„Jesteśmy w finałach mistrzostw Europy! Po raz pierwszy, historycznie!” – tak po ostatnim gwizdku sędziego krzyczał do mikrofonu komentujący to spotkanie Dariusz Szpakowski. Stadion Śląski w Chorzowie znów był świadkiem wielkiego wydarzenia. Coś, co nie udało się wielkim trenerom Kazimierzowi Górskiemu i Antoniemu Piechniczkowi, a także kolejnym selekcjonerom, stało się faktem 17 listopada 2007 roku. Leo Beenhakker został pierwszym szkoleniowcem, który wprowadził reprezentację Polski na mistrzostwa Europy. Słynny Kocioł Czarownic kolejny raz poniósł naszych piłkarzy. Jeszcze długo po ostatnim gwizdku sędziego z trybun niosło się gromkie: „Dziękujemy, dziękujemy!”.

„EBI” – KRÓL ELIMINACJI

Euzebiusz Smolarek – bezdyskusyjny bohater nie tylko tego meczu, ale całych eliminacji. To był bez wątpienia najlepszy okres „Ebiego” w barwach reprezentacji Polski. W starciu z Belgami zdobył dwie bramki, a w sumie w kwalifikacjach do Euro 2008 zaliczył 9 trafień. Został wówczas najlepszym polskim strzelcem, biorąc pod uwagę eliminacje ME i MŚ. Vincent Kompany to jeden z przedstawicieli złotego pokolenia belgijskiej piłki. Po przegranych bojach o mistrzostwa Europy wydawało się, że już bezpowrotnie straconego. Jednak czas takich graczy, jak Kompany, Jan Vertonghen, Marouane Fellaini czy Mousa Dembélé, miał dopiero nadejść w 2018 roku. Na MŚ w Rosji wspomniana czwórka, wraz z nie mniej utalentowaną belgijską młodzieżą, sięgnęła po brązowy medal. Wracając jednak do 2007 roku i starcia w Chorzowie, Kompany był tym graczem, który przyczynił się do utraty drugiego gola. To jego nieprecyzyjne wybicie piłki pozwoliło Jackowi Krzynówkowi oddać strzał na bramkę Stijna Stijnena, po którego interwencji do siatki trafił Smolarek.