To był kluczowy mecz Polek w eliminacjach Euro 2017. Po porażce w Göteborgu 0:3 nikt nie miał już wątpliwości, że Szwedki są poza naszym zasięgiem, więc biało-czerwonym pozostała walka o drugie miejsce w grupie z Dunkami. Osiągnięcie tego celu bardzo mogło przybliżyć zwycięstwo w Tychach. Niestety, zespół Wojciecha Basiuka – mimo że stworzył sobie kilka znakomitych okazji do zdobycia bramki – nie wykorzystał atutu własnego boiska i zamiast trzech zdobył tylko punkt. Droga do pierwszego w historii występu biało-czerwonych w turnieju rangi mistrzowskiej znacznie się wydłużyła.
11
E. Kamczyk
18
N. Kaletka
17
K. Daleszczyk
Reprezentacja Polski przed meczem z Danią w Tychach. Stoją od lewej: Anna Szymańska, Patrycja Balcerzak, Agata Guściora, Jolanta Siwińska, Silvana Chojnowski, Aleksandra Sikora. W dolnym rzędzie: Sylwia Matysik, Anna Rędzia, Martyna Wiankowska, Ewa Pajor, Hanna Konsek.
Był to bardzo trudny mecz z wymagającym rywalem. Byliśmy świadomi siły przeciwnika, ale i tego, czym my dysponujemy. Dzięki temu udało się trochę opanować siłę Dunek. Umiejętna gra w obronie, wielka koncentracja i konsekwencja pozwoliły kontrolować mecz i czekać na moment do zadania końcowego ciosu. Dunki częściej miały piłkę, my dzięki sprawnej organizacji gry stworzyliśmy groźne sytuacje. Wynik 0:0 nie jest wymarzony, ale niezły w kontekście rewanżu i całych eliminacji. Jestem umiarkowanie zadowolony z rezultatu.
Na stadion w Tychach przyszło aż cztery tysiące kibiców. Bilety były za darmo. Fani, nakręceni ostatnimi zwycięstwami, liczyli na kolejne, ale Polki były w pierwszych minutach jakby sparaliżowane. Dunki co rusz przypuszczały na naszą bramkę szturmowe ataki. Nie schodziły z polskiej połowy. W zespole Wojciecha Basiuka wyczuwało się dużą nerwowość. Duński napór zakończył dopiero słupek, w który bezpośrednio z rzutu rożnego trafiła Line Røddik Hansen.
Dunki prezentowały bardziej dojrzałą grę i widać było, że kilka zawodniczek występuje w czołowych ligach, to one dominowały i częściej przebywały na naszej połowie, mimo to Polkom udawało się czasem przedostać pod pole karne gości, lecz brakowało ostatniego podania.
Córka polskich emigrantów, która urodziła się we Frankfurcie nad Menem. Najpierw grała w reprezentacji Niemiec i w jej barwach sięgnęła po brązowy medal mistrzostw Europy do lat 17, a potem po wicemistrzostwo świata do lat 20. Do występów z orłem na piersi namówił ją skaut PZPN Tomasz Rybicki i – jak sama przyznała w rozmowie z Paulą Dudą z portalu Łączy Nas Piłka – podjęcie decyzji w tej sprawie wcale nie było łatwe. „Moi rodzice pochodzą z Grudziądza. Nadal często tam jeżdżę, do babci. Wiedziałam, że jak zagram jeden mecz w reprezentacji Polski, to drzwi do niemieckiej kadry zamkną się na zawsze. Potrzebowałam dużo czasu, żeby to wszystko przemyśleć” – tłumaczyła w kwietniu 2016 roku. Zadebiutowała w meczu z Czeszkami w Larnace i od razu strzeliła gola. W naszej kadrze długo jednak nie zagrzała miejsca, na co wpływ miały często trapiące ją kontuzje.
Urodziła się w Afganistanie, w mieście Herat, jako córka oficera tamtejszej armii. Gdy miała 12 lat, jej ojciec został zastrzelony przez talibów. Wraz z matką oraz rodzeństwem zdołała uciec za granicę, a schronienia ostatecznie udzieliła im Dania. Na przekór obowiązującym w jej kraju surowym obyczajom, godzącym głównie w prawa kobiet, postanowiła uprawiać sport długo zarezerwowany wyłącznie dla mężczyzn. Wkrótce okazało się, że w piłkę potrafi grać nie gorzej od nich. Najpierw zrobiła furorę w rodzimej lidze, a potem miała okazję się sprawdzić w silnych amerykańskich klubach Sky Blue i Portland Thorns. Od 2018 roku znowu gra w Europie, gdzie broniła barw Manchesteru City i Paris Saint-Germain. W reprezentacji trafia do siatki średnio w co trzecim meczu. W spotkaniu z Polską w Tychach akurat nie udała jej się ta sztuka.