczkę. W tej samej minucie Ogaza uwolnił się od swych opiekunów, poszedł dynamicznie prawą stroną i posłał piłkę na pole karne – tam jednak nie było jego kolegów.
Stadion Szombierek był o tyle nietypowy, że piłkarze i sędziowie, aby dostać się do szatni, musieli wejść po schodkach na trybunę główną, skąd prowadziło przejście do klubowego budynku. To miejsce dobrze widać w prawej górnej części zdjęcia.
Bytomski pojedynek, nie zakończony przecież porażką naszych piłkarzy, musi skłaniać do niewesołych refleksji. Jeśli do wyeliminowania Szombierek wystarczyła poprawna, ale tylko poprawna gra Feyenoordu, oznacza to, że z naszą klubową piłką jest źle… Dwubramkowa zaliczka z Rotterdamu w oczywisty sposób wpłynęła na taktykę przyjętą przez Holendrów. Opanowanie środkowych rejonów boiska pozwoliło jedenastce Václava Ježka na całkowite kontrolowanie wydarzeń w pierwszej połowie meczu.
„W 52. minucie van Til podciął Ogazę i szwajcarski sędzia nakazał wolny pośredni. Holendrzy ustawili dość szczelny ich zdaniem mur, co jednak nic nie pomogło. Sroka podał Ogazie, a ten bardzo ostro strzelił, podkręcając piłkę. Hiele wprawdzie ją chwycił, ale tak nieudolnie, że za moment była już w bramce” – tak opisała bramkę dla Szombierek redakcja katowickiego „Sportu”. Ogaza był z zawodu ślusarzem, więc nic dziwnego, że potrafił rozmontować każdy zamek założony przez obronę rywali. Podczas piłkarskiej kariery jednak trochę brakowało mu szczęścia. Mimo że już na początku lat 70. uznawano go za jeden z większych talentów, nie pojechał na żaden z mundiali i nie przebił się do składu Górnika Zabrze, w którym zadebiutował w ekstraklasie. Zmarł w 2006 roku, w wieku zaledwie 53 lat.
„Bezsprzecznie najlepsze wrażenie w zespole holenderskim wywarł Karel Bouwens. Dryblasowi temu, znacznie przewyższającemu najwyższego bytomianina, czyli mierzącego 189 cm Mierzwiaka, taki wzrost w najmniejszym stopniu nie przeszkadza w operowaniu piłką w stylu przypisywanym niewysokim, zwinnym piłkarzom krajów południowych. Świetnie gra głową, a na dodatek, kiedy nadarza się okazja, potrafi też natychmiast zdecydować się na oddanie groźnego strzału” – zachwycał się po pierwszym meczu Jerzy Namysło z „Przeglądu Sportowego”. Również w rewanżu wysoki napastnik Feyenoordu dał się we znaki piłkarzom Szombierek. To on, strzelając gola kilka minut przed ostatnim gwizdkiem, rozwiał ich nadzieje na awans do drugiej rundy.
Feyenoord dzisiejszy ani się nie umywa do tego sprzed lat, szczególnie do tego z 1970 roku. Atletycznie zbudowani gracze Feyenoordu do perfekcji opanowali umiejętność gry ciałem, zwłaszcza w pojedynkach bark w bark. Widzowie nie potrafili tego pojąć i ostro protestowali, domagając się karnych. Cóż, naszym zdaniem nie przysługiwał Szombierkom ani jeden karny! Błędy sędziów, niewątpliwe, sprowadzały się do oceny fauli w środkowej strefie boiska i kilkakrotnie przy autach.
Kibice żałują tej szansy, bo uznali, że „tak słabych Holendrów jeszcze w Polsce nie było”. Są wściekli i dopuszczają się wybryków nie widzianych do tej pory na stadionie Szombierek: po meczu trójka szwajcarskich arbitrów wracających do szatni po schodach zostaje zwyzywana i… opluta. To musiały być dla sędziów bardzo trudne momenty: szatnia była przecież dopiero na koronie stadionu, trzeba było wejść po schodkach do góry wśród wściekłych kibiców. Właśnie po tym meczu zostaje podjęta decyzja o postawieniu ogrodzenia wokół wąskiego przejścia, którym piłkarze i sędziowie schodzili na boisko i wracali do szatni. Możemy oglądać je do dziś.
► 258. mecz polskiego klubu w europejskich pucharach
► 83. mecz klubu z Polski w Pucharze UEFA
► 13., jak się okazało pechowy (nie dał awansu), remis polskiego klubu w Pucharze UEFA
► 2. mecz Szombierek Bytom w Pucharze UEFA i drugi bez wygranej
► 50. mecz polskiego klubu w europejskich pucharach na własnym boisku ze straconą dokładnie 1 bramką
► 90. gol stracony przez polskie kluby w 1/32 finału europejskich pucharów
► Po raz 10. nie udało się polskiemu klubowi awansować do 1/16 finału Pucharu UEFA
► 6. mecz Szombierek Bytom w europejskich pucharach
► 20. mecz polskiego klubu w 1/32 finału europejskich pucharów na własnym boisku ze zdobytą bramką
► 50. gol strzelony przez polskie kluby w 1/32 finału europejskich pucharów na własnym boisku
► Pierwszy remis Szombierek Bytom w europejskich pucharach
► Pierwszy mecz Szombierek Bytom w Pucharze UEFA na własnym boisku
► Czwarty kolejny mecz Szombierek Bytom w europejskich pucharach ze straconą bramką
► 10. gol stracony przez Szombierki Bytom w europejskich pucharach
► Drugi mecz Szombierek Bytom w 1/32 finału europejskich pucharów (oba w Pucharze UEFA) i drugi bez wygranej