Blisko trzy miesiące musieli czekać piłkarze na powrót do ligowej rywalizacji w PKO BP Ekstraklasie. Po wznowieniu zmagań, futbolowa rzeczywistość znacznie odbiegała jednak od tej znanej jeszcze z początków marca. Oczywiście głównym celem było dokończenie zmagań, dlatego zachowując wszelkie zalecenia obowiązujące podczas pandemii COVID-19, kluby robiły wszystko, aby rozgrywanie spotkań w ogóle było możliwe. Kibicom pozostało więc śledzić poczynania drużyn tylko na ekranach, a trybuny świeciły pustkami. W tych okolicznościach klasyk Lecha z Legią stracił wiele na atrakcyjności, a na boisku skromnie zwyciężyli goście ze stolicy. Tym samym ekipa prowadzona przez Aleksandara Vukovicia zrobiła kolejny krok w stronę wywalczenia mistrzowskiego tytułu.
15
J. Moder
21
M. Skóraś
38
J. Kamiński
20
M. Skrzypczak
36
F. Marchwiński
16
J. Letniowski
9
C. Gytkjær
99
M. Mleczko
8
P. Tomczyk
Przenieśliśmy się w czasie, rozważając o meczu, który miał odbyć się dwa i pół miesiąca temu. Całe szczęście, że możemy rozmawiać o grze w piłkę, a nie o przedwczesnym zakończeniu sezonu. Obecna sytuacja podnosi rangę okoliczności towarzyszących prestiżowemu spotkaniu Lech – Legia. Nie mam na myśli nowych zasad, reżimu sanitarnego, ponieważ te kwestie nie powinny przekładać się na grę. Istotny może okazać się brak publiczności. Puste trybuny nie tyle sprzyjają drużynie gości, co nie pomagają gospodarzom – widzimy to na przykładzie Bundesligi czy nawet rozegranych w środku tygodnia starć Pucharu Polski.
Przykro jest przegrywać taki mecz, kiedy zespół nie gra źle, w którym tworzy sytuacje i nie jest drużyną gorszą. Taka jest jednak piłka, Legii udało się strzelić, nam się nie udało. Zdobyliśmy bramkę podobno z minimalnego spalonego. Schodzimy z boiska pokonani, muszę pogratulować rywalom zwycięstwa i otwartej drogi do mistrzostwa.
Jesteśmy bardzo zadowoleni ze zdobycia trzech punktów na terenie największego rywala, jeśli chodzi o tradycje ostatnich lat. To pierwszy mecz w sezonie, który wygrywamy, kiedy nie dominowaliśmy. To duża wartość z dzisiejszego spotkania. Nie wygrywając tych starć, w których nie jesteśmy lepsi, nie osiągniemy celów, które sobie założyliśmy.
Gdyby o sukcesie w futbolu decydowała nie skuteczność, a liczba podejmowanych prób, z trzech punktów mogliby się cieszyć gospodarze, a bohaterem meczu zostałby Tymoteusz Puchacz. Młody pomocnik Lecha był najczęściej oddającym strzały graczem na boisku, ale miał ogromne problemy z celnością, dlatego ani razu nie zagroził bramce strzeżonej przez Radosława Majeckiego. W zaledwie jednej i to dość przypadkowej sytuacji idealnie odnalazł się za to Tomáš Pekhart. To właśnie czeski snajper Legii, który w barwach stołecznej drużyny rozgrywał dopiero czwarte spotkanie, przesądził o losach rywalizacji.
Zwykle spotkania tych drużyn oznaczały wielkie piłkarskie święto, na które wybierało się czasem nawet 40 tys. widzów. Tym razem rekordowa frekwencja mogła być co najwyżej przed telewizorami, bo na trybunach kibiców brakowało. Były jednie ekipy telewizyjne, 15 dziennikarzy i 10 fotoreporterów. Słychać więc było każdy okrzyk piłkarzy, jak na sparingu. Niestety, poziom też mocno przypominał ten, który znamy z meczów kontrolnych. Tymczasem w Poznaniu sparingu miało nie być – tu toczyła się walka dwóch drużyn celujących w mistrzostwo Polski.
► To był mecz nr 120 tych rywali w ekstraklasie
► Lech w meczach z Legią w ekstraklasie remisował dotychczas 30 razy
► Lech w meczach z Legią w Poznaniu wygrywał dotychczas 25 razy
► W żadnym z ostatnich 16 meczów tych drużyn w ekstraklasie nie padł remis
► Po tej kolejce Legia notowała najdłuższą serię kolejnych meczów ze zdobytą bramką – 16
► Lech w starciach z Legią w Poznaniu miał dodatni bilans meczowy i minimalnie ujemny bramkowy: 25-16-18, bramki 69-70
► Po tej kolejce Legia była jedyną drużyną w tabeli ze średnią strzelonych goli na mecz powyżej 2
► W meczach tych rywali w ekstraklasie padło dotychczas 270 bramek
► Lech w meczach z Legią w Poznaniu stracił dotychczas 70 bramek
► Równo 1/3 porażek z Legią w ekstraklasie Lech zanotował na własnym boisku (18/54)