Trzy finały i dwa triumfy w poprzednich czterech edycjach Pucharu Tysiąca Drużyn. Chyba trudno wyobrazić sobie bardziej wymagającego przeciwnika na początku rywalizacji,  to jednak Miedź nie tylko postawiła się faworyzowanemu Rakowowi, ale po bezbramkowym remisie i serii rzutów karnych sprawiła jedną z największych sensacji tej fazy. Występujący na co dzień na zapleczu PKO BP Ekstraklasy piłkarze z Dolnego Śląska, byli skoncentrowani głównie na defensywie, ale bronili się na tyle umiejętnie, że dysponujący potężną siłą rażenia podopieczni Marka Papszuna nie byli w stanie znaleźć sposobu na Mateusza Abramowicza. W serii jedenastek bramkarz gospodarzy nie musiał się nawet wykazać refleksem i umiejętnościami, bo o sukcesie jego zespołu zadecydowały dwa niecelne uderzenia graczy spod Jasnej Góry.

POSIŁKI NIE POMOGŁY

Niespełna miesiąc przed meczem w Legnicy, Raków doznał ligowej porażki przed własną publicznością, przegrywając 0:1 z Piastem Gliwice, po golu w doliczonym czasie Michaela Ameyawa. Urodzony w Łodzi pomocnik na tyle dał się wówczas we znaki trenerowi i działaczom spod Jasnej Góry, że już dwa tygodnie później był zawodnikiem „Medalików”. W spotkaniu z Miedzią to on mógł szybko otworzyć wynik, ale przy strzale z ostrego kąta zabrakło mu precyzji. Gospodarze z kolei koncentrowali się głównie na obronie. Jednym z niewielu piłkarzy, który oddał celny strzał na bramkę Kacpra Trelowskiego był Benedik Mioč. To również Chorwat udanie rozpoczął dla legniczan, zakończony sukcesem, konkurs rzutów karnych.