Jak zwykł mawiać późniejszy selekcjoner reprezentacji Polski Czesław Michniewicz: „2:0 to najbardziej niebezpieczny wynik w futbolu”. Usypia czujność i negatywnie wpływa na koncentrację, co w konsekwencji może doprowadzić do odwrócenia losów meczu i zaprzepaszczenia szansy na wygraną. W Kaliszu, o prawdziwości tej teorii przekonali się piłkarze Rakowa Częstochowa. Obrońcy Pucharu Polski na co dzień występujący w ekstraklasie, już do przerwy wypracowali sobie bezpieczną przewagę nad drugoligowcem (3. poziom rozgrywkowy), żeby kontaktową bramkę stracić na 5. minut przed końcowym gwizdkiem. I choć ostatecznie ta historia zakończyła się happy endem dla podopiecznych Marka Papszuna, kibice ekipy spod Jasnej Góry najedli się strachu zupełnie niepotrzebnie.

SPOKÓJ I NIEPOKÓJ

Kiedy tuż przed przerwą do bramki gospodarzy trafił Wdowiak wydawało się, że po zmianie stron obrońcy trofeum spokojnie postawią tylko kropkę nad i w drodze do 1/8 finału. I pewnie tak by było, gdyby nie gol w samej końcówce Waleńcika. Obrońca KKS-u, zdobywając swoją pierwszą bramkę w sezonie, sprawił że w ostatnich minutach na murawie znów odżyły emocje, a nad piłkarzami Rakowa zawisło widmo dogrywki.