Wszyscy znają powiedzenie: „chodzić jak szwajcarski zegarek”. Oznacza to ni mniej, ni więcej – bardzo dokładnie, precyzyjnie i niezawodnie. Tego nie dało się powiedzieć o grze Legii, która w pierwszym meczu 2. rundy kwalifikacji do Pucharu UEFA zmierzyła się z przedstawicielem futbolu ze Szwajcarii – FC Zürich. To powiedzenie zdecydowanie bardziej oddawało boiskowe poczynania rywali, którzy lepiej operowali piłką, stwarzali co rusz groźne sytuacje podbramkowe, aż wreszcie wbili futbolówkę do bramki stołecznego zespołu. I ustawili się w dobrej sytuacji przed rewanżem w Zurychu. Choć legioniści zapowiadali, że w Szwajcarii odrobią straty i awansują do 1. rundy Pucharu UEFA, to stało się inaczej. Tam już kompletnie nic nie chodziło jak w zegarku. Podopieczni Jacka Zielińskiego przegrali 1:4 i szybko pożegnali się z europejskimi pucharami.
19
M. Rosłoń
21
M. Chmiest
15
D. Janczyk
Przywitanie piłkarzy obu drużyn. Przed pierwszym gwizdkiem sędziego trudno było wskazać zdecydowanego faworyta. Legioniści przystępowali do meczu mocno przetrzebieni. Brakowało kilku nowych zawodników, których nie zgłoszono do Pucharu UEFA, a z wyjściowej jedenastki wypadli m.in. kontuzjowani – Dickson Choto i Wojciech Szala.
Szwajcarski kibic – Chris już przed spotkaniem był pełen optymizmu: „My się Legii nie boimy, wygramy 3:1 i wyleczymy waszych piłkarzy z marzeń o podboju Europy”. Bardzo szybko miało się potwierdzić, co mówił sympatyk Zurychu. Bo choć wynik, jaki przewidywał, się nie pojawił, to jednak piłkarze FCZ chyba już w Warszawie pozbawili złudzeń legionistów, co do tego kto awansuje.
Ceny biletów na mecz z FC Zürich nie należały do najniższych i być może dlatego na stadionie pojawiło się tylko około 7 tysięcy widzów. Na „Żylecie” nie brakowało pustych miejsc, ale mimo to fani Legii zaprezentowali ogromną sektorówkę z panoramą Warszawy.
Wynik 0:0 może nie jest najlepszy, ale u siebie to najlepszy z remisów. Tymczasem w doliczonym czasie gry jeszcze raz okazało się, że Legia póki co to jeszcze niedojrzała drużyna. Po akcji i dośrodkowaniu Blerima Džemailego przed pustą bramką znalazł się wprowadzony na boisko kilka minut wcześniej Raffael De Araújo. Tej okazji już nie mógł zmarnować. Szanse na awans do kolejnej rundy Pucharu UEFA (rewanż w Zurychu 25 sierpnia) można określić – jak to się mawia – jako iluzoryczne. Czy mogło być lepiej? Mogło. Zwłaszcza, gdyby pierwszy nie zszedł kapitan.
Główny winowajca porażki Legii? Łukasz Surma niewątpliwie dołożył cegiełkę do przegranej z FC Zürich. W 18. minucie kapitan stołecznej drużyny ostro sfaulował jednego z rywali, za co sędzia pokazał mu czerwoną kartkę. Resztę spotkania Surma oglądał już na stojąco – z trybun.
Kapitan legionistów w okolicach linii środkowej zaatakował wyprostowaną nogą Alaina Nefa. Obaj zdążali do piłki, tyle że Szwajcar jechał po śliskiej trawie z wyraźnym zamiarem wycofania się z kłopotliwej sytuacji, a Surma zaatakował bezpardonowo. Wślizgi w środku boiska, którymi wielokrotnie już zdarzało mu się odbierać piłkę to jeden z jego znaków firmowych. Kiedy się udają można mówić o ambicji zawodnika. Kiedy jednak nie, co najwyżej o niewielkim rozsądku.
Kamery Polsatu Sport uchwyciły podczas meczu Legii z FC Zürich jej byłego... bramkarza, w nieco innej roli. Otóż jedną z pasji Macieja Szczęsnego była fotografia. Po zakończeniu kariery często pojawiał się na spotkaniach piłkarskich jako fotoreporter.
Kariera tego piłkarza w Legii mogła przypominać… oczekiwanie na przydział na mieszkanie w PRL-u. Marcin Rosłoń mógł śmiało posłużyć się cytatem z docenta Zenobiusza Furmana z serialu „Alternatywy 4”- „Czekałem, czekałem, ale się doczekałem”. W sezonie 1996/1997 zaliczył zaledwie 5 występów. Kolejne lata spędzał albo w rezerwach, albo w innych klubach: Świcie Nowy Dwór Mazowiecki, Lechu Poznań i Okęciu Warszawa. Prawdziwej szansy „Rosół” doczekał się u schyłku kariery, gdy zaczął już nawet pracować jako dziennikarz sportowy w telewizji Canal+. Nie spodziewał się chyba, że będzie mu jeszcze dane zagrać w koszulce Legii. Sezon 2005/2006 był jego najlepszym. Został w końcu mistrzem Polski. Rozegrał w sumie 19 meczów (12 w lidze), w tym dwa w eliminacjach Pucharu UEFA z FC Zürich. W pierwszym starciu wszedł na boisko w 25. minucie, w rewanżu zagrał już całe spotkanie.
Brazylijczyk potrzebował niewiele czasu, aby przesądzić o zwycięstwie. Napastnik (lub ofensywny pomocnik) FC Zürich wszedł na boisko w 86. minucie, by już w doliczonym czasie gry wykorzystać gapiostwo obrońców Legii. Raffael, a właściwie Raffael Caetano de Araújo trafił do Szwajcarii w 2003 roku. Dwa lata spędził w nikomu nieznanym klubie FC Chiasso. Tam wypatrzyli go wysłannicy FC Zürich. W 2005 roku drużyna z Zurychu wypożyczyła zdolnego Brazylijczyka, a ten odwdzięczył się 14 golami w 31 występach. Raffael został więc wykupiony i grał w tym klubie do 2008 roku. Potem trafił do Niemiec – do Herthy Berlin, gdzie radził sobie świetnie. Po 4 latach przeniósł się do Dynama Kijów, by w 2013 roku wrócić do Niemiec. Krótko pograł w FC Schalke, a następnie trafił do Borussii Mönchengladbach. Tam imponował skutecznością. W barwach Źrebaków rozegrał 164 mecze i zdobył 57 bramek. Z Borussią rozstał się w czerwcu 2020 roku.
Graliśmy ostro, ale wcale nie uważam, żeby Łukasz zagrał brutalnie. Momentami miałem wrażenie, że włoski arbiter prowadzi zawody siatkówki, a nie futbolu. Chciał gry bezkontaktowej, a trzeba inaczej, powalczyć, pograć piłką.
W szatni powiedziałem zawodnikom, że jeśli gramy z przewagą, to grzechem byłoby nie odnieść zwycięstwa. Tak sobie założyliśmy i plan wykonaliśmy. A Legia? Nadal uważam, że to silna drużyna.
► 705. mecz polskiego klubu w europejskich pucharach
► 307. mecz klubu z Polski w Pucharze UEFA
► 10. mecz polskiego klubu w 1/128 finału Pucharu UEFA na własnym boisku ze straconą bramką
► 10. mecz Legii w Pucharze UEFA na własnym boisku ze straconą dokładnie 1 bramką
► Piąty, kolejny mecz polskiego klubu w 1/128 finału europejskich pucharów (wszystkie w Pucharze UEFA) bez zdobytej bramki – każdy z nich przegrany w rozmiarze 0:1
► Piąty mecz Legii w 1/128 finału Pucharu UEFA na własnym boisku i piąty bez remisu
► 440. gol stracony przez polskie kluby w Pucharze UEFA
► 25. gol stracony przez Legię w Pucharze UEFA na własnym boisku
► Pierwszy mecz Legii (na 9 wszystkich) w 1/128 finału Pucharu UEFA bez zdobytej bramki, a zarazem pierwsza porażka w rozmiarze 0:1
► 124. mecz Legii w europejskich pucharach
► 47. mecz Legii w Pucharze UEFA
► 30. mecz Legii w Pucharze UEFA ze straconą bramką