
Niespodziewany sukces okazał ich przekleństwem. Po tym jak Wisła, jako przedstawiciel drugiego poziomu rozgrywek ligowych, sięgnęła po Puchar Polski, z urzędu stała się reprezentantem naszego kraju w europejskich zmaganiach. Jej udział w międzynarodowej rywalizacji wpłynął nie tylko na kalendarz Białej Gwiazdy (miała prawo do przekładania spotkań), ale również na jej dyspozycję w walce o punkty, gdzie od początku sezonu ekipa Kazimierza Moskala spisywała się fatalnie. Dość powiedzieć, że po rozegraniu sześciu spotkań, z dorobkiem sześciu punktów, plasowała się w strefie spadkowej. Sytuacji nie poprawił zaległy mecz 1. kolejki w Łodzi, gdzie rozpędzony ŁKS nie pozostawił drużynie spod Wawelu żadnych złudzeń.
Po porażce w ostatniej kolejce Wisła znalazła się w strefie spadkowej. Rozsierdzeni kibice domagali się rozmowy z prezesem Jarosławem Królewskim, który musiał się przed nimi tłumaczyć. Słowa słowami, ale najlepiej do fanów trafić wynikami. W Łodzi krakowianie rozpoczęli rozgrywanie zaległych meczów, których z powodu występów w europejskich pucharach trochę się nazbierało. Gdyby wygrali trzy zaległe spotkania, awansowaliby ze strefy spadkowej do barażowej. Tyle że już pierwsza przeszkoda była trudna. ŁKS po słabym początku sezonu wygrał cztery mecze z rzędu, a do tego w trzech nawet nie stracił gola. Mecz w Łodzi był sentymentalnym powrotem dla Kazimierza Moskala, który jeszcze w poprzednim sezonie prowadził łodzian. Zresztą jest tu mile wspominany, bo dwa razy wprowadził ŁKS do ekstraklasy.
7
H. Balić
33
A. Majcenić
4
I. Mihaljević
17
K. Ibe-Torti
26
A. Pawlak
19
J. Zając
12
Ł. Bomba
6
J. Alastuey
10
J. Pirulo
Byliśmy bardzo dobrze przygotowani do tego meczu i dobrze go też rozgrywaliśmy. W pierwszej połowie z naszej strony było dużo obrony wysokiej, co dało kontrolę nad spotkaniem. Wykorzystaliśmy w końcu stałe fragmenty gry, co wcześniej się nie udawało. Wisła jest na tyle dobrym zespołem, że spodziewaliśmy się, że przy takim wyniku rywal będzie na naszej połowie, ale ofiarnością zdołaliśmy sobie z tym poradzić. Wygraliśmy bardzo istotny mecz. Byliśmy dziś konkretniejsi.
Gratulacje dla ŁKS-u. Przed przerwą był zespołem lepszym, bardziej agresywnym i bardziej zdeterminowanym. Chcieliśmy odwrócić losy spotkania, ale trzecia bramka przesądziła o wszystkim. Jedyne, co optymistyczne to, że udało się nam zdobyć jedną bramkę. Zatrważające jest to, ile sytuacji potrzebujemy, żeby pokonać bramkarza rywali. Nie tak miało to wyglądać. Na pewno musimy coś zmienić. Brakuje nam punktów i tutaj trzeba się zastanowić, co z tym zrobić dalej.
Szukając podczas starcia ŁKS-u z krakowską Wisłą zawodnika, który najciężej pracował na sukces swojej drużyny, jednym z tych, którzy znaleźliby się w czołówce takiej klasyfikacji byłby z pewnością kapitan gości. Alan Uryga zanotował aż 70 kontaktów z piłką, popisał się ponad 90-procentową celnością podań i jak na obrońcę, wykazał się dużą aktywnością w ofensywie. Nagrodą okazał się gol w doliczonym czasie, który jednak był tylko honorowym dla zespołu spod Wawelu. Dużo mniej pracy żeby wpisać się na listę strzelców wykonał Michał Mokrzycki. Pomocnik gospodarzy okazał się jednak skutecznym egzekutorem rzutu karnego, a jego trafienie na 3:0 definitywnie rozstrzygnęło losy rywalizacji.
Nie mieliśmy dużo okazji, a nie ustrzegliśmy się również błędów przy stałych fragmentach gry, bo wszystkie trzy bramki dla ŁKS-u padły właśnie po nich. Rozmawialiśmy już o tym na gorąco między sobą zaraz po meczu, że musimy być bardziej odpowiedzialni w takich sytuacjach, jeśli mamy zadania do wykonania. Czy to jeśli chodzi o krycie indywidualne rywali czy coś innego konkretnego do zrobienia przy stałych fragmentach gry. Tego w meczu z ŁKS-em na pewno zabrakło.
Wiedzieliśmy, że Wisła Kraków to poważny zespół, z którym niełatwo będzie wygrać. Ale i my dysponujemy dużym potencjałem. W meczu było wiele sytuacji, cieszę się, że więcej z nich wykorzystała nasza drużyna. Żaden gol nie jest łatwy do strzelenia, co dotyczy także bramki mojego autorstwa w starciu z Wisłą. To kwestia dobrego ustawienia, szukania sobie miejsca. Daję z siebie wszystko, bez względu na miejsce na boisku.